środa, 28 listopada 2012

Rozdział 41



- I jak było na kolacji z Mary Ann? – zapytał wesoło Georg.
- Szkoda gadać... – Bill w przeciwieństwie do kolegi był smutny. – Było beznadziejnie...
- Z Mary Ann? Beznadziejnie? W życiu w to nie uwierzę.
- Ale było.
- Czemu? Co takiego się stało? – do rozmowy wtrącił się Gustav.
- A jak myślicie?!
- Znowu się pokłócili – wyjaśnił Tom. – Głupia laska. Nie przejmuj się nią bracie. Nie warto. Szkoda na to czasu – poklepał go po ramieniu.
- Dzięki Tom. Chociaż ty jeden jesteś po mojej stronie – lekko się uśmiechnął, ale dalej był smutny. Nie powinien był jej tego wczoraj mówić. – Ona wcale nie jest taka miła i sympatyczna jak mówiliście – zwrócił się do basisty i perkusisty.
- A właśnie, że jest! – wykrzyknęli zgodnie. - A do tego śliczna – dodał Georg.
- I co z tego? Charakter ma zjechany i tyle.
- Nie masz racji Tom – teraz Gustav bronił dziewczyny. – Ona jest ideałem kobiety.
- Ale... – Tom nie mógł opanować śmiechu - ale... dobry... żart...
Bill słysząc to wstał z fotela i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Miał już dość rozmów o Mary Ann. Wystarczyło, że dalej na myśl o pocałunku, a w sumie lekkim muśnięciu przeszywał jego ciało przyjemny dreszcz, a serce mocniej biło. Całował się niejednokrotnie, ale jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego jak wtedy. Żałował tamtych słów, jednak był zbyt dumny, żeby przeprosić. Najbardziej zraniły go słowa blondynki, że już nigdy więcej nie chce go widzieć. Najgorsze było w tym, to, że sobie na to całkowicie zasłużył. Nie zapomni tamtego błysku wściekłości w jej oczach. Było mu przykro, że tak postąpił, ale ona też nie była bez winy. Sama sprowokowała kłótnię. Powinien sobie dać wtedy na wstrzymanie. Nie powinien jej całować. Jednak nie żałował tego. Żałował natomiast tego, że nie pocałował jej jeszcze raz jak miał okazję i się odezwał w ten sposób.
* * *
Zakładałam na siebie sukienkę wieczorową ciągle myśląc o Billu. Było to silniejsze ode mnie. Próbowałam zająć się czymś, ale nic nie było tak interesujące jak myślenie o kosmicie. Nie pomagało ani siedzenie w internecie, ani czytanie książek ani nawet nauka. Liczyłam też do 1000, ale również nie odniosło to skutku. To jest okropne! Przecież jeżeli tak będzie dalej to oszaleję! Muszę natychmiast przestać zawracać sobie nim głowę! Całą siłą woli skoncentrowałam się na robieniu makijażu. Jednak kojarzyło mi się to z Billem. W końcu on też się maluje. Co gorsza podobnie do mnie. Gdybyśmy ze sobą chodzili, to zdecydowanie byłabym zazdrosna o to, że on ma lepszy makijaż. Boże! O czym ja myślę! Przecież nie będę z nim chodziła! Nie ma mowy! O mało przez to nie wybiłam sobie kredką oka. Babcia może z godzinę temu oznajmiła mi i Brianowi, że mamy się szykować, bo Sven zabiera nas na kolację. Kazała nam się też elegancko ubrać. Zgodnie z jej wolą założyłam ładną wyjściową sukienkę z ogromnym dekoltem i wycięciem na plecach. Sięgała zaledwie do połowy uda. To zdecydowanie jedno z moich ukochanych ubrań. Punktualnie o 19.30 w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Babcia jeszcze poprawiała makijaż, a brat grał na PSP, więc poszłam otworzyć.
- Dobry wieczór – przywitałam się z przystojnym mężczyzną około siedemdziesiątki. – Niech pan wejdzie do środka.
- Dobry wieczór – podał mi niebieską różyczkę. – Ty zapewne jesteś Mary Ann – skinęłam głową. – Ja jestem Sven Jost – podałam mu rękę.
Miło zaskoczył mnie całując moją dłoń. Prawdziwy dżentelmen. Zaprosiłam go do salonu i zaproponowałam, że zrobię coś do picia. Grzecznie odmówił, tłumacząc, że i tak zaraz jedziemy do restauracji. Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę. Babcia z Brianem pojawiła się dopiero kilka minut później. Wręczył jej śliczny bukiet czerwonych róż. Zobaczyłam na twarzy babci lekkie rumieńce kiedy pocałował ją w dłoń. Uznałam, że babcia mówiąc o nim ani trochę nie przesadzała. Faktycznie był bardzo miłym i sympatycznym człowiekiem. Kiedy pół godziny później wchodziliśmy do restauracji dziękowałam w duchu babci, że kazała mi się ubrać elegancko. To była najekskluzywniejsza restauracja w Magdeburgu. Widać, że Sven ma gest. Byłam już tu kiedyś z rodzicami na obiedzie, ale i tak lokal zrobił na mnie ogromne wrażenie. Kryształowe żyrandole, marmurowe podłogi, piękne meble w stylu Ludwika XIV, cudownie nakryte stoły, najlepsza porcelana... Można by tak wyliczać w nieskończoność. Wszystko najwyższej jakości. Oczarowana poszłam za kelnerem, który zaprowadził nas do ówcześnie zarezerwowanego stolika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz