-
Mary Ann! - usłyszałam krzyk matki. - Nikola dzwoni!
-
Już
idę.
Wstałam od biurka zawalonego w całości
książkami, tak że nie było widać nawet centymetra kwadratowego wolnego blatu i
skierowałam się do salonu. Wzięłam od rodzicielki czarną bezprzewodową
słuchawkę od telefonu i wróciłam do pokoju zamykając drzwi. Rozwaliłam się na
kanapie i odezwałam po niemiecku:
-
Cześć, co tam u ciebie?
-
Hej! - zawołała radośnie. - Pakuj się.
-
Po
co? - zapytałam zdziwiona.
-
No... pakuj się. Jedziemy do Paryża.
Zabrakło mi słów. Musiało mi się
przesłyszeć! Przecież Nikola nie mogła dzwonić tak po prostu i mówić mi, że
jadę z nią do Paryża! To
mi się musi śnić...
-
Gdzie jedziemy?! - byłam pewna, że źle usłyszałam, więc
na wszelki wypadek wolałam się upewnić.
-
Oj... Mary Ann... Do Paryża. Przyjedziemy po ciebie za
kilka godzin.
-
Ale ja nie wiem czy moi... Paryż?!
-
Tak. Paryż - mówiła spokojnie tak jak do małego dziecka.
- A rodzice już się zgodzili, więc pakuj się, bo szkoda czasu - usłyszałam
przeciągły sygnał w słuchawce. Nikola rozłączyła się zostawiając mnie z tysiącem myśli.
Owszem jestem przyzwyczajona do tego,
że o wszystkich wyjazdach dowiaduję się jako ostatnia i to najczęściej kilka
godzin wcześniej, ale tym razem to już przesada! A może ja nie chcę jechać?! No
dobra... doskonale wiem, że to nieprawda, bo zawsze chciałam jechać do Paryża.
W jakiś niewytłumaczalny sposób zawsze kojarzyło mi się to miasto z artystami i
zakochanymi. Fajnie byłoby tam kiedyś pojechać z Billem... Ale to tylko głupie
marzenia...
Powoli zaczęła wzbierać we mnie złość,
a przecież powinnam być szczęśliwa, że jadę do Francji z Nikolą. Czemu tylko
nikt mnie nigdy nie pyta o zdanie? Czemu zawsze muszę zostać postawiona przed
faktem dokonanym? I jak to rodzice się zgodzili? Tak po prostu? Ciekawe co
przyjaciółka im nagadała, choć z drugiej strony mama zawsze wychodziła z
założenia, że jak coś to nadrobię zaległości w szkole. A szkoła była jedyną i
najważniejszą przeszkodą. Choć z drugiej strony jej to nie robiło różnicy czy
jadę w roku szkolnym czy w wakacje. Jej to wszystko jedno, a ja potem się muszę
męczyć i dwa albo i trzy razy więcej uczyć, żeby jakoś nadgonić materiał.
Nie wiedzieć czemu w mojej głowie
pojawiły się obawy co do tej wycieczki. Czułam, że wydarzy się na niej coś
ważnego. Jednak ciężko powiedzieć czy będzie to coś pozytywnego czy też
negatywnego. Wiem jedno. Ta wycieczka w jakimś stopniu zmieni moje życie. A
przynajmniej takie mam przeczucie... Wiem, że to może wydawać się głupie, ale
moje przeczucia praktycznie mnie nie zawodzą. A teraz jestem pewna, że ta
wycieczka nie będzie pospolita...
Aby odgonić trochę od siebie ten
niepokój zaczęłam odkładać książki na półkę. Na razie mi się nie przydadzą,
więc nie ma potrzeby, żeby leżały na biurku. Kiedy wszystkie zeszyty i
podręczniki znalazły się w szafce do pokoju wkroczyła z uśmiechem na ustach
mama taszcząc czarną walizkę na kółkach.
-
Mówiła
ci już Nikola?
-
Eee... - nie ma co... Bardzo inteligentna odpowiedź, ale
ja nie wiem co tu się dzieje. A co do tego, że „coś” się dzieje wątpliwości nie
mam.
-
Zaczynaj się już pakować, zaraz pojadę do kantoru
wymienić pieniądze.
-
Ale... a co ze szkołą? - ratowałam się jak mogłam, bo coś
czułam, że nie będę aż tak bardzo zadowolona z tego wyjazdu.
-
Nadrobisz. A teraz się pakuj. Będą tu za kilka godzin,
więc dobrze gdybyś była gotowa.
-
Ale
kto będzie?
-
Nie gadaj tyle, tylko się pakuj - cała mama. Dla niej
wszystko było proste...
Czyli jeszcze ktoś z nami jedzie.
Pytanie tylko kto? Może rodzice Nikoli?
Z
westchnieniem wzięłam walizkę i udałam się do garderoby. Stanęłam przed szafą i
zastanawiałam się co zabrać. Na ile dni tak właściwie mam tam jechać? I w jakim
celu?
* * *
Siedział
w czarnym vanie. Jechał do Polski. Kraju swojej ukochanej. Nie potrafił o niej
zapomnieć, choć minęło już tyle czasu. Kochał ją tak samo mocno, jak ponad trzy
miesiące temu. Spędził wiele godzin na wpatrywaniu się w jej zdjęcia, które
były zamieszczone w czasopismach, zaraz obok niezbyt pochlebnych artykułów na
jej temat. W wywiadach mówił, że Mary Ann jest po prostu koleżanką, a tamten
pocałunek nic nie znaczył. Kłamał wszystkim w żywe oczy. Ale musiał tak robić.
Przecież nie może się przyznać przed tymi wścibskimi dziennikarzami i
prezenterami, że kocha Mary Ann całym sercem, a także o tym, że bardzo mu jej
brakuje. Nawet tych nieustannych kłótni, nie mówiąc już o chwilach szczęścia,
które z nią spędził. Chociaż i tak były one zasnute smutkiem i cierpieniem. A
teraz... Teraz jechał do niej, a raczej po nią. Nareszcie ją ujrzy... Spędził
tyle godzin na zastanawianiu się co u niej słychać, jak się czuje, co robi...
Próbował podpytać o jakieś szczegóły Nikolę, ale zawsze zbywała jego pytania.
Zaczął nawet pisać do Mary Ann listy, w których przepraszał, wyznawał swoje
uczucia i pisał jak bardzo za nią tęskni. Jednak nie odważył się na wysłanie
ani jednego z nich. Wszystkie trzymał schowane w pokoju. Nikt o nich nie
wiedział. Nawet, albo szczególnie Tom.
Z każdym
przebytym kilometrem jego obawy rosły. Czy Mary Ann nie wyrzuci go za drzwi?
Owszem powiedziała mu, że zależy jej na nim, ale to było już dawno. Jej uczucia
mogły ulec zmianie. Jeżeli tak się stało, to nie wybaczy sobie tego do końca
życia. Miał nadzieję, że nie zaprzepaścił szansy na to, że będą razem. Choć
podświadomie czuł, że tak się stało. Nie powinien wtedy wychodzić z tego
pokoju. Powinien do niej podejść, przytulić i powiedzieć co czuje. A on? Musiał
to sobie przemyśleć... Za bardzo przejął się widokiem Mary Ann całującej się z
Tomem. Jeszcze teraz bolało go to wspomnienie w takim samym stopniu jak wtedy.
Jednak zrozumiał, że co się stało, to się nie odstanie. I nie ma sensu trzymać
w sercu tego cierpienia, ani urazy do tak ukochanej istotki.
-
Co siedzisz taki smutny i zamyślony? Uśmiechnij się. Za
niedługo będziemy na miejscu - powiedziała radośnie Nikola. Przez te kilka
miesięcy wszyscy się zaprzyjaźnili. Dziewczyna okazała się naprawdę bardzo miła
i nie lubiła ich tylko za to, że są sławni, tylko za to, że są. Sobą. Zwykłymi
nastolatkami.
-
On tak cały czas siedzi... - powiedział Tom zmartwionym
głosem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego co czuje brat. I jeszcze bardziej
żałował tego co zrobił. Powinien się wtedy powstrzymać i nie całować Mary Ann.
Ale... Po
prostu musiał to zrobić, choć nie powinien.
-
Pewnie myślisz o Mary...
- dziewczyna uśmiechnęła się do niego ciepło. - Nie martw się, będzie
dobrze.
-
Taa... - Bill pokręcił z niedowierzaniem głową. Łatwo jej
mówić. To nie ona boi się reakcji Mary Ann na swój widok. To nie ona kocha ją
całym sercem i boi się, że zaprzepaściła szansę na szczęście u jej boku...
-
Jedyne komu się oberwie to mi - na jej twarzy pojawił się
grymas niezadowolenia. - Ale ona się nie potrafi długo gniewać... - powiedziała
to takim tonem, jakby sama siebie musiała przekonać do tych słów.
-
Sama nie wiesz chyba co mówisz - odpowiedział.
-
Mówię ci, że nie masz się czym przejmować... I tak z nami
pojedzie - puściła do niego oczko.
Bill podniósł lekko kąciki ust do góry
i wpatrzył się w przemijający za szybą krajobraz. Ciągle mijali jakieś pola
albo lasy. Jemu jednak ten monotonny widok nie sprawiał najmniejszej różnicy.
Za bardzo martwił się reakcją Mary Ann. Nie chciał, żeby kolejny raz go
zraniła, ale wiedział, że to może nastąpić i pewnie nastąpi. Przez ten czas
pewnie go znienawidziła. I nic w tym dziwnego. W końcu odrzucił ją. Był zbyt
wielkim egoistą. A teraz cierpiał. Przez własną głupotę. Gdyby mógł cofnąć czas
do tamtej chwili... Wszystko byłoby inaczej. Teraz byłby szczęśliwy jadąc po
nią, bo wiedziałby, że dziewczyna przyjmie go z otwartymi ramionami. A tak?
Pewnie znowu się pokłócą i skończy się na tym, że blondynka nie pojedzie z nimi
do Paryża. A to może być jedyna szansa na to, żeby w końcu wyznał jej swoje
uczucia...
Nikola mówiła, że nie będzie miała
wyboru, bo już wszystko ustaliła z jej mamą, ale przecież jeżeli nie będzie
chciała, to nie pojedzie. A on nie chciał jej zmuszać do wyjazdu. Nie chciał,
żeby była nieszczęśliwa. Choć i tak przysporzył jej dużo chwil bólu odrzucając
jej uczucia. I to zupełnie nie chcący. Dlaczego kochający się ludzie muszą
sprawiać sobie tyle cierpienia? Czemu jedna głupia sytuacja decyduje o dalszym
życiu człowieka? O tym czy będzie szczęśliwy, czy też nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz