środa, 28 listopada 2012

Rozdział 70



-          Słucham? - odezwałam się cicho.
-          Mary Ann? - rozpoznałam głos Edyty.
-          Tak - przytaknęłam. - Co u ciebie słychać?
-          A może byś mi tak powiedziała co u ciebie słychać? - usłyszałam w jej głosie złość. Złość na mnie. Jednak nie mam pojęcia czym może być wywołana. Nie jestem teraz w stanie się nad tym zastanawiać. Z pewnością i tak mi powie, jednakże póki co wolę odwlec jak najdalej tą chwilę.
-          Nic ciekawego, oprócz tego, że jutro jest wesele babci, ale to już wiesz.
-          A bycie na koncercie Tokio Hotel nie jest ciekawe? - powiedziała to takim tonem jakby była na mnie wściekła za to, że byłam na ich koncercie, ale to przecież niedorzeczne. Jak można być na kogoś wściekłym za to, że był na koncercie?
-          Nie. Wierz mi, że nie poszłam tam z własnej woli.
-          Ale na Billa to się rzuciłaś!
-          Co?! - byłam zaskoczona. - O co ci chodzi?
-          Nie udawaj, że nie wiesz! - wrzeszczała do telefonu, aż musiałam odstawić go od ucha o dobre kilka centymetrów.
-          Nie udaję. Może mnie oświecisz?
-          Nie mam takiego zamiaru! Nie odzywaj się do mnie nigdy więcej! Tak się nie zachowuje przyjaciółka! - usłyszałam sygnał, świadczący o tym, że Edyta przerwała rozmowę.
O co jej mogło chodzić? O to, że poszłam na koncert Tokio Hotel i Bill wyciągnął mnie na scenę przecież się nie pogniewała, prawda? Prawda? A jeżeli właśnie o to się obraziła? Przecież ja wcale nie chciałam, żeby wyciągał mnie na scenę. On to zrobił sam z siebie. Pytanie tylko dlaczego. Są dwa wyjścia. Chciał się na mnie znowu zemścić albo coś do mnie czuje. Moje serce wykonało niebezpieczny obrót na ten drugi powód, jednak głos rozsądku mówił mi, że to niemożliwe. Nie zamierzam nad tym rozmyślać. Jego sprawa czemu wyciągnął mnie na scenę. Tego co się na niej działo nie żałuję. Żałuję natomiast tego co potem nastąpiło. Tych wszystkich chorych myśli. Tak jakbym nie mogła zacząć sobie myśleć: „Super, pocałował mnie, teraz już będziemy na zawsze razem”. Wszystko wydaje się takie proste, ale takie nie jest. Skąd ja mam wiedzieć co Bill do mnie czuje? Jestem pewna, że mnie choć odrobinkę lubi, bo pokazał mi to choćby przed chwilą, ale czy to wystarczy? Czy dlatego, że mnie odrobinkę lubi, to po tym jak wyznam mu swoje uczucia mnie nie odrzuci? Chyba jednak wolę pozostać w błogiej nieświadomości. Wolę nie słyszeć jak jednym słowem odrzuca mnie i moje serce jak starą, bezużyteczną szmatę do śmietnika.
Pomyśleć, że jeden chłopak może sprawić dziewczynie przez kilka myśli o nim, tyle cierpienia. I to wszystko dlatego, że ona się w nim zakochała bez pamięci. Tak, że rani ją nawet przebywanie blisko niego, bo tak bardzo pragnie go dotknąć, przytulić, pocałować... ale nie może. On jest dla niej nieosiągalny.
Wystukałam numer do Edyty i zadzwoniłam. Chciałam to z nią wyjaśnić. Przecież nie może się na mnie gniewać dlatego, że byłam na koncercie Tokio Hotel i Bill Kaulitz wyciągnął mnie na scenę. Nie wyrywałam się do tego. Nawet nie wrzeszczałam tak jak inne fanki. Po prostu stałam sobie z Nikolą i słuchałam muzyki. No dobra... patrzyłam jeszcze na Billa, ale chyba mi wolno, nie?
Nie odbierała. Zdenerwowałam się trochę. Chciałam z nią to wszystko wyjaśnić, bo nie ma sensu kłócić się o taką drobnostkę, ale widać ona naprawdę się na mnie pogniewała. Żeby miała jeszcze o co... To ja się na nią szybciej powinnam pogniewać. Choćby o te artykuły.
Jak nie chce ze mną rozmawiać to nie! Rzuciłam telefon na łóżko i zaczęłam kolejny raz się nad tym wszystkim zastanawiać. Szczególnie nad tym co mi powiedziała Edyta. O tym, rzucaniu się na Billa. Przecież ja się na niego nie rzuciłam! Chociaż z drugiej strony... Podeszłam do niego i się przytuliłam, ale czy można nazwać to rzucaniem się na chłopaka? Nie sądzę. Jednak mimo to podeszłam do łóżka i wzięłam telefon do ręki. Zaczęłam pisać smsa.
„Nie wiem o co Ci chodzi, ale przepraszam. A na koncert poszłam przez swoją nieuwagę. Do tej pory mam do siebie o to żal, więc nie musisz mnie jeszcze bardziej dołować. A z tym rzucaniem się w ramiona to nikomu się  nie rzucałam, szczególnie Billowi. Zresztą takie pisanie nie ma sensu. Pogadamy jak przyjadę.”
            Nie lubiłam przepraszać nikogo za coś czego nie zrobiłam, ale też nie chcę żeby była na mnie obrażona. W końcu to moja przyjaciółka.
            Usłyszałam jakieś głosy na korytarzu, a potem zgrzyt otwieranych drzwi. Nikola musiała już przyjść z basenu. Co gorsze głosy sugerowały na to, że nie była sama.
-          Wejdziecie? - rozpoznałam jej głos.
-          A nie będziemy przeszkadzali?
-          Nie. Wchodźcie.
Po chwili w pokoju pojawiło się całe Tokio Hotel. Razem z Billem. Czemu mnie to nie dziwi? Nie spodziewałam się tylko, że Nikola mi to zrobi. Uważałam ją za przyjaciółkę. Akurat w momencie kiedy po policzkach zaczęły spływać mi pierwsze łzy do pokoju wparowała Nikola w obecności chłopaków. Spojrzeli na mnie zdziwieni, a potem na Billa. Ten tylko spuścił głowę, tak jakby nagle zaczęły go bardzo interesować buty.
-          Witajcie - uśmiechnęłam się do nich leciutko.
Tom, Gustav i Georg podeszli do mnie i na moich policzkach złożyli buziaki na przywitanie. Spojrzałam na Billa. Dostrzegłam na jego twarzy wahanie. Tak jakby się zastanawiał czy do mnie podejść czy nie. Z jednej strony chciałam tego, ale z drugiej nie, bo gdyby znalazł się tak blisko mnie, a jego usta dotknęłyby mojego policzka wtedy nie potrafiłabym się opanować przed złożeniem pocałunku na jego miękkich ustach. A tego bym sobie nie wybaczyła.
Gitarzysta zajął miejsce obok i mnie do siebie mocno przytulił. Czując jego ciało zrobiło mi się jeszcze smutniej a po policzkach popłynęły łzy. Okropnie przypominał mi swojego brata, siedzącego w rogu na fotelu. Wtuliłam się w niego mocno wyobrażając sobie, że to Bill. Na co wybuchnęłam jeszcze głośniejszym szlochem. Nie chciałam płakać w obecności wszystkich, ale to było silniejsze ode mnie.
-          Nie płacz - pocieszał mnie Tom. - Już dobrze.
Łatwo mu tak mówić! Nawet nie wie o co mi chodzi a i tak mnie pociesza. To nie on jest beznadziejnie zakochany w Billu, nie pogniewała się na niego przyjaciółka, nie musi siedzieć w jednym pokoju z chłopakiem, którego kocha całym sercem i wie, że tamten nigdy nie odwzajemni jego uczuć!
-          Co się stało Mary? - zapytała Nikola z troską.
-          Po pierwsze to, że ich tutaj wpuściłaś - odezwałam się po polsku. Jak dobrze, że zmusiłam ją do nauki tego języka. - Tym bardziej, że dobrze wiesz, że nie chcę go widzieć.
-          Powinniście się pogodzić - chłopcy patrzyli na nas ze zdziwieniem, bo nic nie rozumieli z naszej rozmowy. Nie obchodziło mnie to jednak. - Widzę jak na siebie patrzycie. Nawet teraz.
-          Przestań. Mówiłam ci już, że chcę zapomnieć o tym co do niego czuję - celowo nie używałam ich imion. Nie chciałam, żeby Bill domyślił się, że o nim mówię. Tak samo jak pozostali.
-          Nie zapomnisz tak łatwo, a może warto zaryzykować, co? Nie pomyślałaś o tym?
-          Nawet nie wiesz jak długo o tym myślałam, ale ja nie potrafię - powiedziałam cicho.
-          Mary ty go kochasz, on ciebie, więc nie widzę, żadnych przeciwwskazań. Nie możecie być razem ze sobą szczęśliwi? - po policzkach popłynęły mi nowe łzy.
-          Co ona ci powiedziała? - zwrócił się do mnie Tom.
-          Nic - odparłam słabo wtulając się w niego. W życiu nie pomyślałabym, że będę się wypłakiwała na ramieniu Toma Kaulitza, a w dodatku w obecności Georga i Gustava. I ukochanego chłopaka. Szczególnie, że łzy są wywołane przez tego ostatniego.
-          Jak nic, jak widzę, że musiała powiedzieć ci coś przykrego - widząc, że kręcę przecząco głową, spojrzał groźnie na Nikolę. - Co jej powiedziałaś?
-          Prawdę, której nie chce zaakceptować.
-          Już dobrze, nie płacz - zaczął gładzić mnie po plecach, a po moich policzkach popłynęły nowe łzy.
Tak bardzo chciałam, żeby to Bill mnie pocieszał. Podszedł do mnie i przytulił. Zrzędzeniem losu zostałam skazana na jego brata. Na dodatek bliźniaka. Nieśmiało zerknęłam na Czarnowłosego. Wpatrywał się we mnie i Toma tak jakby chciał nas zabić. Oboje. Tylko za co? Co ja takiego zrobiłam, że patrzy na mnie takim wzrokiem?
-          Ona ma rację - powiedziałam cicho, bo faktycznie miała rację. - A do tego Edyta się na mnie obraziła.
-          To twoja przyjaciółka, której podpisywaliśmy plakat? - zapytał Georg, a ja przytaknęłam. - A o co się na ciebie pogniewała? - basista nawet nie wiedział, że zadając to z pozoru tak niewinne pytanie wzbudzi we mnie złość. Złość, która usilnie próbuje się wydostać na zewnątrz. Nie miałam już sił, żeby walczyć z jej wybuchem.
-          Nie wiem, ale coś mówiła o mojej obecności na waszym koncercie i rzucaniu się na szyję wielkiego Billa Kaulitza - nie mogłam się powstrzymać. Musiałam to powiedzieć.
Idiotko znowu prowokujesz kłótnię - wyrzucałam sobie w duchu. Przecież to nie jego wina, że Edyta się na mnie obraziła, a zabrzmiało to tak jakbym go obwiniała. A tak nie jest! Nawet do głowy mi to nie przyszło. Spojrzałam na Czarnowłosego. W moich oczach pewnie była wściekłość, ale nie na niego. Byłam wściekła na siebie. Za to, że nie umiem utrzymać języka za zębami. I jeszcze za wiele innych rzeczy.
-          Sama do mnie podeszłaś - odparował. - Ja cię nie zmuszałem, żebyś wpadła w moje ramiona, więc nie miej o to do mnie pretensji.
-          O to akurat nie mam do ciebie pretensji, ale nie musiałeś wyciągać mnie na scenę. Gdybyś tego nie zrobił, to Edyta dalej byłaby moją przyjaciółką!
-          A więc to wszystko moja wina, tak?!
-          A czyja? - zapytałam.
-          To może zostawimy was samych? - odezwał się nieśmiało Gustav.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz