-
Myślałam, że wtedy w saunie to wyjaśniliśmy...
-
Mi chodzi o to co naprawdę do mnie czujesz - wyjaśnił. -
Proszę, odpowiedz mi na to jedno pytanie, a ja zniknę z twojego życia. Tak jak tego
pragniesz...
-
Nie rozumiesz? - łkała. - Ja nie chcę żebyś odchodził! Ja
chcę żebyś przestał mnie tak ranić... To boli Bill. Bardzo... - mówiła szeptem.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak się...
-
Mary... - wyciągnęła dłoń sugerując mu, żeby zamilkł.
-
Dzisiaj chciałam cię przeprosić... Powiedzieć, że mi
przykro, że tak się zachowałam... Pobiegłam za tobą...
-
Nie wiedziałem... - to była prawda. Nie miał pojęcia, że
Mary Ann wtedy za nim pobiegła. Owszem widział ją przed pocałunkiem z Hannah.
Prawdę mówiąc to pocałował tamtą właśnie dlatego, że dostrzegł blondynkę. Chciał
wzbudzić w niej zazdrość i zrobić na złość... Nie wiedział jednak, że ona
poszła za nim specjalnie, żeby go przeprosić. Gdyby wiedział... - Dlaczego
wtedy nawet do mnie nie podeszłaś? To też mnie zabolało... Ja też mam uczucia...
-
Naprawdę chcesz wiedzieć czemu?! Tak bardzo tego chcesz?!
- krzyczała. - Myślisz, że to tak łatwo podejść do kogoś na kim ci zależy, a
tamta osoba cię zlewa?! Nic dla niej nie znaczysz?! Chcesz się do niej
przytulić, pocałować... ale wiesz, że nie możesz?! - głośno szlochała.
W ten oto sposób spełniły się jego
marzenia. Mary Ann zależało na nim. Odtrąciła go wtedy bo się bała. Bała się
odrzucenia. Czy ona naprawdę myśli, że on byłby zdolny do tego? Przecież
niczego innego nie pragnął tak bardzo jak bycia blisko niej. Jego myśli ciągle
krążyły wokół niej. Nieustannie przez dwadzieścia cztery godziny...
Wpatrywał się w jej zapłakaną twarz.
Wszystkie myśli gdzieś uleciały. Niczym chmury przeganiane silnym wiatrem.
Chciał cieszyć się szczęściem, tym, że Mary Ann coś do niego czuje. Ale nie
mógł... Nie potrafił tak po prostu do niej podejść, przytulić, pocałować,
powiedzieć, że ją kocha i już wszystko będzie dobrze... Coś było nie tak.
Jeszcze nie wszystkie puzzle były na swoim miejscu. Za bardzo zranił go ten
pocałunek, żeby teraz mógł tak po prostu o tym zapomnieć. Skąd może mieć pewność, że to
się nie powtórzy?
-
Już wiesz co czuję, czemu tak zrobiłam... może zostawisz
mnie teraz samą tak jak obiecałeś? - spojrzała na niego tymi pięknymi
niebieskimi oczami, w kolorze wiosennego nieba.
Nie chciał jej opuszczać nie wyznawszy
jej wcześniej tego co do niej czuje, ale wiedział, że tak będzie lepiej. Dla
niej, dla niego, dla nich... Odwrócił się i bez słowa wyszedł z pokoju
zostawiając ją samą z własnymi myślami.
* * *
Siedziałam
na matematyce, jednak moje myśli nie były ani trochę matematyczne. Wczoraj
wróciłam do Polski nawet nie pożegnawszy się z Billem. I to bynajmniej nie
dlatego, że nie było do tego okazji, albo nie miał czasu, czy choćby to, że nie
chciałam... Od naszej ostatniej rozmowy w walentynki zwyczajnie unikał mnie.
Obnażyłam się przed nim, powiedziałam co czuję, a on mnie odrzucił. Stało się
to czego tak bardzo się obawiałam. Już sama nie wiem co jest gorsze, widok
Billa całującego się z inną dziewczyną, uczucie, że Bill mnie nigdy nie
pokocha, czy odrzucenie. Sponiewieranie mojej miłości. Ale nie zmuszę go to
pokochania mnie! Nie ma takiej możliwości. Zaczęłam żałować, że nie ma
miłosnych eliksirów... Owszem są różne afrodyzjaki, ale to jednak nie to samo.
Zresztą nawet gdyby istniał taki napój to czy na pewno byłby skuteczny?
Wystarczy spojrzeć na historię Tristana i Izoldy... Ich miłość choć niezwykle
silna była tak naprawdę sztuczna i udawana. A ja chcę żeby Bill mnie prawdziwie
pokochał. Za to kim jestem, a nie dlatego, że wypije wino z magicznym
eliksirem.
Wraz z przekroczeniem granicy
niemiecko-polskiej czułam, że nasze drogi definitywnie się rozeszły, że już
nigdy więcej się nie spotkamy... Nie zobaczę go, nie przytulę, nie pocałuję,
nie poczuję bijącego od niego ciepła, tego wspaniałego poczucia
bezpieczeństwa... To wszystko minęło bezpowrotnie, żeby już nigdy się nie
powtórzyć. Pozostały jedynie bolesne wspomnienia i tęsknota. Za każdym razem
gdy o tym myślałam łzy same cisnęły mi się do oczu. Nie mogę ciągle przez niego
płakać! Muszę się wreszcie pogodzić z tym, że zakochałam się w nim bez
wzajemności! Że nigdy nie będziemy razem, bo on nic do mnie nie czuje... Nie
dość, że pierwszy raz w życiu zakochałam się tak na poważnie, to jeszcze w
nieodpowiednim chłopaku. Chłopaku, który w żadnym wypadku nie mógł być mój.
Miłość boli, ale jednocześnie jest pięknym uczuciem. Warto kochać i cierpieć
dla tych kilku wspaniałych chwil szczęścia.
Mimo
tych wszystkich przepłakanych godzin w Niemczech, był to mój jeden z
najwspanialszych pobytów w tym kraju. Za sprawą Billa. Dał mi tyle razy
nadzieję na to, że jakoś się między nami ułoży, tylko po to, żeby ją zaraz
brutalnie odebrać. Wielokrotnie się kłóciliśmy, ale mimo to było wiele
romantycznych chwil. Tak pięknych, że pozostaną w mojej pamięci do końca życia.
Szczególnie koncert, który był niewątpliwie najważniejszym i najpiękniejszym
wydarzeniem w całym moim dotychczasowym życiu. Teraz pozostały mi tylko
marzenia o Czarnowłosym. Nic więcej. Miłość platoniczna do swojego idola z plakatu.
Tylko, że to prawdziwa miłość, nie do idola, a do zwykłego chłopaka.
Niefortunnie jednak tym zwykłym nastolatkiem okazał się Bill Kaulitz, wokalista
Tokio Hotel. Wiele dziewczyn mnie nienawidziło za to, że Bill jakoby się we
mnie zakochał. I dawały mi to odczuć. Tylko, że on się we mnie nie zakochał! To
ja się w nim zakochałam! A teraz cierpię. Straszliwie. Mało, że przez Billa, to
jeszcze przez te wszystkie szepty, spojrzenia, zaczepki...
-
Mary Ann! - usłyszałam wrzask nauczyciela, który przerwał
brutalnie moje myśli. Momentalnie
powróciłam do rzeczywistości.
-
Słucham?
- zapytałam cicho.
-
Podpunkt B - spojrzał na mnie z politowaniem.
Spojrzałam na Martę z prośbą w oczach,
żeby pokazała mi, który mam zrobić przykład. Ta wskazała palcem na czwarte
zadanie z osiemdziesiątej dziewiątej strony. Spojrzałam szybko na jego treść:
„Naszkicuj wykres funkcji: f(x)=2sin(2x-∏/3)”. I jak ja mam to zrobić? O co w
tym chodzi? Trzeba było uważać na lekcji...
Podeszłam niepewnym krokiem do tablicy
i zapisałam na niej białą kredą wzór. Odłożyłam książkę na stolik i zaczęłam
się w to wpatrywać, tak jakbym pierwszy raz coś takiego widziała. A przecież
praktycznie siedemdziesiąt minut przepisuję i przerysowuję bezmyślnie podobne
wykresy i wzory! Powinnam coś z tego wiedzieć! Ale tak nie było. Za bardzo
pochłonęły mnie myśli o Billu, żeby zajmować się takimi bzdetami jak
matematyka. Po co komu jakieś głupie sinusy i funkcje? To mi się w życiu nie
przyda... Narysowałam dwie osie. X i Y. Co teraz? Przecież to musi być proste!
Czułam na sobie wzrok całej klasy. Nie
można nazwać go przyjemnym. Chłopcy patrzyli na mnie z politowaniem, a
dziewczyny z nienawiścią. I przez co to wszystko? Przez to, że Bill wyciągnął
mnie na scenę, a potem dziennikarze napisali odpowiednie artykuły o tym zdarzeniu...
Stop! Teraz nie czas na myśli o tym. Teraz muszę coś zrobić z tym przykładem. Tylko co?
-
No i co masz teraz zrobić? - zapytał nauczyciel.
-
Narysować wykres tej funkcji... - powiedziałam niepewnie.
-
No to na co czekasz? - w jego głosie można było wyczuć
irytację.
Jak to na co? Na cud! Czemu w takim
momencie nikt nie może po mnie przyjść, nie mogę zemdleć, nie może zadzwonić
dzwonek oznajmiający koniec lekcji, nie może wybuchnąć bomba, nie może być
alarmu przeciwpożarowego... Patrzyłam się bezsensownie na tablicę. Jeżeli zaraz
czegoś nie wymyślę, to dostanę jedynkę. I tak wszystko mi jedno... Co za
różnica? I tak Bill mnie nie kocha...
-
Ale ja tego nie potrafię zrobić... - spojrzałam na niego
smutnymi oczkami. Może
chociaż na nie da się nabrać.
-
Gdybyś uważała na lekcji to z całą pewnością byś
potrafiła! - zaczął się drzeć. Czułam zbierające się pod powiekami łzy. I to
nie bynajmniej dlatego, że groziła mi jedynka. Tym się najmniej przejmowałam.
Chciało mi się płakać, bo to wszystko powoli zaczęło mnie przerastać...
Odłożyłam kredę na półeczkę i podeszłam
bez słowa do ławki. Spakowałam swoje rzeczy i opuściłam salę zostawiając
nauczyciela i klasę w osłupieniu. Dostanie mi się za ten czyn, ale cóż z tego?
Czy teraz to jest ważne? Kolejny raz zaczęły skapywać mi po policzkach łzy. Ubrałam się w kurtkę i
skierowałam do wyjścia.
-
A ty gdzie? - zapytała woźna.
-
Do
domu - krótka odpowiedź.
-
A
masz zwolnienie?
-
Nie.
Zanim kobieta zdążyła coś powiedzieć
minęłam ją i wyszłam ze szkoły. Woźna jeszcze coś za mną wołała, ale nie
zwracałam już na to uwagi. Niech robi co chce. Mnie to nie obchodzi. W ciągu
zaledwie trzech godzin znienawidziłam budynek, który znajdował się za moimi
plecami. Na przerwach czułam na sobie spojrzenia, a kiedy przechodziłam
słyszałam ciche szepty na mój temat. To wszystko bolało. A w dodatku sama sobie
zgotowałam taki los. Nie powinnam była iść na koncert, bo to od niego wszystko
się zaczęło. Jednak co dziwniejsze wcale nie żałuję tego co się stało, bo
przeżyłam kilka pięknych, choć bolesnych chwil. Pocałunek Billa, jego dotyk,
rozmowa z nim... Co w nim jest takiego czego nie ma w innych chłopakach?
Wyróżnia się z tłumu. Bynajmniej nie tylko przez to, że jest wokalistą Tokio
Hotel. Przede wszystkim kocham go za to kim jest, nie jego sławę, nie jego
pieniądze... Tym bardziej, że ta sława wcale nie jest taka wspaniała. Sama
liznęłam całkiem niechcący jego popularności... Teraz byłam rozpoznawalna.
Gdzie się nie ruszyłam spotykałam się z różnymi spojrzeniami. I powoli miałam już tego
dość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz