czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 100



Było pół do szóstej rano kiedy zadzwonił budzik w telefonie Billa Kaulitza. Szybko wyłączył dzwonek, żeby nie zbudził Mary Ann słodko śpiącej na łóżku obok. Odgarnął kołdrę i zwlókł się z posłania. Na chwiejnych nogach skierował się do łazienki, żeby wziąć prysznic. Nienawidził tak wcześnie wstawać, ale równie dobrze wiedział, że nie ma innego wyboru. Gdyby nie to, że musi ułożyć włosy i zrobić sobie makijaż mógłby spokojnie wstać godzinę później. Tak jak pozostali. Z zamkniętymi oczami stał pod prysznicem pozwalając letnim kropelką wody spływać po swoim ciele. Kiedy czuł, że jest już troszkę bardziej przytomny wyszedł z kabiny i założył na siebie pierwsze lepsze jeansy i podkoszulek po czym przystąpił do układania włosów. Kiedy skończył nakładać piankę i lakier, tak, że jego wszystkie kosmyki idealnie sterczały pomalował starannie oczy. Niewielu jest chłopaków, którzy się malują, ale on to lubił. I nie zamierzał z tego rezygnować.
Po godzinnych zabiegach był gotowy do wyjścia. Jednak jako, że wszyscy mieli się spotkać na dole dopiero za trzydzieści minut postanowił zostać jeszcze przez ten czas w pokoju. Usiadł na swoim łóżku i zaczął obserwować Mary Ann. Tak słodko spała... Niczym aniołek.
Dlaczego dziewczyna musi być taka niedostępna dla niego? Dlaczego nie może okazać mu trochę więcej uczuć? Wczoraj przed pójściem spać trochę jeszcze rozmawiali, ale blondynka zachowywała chłodny dystans. Udawała, że nic się wcześniej nie stało, a tak przecież nie było! Gdyby nie zadzwonił telefon z pewnością doszłoby do pocałunku! A co jeżeli ona go nie darzy już takimi uczuciami jak wcześniej? Widział jak uśmiechała się wczoraj do kelnera. Jednak postanowił to zignorować, bo co da okazywanie zazdrości? Albo złości dlatego, że Mary Ann rozmawia z innym chłopakiem. W dodatku przystojnym, bo nie można było odmówić wczorajszemu gościowi urody. Prawda jest taka, że póki co nie ma do niej żadnych praw, ale jeśli będą ze sobą to już on się postara o to, żeby Mary Ann uśmiechała się tak słodko tylko do niego. Najchętniej zamknąłby ją w złotej klatce, od której tylko on miałby klucz.
Spojrzał kątem oka na wyświetlacz swojego sidekicka. Za chwilę powinien być na dole więc zerwał się z łóżka, podszedł do śpiącej Mary Ann i delikatnie otulił ją kołdrą, która się lekko zsunęła z jej ciała. Była dla niego jedyną i najpiękniejszą kobietą na świecie. Nie chciał żadnej innej. Tylko ją. Złożył na jej czole leciutki pocałunek i pogłaskał po policzku. Jeszcze nigdy nie kochał tak mocno żadnej dziewczyny. Gdyby teraz mógł przytuliłby się do niej i przeniósł w świat sennych marzeń. Ale nie mógł. Musiał zejść na dół i jechać do redakcji francuskiego Bravo. Mimo to był szczęśliwy.
-          Kocham cię - wyszeptał jej do ucha, poprawił jeszcze raz kołdrę i opuścił pokój.
Tom, Gustav, Georg, David i Hans już siedzieli na brązowych kanapach i na niego czekali. Uśmiechnął się do nich promiennie i przywitał z każdym przez uścisk dłoni, po czym wszyscy skierowali się na podziemny parking,  na którym zaparkowany był ich van. Usadowił się wygodnie obok bliźniaka.
-          I jak się mieszka z Mary Ann? - zagaił wesoło Georg, a Tom spojrzał na niego tak jakby chciał go zabić.
-          Macie szczęście, że dało się rozsunąć to łóżko - Bill odparł spokojnie, choć tak naprawdę żałował, że łóżka nie pozostały zsunięte. Jednocześnie wiedział, że blondynka w życiu by na to nie przystała.
-          Rozsunęliście je?! - wypsnęło się Tomowi, który natychmiast zakrył usta dłonią. Tak jakby powiedział coś niedopuszczalnego.
-          Tom ona nie jest taka jak te panienki z którymi się umawiasz... Zresztą nie mógłbym...
-          Ale ja nie mówiłem, że...
-          Przestań się tłumaczyć, my i tak wiemy co miałeś na myśli - Gustav wybawił go z opresji. - A jak z Nikolą?
-          Właśnie - odezwał się młodszy Kaulitz. - Wy też macie wspólne łóżko? - w jego głosie było słychać czystą złośliwość.
-          Nie. Dobrze wiesz, że my nic... A ty z Mary Ann... Wy się...
-          Może i tak - Bill wpadł mu w słowo. - Ale to wszystko nie jest takie proste. Nie mieszajcie się już więcej w nasze sprawy - powiedział twardo, bo nie chciał, żeby ingerowali w jego życie. To tylko i wyłącznie jego problem. I upora się z tym sam. Zdobędzie uczucia Mary Ann. Za wszelką cenę!
-          Ale my chcieliśmy dobrze.
-          Wiem o tym - uciął.
-          Mary Ann urządziła ci wczoraj awanturę? - spytał zmartwiony Gustav.
-          Nawet nie, ale na początku była naprawdę wściekła...
-          To już wiemy jak nasz Billi ją uspokoił - Tom puścił bratu oczko. - Nic dziwnego, że dzisiaj ma takiego banana na twarzy.
Czarnowłosy klepnął mocno bliźniaka w ramię i wszyscy się roześmiali.
-          Spokojnie, nie chcemy bójki w aucie - teraz Georg zabrał głos.
-          Poważnie. Już dawno nie miałeś takiego banana na ustach - odezwał się Tom, kiedy przestali się śmiać.
W tym momencie samochód zatrzymał się przed ogromnym, przeszkolonym budynkiem. Cała piątka wysiadła z vana i skierowała się do środka. Jost zaczął rozmawiać z elegancką kobietą dobiegającą trzydziestki, zaś ich zaprowadziła młoda sekretarka do niewielkiego, ale przytulnego pomieszczenia pomalowanego na żółto. Rozsiedli się wygodnie na czarnych sofach i czekali na przybycie dziennikarki.
Młodszego Kaulitza całkowicie pochłonęły myśli o Mary Ann. Zastanawiał się co też dziewczyna będzie robiła przez cały dzień, kiedy oni będą musieli udzielać wywiadów i rozdawać autografy. Pewne było jedno. Bawiłby się znacznie lepiej w jej towarzystwie. Chociaż nie można powiedzieć, że spotkania z fanami są nudne. W żadnym wypadku! Kochał swoich fanów, choć rzecz jasna czasami miał ich serdecznie dosyć. Ale to normalne. Tak jak to, że woli spędzić czas z osobą, którą naprawdę kocha. Już nie mógł się doczekać kiedy znów zobaczy Mary Ann. Wiedział jednak, że nie nastąpi to przed wieczorem.
Drzwi zaskrzypiały, sygnalizując przybycie dziennikarki. Była to młoda, nowoczesna kobieta, z upiętymi włosami w koka, co nadawało jej profesjonalnego wyglądu. Czarnowłosy zerknął na brata, który właśnie lustrował od góry do dołu kobietę. Przewrócił oczami.
-          Dzień dobry chłopcy - przywitała się. W jej głosie można było wyczuć francuski akcent. - Pewnie jesteście zmęczeni.
-          Aż tak to po nas widać? - zażartował Tom.
-          Oczywiście, że nie - trochę się spłoszyła. - To co zaczynamy?
Wszyscy jak na komendę kiwnęli twierdząco głowami. Dziennikarka włączyła dyktafon i zerknęła w notatki.
-          Dobrze... - powiedziała do siebie, po czym spojrzała na Hotelowców. - Wasza debiutancka płyta „Shrei” osiągnęła wielki sukces, nie tylko w Niemczech, ale także w innych krajach europejskich. Spodziewaliście się tego?
-          Prawdę mówiąc nie - odezwał się Bill. - To jak rozwinęła się nasza kariera było dla nas totalnym szokiem. To znaczy zawsze chcieliśmy być sławni, ale nie sądziliśmy, że nastąpi to tak szybko. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy graliśmy dla pięciu osób, a teraz na nasze koncerty przychodzą tysiące fanów!
-          Mów za siebie - na ustach Toma wymalowany był łobuzerski uśmiech, na który najczęściej podrywał dziewczyny. Wszyscy się roześmiali, a kobieta zadała kolejne pytanie:
-          Teraz jesteście sławni, można powiedzieć nawet, że bardzo. Jak to oceniacie? Pozytywnie czy raczej negatywnie?
-          Nie można określić tego jednoznacznie - Gustav po raz pierwszy zabrał głos. - Są zarówno plusy jak i minusy.
-          Dokładnie - poparł go Czarny. - Super jest to, że mamy tylu wspaniałych fanów, którzy nas uwielbiają...
-          Jakiś ty skromny - przerwał Tom, czemu towarzyszyła kolejna salwa śmiechu. - Mi się najbardziej podoba w tym wszystkim, to, że połowa nastolatek uważa mnie za ciacho...
-          Ty tylko o dziewczynach... - westchnął Georg. - Ale co prawda, to prawda. Chociaż ja i tak uważam, że jestem przystojniejszy od ciebie.
-          Wybacz, ale fakty świadczą przeciwko tobie...
Dziennikarka widząc, że szykuje się mała sprzeczka pomiędzy przyjaciółmi, szybko im przerwała zadając kolejne pytanie.
-          Skoro już jesteśmy przy tym temacie, to wyobrażacie sobie siebie w związku małżeńskim?
-          Ciężko mi sobie to wyobrazić na dzień dzisiejszy - jako pierwszy odezwał się gitarzysta. - A czy małżeństwo jest z prawdziwej miłości? Nie wiem.
-          Tak. Czasami o tym myślę jakby to było - przyznał wokalista, a bliźniak spojrzał na niego zdziwiony. Pamiętał jak zawsze Bill powtarzał, że nie chce się ożenić. Czyżby za sprawą Mary Ann zmienił zdanie?
-          Tak do końca nie wiem. Ok., być w związku z dziewczyną? Nie ma sprawy, ale żeby tak zawsze? Owszem są pary, które zaczynają ze sobą chodzić i zostają ze sobą aż do śmierci, ale...
-          A ja myślę, że istnieje prawdziwa miłość - wtrącił Czarnowłosy. - Taka aż do grobowej deski. Która jest w stanie przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu.
-          A ja chcę się ożenić - teraz głos zabrał Georg. - Kiedyś na pewno. Szkoda tylko, że człowiek musi zdecydować się na jedną kobietę. Dlatego też wolałbym ją względnie poznać - wszyscy zgromadzeni zaczęli się śmiać, a basista niezrażony tym kontynuował dalej: - Ale patrząc na to z innej perspektywy, to wspaniałe móc się budzić każdego dnia obok niej. Kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest tylko jedyna, idealna, a co ważniejsze tylko nasza, wtedy relacje między kobietą a mężczyzną są udane.
-          Po przemyśleniu, jak sobie wyobrażę dwoje ludzi, którzy cały czas spędzają w swoim towarzystwie to mam mieszane uczucia. Tak zawsze się rozumieć.... U nikogo tak nie jest! Pewnie jak tak dalej będę zwracał na wszystko uwagę, ożenię się mając sześćdziesiątkę? A co mi wtedy po małżeństwie... - jego słowom towarzyszyła kolejna salwa śmiechu.
-          A ja w tym momencie nie potrafię sobie wyobrazić małżeństwa - dodał Gustav.
-          Ja się ożenię, tylko wtedy, gdy wesele będzie fajne...
-          Bill co masz na myśli mówiąc „fajne”? - spytała kobieta.
Czarnowłosy chwilę analizował jej pytanie i swoją wcześniejszą wypowiedź. Znowu przez swój długi język powiedział kilka słów za dużo. A teraz musi jakoś z tego wybrnąć. Prawdę mówiąc jeżeli Mary Ann byłaby tylko panną młodą, to mógłby wziąć ślub choćby i w tej chwili. Ale jej tutaj nie ma. Jest zaś dziennikarka, która wpatruje się bacznie w niego oczekując odpowiedzi. Żeby zyskać na czasie podniósł szklankę z coca-colą i upił kilka łyków. Wyobraził sobie Mary Ann w pięknej sukni, kroczącą alejką prosto do ołtarza, przy którym na nią czekał... Wiedział, że nie ważne gdzie braliby ślub, kto byłby na nim obecny, w co byliby ubrani on byłby najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Bynajmniej jego plany nie wybiegały aż tak daleko w przyszłość. Owszem kocha Mary Ann, ale okaże się co przyniesie przyszłość. Wzdrygnął się na myśl, że ich drogi mogą się rozejść...
-          Suknia panny młodej jest czarno-czerwona - mówił z pasją, tak jakby właśnie widział ten obrazek. - Czarny makijaż... Żeby nie było zbyt uroczyście, bez jakichś głupich eleganckich piosenek...
-          Mówisz to z taką pasją... Masz kogoś na myśli?
-          Nie - zapewnił, choć w jego głowie tkwił widok Mary Ann w czarno-czerwonej sukni. - Ale wierzę, w to, że jeżeli już taki dzień nastąpi, to będzie to najpiękniejszy dzień w moim i jej życiu. Niestety nie udało mi się znaleźć jeszcze prawdziwej miłości, takiej która skłoniłaby mnie do ożenienia się.
Kłamał. Obrzydliwie kłamał, ale nie miał innego wyjścia. Nie mógł zdradzić w wywiadzie, że już dawno znalazł miłość swojego życia. Dziewczynę, której oddał całe swoje serce. Zresztą uważał, że jego osobiste sprawy nie powinny nikogo interesować. Zwłaszcza dziennikarzy.
-          To może jeszcze na koniec jedno pytanie: Mianowicie co byście sobie zażyczyli mając do dyspozycji spełnienie trzech życzeń?
-          Zdecydowanie Mustanga 500, robić muzykę, ewentualnie grać w filmach i może jeszcze jakiś domek na plaży - tym razem jako pierwszy odezwał się Gustav.
-          Jakiś domek na Malediwach - poparł go Georg.
-          A może od razu jakąś wyspę? - teraz Czarnowłosy zażartował, choć jemu wystarczyłaby jedna rzecz, mianowicie miłość Mary Ann.
-          A ja bym sobie życzył więcej wolności - powiedział poważnie Tom.
-          Bardzo dziękuję chłopcy za wywiad - kobieta wyłączyła dyktafon. - Miło się rozmawiało.
-          Wzajemnie - wykrzyknęli naraz.
-          Mogłabym mieć do was prośbę? - zaczęła nieśmiało.
-          Pewnie - odezwał się Georg z uwodzicielskim uśmiechem. - Wal śmiało.
-          Wiem, że to nieprofesjonalne, ale... - zająknęła się wyraźnie speszona. - Ale... moja siostra was uwielbia... i... obiecałam jej, że was sobie przedstawię... Poświęcilibyście jej minutkę? Byłabym wam naprawdę wdzięczna.
-          Jasne - w oczach Toma pojawiły się iskierki radości. - Bardzo chętnie ją poznamy...
* * *
            Przeciągnęłam się kilkakrotnie otwierając powieki. Nie chciało mi się jeszcze wstawać, tym bardziej, że śnił mi się Bill. A dokładniej to, że całuje mnie w czoło i mówi, że mnie kocha. Ech... Gdyby to się chciało wydarzyć naprawdę... Zerknęłam na łóżko Czarnowłosego, ale zamiast niego leżała tam tylko zmięta pościel. Ale czego ja się spodziewałam? Przecież on tutaj przyjechał pracować, a nie wypoczywać. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki wziąć prysznic. Kiedy tam weszłam omal nie dostałam zawału. Wszędzie były porozwalane różne kosmetyki, ręczniki i ubrania, a połowa pomieszczenia była zalana. Tego chłopaka chyba nikt nie nauczył co to jest porządek! Ciekawe czy Tom też jest takim bałaganiarzem. Jeśli tak, to współczuję Nikoli. Na szczęście mieszkamy w hotelu, w którym pokojówki sprzątają dwa razy dziennie... Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę.
            Zastanawiałam się co teraz robią chłopcy z Tokio Hotel. Pewnie siedzą w jakimś pomieszczeniu i udzielają kolejnego podobnego wywiadu nudnemu dziennikarzowi. Z tego co mówił wczoraj Jost nie będzie ich praktycznie cały dzień. Trochę smutno było mi z tego powodu, że zobaczę Billa dopiero wieczorem, ale miałam nadzieję, że dzień szybko mi minie na zwiedzaniu Paryża. Wyszłam z kabiny i obwinęłam się śnieżnobiałym ręcznikiem. Kiedy z walizki wyciągałam jeansy usłyszałam ciche pukanie. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na progu stała rozpromieniona Nikola.
-          Witaj kochana - cmoknęła mnie w policzek wchodząc do środka. - A ty jak zwykle jeszcze w proszku?
-          Nie moja wina, że jestem śpiochem - puściłam jej oczko. - Czekaj zaraz przyjdę, tylko się ubiorę.
-          Ok., to ja zamówię śniadanie.
            Kiwnęłam głową wchodząc do łazienki. Odgarnęłam na bok kosmetyki Billa, tak, żeby zrobić miejsce na saszetkę z moimi i zaczęłam się malować. Kiedy już moje oczka były podkreślone czarną kredką wyprostowałam włosy prostownicą i założyłam na siebie wytarte jeansy i bluzeczkę bez ramiączek. Opuściłam pomieszczenie akurat w chwili gdy do drzwi rozległo się pukanie. Czy zawsze musi ktoś dzwonić albo przychodzić jak skądś wychodzę? Przewróciłam oczami otwierając drzwi. W hollu stał ten sam kelner, który wczoraj przyniósł mi i Billowi kolację. Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
-          Bonjour - przywitał się.
-          Bonjour - odparłam.
-          J’apporte le déjeuner, mademoiselle - minął mnie w drzwiach wchodząc tym samym do pokoju. Położył dwie tace ze śniadaniem na stoliku i wpatrzył się we mnie jak w obrazek. 
-          Merci - widząc, że chłopak nie zamierza wyjść dodałam: - Au revoir.
-          Oui, oui... au revoir.
Zamknęłam za nim drzwi i z uśmiechem podeszłam do stolika przy którym siedziała przyjaciółka.
-          Może zjemy na balkonie? - zaproponowałam.
-          Przystojniak z niego - stwierdziła biorąc kakao.
-          Tak, ale nie w moim typie - powiedziałam kładąc ciężką tacę na stoliku.
Podniosłam pokrywkę. Na talerzu znajdowało się kilka croissantów, masło, miód i dżem. Nikola nalała do białych filiżanek kakao.
-          Tobie się podobają faceci tylko w typie Billa...
-          Nieprawda! - zaprotestowałam, choć doskonale wiem, że Nikola ma rację. Mimowolnie wszystkich chłopaków porównywałam do niego, a co więcej każdy z nich wypadał przy nim słabo.
-          Tak, pewnie, a ja jestem królowa Elżbieta.
-          Miło mi jestem Mary Ann, to zaszczyt poznać Waszą Wysokość - zażartowałam.
Posmarowałam croissanta masłem i zabrałam się do jedzenia. Już dawno nie czułam się tak dobrze. Nie wiem czy to zasługa wyjazdu, czy tego, że nareszcie mogę być blisko Billa i się nie kłócimy. Przynajmniej na razie.
-          Kłóciłaś się wczoraj z Billem? - przyjaciółka spytała cicho.
-          Nie - widząc jej spojrzenie dodałam: - No dobra, trochę, ale zaraz się pogodziliśmy.
-          Mówisz poważnie? - na jej twarzy malowało się zdumienie. Zresztą nic dziwnego.
-          Jak najbardziej. Prawie mnie pocałował...
-          Nie gadaj! Całowaliście się?!
-          Prawie, ale moja matka musiała akurat zadzwonić - skrzywiłam się lekko. - Kocham jej wyczucie czasu. A jak tam z Tomem?
-          Nawet nie tak źle, tylko, że w pokoju mam niesamowity bajzel.
            Słysząc te słowa zaczęłam się śmiać. Jednak bliźniaki choć na pierwszy rzut oka są inni mają wiele wspólnych cech. Niekoniecznie tych dobrych, bo bałaganienie zdecydowanie nie jest pozytywne.
-          Zobacz u mnie... Dzisiaj ledwo znalazłam w łazience trochę miejsca na moją kosmetyczkę, nie mówiąc już o zalanej podłodze i porozwalanych wszędzie ubraniach i ręcznikach.
-          Myślisz, że Georg i Gustav też są takimi bałaganiarzami?
-          Georg z pewnością, ale Gustav mi na takiego nie wygląda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz