czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 98



            Odkąd Nikola weszła do ich pokoju panowała cisza, tworząc tak gęstą atmosferę w pokoju, iż można ją niemalże było kroić nożem. Oboje siedzieli na drewnianych krzesełkach przy okrągłym mahoniowym stoliczku zastanawiając się co też może dziać się w pokoju 516. Brunetce nawet wyparował z głowy pomysł wyzwania gitarzysty za jego wcześniejsze słowa. Nie znosiła kiedy ktoś zdrabniał jej imię. Bo jak to brzmi? Zresztą czuła się wtedy jak małe dziecko, któremu rodzice tłumaczą, że nie dostanie nowej paczki puzzli z Kaczorem Donaldem. Jeszcze tego brakowało, żeby i oni zaczęli się kłócić! Wtedy wyjazd z pewnością okazałby się totalnie nieudany. A on miał być doskonały. Szczególnie, że chcieli pogodzić Mary Ann z Billem, tylko czy to był naprawdę dobry pomysł? Może lepiej było nie ingerować? Pozostawić sprawy tak jak są z nadzieją, że kiedyś wszystko się wyjaśni?
            Dziewczyna nie mogła znieść już dłużej tej przeciągającej się ciszy. Wstała z miejsca i podeszła do walizki. Zaczęła wyjmować z niej ubrania i układać na półkach. Jednak atmosfera nie uległa rozrzedzeniu tak jak się tego spodziewała. Kiedy skończyła opadła na łóżko i spojrzała na Toma, który był pochłonięty własnymi myślami.
-          Myślisz, że... - zaczęli jednocześnie, po czym się roześmiali.
-          Dobra, mów pierwszy.
Tom skinął głową, po czym kontynuował:
-          Myślisz, że nie przesadziliśmy z tym łóżkiem...
-          Sama nie wiem... - powiedziała bawiąc się drewnianą bransoletką. - Ale mam nadzieję, że nie będzie przez to jeszcze gorzej...
-          Bill nas zabije! Nie mówiąc już o Mary Ann! - Tom był wyraźnie zdenerwowany. Obawiał się reakcji brata i jego ukochanej, która nie będzie zapewne należała do tych serdecznych...
-          Przynajmniej w tej jednej kwestii się zgodzą - zażartowała, jednak żadne z nich się nawet nie uśmiechnęło. Sytuacja była poważna i dobrze o tym wiedzieli.
W tym momencie rozległo się ciche pukanie do drzwi ich pokoju. Nikola spojrzała nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami na Toma. Chłopak powoli się podniósł i skierował w stronę drzwi. Były tylko dwie możliwości. Na progu stoi zapłakana Mary Ann, albo Bill z walizką. Innej opcji nie ma. Zresztą to było do przewidzenia. Przecież oni nie potrafią się ze sobą dogadać! Po co się w to mieszali i tak nalegali, żeby mieli wspólny pokój? Dlaczego nie zostawili tego tak jak jest? A najgorsze, że jeszcze pogorszyli sytuację...
Pukanie się powtórzyło. Gitarzysta drżącą dłonią nacisnął na klamkę otwierając tym samym drzwi. Na korytarzu stał Georg z Gustavem. Tom szeroko się uśmiechnął dziękując w duchu za to, że gościem nie jest ani Mary Ann ani Bill.
-          Co za entuzjastyczne powitanie - powiedział lekko Georg wchodząc do pomieszczenia. - Gdybym wiedział, że tak się ucieszysz na nasz widok, to już dawno byśmy do was wpadli, nie Gustav?
-          Pewnie - przytaknął wchodząc do pokoju. - I jak poszło z Mary Ann i Billem?
-          Jakby to powiedzieć... - zaczął, ale Nikola mu przerwała:
-          Trochę się posprzeczali przez nasz pomysł... I...
-          Mary Ann chciała znaleźć sobie inny hotel... - wtrącił Tom.
-          Ale już jest w porządku... - uzupełniła.
-          Przynajmniej mamy taką nadzieję - zakończył, a w pokoju zapanowała martwa cisza. Podczas której wszyscy obecni w pomieszczeniu zastanawiali się co też może dziać się w pokoju numer 516. I jaka była reakcja Billa i Mary Ann na wspólne łóżko. Które teraz wydawało się „lekką” przesadą.
-          Jak zwykle ominęła nas najlepsza zabawa - zażartował Gustav rozładowując tym samym atmosferę.
* * *
Bill Kaulitz wziął od Mary Ann lakier do paznokci i chwilę zastanawiał się co z nim zrobić. Pewne jest to, że nie potrafi namalować tak idealnych kwiatuszków jak ona, zresztą nawet by nie chciał mieć takich. Owszem bardzo mu się podobały na paznokciach blondynki, ale jak słusznie zauważyła on jest chłopakiem. Fakt czasami ubiera się trochę ekscentrycznie, ale taki już ma styl. Zawsze lubił nosić oryginalne ciuchy. Nic sobie nie robił z tego jak wyśmiewano go w szkole, że nosi na sobie dwie pary artystycznie wydartych jeansów, szczególnie, że teraz nastolatki brały z niego przykład. A on się z tego cieszył. Jakby nie było, to miłe wiedzieć, że jest się dla kogoś wzorem. Tylko, że on się za bardzo na niego nie nadaje... Jest zbyt wielkim tchórzem i egoistą.
            Namalował na paznokciu pionową linię. Musiał przyznać, że całkiem nieźle to wyglądało. I mieściło się w granicach rozsądku. Kiedy skończył malowanie wziął do ręki czerwoną emalię, którą przed chwilą Mary Ann położyła na stoliku. Odkręcił pędzelek i delikatnie namalował na skórze dziewczyny kropkę, która miała przypominać serduszko. Kiedy blondynka odwróciła się w jego stronę udał, że jest zajęty tworzeniem wzorku na własnych paznokciach. Ta tylko pokręciła głową i zaczęła poprawiać stokrotki. Już odkręcał biały lakier, kiedy poczuł na skórze coś mokrego i lepkiego. Spojrzał na Mary Ann, a potem na swoją rękę. Widniała tam wielka zielona kropka. Uśmiechnął się do siebie i korzystając z momentu nieuwagi dziewczyny namalował jej kolejną plamkę, która miała przypominać serduszko.
-          Patrz, Tom zamierza wyskoczyć z balkonu! - wykrzyknęła wskazując palcem na balkon po jego lewej stronie. Wystraszony momentalnie się odwrócił, ale nie zobaczył bliźniaka. Zamiast tego na policzku poczuł pędzelek.
-          To nie fair... - zaprotestował.
-          A co w życiu jest fair? - zapytała szeroko się uśmiechając.
-          Zaraz zobaczysz... - w jego oczach pojawił się diabelski błysk.
Mary Ann domyśliła się co zamierza zrobić Czarnowłosy, więc szybko zerwała się z miejsca i trzymając mocno ręcznik pobiegła do pokoju. Bill ruszył tuż za nią z buteleczką białego lakieru do paznokci. Chwilę uciekała, ale w końcu ją dopadł. Oboje przewrócili się i wylądowali z głuchym łoskotem na pościeli, która jeszcze po rozsuwaniu łóżek leżała rozrzucona na podłodze. Czarnowłosy korzystając z momentu nieuwagi Mary Ann położył się na niej uniemożliwiając jej tym samym ruchy. Wystawił język z dwoma metalowymi kuleczkami niczym artysta i zaczął tworzyć na jej dekolcie małe kwiatuszki. Czuł się jakby był małym dzieckiem, które bawi się farbami. Tylko, że zamiast kawałka kartki miał do dyspozycji delikatną skórę Mary Ann.
-          Co ty robisz? - zawołała ze śmiechem. - Natychmiast przestań!
-          Nie - powiedział ze stoickim spokojem. - Jeszcze nie skończyłem.
-          Jak ja to potem zmyję? Przestań!
-          Jak skończę.
-          Bill! Złaź ze mnie!
-          A co z tego będę miał? - zapytał z chytrym uśmieszkiem nie zaprzestając tworzenia.
-          Żelki.
Oderwał się od malowania i udawał, że zastanawia się nad jej propozycją. Zaraz jednak umoczył pędzelek w białej emalii i przyłożył do jej ciała rysując nowe wzorki.
-          Przestań! - spojrzał jej w oczy zaprzestając na moment tworzenia. - To co chcesz, jak nie chcesz żelek?
-          Buziaka - odparł poważnie.
-          I ze mnie zejdziesz, tak? - kiedy pokiwał głową dziewczyna uniosła głowę i złożyła pocałunek na jego gładkim policzku. - Możesz już ze mnie zejść.
-          Nie, nie mogę.
-          Dlaczego?
-          Bo nie o takiego buziaka mi chodziło - wyjaśnił.
-          To o jakiego? - drażniła się z nim.
-          Takiego bardziej... no wiesz...
-          Jakiego bardziej? Może zademonstrujesz?
Bill Kaulitz spojrzał na Mary Ann Rose z niedowierzaniem. Nie dość, że z nim flirtuje, to jeszcze daje mu pełne pozwolenie, na to, żeby ją pocałował. Czy może być coś piękniejszego? Zaczął powolutku schylać się w jej stronę, tak, że po chwili ich nosy stykały się ze sobą. Oboje przez tak długi okres czasu czekali na tą chwilę, że teraz chcieli się nią nacieszyć najdłużej jak tylko mogli. Bill spojrzał głęboko w jej piękne błękitne niczym wiosenne niebo oczy. Mógłby wpatrywać się w nie przez wieczność i jeszcze dłużej. Tym bardziej, że dostrzegł w nich, to, iż dziewczynie w dalszym ciągu na nim zależy. Tym razem na pewno nie był to wytwór jego wyobraźni. Jego serce wykonało niebezpieczny obrót z radości. Zamknął powieki i już miał złożyć tak upragniony pocałunek na ustach Mary Ann kiedy w pokoju rozbrzmiał się dźwięk dzwonka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz