Było pół do szóstej rano kiedy
zadzwonił budzik w telefonie Billa Kaulitza. Szybko wyłączył dzwonek, żeby nie
zbudził Mary Ann słodko śpiącej na łóżku obok. Odgarnął kołdrę i zwlókł się z
posłania. Na chwiejnych nogach skierował się do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Nienawidził tak wcześnie wstawać, ale równie dobrze wiedział, że nie ma innego
wyboru. Gdyby nie to, że musi ułożyć włosy i zrobić sobie makijaż mógłby
spokojnie wstać godzinę później. Tak jak pozostali. Z zamkniętymi oczami stał
pod prysznicem pozwalając letnim kropelką wody spływać po swoim ciele. Kiedy
czuł, że jest już troszkę bardziej przytomny wyszedł z kabiny i założył na
siebie pierwsze lepsze jeansy i podkoszulek po czym przystąpił do układania
włosów. Kiedy skończył nakładać piankę i lakier, tak, że jego wszystkie kosmyki
idealnie sterczały pomalował starannie oczy. Niewielu jest chłopaków, którzy
się malują, ale on to lubił. I nie zamierzał z tego rezygnować.
Po godzinnych zabiegach był gotowy do
wyjścia. Jednak jako, że wszyscy mieli się spotkać na dole dopiero za
trzydzieści minut postanowił zostać jeszcze przez ten czas w pokoju. Usiadł na
swoim łóżku i zaczął obserwować Mary Ann. Tak słodko spała... Niczym aniołek.
Dlaczego dziewczyna musi być taka
niedostępna dla niego? Dlaczego nie może okazać mu trochę więcej uczuć? Wczoraj
przed pójściem spać trochę jeszcze rozmawiali, ale blondynka zachowywała
chłodny dystans. Udawała, że nic się wcześniej nie stało, a tak przecież nie
było! Gdyby nie zadzwonił telefon z pewnością doszłoby do pocałunku! A co
jeżeli ona go nie darzy już takimi uczuciami jak wcześniej? Widział jak
uśmiechała się wczoraj do kelnera. Jednak postanowił to zignorować, bo co da
okazywanie zazdrości? Albo złości dlatego, że Mary Ann rozmawia z innym
chłopakiem. W dodatku przystojnym, bo nie można było odmówić wczorajszemu gościowi
urody. Prawda jest taka, że póki co nie ma do niej żadnych praw, ale jeśli będą
ze sobą to już on się postara o to, żeby Mary Ann uśmiechała się tak słodko
tylko do niego. Najchętniej zamknąłby ją w złotej klatce, od której tylko on
miałby klucz.
Spojrzał kątem oka na wyświetlacz
swojego sidekicka. Za chwilę powinien być na dole więc zerwał się z łóżka,
podszedł do śpiącej Mary Ann i delikatnie otulił ją kołdrą, która się lekko
zsunęła z jej ciała. Była dla niego jedyną i najpiękniejszą kobietą na świecie.
Nie chciał żadnej innej. Tylko ją. Złożył na jej czole leciutki pocałunek i
pogłaskał po policzku. Jeszcze nigdy nie kochał tak mocno żadnej dziewczyny.
Gdyby teraz mógł przytuliłby się do niej i przeniósł w świat sennych marzeń.
Ale nie mógł. Musiał zejść na dół i jechać do redakcji francuskiego Bravo. Mimo to był szczęśliwy.
-
Kocham cię - wyszeptał jej do ucha, poprawił jeszcze raz
kołdrę i opuścił pokój.
Tom, Gustav, Georg, David i Hans już
siedzieli na brązowych kanapach i na niego czekali. Uśmiechnął się do nich
promiennie i przywitał z każdym przez uścisk dłoni, po czym wszyscy skierowali
się na podziemny parking, na którym
zaparkowany był ich van. Usadowił
się wygodnie obok bliźniaka.
-
I jak się mieszka z Mary Ann? - zagaił wesoło Georg, a
Tom spojrzał na niego tak jakby chciał go zabić.
-
Macie szczęście, że dało się rozsunąć to łóżko - Bill
odparł spokojnie, choć tak naprawdę żałował, że łóżka nie pozostały zsunięte.
Jednocześnie wiedział, że blondynka w życiu by na to nie przystała.
-
Rozsunęliście je?! - wypsnęło się Tomowi, który
natychmiast zakrył usta dłonią. Tak jakby powiedział coś niedopuszczalnego.
-
Tom ona nie jest taka jak te panienki z którymi się
umawiasz... Zresztą
nie mógłbym...
-
Ale ja nie mówiłem, że...
-
Przestań się tłumaczyć, my i tak wiemy co miałeś na myśli
- Gustav wybawił go z opresji. - A jak z Nikolą?
-
Właśnie - odezwał się młodszy Kaulitz. - Wy też macie
wspólne łóżko? - w jego głosie było słychać czystą złośliwość.
-
Nie. Dobrze wiesz, że my nic... A ty z Mary Ann... Wy się...
-
Może i tak - Bill wpadł mu w słowo. - Ale to wszystko nie
jest takie proste. Nie mieszajcie się już więcej w nasze sprawy - powiedział
twardo, bo nie chciał, żeby ingerowali w jego życie. To tylko i wyłącznie jego
problem. I upora się z tym sam. Zdobędzie uczucia Mary Ann. Za wszelką cenę!
-
Ale
my chcieliśmy dobrze.
-
Wiem
o tym - uciął.
-
Mary Ann urządziła ci wczoraj awanturę? - spytał
zmartwiony Gustav.
-
Nawet nie, ale na początku była naprawdę wściekła...
-
To już wiemy jak nasz Billi ją uspokoił - Tom puścił bratu
oczko. - Nic dziwnego, że dzisiaj ma takiego banana na twarzy.
Czarnowłosy klepnął mocno bliźniaka w
ramię i wszyscy się roześmiali.
-
Spokojnie, nie chcemy bójki w aucie - teraz Georg zabrał
głos.
-
Poważnie. Już dawno nie miałeś takiego banana na ustach -
odezwał się Tom, kiedy przestali się śmiać.
W tym momencie samochód zatrzymał się
przed ogromnym, przeszkolonym budynkiem. Cała piątka wysiadła z vana i
skierowała się do środka. Jost zaczął rozmawiać z elegancką kobietą dobiegającą
trzydziestki, zaś ich zaprowadziła młoda sekretarka do niewielkiego, ale
przytulnego pomieszczenia pomalowanego na żółto. Rozsiedli się wygodnie na
czarnych sofach i czekali na przybycie dziennikarki.
Młodszego Kaulitza całkowicie
pochłonęły myśli o Mary Ann. Zastanawiał się co też dziewczyna będzie robiła
przez cały dzień, kiedy oni będą musieli udzielać wywiadów i rozdawać
autografy. Pewne było jedno. Bawiłby się znacznie lepiej w jej towarzystwie.
Chociaż nie można powiedzieć, że spotkania z fanami są nudne. W żadnym wypadku!
Kochał swoich fanów, choć rzecz jasna czasami miał ich serdecznie dosyć. Ale to
normalne. Tak jak to, że woli spędzić czas z osobą, którą naprawdę kocha. Już
nie mógł się doczekać kiedy znów zobaczy Mary Ann. Wiedział jednak, że nie
nastąpi to przed wieczorem.
Drzwi zaskrzypiały, sygnalizując
przybycie dziennikarki. Była to młoda, nowoczesna kobieta, z upiętymi włosami w
koka, co nadawało jej profesjonalnego wyglądu. Czarnowłosy zerknął na brata,
który właśnie lustrował od góry do dołu kobietę. Przewrócił oczami.
-
Dzień dobry chłopcy - przywitała się. W jej głosie można
było wyczuć francuski akcent. - Pewnie jesteście zmęczeni.
-
Aż tak to po nas widać? - zażartował Tom.
-
Oczywiście, że nie - trochę się spłoszyła. - To co
zaczynamy?
Wszyscy jak na komendę kiwnęli
twierdząco głowami. Dziennikarka włączyła dyktafon i zerknęła w notatki.
-
Dobrze... - powiedziała do siebie, po czym spojrzała na
Hotelowców. - Wasza debiutancka płyta „Shrei” osiągnęła wielki sukces, nie
tylko w Niemczech, ale także w innych krajach europejskich. Spodziewaliście się
tego?
-
Prawdę mówiąc nie - odezwał się Bill. - To jak rozwinęła
się nasza kariera było dla nas totalnym szokiem. To znaczy zawsze chcieliśmy
być sławni, ale nie sądziliśmy, że nastąpi to tak szybko. Pamiętam jeszcze
czasy, kiedy graliśmy dla pięciu osób, a teraz na nasze koncerty przychodzą
tysiące fanów!
-
Mów za siebie - na ustach Toma wymalowany był łobuzerski
uśmiech, na który najczęściej podrywał dziewczyny. Wszyscy się roześmiali, a
kobieta zadała kolejne pytanie:
-
Teraz jesteście sławni, można powiedzieć nawet, że
bardzo. Jak to oceniacie? Pozytywnie czy raczej negatywnie?
-
Nie można określić tego jednoznacznie - Gustav po raz
pierwszy zabrał głos. - Są zarówno plusy jak i minusy.
-
Dokładnie - poparł go Czarny. - Super jest to, że mamy
tylu wspaniałych fanów, którzy nas uwielbiają...
-
Jakiś ty skromny - przerwał Tom, czemu towarzyszyła
kolejna salwa śmiechu. - Mi się najbardziej podoba w tym wszystkim, to, że
połowa nastolatek uważa mnie za ciacho...
-
Ty tylko o dziewczynach... - westchnął Georg. - Ale co
prawda, to prawda. Chociaż ja i tak uważam, że jestem przystojniejszy od
ciebie.
-
Wybacz, ale fakty świadczą przeciwko tobie...
Dziennikarka widząc, że szykuje się
mała sprzeczka pomiędzy przyjaciółmi, szybko im przerwała zadając kolejne
pytanie.
-
Skoro już jesteśmy przy tym temacie, to wyobrażacie sobie
siebie w związku małżeńskim?
-
Ciężko mi sobie to wyobrazić na dzień dzisiejszy - jako
pierwszy odezwał się gitarzysta. - A czy małżeństwo jest z prawdziwej miłości? Nie wiem.
-
Tak. Czasami o tym myślę jakby to było - przyznał
wokalista, a bliźniak spojrzał na niego zdziwiony. Pamiętał jak zawsze Bill
powtarzał, że nie chce się ożenić. Czyżby za sprawą Mary Ann zmienił zdanie?
-
Tak do końca nie wiem. Ok., być w związku z dziewczyną?
Nie ma sprawy, ale żeby tak zawsze? Owszem są pary, które zaczynają ze sobą
chodzić i zostają ze sobą aż do śmierci, ale...
-
A ja myślę, że istnieje prawdziwa miłość - wtrącił
Czarnowłosy. - Taka aż do grobowej deski. Która jest w stanie
przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu.
-
A ja chcę się ożenić - teraz głos zabrał Georg. - Kiedyś
na pewno. Szkoda tylko, że człowiek musi zdecydować się na jedną kobietę.
Dlatego też wolałbym ją względnie poznać - wszyscy zgromadzeni zaczęli się
śmiać, a basista niezrażony tym kontynuował dalej: - Ale patrząc na to z innej
perspektywy, to wspaniałe móc się budzić każdego dnia obok niej. Kiedy zdajemy
sobie sprawę z tego, że jest tylko jedyna, idealna, a co ważniejsze tylko
nasza, wtedy relacje między kobietą a mężczyzną są udane.
-
Po przemyśleniu, jak sobie wyobrażę dwoje ludzi, którzy
cały czas spędzają w swoim towarzystwie to mam mieszane uczucia. Tak zawsze się
rozumieć.... U nikogo tak nie jest! Pewnie jak tak dalej będę zwracał na
wszystko uwagę, ożenię się mając sześćdziesiątkę? A co mi wtedy po
małżeństwie... - jego słowom towarzyszyła kolejna salwa śmiechu.
-
A ja w tym momencie nie potrafię sobie wyobrazić
małżeństwa - dodał Gustav.
-
Ja się ożenię, tylko wtedy, gdy wesele będzie fajne...
-
Bill co masz na myśli mówiąc „fajne”? - spytała kobieta.
Czarnowłosy chwilę analizował jej
pytanie i swoją wcześniejszą wypowiedź. Znowu przez swój długi język powiedział
kilka słów za dużo. A teraz musi jakoś z tego wybrnąć. Prawdę mówiąc jeżeli
Mary Ann byłaby tylko panną młodą, to mógłby wziąć ślub choćby i w tej chwili.
Ale jej tutaj nie ma. Jest zaś dziennikarka, która wpatruje się bacznie w niego
oczekując odpowiedzi. Żeby zyskać na czasie podniósł szklankę z coca-colą i
upił kilka łyków. Wyobraził sobie Mary Ann w pięknej sukni, kroczącą alejką
prosto do ołtarza, przy którym na nią czekał... Wiedział, że nie ważne gdzie
braliby ślub, kto byłby na nim obecny, w co byliby ubrani on byłby
najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Bynajmniej jego plany nie wybiegały
aż tak daleko w przyszłość. Owszem kocha Mary Ann, ale okaże się co przyniesie
przyszłość. Wzdrygnął się na myśl, że ich drogi mogą się rozejść...
-
Suknia panny młodej jest czarno-czerwona - mówił z pasją,
tak jakby właśnie widział ten obrazek. - Czarny makijaż... Żeby nie było zbyt
uroczyście, bez jakichś głupich eleganckich piosenek...
-
Mówisz to z taką pasją... Masz kogoś na myśli?
-
Nie - zapewnił, choć w jego głowie tkwił widok Mary Ann w
czarno-czerwonej sukni. - Ale wierzę, w to, że jeżeli już taki dzień nastąpi,
to będzie to najpiękniejszy dzień w moim i jej życiu. Niestety nie udało mi się
znaleźć jeszcze prawdziwej miłości, takiej która skłoniłaby mnie do ożenienia
się.
Kłamał. Obrzydliwie kłamał, ale nie
miał innego wyjścia. Nie mógł zdradzić w wywiadzie, że już dawno znalazł miłość
swojego życia. Dziewczynę, której oddał całe swoje serce. Zresztą uważał, że
jego osobiste sprawy nie powinny nikogo interesować. Zwłaszcza dziennikarzy.
-
To może jeszcze na koniec jedno pytanie: Mianowicie co
byście sobie zażyczyli mając do dyspozycji spełnienie trzech życzeń?
-
Zdecydowanie Mustanga 500, robić muzykę, ewentualnie grać
w filmach i może jeszcze jakiś domek na plaży - tym razem jako pierwszy odezwał
się Gustav.
-
Jakiś domek na Malediwach - poparł go Georg.
-
A może od razu jakąś wyspę? - teraz Czarnowłosy
zażartował, choć jemu wystarczyłaby jedna rzecz, mianowicie miłość Mary Ann.
-
A ja bym sobie życzył więcej wolności - powiedział
poważnie Tom.
-
Bardzo dziękuję chłopcy za wywiad - kobieta wyłączyła
dyktafon. - Miło się rozmawiało.
-
Wzajemnie
- wykrzyknęli naraz.
-
Mogłabym mieć do was prośbę? - zaczęła nieśmiało.
-
Pewnie - odezwał się Georg z uwodzicielskim uśmiechem. -
Wal śmiało.
-
Wiem, że to nieprofesjonalne, ale... - zająknęła się
wyraźnie speszona. - Ale... moja siostra was uwielbia... i... obiecałam jej, że
was sobie przedstawię... Poświęcilibyście jej minutkę? Byłabym wam naprawdę
wdzięczna.
-
Jasne - w oczach Toma pojawiły się iskierki radości. -
Bardzo chętnie ją poznamy...
* * *
Przeciągnęłam
się kilkakrotnie otwierając powieki. Nie chciało mi się jeszcze wstawać, tym
bardziej, że śnił mi się Bill. A dokładniej to, że całuje mnie w czoło i mówi,
że mnie kocha. Ech... Gdyby to się chciało wydarzyć naprawdę... Zerknęłam na
łóżko Czarnowłosego, ale zamiast niego leżała tam tylko zmięta pościel. Ale
czego ja się spodziewałam? Przecież on tutaj przyjechał pracować, a nie
wypoczywać. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki wziąć prysznic. Kiedy tam
weszłam omal nie dostałam zawału. Wszędzie były porozwalane różne kosmetyki,
ręczniki i ubrania, a połowa pomieszczenia była zalana. Tego chłopaka chyba
nikt nie nauczył co to jest porządek! Ciekawe czy Tom też jest takim
bałaganiarzem. Jeśli tak, to współczuję Nikoli. Na szczęście mieszkamy w
hotelu, w którym pokojówki sprzątają dwa razy dziennie... Weszłam do kabiny i
odkręciłam ciepłą wodę.
Zastanawiałam
się co teraz robią chłopcy z Tokio Hotel. Pewnie siedzą w jakimś pomieszczeniu
i udzielają kolejnego podobnego wywiadu nudnemu dziennikarzowi. Z tego co mówił
wczoraj Jost nie będzie ich praktycznie cały dzień. Trochę smutno było mi z
tego powodu, że zobaczę Billa dopiero wieczorem, ale miałam nadzieję, że dzień
szybko mi minie na zwiedzaniu Paryża. Wyszłam z kabiny i obwinęłam się
śnieżnobiałym ręcznikiem. Kiedy z walizki wyciągałam jeansy usłyszałam ciche
pukanie. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na progu stała rozpromieniona
Nikola.
-
Witaj kochana - cmoknęła mnie w policzek wchodząc do
środka. - A ty jak zwykle jeszcze w proszku?
-
Nie moja wina, że jestem śpiochem - puściłam jej oczko. -
Czekaj zaraz przyjdę, tylko się ubiorę.
-
Ok., to ja zamówię śniadanie.
Kiwnęłam
głową wchodząc do łazienki. Odgarnęłam na bok kosmetyki Billa, tak, żeby zrobić
miejsce na saszetkę z moimi i zaczęłam się malować. Kiedy już moje oczka były
podkreślone czarną kredką wyprostowałam włosy prostownicą i założyłam na siebie
wytarte jeansy i bluzeczkę bez ramiączek. Opuściłam pomieszczenie akurat w
chwili gdy do drzwi rozległo się pukanie. Czy zawsze musi ktoś dzwonić albo
przychodzić jak skądś wychodzę? Przewróciłam oczami otwierając drzwi. W hollu
stał ten sam kelner, który wczoraj przyniósł mi i Billowi kolację. Uśmiechnęłam się do
niego promiennie.
-
Bonjour
- przywitał się.
-
Bonjour
- odparłam.
-
J’apporte le déjeuner, mademoiselle - minął mnie w
drzwiach wchodząc tym samym do pokoju. Położył dwie tace ze śniadaniem na
stoliku i wpatrzył się we mnie jak w obrazek.
-
Merci - widząc, że chłopak nie zamierza wyjść dodałam: -
Au revoir.
-
Oui, oui... au revoir.
Zamknęłam za nim drzwi i z uśmiechem
podeszłam do stolika przy którym siedziała przyjaciółka.
-
Może zjemy na balkonie? - zaproponowałam.
-
Przystojniak z niego - stwierdziła biorąc kakao.
-
Tak, ale nie w moim typie - powiedziałam kładąc ciężką
tacę na stoliku.
Podniosłam pokrywkę. Na talerzu
znajdowało się kilka croissantów, masło, miód i dżem. Nikola nalała do białych
filiżanek kakao.
-
Tobie się podobają faceci tylko w typie Billa...
-
Nieprawda! - zaprotestowałam, choć doskonale wiem, że
Nikola ma rację. Mimowolnie wszystkich chłopaków porównywałam do niego, a co
więcej każdy z nich wypadał przy nim słabo.
-
Tak, pewnie, a ja jestem królowa Elżbieta.
-
Miło mi jestem Mary Ann, to zaszczyt poznać Waszą
Wysokość - zażartowałam.
Posmarowałam croissanta masłem i
zabrałam się do jedzenia. Już dawno nie czułam się tak dobrze. Nie wiem czy to
zasługa wyjazdu, czy tego, że nareszcie mogę być blisko Billa i się nie
kłócimy. Przynajmniej
na razie.
-
Kłóciłaś się wczoraj z Billem? - przyjaciółka spytała
cicho.
-
Nie - widząc jej spojrzenie dodałam: - No dobra, trochę,
ale zaraz się pogodziliśmy.
-
Mówisz poważnie? - na jej twarzy malowało się zdumienie. Zresztą nic dziwnego.
-
Jak najbardziej. Prawie mnie pocałował...
-
Nie
gadaj! Całowaliście się?!
-
Prawie, ale moja matka musiała akurat zadzwonić -
skrzywiłam się lekko. - Kocham jej wyczucie czasu. A jak tam z Tomem?
-
Nawet nie tak źle, tylko, że w pokoju mam niesamowity
bajzel.
Słysząc
te słowa zaczęłam się śmiać. Jednak bliźniaki choć na pierwszy rzut oka są inni
mają wiele wspólnych cech. Niekoniecznie tych dobrych, bo bałaganienie zdecydowanie nie
jest pozytywne.
-
Zobacz u mnie... Dzisiaj ledwo znalazłam w łazience
trochę miejsca na moją kosmetyczkę, nie mówiąc już o zalanej podłodze i
porozwalanych wszędzie ubraniach i ręcznikach.
-
Myślisz, że Georg i Gustav też są takimi bałaganiarzami?
-
Georg z pewnością, ale Gustav mi na takiego nie wygląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz