Blondyn wyglądał na wyraźnie zakłopotanego
i zaskoczonego moją obecnością w domu Listingów. Uśmiechnęłam się do niego
przyjaźnie i wyciągnęłam dłoń. Po tym jak chłopak pochwalił cios, który zadałam
Tomowi, czułam do niego sympatię.
-
Cześć! Jestem Mary Ann.
-
Gustav. - Uścisnął moją dłoń, uśmiechając się lekko.
Gdy blondyn nadal spoglądał na mnie
niepewnie, Georg wyjaśnił mu, że przyszłam do niego, aby wyjaśnić sprawę z
artykułami. Pokazał mu plakat i wręczył marker, mówiąc, żeby podpisał się dla
mojej przyjaciółki. Perkusista wziął od niego mazak, ale nie podpisał się.
Zamiast tego spojrzał na mnie pytająco.
-
Jak jest po polsku: „Pozdrowienia dla Edyty, przyjaciółki
Mary Ann”?
-
Daj kawałek kartki. Napiszę ci.
Georg wstał z taboretu i z jednej z
szuflad wyciągnął jakiś zeszyt. Wyrwał kartkę i mi podał. Napisałam zdanie, o
które prosił Gustav.
-
Poz...dro...wie...nia - sylabizował Gustav - dla
pr...zy... co? Jak się to czyta?
-
Przyjaciółki.
-
Pśijaćólki? - Próbował powtórzyć, a ja się zaśmiałam.
-
Przyjaciółki, nie pśijaciólki.
-
Przyjaciólki? - Teraz próbę podjął Georg.
-
Brawo! - Klasnęłam w dłonie. - Jeszcze trochę i będziesz
mówił perfekcyjnie po polsku - zażartowałam.
-
Raczej nie - mruknął. - To za trudny język.
-
E tam... - machnęłam ręką. - Tylko ci się tak wydaje.
Niemiecki też wcale nie jest prosty.
-
Ale mówisz perfekcyjnie. Gdybym nie wiedział, że jesteś
Polką, na pewno wziąłbym cię za Niemkę.
-
Ja tak samo - zgodził się Gustav.
-
Dziękuję - uśmiechnęłam się. - To dlatego, że uczyłam się
niemieckiego praktycznie od urodzenia. Moja babcia nie potrafi powiedzieć ani
słowa po polsku, więc nie miałam wyjścia.
-
Znasz jeszcze jakiś język tak perfekcyjnie? - Dopytywał
się Gustav.
-
Polski, o ile to się liczy i angielski. Mój dziadek był
Anglikiem. Najpierw on mnie uczył, a później babcia. Po francusku i rosyjsku
nie mówię jeszcze perfekcyjnie, ale kilka zdań potrafię sklecić.
Oczy Gustava i Georga rozszerzyły się
do nienaturalnej wielkości. Skwitowałam to tylko wzruszeniem ramion.
-
Wiecie co jest najzabawniejsze? - Spytałam, a kiedy
pokręcili przecząco głowami, ciągnęłam: - To, że mam bardziej ścisły umysł.
Rozmowa zeszła na szkołę i przedmioty,
których nienawidziliśmy. Okazało się, że cała czwórka na razie porzuciła
szkołę, poświęcając się całkowicie muzyce. Georg mówił jednak, że chciałby
zrobić w tym roku maturę.
Kiedy złożyli
w końcu swoje podpisy na plakacie, a Gustav zwinął mi go w rulon, poprosiłam:
-
Puścicie mi jakąś waszą piosenkę?
-
Nie słyszałaś jeszcze żadnej? - Gustav się zdziwił. -
Myślałem, że nie ma osoby w całych Niemczech, która nie słyszałaby „Durch den
Monsun” - powiedział nieskromnie, na co zaczęłam się śmiać.
-
Nie zapominaj, że mieszkam w Polsce. Chociaż tam też
jesteście sławni... Przynajmniej wśród moich znajomych... To jak będzie z tą
piosenką? - Spytałam wesoło. Naprawdę chciałam usłyszeć coś ich autorstwa.
Georg złapał mnie za rękę i poprowadził
do swojego pokoju. Przynajmniej tak sądziłam widząc kilkanaście poskładanych
modeli przeróżnych, bardzo drogich, samochodów.
-
Sam je składałeś? - Spytałam, przyglądając się jego
pokaźnej kolekcji.
Chłopak kiwnął głową podchodząc do
wieży.
-
To są auta, jakie kiedyś będę miał. Na razie jednak muszą
wystarczyć mi te miniaturki...
Po kilku sekundach w pomieszczeniu
rozbrzmiały pierwsze takty piosenki. Wsłuchałam się w melodię, uświadamiając
sobie, że na pewno ją słyszałam. Nie pamiętałam tylko gdzie.
-
Co to za piosenka? - Spytałam zaciekawiona.
-
Schrei.
-
Fajna - przyznałam, a na ustach basisty i perkusisty
pojawiły się szerokie uśmiechy.
Chłopcy opowiadali mi o każdej
następnej piosence. Mówili jaki ma tytuł i w jakich powstała okolicznościach.
Oczy obydwojga błyszczały z przejęcia, kiedy tak rozprawiali o swoim dziele.
Kiedy skończyliśmy słuchać całej płyty, spytali mnie jak mi się podoba muzyka,
którą tworzą.
-
Beznadziejna, doprawdy beznadziejna - puściłam im oczko.
-
W takim razie będziemy ci puszczali nasze piosenki, aż
uznasz, że są genialne - zażartował Gustav.
-
Nie ma sprawy - wzruszyłam ramionami. - A mówiąc
poważnie, naprawdę mi się podobały.
-
Poważnie? - Oboje wyraźnie się rozpromienili, kiedy
skinęłam potakująco głową.
-
Jasne. Szczególnie „Wenn nichts mehr geht”. Taka ciepła
piosenka. Powiedziałabym nawet, że dość optymistyczna.
Żałowałam w duchu, że Kaulitzowie nie
są tak sympatyczni jak Gustav i Georg. Wtedy może jakoś udałoby się nam
zakolegować? Oczywiście wiedziałam, że czwórka magdeburczyków tworzy słynny
zespół i nie ma za dużo czasu, żeby zadawać się ze zwykłymi śmiertelnikami, ale
podczas rozmowy z nimi nie odniosłam wrażenia, żeby uważali się za pępek
świata. Inaczej ma się sprawa z Kosmitą i jego gangsterskim bratem...
Spojrzałam na zegarek i aż się
wystraszyłam. Dochodziła jedenasta wieczorem! Zerwałam się z łóżka Georga, na
którym dotychczas siedziałam.
-
Jejku! Jak późno! Ale się zasiedziałam...
-
Gdzie tam! Jeszcze młoda godzina. Zostań jeszcze.
-
Nie Georg. Powinnam już wracać. Babcia będzie się o mnie
martwiła - powiedziałam, choć nie było to do końca zgodne z prawdą. Prawdę
mówiąc babcia namawiała mnie do jak najbardziej imprezowego życia, choć zawsze
zastrzegała, żebym trzymała się z dala od narkotyków i dużej ilości alkoholu.
-
No dobra - mruknął. - Pozwól chociaż, że cię
odprowadzimy. Wspominałaś, że twoja babcia mieszka niedaleko...
-
Kilka ulic stąd - wyjaśniłam, zgadzając się tym samym na
ich towarzystwo.
Ubraliśmy się w holu i wyszliśmy na
dwór. Noc była piękna, ale równocześnie bardzo mroźna. Świeży śnieg leżał na
ulicach, wesoło się mieniąc w blasku księżyca i licznych gwiazd, rozsianych na
ciemnogranatowym sklepieniu. Pół godziny później dotarliśmy do domu babci.
-
Może wejdziecie napić się czegoś ciepłego? - Zaproponowałam,
widząc, że oni również trzęsą się z zimna.
-
Jeżeli nie będziemy przeszkadzali...
Zapewniłam ich szybko, że babcia
absolutnie nie będzie miała niczego przeciwko, jeżeli będziemy zachowywali się
cicho i pozwolimy jej w spokoju spać.
Wyciągnęłam z torebki klucze i
wpuściłam ich do środka, ówcześnie zapalając światło w korytarzu. Zaprowadziłam
ich do swojego pokoju, który był usytuowany najdalej sypialni babci, a sama
wróciłam do kuchni po coś ciepłego do picia. Zajrzałam do piekarnika, a widząc pieczeń
odkroiłam kawałek i skosztowałam. Była jak zwykle pyszna. Wyciągnęłam z
szuflady kilka bułek i zrobiłam kanapki, w międzyczasie zalewając wodą herbatę.
Ustawiłam wszystko na tacy i zaniosłam do swojego pokoju. Gustav z Georgiem
robili przegląd mojego odtwarzacza mp3.
-
Przyniosłam wam kanapki. Pewnie jesteście głodni -
postawiłam tacę na biurku. - Częstujcie się.
-
Skąd wiedziałaś, że umieram z głodu? - Zapytał Gustav,
uszczęśliwiony widokiem kanapek z pieczenią.
-
Jesteście tacy wymizerowani... Wystarczy na was tylko
spojrzeć. Sama skóra i kości... - zacmokałam, na co wszyscy się roześmialiśmy.
-
Słuchasz tylko hip-hopu? - Spytał Georg, nadal
przeglądając piosenki na moim odtwarzaczu.
-
Czasami zdarzy się coś innego, ale uwielbiam 2paca i
Snoopa. Dalej powinieneś znaleźć jeszcze piosenki Michaela Jacksona, Metallicy,
Aerosmith i jeszcze kilka starszych. Nie lubię muzyki, którą obecnie nagrywają.
Jest taka... - chwilę zastanawiałam się jak ująć w słowa własne myśli -
pozbawiona emocji i miłości. Wiecie, chęci grania dla muzyki, a nie grania dla
pieniędzy. Mam gdzieś te wszystkie przeboje, które mogą zostać zaśpiewane przez
każdego, bo i tak wiadomo, że staną się hitami.
Oboje się ze mną zgodzili. Obiecałam,
że jutro, albo jeszcze dzisiaj wrzucę sobie kilka ich piosenek, bo naprawdę mi
się spodobały. Mimo głosu Billa, który nieco mnie drażnił, wyczuwało się w ich
utworach pasję i miłość jaką wkładali w to co robią. Słysząc wcześniej
opowieści Georga, a następnie Gustava wiedziałam, że mam rację. Ciekawa byłam
tylko jednego. Mianowicie jak długo w ich muzyce będzie brzmiała radość z
tworzenia.
Po drugiej, chłopcy zaczęli się
zbierać. Kiedy stanęliśmy w holu przypomniałam sobie o kolacji z Billem, która
czekała mnie już dzisiaj!
-
Co lubi Bill? - Spytałam ni stąd, ni zowąd.
-
W jakim sensie lubi? - Zapytał Gustav, uśmiechając się
porozumiewawczo do Georga.
-
No do jedzenia - pośpieszyłam z wyjaśnieniem. - A o czym
ty myślałeś?
-
O niczym - wzruszył ramionami. - Pizzę.
-
Tak - zgodził się Georg. - Bill da się zabić za wielką pizzę.
-
A coś innego?
-
Fast foody - i tym razem byli zgodni, a ja zaczęłam się
zastanawiać jak to możliwe, że Kosmita jest taki chudy, skoro żywi się samym
śmieciowym żarciem.
-
A coś oprócz fast foodów i pizzy? - Spróbowałam, choć
wiedziałam, że nie uzyskam odpowiedzi typu: „Owsianka” albo: „Ekologiczną
kiełbasę”.
-
Nie wiem. Nic mi nie przychodzi do głowy, a tobie Georg?
Basista przyłożył wskazujący palce do
swojego podbródka i chwilę myślał nad odpowiedzią, po czym pokręcił przecząco
głową.
-
Nie przypominam sobie nic więcej. W każdym razie do picia
RedBulle i Coca-Colę.
-
Nie ma aż tak bardzo wygórowanych
wymagań... - Stwierdziłam.
Podziękowałam im za
informację i mile spędzony wieczór. Pożegnałam się z chłopakami dając im po
buziaku w policzek i zamknęłam dom. Pełna obaw co do wieczora, udałam się do
łazienki, aby wziąć szybki prysznic, bo na kąpiel nie miałam już siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz