Nie zrobił jednak tego. Czekał na to co
się dalej wydarzy. Dostrzegł, że siedząc tutaj płakała, bo na policzkach miała
świeże ślady po łzach. Mimo, że jej twarz zdobiły czarne smużki po cieniu i
tuszu, to i tak wyglądała cudownie. Jak anioł. Patrzył na nią z zachwytem.
-
Mary Ann? - Gustav zapytał z niedowierzaniem.
-
A widzisz tu kogoś innego? - odparła opryskliwie.
Nie mógł patrzeć na te ślady po łzach.
Siedziała tutaj i płakała. Przez niego. Gardził sobą w tej chwili. Nie chciał
jej sprawić przykrości, jednak najwyraźniej tak się stało. Powinien pogodzić
się z tym, że go nie kocha i sobie odpuścić. Nie powinien wyciągać jej na
scenę, tym bardziej, że nie chciała, nie mówiąc już o pocałunku. Chociaż z
drugiej strony, to ona do niego podeszła i się przytuliła. Czemu to zrobiła
skoro tak bardzo go nienawidzi? Dała się ponieść chwili, a może jednak coś do
niego czuje? W jego sercu po raz kolejny tego dnia pojawiła się nadzieja.
-
Może byś się tak z nami przywitała? - Georg udał
obrażonego. - Nie widzimy cię tyle czasu, cieszymy się, że cię widzimy, a ty
nas tak traktujesz...
-
Masz rację - powiedziała cicho. - Przepraszam.
Obserwował jak wstaje. Znowu pomyślał
sobie o tym jaka jest piękna. Mimo rozmazanego makijażu. A do tego ten czarny
gorset z białymi troczkami, który miała na sobie. Idealnie podkreślał jej wąską
talię i kształtny biust. Wyglądała w nim niesamowicie, choć bez niego pewnie
jeszcze lepiej. Jakby chciał ją teraz przytulić, pocałować, powiedzieć, że się
w niej zakochał... Nie uczyni jednak tego ostatniego dotąd dopóki nie będzie
pewny, że ona czuje to samo, że go nie odtrąci, bo tego by nie zniósł.
Najpierw podeszła do Georga i dała mu
buziaka w policzek. Bill poczuł lekkie ukłucie w sercu, jednak nie dał po sobie
tego poznać. Tak. Był zazdrosny. Nie chciał, żeby całowała nikogo innego oprócz
niego. Nawet w policzek. Nie mógł jednak nic zrobić jak podchodziła do Gustava
i jemu również dała buziaka na przywitanie. Zawahała się przez moment, ale już
po chwili szła w stronę Toma. Wyciągnęła do niego rękę. Bliźniak uścisnął jej
dłoń i przyciągnął ją do siebie. Bill dostrzegł na jej twarzy zdziwienie, ale
mimo tego złożyła pocałunek na jego policzku. Kolejne ukłucie w sercu. Odsunęła
się od bliźniaka po czym usiadła na kanapie.
Przywitała się z każdym, a na niego
nawet nie spojrzała. Tak jakby go tutaj nie było. A przecież był! A do tego tak
bardzo pragnął znaleźć się blisko niej. Poczuć jej ciało blisko swojego...
Zrobiło mu się smutno. A on miał nadzieję, że może choć trochę go lubi... Widać
jednak, że nadzieja jest matką głupich. Jeżeli nawet do niego nie podeszła to
znaczy, że w dalszym ciągu go nienawidzi, a w tamtej chwili dała się ponieść
jedynie emocjom.
Miał ochotę coś rozwalić. Czemu ona
musi go tak traktować?! Jakby w ogóle nie istniał! Jakby tamten pocałunek na
scenie nic dla niej nie znaczył! Dla niego znaczył bardzo wiele. Aż za wiele!
Zaczęła wzbierać w nim złość. Nie na nią. Na siebie. Był ostatnim idiotą
sądząc, że może jednak Mary Ann darzy go jakimś uczuciem. Nie zmienia to jednak
faktu, że na zawsze zachowa tamten pocałunek w pamięci. Tylko kiedy z nią się
całował miał takie uczucie jakby mrówki przechodziły mu po kręgosłupie, a wokół
wszystko ginęło. Byli tylko oni. We dwójkę. Wszystko inne przestawało się
liczyć.
A ona jednym swoim zachowaniem to
wszystko niszczy. Nawet nie chce na niego patrzeć, choć niedawno stała w niego
wtulona. Jak to się dzieje, że kobiety są aż tak zmienne? Czy ona nie widzi, że
jej zachowanie go rani? Nic by się jej nie stało jakby do niego też podeszła, a
on byłby wtedy znowu najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.
Napotkał wzrok Gustava. Wyrażał
współczucie. Nie chciał jego współczucia! Nie potrzebne mu ono! Złość coraz
bardziej zaczęła w nim wzbierać. Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Musiał
zaczerpnąć świeżego powietrza. Natychmiast. Pobiegł korytarzem w kierunku drzwi
wyjściowych. Minął rosłego ochroniarza i nie zwracając uwagi na to, że jest
tylko w koszulce z krótkim rękawem, a na dworze jest okropnie zimno wyszedł na
zewnątrz. W tej chwili nic go nie obchodziło. Czuł się okropnie. Tak jakby ktoś
go uderzył z całej siły. Albo jeszcze lepiej. Jakby wpadł pod rozpędzony
samochód i leżał przygnieciony jego kołami, które boleśnie wbijały się w jego
ciało modląc się o szybką śmierć, która jak na złość nie chciała nadejść. Sam
już nie wiedział co ma myśleć. Zakochał się w niej i okropnie zabolało go to
jak go olała.
Na swojej drodze napotkał jakieś
metalowe kosze na śmieci. Musiał się na czymś wyżyć. Podszedł do nich i zaczął
w nie kopać. Nigdy się tak nie zachowywał. Szczególnie, że mógł go ktoś
zauważyć i zrobić zdjęcia, które ukażą się na następny dzień w gazetach. Nie
obchodziło go jednak to w tej chwili. Miał wszystkiego dosyć. Najchętniej
pozbawiłby się w tym momencie życia, jednak to nie jest wyjście z sytuacji.
Musi być twardy. Musi sobie jakoś z tym poradzić. Ma dwie możliwości: Albo
walczyć o Mary Ann, albo postarać się o niej zapomnieć. Obydwa wyjścia nie będą łatwe do
zrealizowania.
-
Kurwa! Czemu ona?! - krzyczał. - Kurwa!
Na ulicę wyleciała cała zawartość
pojemników. Na jakichś dziesięciu metrach kwadratowych walały się puszki,
pudełka i inne śmieci. Kopał w nie z całych sił. Aż go zdziwiło, że ma tyle
energii po koncercie. W końcu zmęczony usiadł na mocno wygniecionym koszu i
schował twarz w dłoniach. Jak on może być taki głupi i naiwny? Miał ochotę
wykrzyczeć wszystko co czuł, jednak ani nie miejsce na to ani nie pora. Trochę się uspokoił,
choć to jeszcze nie było to.
-
Hej - usłyszał głos Gustava. - Załóż to, bo się
przeziębisz.
Bez słowa wziął od niego kurtkę i
założył. Nie obchodziło go w tej chwili to, czy się przeziębi czy nie. Co z
tego? Jednak nie chciał się kłócić z przyjacielem. Nie miał na to siły
psychicznej, wówczas gdy siła fizyczna go rozsadzała. Pomyśleć ile energii może
dodać człowiekowi chwila złości, rozczarowania i odrzucenie przez ukochaną
osobę.
Perkusista usiadł obok niego. Trwali tak przez
chwilę w milczeniu.
-
Ale zdemolowałeś te pojemniki... - Bill nie wykazywał
żadnej reakcji, więc kontynuował: - To przez Mary Ann, prawda? - wokalista
lekko skinął głową. - Porozmawiaj z nią, dogadajcie się jakoś...
-
Nic nie rozumiesz?! - Bill zaczął się na niego drzeć.
Musiał wyładować na kimś swój gniew i frustrację. - Ona mnie nienawidzi! Zobacz
jak mnie potraktowała! Nawet do mnie nie podeszła! Co ja mówię! Nawet na mnie
nie spojrzała! Myślisz, że będzie chciała ze mną rozmawiać?!
-
Nie wiem, ale powinieneś spróbować. Widzę jak na siebie
patrzycie - powiedział spokojnie, po czym wstał i się oddalił.
Dla niego to takie łatwe. Inaczej by
mówił jakby to jego traktowała jak powietrze, a on byłby w niej zakochany. Czuł
się dokładnie tak jak w „Ich bin nicht ich”, którą tak niedawno jej zaśpiewał.
Już zawsze ta piosenka będzie mu się kojarzyła z nią. Nie pisał jej z myślą o
Mary Ann, ale dziwnym trafem opisał swoje teraźniejsze uczucia. Podniósł głowę
do góry i wpatrzył się w ciemnogranatowe niebo. Znajdowało się na nim kilka
gwiazd, co oznaczało, że jutro będzie kolejny mroźny dzień. Miał to gdzieś. Co
z tego jaka będzie pogoda? Kogo to interesuje? Wpatrzony w sklepienie nawet nie
zauważył obecności brata.
-
Przyznaję rację Gustavowi i Georgowi, ona nie jest taka
zła.
Doskonale wiedział o kogo chodzi.
Wygląda na to, że Mary Ann choć nieświadomie, to zawładnęła serca wszystkich
czterech członków Tokio Hotel. Jednak tylko Bill ofiarował jej całe serce,
które ona podeptała, a potem wyrzuciła do kosza niczym starą, bezużyteczną
szmatę. Nie wiedział czy zrobiła to świadomie czy nie. Nie miał zamiaru się nad
tym zastanawiać, bo i tak ją usprawiedliwi. A fakt pozostaje faktem. Jego serce
znajdowało się teraz gdzieś pomiędzy odpadkami znajdującymi się dookoła niego.
Tak samo jak one wyrzucone, bo nikomu nie jest potrzebne.
-
Chodź
jedziemy do hotelu.
Posłusznie wstał i poszedł za bratem do
vana. Nie patrząc na nikogo wsiadł do środka jako pierwszy i wpatrzył się w
szybę. Po chwili dołączyli do niego pozostali, a także ku jego ogromnemu
zdziwieniu Mary Ann. Chciał wysiąść z samochodu, jednak nie mógł się na to
zdobyć. Blondynka
zajęła miejsce zaraz przed nim.
-
Mary Ann zamienisz się ze mną miejscem? - marudził
Gustav.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz