środa, 28 listopada 2012

Rozdział 62



Tak bardzo nie chciał, żeby ta piosenka dobiegła końca. Niestety wszystkie piękne chwile tak szybko mijają. Nawet się nie obejrzysz kiedy pozostają po nich jedynie piękne wspomnienia, które człowiek nosi w swoim sercu aż do śmierci. Ta chwila niewątpliwie należy do takich. Był pewny, że ten obraz wyrył się na zawsze w jego sercu i pamięci. Bez względu na to kim się stanie, z kim spędzi przyszłość, jak przebędzie swoje życie wspomnienie to będzie mu towarzyszyło do końca jego dni. Nikt mu go nie odbierze. Nikt nie wyrwie go z jego piersi. To coś co ma na własność. Nie ważne co prasa zacznie wypisywać na ten temat albo co pomyślą ludzie on i tak zawsze będzie o tym pamiętał. Kiedy wspomni ten moment będą mu zapewne towarzyszyły tak jak w tej chwili przyjemne dreszcze. Mógłby tak stać w nieskończoność i gładzić po plecach Mary Ann jednak musiał coś zrobić, bo piosenka dobiegła już końca. Teraz tylko Tom, Georg i Gustav grali na swoich instrumentach patrząc na nich z niepokojem. Nie mieli pojęcia co się dzieje. Zresztą tak samo jak Bill.
Odsunął od siebie delikatnie dziewczynę i spojrzał jej w oczy. Choć były całe przekrwione to i tak były piękne. Mógłby się w nich utopić. Wydawało mu się przez chwilę, że dostrzegł w nich miłość. Bezgraniczną, czystą miłość. Ale to zapewne tylko wytwór jego wyobraźni. Dlaczego ona nie może go pokochać, tak jak on ją? Patrząc jej głęboko w oczy zaczął się delikatnie schylać w jej stronę. Nie powinien tego robić. Ze względu na Mary Ann, zespół, fanki, prasę, menagera... ale nie potrafił się powstrzymać. Musi zaryzykować. Nawet jakby miał dostać w twarz przed tyloma osobami. W głowie szumiały mu dwa zdania: „Kto się waha, ten przegrywa” oraz „Serce ma czasem swoje racje, których rozum nie zna”. Tak to prawda. Nie ma sensu się wahać. Jeżeli się zacznie dłużej zastanawiać, to w końcu tego nie zrobi. Tak samo jak wtedy gdy dopuści zdrowy rozsądek do głosu. Powinien pokierować się sercem. Nie baczyć na konsekwencje. Potem przyjdzie na nie czas.
Bez pośpiechu zbliżył swoją twarz do jej. Opuścił powieki. Mimo, że nic nie widział, przed oczami miał twarz ślicznej dziewczyny stojącej tak blisko niego. Boleśnie blisko. Poczuł jej delikatny oddech na swojej skórze. Powoli, jakby z obawą dotknął wargami ust Mary Ann. Były tak samo gładkie jak to zapamiętał. Poczuł jak przez jego ciało przebiega lekki dreszcz. Zaczął ją delikatnie całować. Tak jakby miał do czynienia z najdelikatniejszą chińską porcelaną. Jakby się bał, że zaraz go odepchnie i już nigdy więcej nie będzie chciała go widzieć. A to byłaby dla niego największa kara. Jakie było jego zdziwienie, a zarazem radość gdy oddała mu pocałunek. Najpierw delikatnie, ale potem z coraz to większą pasją. Tak jakby była zakochana w nim bez pamięci. Nie myślał teraz, że to tylko jego wytwór wyobraźni. Chciał to czuć więc czuł. Stało się to dla niego mało istotne. Ważne, że oddała mu pocałunek, że go nie odepchnęła. Teraz był już naprawdę najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Miał ochotę pokazać wszystkim swoją radość. Zacząć skakać, krzyczeć... Nie mógł jednak tego zrobić. Do jego uszu zaczęły dobiegać już pomruki niezadowolenia fanek. Powinien pamiętać, że jest na swoim koncercie, a nie na randce. Chciał się w tej chwili gdzieś teleportować razem z Mary Ann, albo zatrzymać czas, tak, żeby nie musiał przerywać tej wspaniałej chwili. Jednak nie miał wyjścia. Musiał. I tak będzie miał przez to wiele kłopotów. Delikatnie, acz niechętnie odsunął ją od siebie.
* * *
 Idiotko przestań tak na niego patrzeć! - skarciłam się w myślach. Przecież on wyczyta w twoich oczach co czujesz, a tego przecież nie chcesz. Prawda? Powiedz, że prawda. Nie chcesz, żeby wiedział jak bardzo jesteś w nim zakochana. A ten pocałunek jeszcze cię bardziej w tym utwierdził. Nigdy nie czułaś czegoś takiego. A dla niego pewnie nic nie znaczył. Kolejny z wielu pocałunków. To jego zakochane spojrzenie to pewnie część gry. Tak. To jest gra. Pewnie w ten sposób, chciał wywołać skandal, tak, że wokół Tokio Hotel zacznie jeszcze bardziej huczeć, albo po prostu chciał się na tobie znowu zemścić. Nie. To nie jest gra. Bill nie chce się na tobie mścić. Nie zrobiłby czegoś takiego. Nie mógłby. Prawda? Nie wiem.
Prowadziłam rozmowę sama ze sobą dalej stojąc na wielkiej scenie i patrząc we wspaniałe mleczno czekoladowe tęczówki Billa. Patrzył na mnie z miłością. Bezgraniczną, piękną miłością, tak jakby uważał, że jestem najpiękniejszą osobą na świecie, jego oczkiem w głowie. Zaraz się zasmuciłam, a do oczu napłynęły kolejne łzy. To tylko wytwór mojej wyobraźni. Chcę widzieć taki wzrok więc go widzę. To tak samo jakbym znajdowała się na pustyni i szukała wody. W pewnym momencie by się pojawiła. Pobiegłabym do źródła, jednak kiedy już bym do niego dotarła okazałoby się, że to tylko fatamorgana. Złudzenie i nic więcej. Tak właśnie było w tym przypadku.
Powoli zaczęło do mnie docierać buczenie fanek. Były najwyraźniej niezadowolone z takiego obrotu sprawy. Powinnam stąd uciec, jednak nie potrafiłam odwrócić od jego oczu swojego wzroku. Muszę się wziąć w garść. Przecież nie mogę tu stać i się na niego patrzeć. To koncert, a nie randka!
Od razu jak na zawołanie spojrzałam na niego karcącym wzrokiem, a po policzkach poleciały mi dwie łzy. Łzy narastającego we mnie bólu. Szybko je otarłam i wybiegłam ze sceny. Nie w stronę publiczności. Co to, to nie. Fanki by mnie zlinczowały. Nie dość, że wielki Bill Kaulitz zaśpiewał mi „Ich bin nicht ich”, to jeszcze mnie pocałował. To niewybaczalne. Przecież on należy do tych kilku tysięcy nastolatek. Każda z nich wyobraża sobie codziennie, że to ona jest jego dziewczyną, albo, że zakocha się właśnie w niej. Że wybierze ją spośród tłumu. Marzenia. Każdy może pomarzyć, jednak jeżeli będziemy pragnęli czegoś dostatecznie mocno, to czyż to się nie spełni? Mam nawet przykład. Ostatnio praktycznie nie myślałam o niczym innym jak o znalezieniu się w ramionach Billa i proszę. Wyciągnął mnie na scenę i zaśpiewał piosenkę. Czemu to akurat musiało być „Ich bin nicht ich”? Dlaczego nie wyciągnął mnie do „Shrei” tak jak ma to w zwyczaju?
Oparłam się o jakąś ścianę i delikatnie osunęłam na podłogę. Po policzkach ponownie zaczęły lecieć mi łzy. Nie chciałam płakać, ale to ponad moje siły. Po co on to zrobił? Po co wyciągnął mnie na tą cholerną scenę? Przecież doskonale powinien zdawać sobie sprawę, że teraz w prasie zacznie aż huczeć od plotek, a fanki znienawidzą mnie do reszty. Nie to jednak jest w tym najgorsze. To mogłabym mu jeszcze wybaczyć. Jednak nie wybaczę mu tego, że dał mi nadzieję. Nadzieję na to, że między nami może się jakoś ułożyć. Stojąc tam na scenie czułam, że jesteśmy tylko we dwoje. Wydawało mi się też, że w oczach Billa dostrzegłam uwielbienie i miłość. Jednak to musiało być zwykłe przewidzenie, gra albo moja zbyt wybujała wyobraźnia. On mnie nie może kochać. To wprost niemożliwe. Nie po tym jak się ciągle kłócimy.
- Masz - spojrzałam na ochroniarza trzymającego w dłoni chusteczki higieniczne.
- Dziękuję - wzięłam jedną i otarłam sobie łzy. - Nie ma za co - uśmiechnął się do mnie.
- Chodź stąd, bo trochę przeszkadzasz tym ludziom - wskazał na kilka osób praktycznie biegnących korytarzem, a na których wcześniej nie zwróciłam najmniejszej uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz