środa, 28 listopada 2012

Rozdział 31



            Bill mając dość dźwięku domofonu, podniósł się ze skórzanej kanapy. Osoba, która dzwoniła, chyba bardzo pragnęła zobaczyć się albo z nim albo z Tomem.
Podszedł do domofonu i powiedział grzecznie, nieco zmęczonym głosem:
-          Proszę przestań dzwonić. Za chwilę dam ci autograf.
Kochał fanki Tokio Hotel, ale powoli zaczynały go męczyć. Musieli co kilka godzin dzwonić po policję, żeby przepędziła dziewczyny wystające pod ich domem. Nawet przez chwilę nie mieli spokoju. Zawsze marzył o tłumach wielbicielek, dlatego nie mógł mieć za złe tego co go spotkało, jednak chwilami pragnął spokoju. Może to dlatego, że jeszcze nie był przyzwyczajony do tego, że uwaga tylu osób skupia się na nim?
Wziął swoje zdjęcie leżące na szafeczce w holu i marker. Otworzył drzwi i spojrzał w kierunku furtki. Jego serce zabiło mocniej, kiedy zobaczył Mary Ann. Przez chwilę nie słyszał przeraźliwych pisków fanek, podekscytowanych jego pojawieniem się. Nadal wpatrując się w blondynkę, podszedł do ogrodzenia.
-          Chodź do środka - zaprosił ją.
Nie chciał rozmawiać z nią przy tych kilku fankach. Nie miał pojęcia co dziewczyna robi przed jego domem, ale jeżeli chciał być ze sobą szczery, musiał przyznać, że ucieszył się na jej widok.
Mary, widząc, że nie ma innego wyjścia i musi wejść do domu Kaulitzów, podążyła posłusznie za Czarnym.
-          Po co przyszłaś? - Spytał, zamykając drzwi wejściowe.
Nie powinien zaczynać rozmowy w ten sposób, ale teraz było już za późno. Przynajmniej nie zdradził, że cieszy się na widok blondynki.
-          Jak zwykle milutki - uśmiechnęła się uroczo, ukazując równe białe zęby. - Nie dostanę autografu? Obiecałeś mi.
-          Przecież nie przyszłaś po autograf - stwierdził.
-          Skąd wiesz? - Spytała słodko, wpatrując się w niego błękitnymi oczami, pomalowanymi na czarno. Bill uznał, że chyba nie widział ładniejszych tęczówek.
-          Nie jesteś naszą fanką - wzruszył ramionami.
-          Tak. Masz rację - zaśmiała się dźwięcznie. - Przyszłam po adres Georga.
-          Adres Georga? - Powtórzył, patrząc na nią bacznie. - Na co ci on?
-          Nie twoja sprawa - burknęła, po czym już o wiele milszym głosem dodała: - Proszę, dasz mi jego adres?
-          Nie mów mi, że dziewczyna Georga nie wie, gdzie mieszka jej chłopak - powiedział złośliwie.
-          Tak się składa, że nie wiem. I nie jestem jego dziewczyną! Zresztą... Nieważne. - Machnęła niedbale dłonią. - Ty najlepiej powinieneś wiedzieć jakie żywię do was uczucia...
-          Sympatią nie można ich nazwać - burknął, przyglądając się jej długim, ładnie opiłowanym paznokciom pomalowanym na niebiesko.
-          Zgadza się. Nie lubię się płaszczyć przed kimś, ani prosić, szczególnie jeżeli nie lubię tego kogoś, ale naprawdę zależy mi na tym adresie.
Bill spojrzał na nią uważnie. Przytknął palec do podbródka zastanawiając się czy dać dziewczynie adres przyjaciela. Nic go to nie kosztowało, ale uznał, że nie przeżyłby gdyby Mary Ann zakolegowała się z Georgiem, albo co gorsza, gdyby artykuły, które dotychczas były stekiem bzdur, okazały się za niedługo rzeczywistością. Nie lubił blondynki, ale jednocześnie czuł, że powoli zaczyna go fascynować. I to go denerwowało.
-          Niby dlaczego miałbym to zrobić? Myślisz, że obchodzi mnie to, że ci zależy na tym głupim adresie?
-          No tak, co cię to obchodzi... - mruknęła z żalem. - Wybacz, ale na kolanach nie będę cię prosiła. Aż tak bardzo mi nie zależy.
Patrzył jak dziewczyna obraca się na pięcie i naciska dłonią klamkę.
-          Mary Ann! Zaczekaj! - Zawołał, choć sam nie wiedział dlaczego to robi. Może dlatego, że doskonale zdawał sobie sprawę, że jeżeli blondynka zapyta którąś z jego fanek, gdzie mieszka Georg, ta natychmiast udzieli jej odpowiedzi?
-          Po co? - Spytała, obracając w jego stronę głowę. - Skoro nie chcesz powiedzieć mi gdzie mieszka Georg, nie mam powodów do rozmowy z tobą.
Wzdrygnął się, słysząc chłód w jej głosie.
Między nimi zapanowała cisza pełna napięcia. Bill nie wiedział co ma powiedzieć blondynce. Powinien nabazgrać jej ten cholerny adres i dać sobie z nią spokój. Nie wiedzieć jednak czemu, był o nią zazdrosny. O to, że może mieć dość dobre stosunki z Georgiem. A po rozmowie z przyjacielem Czarny wiedział, że ten lubi bezczelną pannę stojącą w jego holu i czekającą na jego słowa.
-          To podasz mi jego adres, albo numer telefonu? - Spytała w końcu. W jej głosie wyczuł nadzieję.
-          Podam, ale nie ma nic za darmo - wzruszył obojętnie ramionami, choć czuł się jak ostatni głupek. Postanowił jednak sprawiać pozory.
-          Jesteś okropny! - Wykrzyknęła, obracając się w jego stronę. Położyła dłonie na swojej miednicy i obrzuciła go wrogim spojrzeniem. - Gdzie ten wspaniały Bill Kaulitz, o którym tyle się nasłuchałam? Podobno jesteś wrażliwym romantykiem, który zaszywa się w kąciku, kiedy ktoś na niego podniesie głos! Twoje fanki mówiły również, że jesteś okropnie zabawny!
-          Nie bardzo rozumiem do czego zmierzasz... - Wpadł jej w słowo. - Pozory często mylą. Widać wcale nie jestem taki wspaniały jak słyszałaś.
-          Właśnie o to mi chodzi! Jesteś wrednym egoistą, który wszędzie szuka własnych korzyści! To jest do cholery, tylko głupi adres. Nie chcę wyciągnąć cię na randkę, a później przelecieć!! Jeżeli dbasz o cnotę Georga, również możesz być spokojny! Zamierzam z nim tylko porozmawiać!!
Bill uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Mary Ann puściły nerwy. Jego zdaniem była jeszcze bardziej urocza, kiedy się wściekała.
-          Szkoda - mruknął z kpiącym uśmieszkiem. - Myślałem, że w zamian za wspólną kolację, dam ci adres Georga, ale skoro nie chcesz...
-          Nie żartuj sobie ze mnie! - Warknęła.
-          Nie żartuję - zapewnił. - Pójdziesz ze mną na kolację, wtedy dam ci adres Georga.
-          Ty mnie zapraszasz na randkę! - Zaczęła się śmiać, jakby to był naprawdę dobry dowcip. Widząc jednak jego poważną minę, ciągnęła: - Chcesz, żebyśmy się pozabijali?
-          Nie. Chcę się przekonać czy Georg miał rację co do ciebie. To wszystko.
-          I dlatego proponujesz mi randkę?
-          To nie jest randka - zaprzeczył. - Zwykła kolacja. Bez świec i innych romantycznych bzdetów.
-          Możesz sobie pomarzyć! Jeżeli nie chcesz dać mi jego adresu albo telefonu, przekaż mu, żeby coś zrobił z tymi paskudnymi artykułami o mnie!
-          Nic mu nie powiem - odparł spokojnie, choć był to tylko pozorny spokój. W jego wnętrzu aż się gotowało.
Obserwował jak dziewczyna naciska klamkę i tym razem wychodzi z jego domu. Bill był przekonany, że Mary zgodzi się na kolację z nim, jednak pomylił się. Właściwie dlaczego sądził, że blondynka przystanie na jego propozycję? I czemu ją złożył? Przecież oboje za sobą nie przepadają, żeby nie powiedzieć, że się nienawidzą.
Z przerażeniem odkrył, że oprócz złości czuje jeszcze jakiś niewysłowiony smutek. Chciał spędzić trochę czasu w towarzystwie Polki i przekonać się czy naprawdę jest taka miła jak zapewniał Georg. Niestety ich wszystkie spotkania kończyły się awanturami, albo wymienianiem zgryźliwości. Widział, że jest w tym trochę jego winy, ale ona również miała w tym swój udział. Był głupi łudząc się, że na ewentualnej kolacji byłoby inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz