Odkąd
Nikola weszła do ich pokoju panowała cisza, tworząc tak gęstą atmosferę w
pokoju, iż można ją niemalże było kroić nożem. Oboje siedzieli na drewnianych
krzesełkach przy okrągłym mahoniowym stoliczku zastanawiając się co też może
dziać się w pokoju 516. Brunetce nawet wyparował z głowy pomysł wyzwania
gitarzysty za jego wcześniejsze słowa. Nie znosiła kiedy ktoś zdrabniał jej
imię. Bo jak to brzmi? Zresztą czuła się wtedy jak małe dziecko, któremu
rodzice tłumaczą, że nie dostanie nowej paczki puzzli z Kaczorem Donaldem.
Jeszcze tego brakowało, żeby i oni zaczęli się kłócić! Wtedy wyjazd z pewnością
okazałby się totalnie nieudany. A on miał być doskonały. Szczególnie, że
chcieli pogodzić Mary Ann z Billem, tylko czy to był naprawdę dobry pomysł?
Może lepiej było nie ingerować? Pozostawić sprawy tak jak są z nadzieją, że
kiedyś wszystko się wyjaśni?
Dziewczyna
nie mogła znieść już dłużej tej przeciągającej się ciszy. Wstała z miejsca i
podeszła do walizki. Zaczęła wyjmować z niej ubrania i układać na półkach.
Jednak atmosfera nie uległa rozrzedzeniu tak jak się tego spodziewała. Kiedy
skończyła opadła na łóżko i spojrzała na Toma, który był pochłonięty własnymi
myślami.
-
Myślisz, że... - zaczęli jednocześnie, po czym się
roześmiali.
-
Dobra,
mów pierwszy.
Tom skinął głową, po czym kontynuował:
-
Myślisz, że nie przesadziliśmy z tym łóżkiem...
-
Sama nie wiem... - powiedziała bawiąc się drewnianą
bransoletką. - Ale mam nadzieję, że nie będzie przez to jeszcze gorzej...
-
Bill nas zabije! Nie mówiąc już o Mary Ann! - Tom był
wyraźnie zdenerwowany. Obawiał się reakcji brata i jego ukochanej, która nie
będzie zapewne należała do tych serdecznych...
-
Przynajmniej w tej jednej kwestii się zgodzą -
zażartowała, jednak żadne z nich się nawet nie uśmiechnęło. Sytuacja była poważna i
dobrze o tym wiedzieli.
W tym momencie rozległo się ciche
pukanie do drzwi ich pokoju. Nikola spojrzała nienaturalnie rozszerzonymi
źrenicami na Toma. Chłopak powoli się podniósł i skierował w stronę drzwi. Były
tylko dwie możliwości. Na progu stoi zapłakana Mary Ann, albo Bill z walizką.
Innej opcji nie ma. Zresztą to było do przewidzenia. Przecież oni nie potrafią
się ze sobą dogadać! Po co się w to mieszali i tak nalegali, żeby mieli wspólny
pokój? Dlaczego nie zostawili tego tak jak jest? A najgorsze, że jeszcze
pogorszyli sytuację...
Pukanie się powtórzyło. Gitarzysta
drżącą dłonią nacisnął na klamkę otwierając tym samym drzwi. Na korytarzu stał
Georg z Gustavem. Tom szeroko się uśmiechnął dziękując w duchu za to, że
gościem nie jest ani Mary Ann ani Bill.
-
Co za entuzjastyczne powitanie - powiedział lekko Georg
wchodząc do pomieszczenia. - Gdybym wiedział, że tak się ucieszysz na nasz
widok, to już dawno byśmy do was wpadli, nie Gustav?
-
Pewnie - przytaknął wchodząc do pokoju. - I jak poszło z
Mary Ann i Billem?
-
Jakby to powiedzieć... - zaczął, ale Nikola mu przerwała:
-
Trochę się posprzeczali przez nasz pomysł... I...
-
Mary Ann chciała znaleźć sobie inny hotel... - wtrącił
Tom.
-
Ale już jest w porządku... - uzupełniła.
-
Przynajmniej mamy taką nadzieję - zakończył, a w pokoju
zapanowała martwa cisza. Podczas której wszyscy obecni w pomieszczeniu
zastanawiali się co też może dziać się w pokoju numer 516. I jaka była reakcja
Billa i Mary Ann na wspólne łóżko. Które teraz wydawało się „lekką” przesadą.
-
Jak zwykle ominęła nas najlepsza zabawa - zażartował
Gustav rozładowując tym samym atmosferę.
* * *
Bill Kaulitz wziął od Mary Ann lakier
do paznokci i chwilę zastanawiał się co z nim zrobić. Pewne jest to, że nie
potrafi namalować tak idealnych kwiatuszków jak ona, zresztą nawet by nie
chciał mieć takich. Owszem bardzo mu się podobały na paznokciach blondynki, ale
jak słusznie zauważyła on jest chłopakiem. Fakt czasami ubiera się trochę
ekscentrycznie, ale taki już ma styl. Zawsze lubił nosić oryginalne ciuchy. Nic
sobie nie robił z tego jak wyśmiewano go w szkole, że nosi na sobie dwie pary
artystycznie wydartych jeansów, szczególnie, że teraz nastolatki brały z niego
przykład. A on się z tego cieszył. Jakby nie było, to miłe wiedzieć, że jest się
dla kogoś wzorem. Tylko, że on się za bardzo na niego nie nadaje... Jest zbyt
wielkim tchórzem i egoistą.
Namalował
na paznokciu pionową linię. Musiał przyznać, że całkiem nieźle to wyglądało. I
mieściło się w granicach rozsądku. Kiedy skończył malowanie wziął do ręki
czerwoną emalię, którą przed chwilą Mary Ann położyła na stoliku. Odkręcił
pędzelek i delikatnie namalował na skórze dziewczyny kropkę, która miała
przypominać serduszko. Kiedy blondynka odwróciła się w jego stronę udał, że
jest zajęty tworzeniem wzorku na własnych paznokciach. Ta tylko pokręciła głową
i zaczęła poprawiać stokrotki. Już odkręcał biały lakier, kiedy poczuł na
skórze coś mokrego i lepkiego. Spojrzał na Mary Ann, a potem na swoją rękę.
Widniała tam wielka zielona kropka. Uśmiechnął się do siebie i korzystając z
momentu nieuwagi dziewczyny namalował jej kolejną plamkę, która miała
przypominać serduszko.
-
Patrz, Tom zamierza wyskoczyć z balkonu! - wykrzyknęła
wskazując palcem na balkon po jego lewej stronie. Wystraszony momentalnie się
odwrócił, ale nie zobaczył bliźniaka. Zamiast tego na policzku poczuł pędzelek.
-
To
nie fair... - zaprotestował.
-
A co w życiu jest fair? - zapytała szeroko się
uśmiechając.
-
Zaraz zobaczysz... - w jego oczach pojawił się diabelski
błysk.
Mary Ann domyśliła się co zamierza
zrobić Czarnowłosy, więc szybko zerwała się z miejsca i trzymając mocno ręcznik
pobiegła do pokoju. Bill ruszył tuż za nią z buteleczką białego lakieru do
paznokci. Chwilę uciekała, ale w końcu ją dopadł. Oboje przewrócili się i wylądowali
z głuchym łoskotem na pościeli, która jeszcze po rozsuwaniu łóżek leżała
rozrzucona na podłodze. Czarnowłosy korzystając z momentu nieuwagi Mary Ann
położył się na niej uniemożliwiając jej tym samym ruchy. Wystawił język z dwoma
metalowymi kuleczkami niczym artysta i zaczął tworzyć na jej dekolcie małe
kwiatuszki. Czuł się jakby był małym dzieckiem, które bawi się farbami. Tylko,
że zamiast kawałka kartki miał do dyspozycji delikatną skórę Mary Ann.
-
Co ty robisz? - zawołała ze śmiechem. - Natychmiast
przestań!
-
Nie - powiedział ze stoickim spokojem. - Jeszcze nie
skończyłem.
-
Jak ja to potem zmyję? Przestań!
-
Jak
skończę.
-
Bill!
Złaź ze mnie!
-
A co z tego będę miał? - zapytał z chytrym uśmieszkiem
nie zaprzestając tworzenia.
-
Żelki.
Oderwał się od malowania i udawał, że
zastanawia się nad jej propozycją. Zaraz jednak umoczył pędzelek w białej
emalii i przyłożył do jej ciała rysując nowe wzorki.
-
Przestań! - spojrzał jej w oczy zaprzestając na moment
tworzenia. - To co chcesz, jak nie chcesz żelek?
-
Buziaka
- odparł poważnie.
-
I ze mnie zejdziesz, tak? - kiedy pokiwał głową
dziewczyna uniosła głowę i złożyła pocałunek na jego gładkim policzku. - Możesz
już ze mnie zejść.
-
Nie,
nie mogę.
-
Dlaczego?
-
Bo nie o takiego buziaka mi chodziło - wyjaśnił.
-
To o jakiego? - drażniła się z nim.
-
Takiego
bardziej... no wiesz...
-
Jakiego
bardziej? Może zademonstrujesz?
Bill Kaulitz spojrzał na Mary Ann Rose
z niedowierzaniem. Nie dość, że z nim flirtuje, to jeszcze daje mu pełne
pozwolenie, na to, żeby ją pocałował. Czy może być coś piękniejszego? Zaczął
powolutku schylać się w jej stronę, tak, że po chwili ich nosy stykały się ze
sobą. Oboje przez tak długi okres czasu czekali na tą chwilę, że teraz chcieli
się nią nacieszyć najdłużej jak tylko mogli. Bill spojrzał głęboko w jej piękne
błękitne niczym wiosenne niebo oczy. Mógłby wpatrywać się w nie przez wieczność
i jeszcze dłużej. Tym bardziej, że dostrzegł w nich, to, iż dziewczynie w
dalszym ciągu na nim zależy. Tym razem na pewno nie był to wytwór jego
wyobraźni. Jego serce wykonało niebezpieczny obrót z radości. Zamknął powieki i
już miał złożyć tak upragniony pocałunek na ustach Mary Ann kiedy w pokoju
rozbrzmiał się dźwięk dzwonka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz