środa, 28 listopada 2012

Rozdział 65



            Ku wielkiej radości Billa koncert dobiegł końca. Podczas jego trwania ciągle myślał o Mary Ann przez co pomylił kilka razy słowa. Nie przejmował się tym, a i fanki też chyba nie zauważyły. Zastanawiał się jak teraz potoczą się losy między nim a blondynką. Na pewno nie rzuci mu się w ramiona. O tym nie ma nawet mowy. Pewnie będzie udawała, że nic się nie stało i będzie taka chamska jak do tej pory. A przecież się stało. Wiele. Choćby zaprzeczała, że nic nie czuła podczas tego pocałunku, to i tak jej nie uwierzy. Gdyby tak było to zdecydowanie nie odwzajemniłaby pieszczoty z takim zaangażowaniem, a na koniec strzeliłaby mu w twarz, nie zważając, na to, że obserwuje ich dziesięć tysięcy fanek. Przykro mu było, że wybiegła ze sceny zapłakana. Wiedział, że te łzy on wywołał, przez co czuł się jak ostatnia świnia. Chciał wzbudzać na ustach Mary Ann uśmiech, a nie smutek i łzy. Owszem lubił te jej błyski wściekłości, kiedy się ze sobą kłócili, ale zdecydowanie bardziej wolał widzieć w jej oczach iskierki miłości i szczęścia. Gdyby nie koncert na pewno poleciałby za nią i błagał o wybaczenie. Nie chciał jej ranić. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że tak się stało. Nie wiedział jeszcze tylko czym ją zranił. Bo chyba nie tym, że wyciągnął ją na scenę? Nie powiedział też niczego przykrego. W ogóle się nie odezwał. Pocałunek i spojrzenie więcej znaczyło w tamtym momencie. A może źle odczytał błysk w jej zniewalających oczach? Może wcale nie dawała mu przyzwolenia na pocałunek? I to ją tak zabolało? Kobietę jest ciężko zrozumieć.
            Chciałby już znaleźć się w pokoju hotelowym i na spokojnie przemyśleć całą tą sytuację, a także opracować jakiś plan działania. Chciałby, żeby Mary Ann go pokochała i ze wszystkich sił będzie się starał to osiągnąć. Choćby nie wiem jak okazało się to trudne. Brzmi to tak jakby wyznaczał sobie jakiś cel, który musi za wszelką cenę osiągnąć, jednak on tak nie uważał. Jeżeli Mary Ann powie mu, że go nienawidzi i nie chce go więcej widzieć, to jakoś się z tym pogodzi, choć to będzie bardzo ciężkie do wykonania.
Póki co musi stawić czoło menagerowi, który właśnie szedł w jego kierunku. Na jego twarzy była wymalowana wściekłość.
-          Kaulitz, co to miało być?! - zapytał rozwścieczony. Wyglądał jak byk, który zobaczył czerwoną płachtę.
-          O co chodzi? - udawał, że nie wie o co chodzi, choć tak naprawdę doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Co lepsze wcale nie żałował tego co zrobił. Wprost przeciwnie. Był z tego dumny.
-          Jeszcze się pytasz o co chodzi?! Po co ją wyciągałeś na scenę?! I co miało znaczyć...
-          Przepraszam - przerwał mu. - Nie pomyślałem...
-          Nie pomyślałeś?! Jak jesteś na scenie to masz śpiewać! A nie myśleć!
-          Ja... - dukał. - Na... naprawdę nie chciałem...
-          Miejmy nadzieję, że tej przerwy i tego jak pomyliłeś tekst nikt nie zauważył! - dalej krzyczał, a Bill poczuł się jeszcze gorzej. Nie dość, że Mary Ann przez niego płakała, a teraz będzie miała przez jego zachowanie kłopoty, to jeszcze zawiódł menagera.
-          Przepraszam - powtórzył.
-          Żeby mi to było Kaulitz ostatni raz! A teraz uciekaj rozdawać autografy.
-          To się już więcej nie powtórzy - obiecał i szybkim krokiem podszedł do Toma, Gustava i Georga.
Nie miał ochoty spotykać się z tymi rozwrzeszczanymi fankami. Chciał się znaleźć w jakimś miejscu z dala od wszystkich. Chciał pobyć sam i pomyśleć. Ale praca jest pracą. Wystarczy, że już dzisiaj zawiódł kilka tysięcy ludzi, a w tym te osoby na których najbardziej mu zależy.
Zajął swoje miejsce obok Toma  i Gustava za wielkim stołem. Czekali aż ochroniarze zaczną wpuszczać fanki-fanatyczki. Stop! Nie może tak o nich myśleć! Przecież to dzięki nim są tym kim są. Powinien być im wdzięczny. Oczywiście kochał na swój sposób fanki, ale powoli miał ich dość. Nie mógł nawet iść do sklepu, bo zawsze jakaś go zauważy. Do środka powoli zaczęły wchodzić podekscytowane nastolatki. Przywołał na usta wymuszony uśmiech.
-          O Boże! Jak ja was kocham - piszczała jakaś dziewczyna.
-          Możesz mi się tutaj podpisać? - Inna wskazała na swoją pierś. Uśmiechnął się tylko do niej i podpisał.
-          Bill ty naprawdę chodzisz z Mary Ann? - dopytywała się inna fanka, kiedy podpisywał jej plakat.
-          Nie, nie chodzę z nią - odpowiedział z wymuszonym uśmiechem, a w duchu dodał „ale nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał”.
Po męczących sześćdziesięciu minutach rozdawania autografów skierowali się do swojej garderoby. Teraz nareszcie będą mieli spokój. Zaraz znajdzie się w hotelu, zamknie się w łazience i wszystko sobie przemyśli w samotności. Musi opracować jakiś plan, żeby się spotkać po raz kolejny z Mary Ann.
-          Bracie uroczyście ogłaszam, że otrzymujesz tytuł oficjalnie zgwałconego przez fankę - zaśmiewał się Tom.
Bill nie widział w tym nic śmiesznego. Tak jak miał to w zwyczaju wyciągnął na scenę jakąś dziewczynę, nawet nie pamiętał jak wyglądała, do wspólnego odśpiewania „Shrei”, a ta pierwsze co zrobiła, to uwiesiła mu się na szyi, a na jego ustach złożyła soczysty pocałunek. Do tej pory było mu niedobrze po nim. Był też wściekły na dziewczynę, bo zatarła smak ust Mary Ann, a do tego nie chciał całować się z nikim innym oprócz blondynki. Tylko i wyłącznie z nią.
-          Nie moja wina, że pomyślała sobie, że całuję się ze wszystkimi fankami - wzruszył ramionami.
-          A jak odskoczyłeś... - teraz Georg się śmiał.
-          A ty byś nie odskoczył?
-          Od Mary Ann nie odskoczyłeś - skwitował bliźniak. - Chociaż masz rację Mary Ann jest ładniejsza niż tamta.
-          Trzeba to gdzieś zapisać. To twoje pierwsze dobre słowa o Mary Ann - stwierdził Gustav, jednak Bill już tego nie słyszał. Ponownie zatopił się w świecie rozmyślań.
Mary Ann kocham, a tamtą nie - przemknęło mu przez myśl. Był szczęśliwy, że mógł ją choć przez tak krótki czas trzymać w ramionach. Była tak blisko niego. Mógł ją gładzić po plecach, czuć jej zapach i wszystkie wspaniałe krągłości. Wtedy na scenie był najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Czuł, że niczego więcej nie potrzebuje. Ma wszystko. Robi to co kocha, a na dodatek piękna Polka, w której się zakochał bez pamięci, stoi w niego wtulona. W tamtej chwili miał ochotę skakać z radości. Jednak kiedy odsunęła się od niego i jeszcze zanim wybiegła obrzuciła go spojrzeniem, w którym czaiła się nienawiść, cała radość minęła. Jej miejsce zajął ból i smutek, że wywołał u niej łzy i przysporzył jej wielu kłopotów, choć ona jeszcze o tym nie wie.
Tom otworzył drzwi do garderoby i wszyscy weszli do środka. Kiedy zobaczył siedzącą na kanapie Mary Ann stanął jak wryty. Nie to nie możliwe. To musi być wytwór jego wyobraźni. Już kolejny dzisiaj. Jednak mimo to miał ochotę do niej podbiec, przytulić, pocałować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz