poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 9



            Miałam dziwny sen. Śniło mi się, że jestem w sklepie i mierzę ubrania. Po założeniu każdego z nich wychodziłam z przebieralni i pokazywałam się czterem chłopakom, którzy oceniali mój wygląd. Nie byłoby w tym niczego strasznego ani dziwnego, gdyby nie fakt, że tych czterech chłopaków okazało się nikim innym jak blondynkiem, brunetem, Dreadowłosym i Kosmitą. Nie miałam pojęcia dlaczego mi się śnili, ale miałam nadzieję, że nie oznacza to faktu, że się jeszcze kiedyś spotkamy. Gdyby jednak okazali się nieco milsi i bardziej wychowani, wtedy pewnie chciałabym ich poznać bliżej. Szczególnie, że Kosmita troszkę mnie zaintrygował. Nie wyglądał tak, jak każdy inny człowiek, którego mija się na ulicy. Miał po prostu swój styl. Może nie należał do najpiękniejszych, najprzystojniejszych i najseksowniejszych chłopaków, ale niewątpliwie wydawał się być warty uwagi. Jednak nawet najoryginalniejszy wygląd, w jego przypadku nieco śmieszny, nie jest w stanie zamaskować wnętrza człowieka. A zarówno Kosmita jak i Dreadowłosy mieli okropne charaktery! Właściwie po co o nich myślę, skoro już nigdy więcej się nie spotkamy?
            Odgarnęłam od siebie kołdrę i postawiłam stopy na białym, puchatym dywaniku. Przeciągnęłam się i podeszłam do szafy. Zabrałam jakieś ubrania i powlokłam się pod prysznic. Odkręciłam kurki i weszłam pod strumień lecącej wody. Przed oczami, które teraz miałam przymknięte pojawił się wizerunek Kosmity. Nie chciałam o nim myśleć, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób robiłam to wbrew własnej woli. Niewątpliwie miał coś w sobie, co zwraca na niego uwagę i sprawia, że się go pamięta. Gdyby nie był tylko taki arogancki...
            Ubrana i pomalowana pół godziny później zeszłam na dół. Akurat na obiad. Zajęłam swoje miejsce w jadalni, przy już nakrytym stole i czekałam aż wszyscy przyjdą.
-          Mamo? - spytałam kiedy rodzicielka pojawiła się w pomieszczeniu. - Kiedy wracamy do domu?
-          Drugiego albo trzeciego.
-          Super! Powiem Nikoli, żeby załatwiła coś na sylwestra.
-          Zapomnij - wtrącił tata, który właśnie wszedł do jadalni.
-          Dlaczego?
-          Ja z mamą wychodzę, babcia też, a ty zostaniesz tutaj z Brianem.
-          Możesz zaprosić do babci Nikolę.
-          O nie! - zaprotestowałam. - Nie będę siedziała w domu!
-          Nie masz wyboru - wzruszył ramionami.
-          Przecież Brian nie jest już dzieckiem! Nic mu się nie stanie jak zostanie sam!
-          Nie pyskuj - teraz głos zabrała mama. - Zostaniesz z nim i koniec.
-          Nie zostanę!
Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do swojego pokoju. Zdenerwowałam się, bo ani trochę nie uśmiechała mi się perspektywa spędzenia sylwestra w towarzystwie brata, który pewnie i tak przez większość nocy będzie grał na komputerze. Owszem dogaduję się z nim dobrze, mimo tego, że jest trzy lata młodszy, ale to jeszcze nie znaczy, że mam powitać w jego towarzystwie Nowy Rok! Rozumiem, że babcia i rodzice chcą gdzieś się wybrać, ale oni też powinni zrozumieć, że nie mam ochoty siedzieć z bratem! Właściwie jeszcze sama nie wiedziałam gdzie się wybiorę z Nikolą, ale byłam pewna, że przyjaciółka coś wymyśli.
Zaczęłam krążyć po pokoju zastanawiając się jak z tego wybrnąć. Babcia z pewnością nie odwoła zabawy sylwestrowej, zresztą rodzice też nie. Muszę w takim razie wymyślić coś zupełnie innego, tylko co?
Czułam, że już jestem blisko wymyślenia czegoś, kiedy usłyszałam melodyjkę wydobywającą się z mojego telefonu. Skrzywiłam się mimowolnie widząc kto dzwoni, ale odebrałam.
-          Tak?
-          Witaj kochanie - rozpoznałam głos Piotrka. - Przyjedziesz od babci na sylwestra?
-          Nie. Będę dopiero na początku stycznia.
-          Szkoda... - Oczyma wyobraźni widziałam jego smutną minę. - A mógłbym przyjechać do ciebie na sylwestra? Bo bardzo chciałbym misiu pysiu powitać w twoim towarzystwie Nowy Rok.
-          Przykro mi, ale nie bardzo... Idę z Nikolą na jakąś imprezę do jej znajomych.
-          A nie możesz mnie wkręcić? I kto to jest Nikola?
-          Moja przyjaciółka - odparłam przewracając oczami. - Muszę już kończyć. Pa.
-          Kocham cię i tęsknię...
Odsunęłam telefon od ucha i rozłączyłam rozmowę. Teraz miałam jeszcze gorszy humor niż kilka minut wcześniej. Po co on dzwonił? I dlaczego nie potrafię powiedzieć mu, że to koniec? Że dłużej już tak nie może być? Zaraz jak tylko wrócę do Polski zerwę z nim! Tak. To będzie najlepsze rozwiązanie. Tylko czy znowu nie stchórzę w ostatniej chwili, kiedy się do mnie smutno uśmiechnie i powie, że mnie kocha?
Westchnęłam głośno i wykręciłam numer do cioci Evy. Wiedziałam, że idzie na sylwestra razem z wujkiem, ale przecież Thomas z Damianem zostają w domu. A skoro oni zostają to Brian mógłby zostać z nimi, a ja mogłabym wyjść z domu. Wtedy wszyscy byliby szczęśliwi. A przynajmniej ja.
* * *
Siedziałam w pokoju Nikoli i wpatrywałam się w czerwone ściany czekając na jej przybycie. Na szczęście udało mi się przekonać rodziców, że Brianowi będzie znacznie lepiej z kuzynami niż ze mną. A i jemu to nie przeszkadzało. W taki oto sposób mogę wybrać się praktycznie gdziekolwiek zechcę. Byle żebym wróciła następnego dnia do domu babci.
Przyjaciółka trzymając dwa wielkie kubki z gorącą czekoladą wkroczyła do pokoju. Podała mi jeden i rozsiadła się wygodnie na czarnej kanapie. Upiłam łyczek i spojrzałam na nią.
-          Gdzie idziemy na sylwestra?
-          Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Mamy zaproszenia od Mata, ale ja do niego nie chcę iść.
-          Po ostatnim ja też nie - skrzywiłam się na wspomnienie ubiegłorocznego sylwestra, który spędziłyśmy u Mata. Przed dwunastą wszyscy się spili i leżeli nieprzytomni w całym domu aż do rana. Pomijam pewne niezbyt miłe incydenty jak choćby wymioty walające się praktycznie wszędzie.
-          To w takim razie gdzie idziemy?
-          Do ciebie - uśmiechnęła się. - Jakbyś nie wiedziała robisz imprezę.
-          Ja?! - wytrzeszczyłam oczy. - Jak to?!
-          Mat nie chciał odpuścić, więc musiałam wcisnąć mu jakąś bajeczkę.
-          Nie mogłaś powiedzieć, że akurat w sylwestra zamierzasz chorować na malarię, albo coś takiego?
-          Mówiłam o wirusowym zapaleniu wątroby typu B, ale mi nie uwierzył.
-          To co teraz robimy?
-          Ja bym pojechała do Berlina - puściła mi oczko, a ja myślałam, że zlecę z krzesełka.
-          Żartujesz sobie...
-          Nie. Naprawdę pojechałabym do Berlina.
-          I myślisz, że nas puszczą do Berlina?
-          A muszą wiedzieć, że tam będziemy?
-          Właściwie nie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz