czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 82



-          Myślałam, że wtedy w saunie to wyjaśniliśmy...
-          Mi chodzi o to co naprawdę do mnie czujesz - wyjaśnił. - Proszę, odpowiedz mi na to jedno pytanie, a ja zniknę z twojego życia. Tak jak tego pragniesz...
-          Nie rozumiesz? - łkała. - Ja nie chcę żebyś odchodził! Ja chcę żebyś przestał mnie tak ranić... To boli Bill. Bardzo... - mówiła szeptem. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak się...
-          Mary... - wyciągnęła dłoń sugerując mu, żeby zamilkł.
-          Dzisiaj chciałam cię przeprosić... Powiedzieć, że mi przykro, że tak się zachowałam... Pobiegłam za tobą...
-          Nie wiedziałem... - to była prawda. Nie miał pojęcia, że Mary Ann wtedy za nim pobiegła. Owszem widział ją przed pocałunkiem z Hannah. Prawdę mówiąc to pocałował tamtą właśnie dlatego, że dostrzegł blondynkę. Chciał wzbudzić w niej zazdrość i zrobić na złość... Nie wiedział jednak, że ona poszła za nim specjalnie, żeby go przeprosić. Gdyby wiedział... - Dlaczego wtedy nawet do mnie nie podeszłaś? To też mnie zabolało... Ja też mam uczucia...
-          Naprawdę chcesz wiedzieć czemu?! Tak bardzo tego chcesz?! - krzyczała. - Myślisz, że to tak łatwo podejść do kogoś na kim ci zależy, a tamta osoba cię zlewa?! Nic dla niej nie znaczysz?! Chcesz się do niej przytulić, pocałować... ale wiesz, że nie możesz?! - głośno szlochała.
W ten oto sposób spełniły się jego marzenia. Mary Ann zależało na nim. Odtrąciła go wtedy bo się bała. Bała się odrzucenia. Czy ona naprawdę myśli, że on byłby zdolny do tego? Przecież niczego innego nie pragnął tak bardzo jak bycia blisko niej. Jego myśli ciągle krążyły wokół niej. Nieustannie przez dwadzieścia cztery godziny...
Wpatrywał się w jej zapłakaną twarz. Wszystkie myśli gdzieś uleciały. Niczym chmury przeganiane silnym wiatrem. Chciał cieszyć się szczęściem, tym, że Mary Ann coś do niego czuje. Ale nie mógł... Nie potrafił tak po prostu do niej podejść, przytulić, pocałować, powiedzieć, że ją kocha i już wszystko będzie dobrze... Coś było nie tak. Jeszcze nie wszystkie puzzle były na swoim miejscu. Za bardzo zranił go ten pocałunek, żeby teraz mógł tak po prostu o tym zapomnieć. Skąd może mieć pewność, że to się nie powtórzy?
-          Już wiesz co czuję, czemu tak zrobiłam... może zostawisz mnie teraz samą tak jak obiecałeś? - spojrzała na niego tymi pięknymi niebieskimi oczami, w kolorze wiosennego nieba.
Nie chciał jej opuszczać nie wyznawszy jej wcześniej tego co do niej czuje, ale wiedział, że tak będzie lepiej. Dla niej, dla niego, dla nich... Odwrócił się i bez słowa wyszedł z pokoju zostawiając ją samą z własnymi myślami.
* * *
            Siedziałam na matematyce, jednak moje myśli nie były ani trochę matematyczne. Wczoraj wróciłam do Polski nawet nie pożegnawszy się z Billem. I to bynajmniej nie dlatego, że nie było do tego okazji, albo nie miał czasu, czy choćby to, że nie chciałam... Od naszej ostatniej rozmowy w walentynki zwyczajnie unikał mnie. Obnażyłam się przed nim, powiedziałam co czuję, a on mnie odrzucił. Stało się to czego tak bardzo się obawiałam. Już sama nie wiem co jest gorsze, widok Billa całującego się z inną dziewczyną, uczucie, że Bill mnie nigdy nie pokocha, czy odrzucenie. Sponiewieranie mojej miłości. Ale nie zmuszę go to pokochania mnie! Nie ma takiej możliwości. Zaczęłam żałować, że nie ma miłosnych eliksirów... Owszem są różne afrodyzjaki, ale to jednak nie to samo. Zresztą nawet gdyby istniał taki napój to czy na pewno byłby skuteczny? Wystarczy spojrzeć na historię Tristana i Izoldy... Ich miłość choć niezwykle silna była tak naprawdę sztuczna i udawana. A ja chcę żeby Bill mnie prawdziwie pokochał. Za to kim jestem, a nie dlatego, że wypije wino z magicznym eliksirem.
Wraz z przekroczeniem granicy niemiecko-polskiej czułam, że nasze drogi definitywnie się rozeszły, że już nigdy więcej się nie spotkamy... Nie zobaczę go, nie przytulę, nie pocałuję, nie poczuję bijącego od niego ciepła, tego wspaniałego poczucia bezpieczeństwa... To wszystko minęło bezpowrotnie, żeby już nigdy się nie powtórzyć. Pozostały jedynie bolesne wspomnienia i tęsknota. Za każdym razem gdy o tym myślałam łzy same cisnęły mi się do oczu. Nie mogę ciągle przez niego płakać! Muszę się wreszcie pogodzić z tym, że zakochałam się w nim bez wzajemności! Że nigdy nie będziemy razem, bo on nic do mnie nie czuje... Nie dość, że pierwszy raz w życiu zakochałam się tak na poważnie, to jeszcze w nieodpowiednim chłopaku. Chłopaku, który w żadnym wypadku nie mógł być mój. Miłość boli, ale jednocześnie jest pięknym uczuciem. Warto kochać i cierpieć dla tych kilku wspaniałych chwil szczęścia.
            Mimo tych wszystkich przepłakanych godzin w Niemczech, był to mój jeden z najwspanialszych pobytów w tym kraju. Za sprawą Billa. Dał mi tyle razy nadzieję na to, że jakoś się między nami ułoży, tylko po to, żeby ją zaraz brutalnie odebrać. Wielokrotnie się kłóciliśmy, ale mimo to było wiele romantycznych chwil. Tak pięknych, że pozostaną w mojej pamięci do końca życia. Szczególnie koncert, który był niewątpliwie najważniejszym i najpiękniejszym wydarzeniem w całym moim dotychczasowym życiu. Teraz pozostały mi tylko marzenia o Czarnowłosym. Nic więcej. Miłość platoniczna do swojego idola z plakatu. Tylko, że to prawdziwa miłość, nie do idola, a do zwykłego chłopaka. Niefortunnie jednak tym zwykłym nastolatkiem okazał się Bill Kaulitz, wokalista Tokio Hotel. Wiele dziewczyn mnie nienawidziło za to, że Bill jakoby się we mnie zakochał. I dawały mi to odczuć. Tylko, że on się we mnie nie zakochał! To ja się w nim zakochałam! A teraz cierpię. Straszliwie. Mało, że przez Billa, to jeszcze przez te wszystkie szepty, spojrzenia, zaczepki...
-          Mary Ann! - usłyszałam wrzask nauczyciela, który przerwał brutalnie moje myśli. Momentalnie powróciłam do rzeczywistości.
-          Słucham? - zapytałam cicho.
-          Podpunkt B - spojrzał na mnie z politowaniem.
Spojrzałam na Martę z prośbą w oczach, żeby pokazała mi, który mam zrobić przykład. Ta wskazała palcem na czwarte zadanie z osiemdziesiątej dziewiątej strony. Spojrzałam szybko na jego treść: „Naszkicuj wykres funkcji: f(x)=2sin(2x-∏/3)”. I jak ja mam to zrobić? O co w tym chodzi? Trzeba było uważać na lekcji...
Podeszłam niepewnym krokiem do tablicy i zapisałam na niej białą kredą wzór. Odłożyłam książkę na stolik i zaczęłam się w to wpatrywać, tak jakbym pierwszy raz coś takiego widziała. A przecież praktycznie siedemdziesiąt minut przepisuję i przerysowuję bezmyślnie podobne wykresy i wzory! Powinnam coś z tego wiedzieć! Ale tak nie było. Za bardzo pochłonęły mnie myśli o Billu, żeby zajmować się takimi bzdetami jak matematyka. Po co komu jakieś głupie sinusy i funkcje? To mi się w życiu nie przyda... Narysowałam dwie osie. X i Y. Co teraz? Przecież to musi być proste!
Czułam na sobie wzrok całej klasy. Nie można nazwać go przyjemnym. Chłopcy patrzyli na mnie z politowaniem, a dziewczyny z nienawiścią. I przez co to wszystko? Przez to, że Bill wyciągnął mnie na scenę, a potem dziennikarze napisali odpowiednie artykuły o tym zdarzeniu... Stop! Teraz nie czas na myśli o tym. Teraz muszę coś zrobić z tym przykładem. Tylko co?
-          No i co masz teraz zrobić? - zapytał nauczyciel.
-          Narysować wykres tej funkcji... - powiedziałam niepewnie.
-          No to na co czekasz? - w jego głosie można było wyczuć irytację.
Jak to na co? Na cud! Czemu w takim momencie nikt nie może po mnie przyjść, nie mogę zemdleć, nie może zadzwonić dzwonek oznajmiający koniec lekcji, nie może wybuchnąć bomba, nie może być alarmu przeciwpożarowego... Patrzyłam się bezsensownie na tablicę. Jeżeli zaraz czegoś nie wymyślę, to dostanę jedynkę. I tak wszystko mi jedno... Co za różnica? I tak Bill mnie nie kocha...
-          Ale ja tego nie potrafię zrobić... - spojrzałam na niego smutnymi oczkami. Może chociaż na nie da się nabrać.
-          Gdybyś uważała na lekcji to z całą pewnością byś potrafiła! - zaczął się drzeć. Czułam zbierające się pod powiekami łzy. I to nie bynajmniej dlatego, że groziła mi jedynka. Tym się najmniej przejmowałam. Chciało mi się płakać, bo to wszystko powoli zaczęło mnie przerastać...
Odłożyłam kredę na półeczkę i podeszłam bez słowa do ławki. Spakowałam swoje rzeczy i opuściłam salę zostawiając nauczyciela i klasę w osłupieniu. Dostanie mi się za ten czyn, ale cóż z tego? Czy teraz to jest ważne? Kolejny raz zaczęły skapywać mi po policzkach łzy. Ubrałam się w kurtkę i skierowałam do wyjścia.
-          A ty gdzie? - zapytała woźna.
-          Do domu - krótka odpowiedź.
-          A masz zwolnienie?
-          Nie.
Zanim kobieta zdążyła coś powiedzieć minęłam ją i wyszłam ze szkoły. Woźna jeszcze coś za mną wołała, ale nie zwracałam już na to uwagi. Niech robi co chce. Mnie to nie obchodzi. W ciągu zaledwie trzech godzin znienawidziłam budynek, który znajdował się za moimi plecami. Na przerwach czułam na sobie spojrzenia, a kiedy przechodziłam słyszałam ciche szepty na mój temat. To wszystko bolało. A w dodatku sama sobie zgotowałam taki los. Nie powinnam była iść na koncert, bo to od niego wszystko się zaczęło. Jednak co dziwniejsze wcale nie żałuję tego co się stało, bo przeżyłam kilka pięknych, choć bolesnych chwil. Pocałunek Billa, jego dotyk, rozmowa z nim... Co w nim jest takiego czego nie ma w innych chłopakach? Wyróżnia się z tłumu. Bynajmniej nie tylko przez to, że jest wokalistą Tokio Hotel. Przede wszystkim kocham go za to kim jest, nie jego sławę, nie jego pieniądze... Tym bardziej, że ta sława wcale nie jest taka wspaniała. Sama liznęłam całkiem niechcący jego popularności... Teraz byłam rozpoznawalna. Gdzie się nie ruszyłam spotykałam się z różnymi spojrzeniami. I powoli miałam już tego dość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz