czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 89



            Leżał na podłodze w pokoju Briana, brata Mary Ann i przewracał się z boku na bok. Już od dwóch godzin próbował bezskutecznie zasnąć. I to bynajmniej nie dlatego, że było mu niewygodnie. Wbrew pozorom nie było wcale za twardo. Można powiedzieć, że było idealnie, choć to była tylko podłoga, a nie miękkie łóżko. Już nie pamiętał kiedy ostatni raz spał na posadzce. Tak samo jak nie pamiętał już prawie tego jak bardzo wygodne jest jego łóżko. Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzał w hotelach, które zaczęły stawać się powoli jego drugim domem. Nie tak wyobrażał sobie sławę...
            Dlatego tak bardzo podobało mu się to w jaki sposób traktowała go Nikola i rodzina Mary Ann. A nawet ona sama. Nie chodzi tu bynajmniej o kłótnie i wieczne sprzeczki, tylko o to, że nie przywiązuje wagi do tego, że on jest gwiazdą. Idolem i bożyszczem europejskich nastolatek. Uważa go za zwykłego chłopaka. Przynajmniej przy niej może poczuć się jak zwykły człowiek, którego nie śledzą ciągle paparazzi, a gazety o nim się nie rozpisują. Odkąd Tokio Hotel stało się popularne praktycznie wszyscy zaczęli się z nim obchodzić jak z jajkiem. A ona wręcz przeciwnie. Nie bała się na niego nakrzyczeć i wygarnąć mu jego wad. Owszem te wszystkie kłótnie go ranią, ale przynajmniej dziewczyna jest z nim  szczera. Gdyby tylko chciała on spełniłby każde jej życzenie, a ona z tego nie korzysta, wówczas gdy inne od razu okręciłyby go sobie jeszcze bardziej wokół palca i korzystały z jego popularności. A prawda jest taka, że teraz wielu ludzi, którzy go wcześniej nienawidzili, udają wielkich przyjaciół. Dziewczyny, które nie zwracały na niego uwagi teraz pchały mu się do łóżka. Reasumując otaczało go w tej chwili pełno fałszywych ludzi. Już sam nie wiedział komu może zaufać. Prawdę mówiąc, po incydencie z Mariną przestał ufać komukolwiek nowo poznanemu. Nie wierzył w szczere intencje innych ludzi. Owszem poznawał wiele osób, dla każdego był miły, ale jednocześnie zachowywał dystans. Jak to mówią człowiek uczy się na błędach...
            Podobnie było z Mary Ann... Tylko, że tego błędu nie da się cofnąć. Odchodząc wtedy stracił ją. Wszystkie cieplejsze uczucia, które do niego żywiła jeszcze kilka miesięcy temu. A on tak bardzo chciał je odzyskać... Pragnął, żeby znowu Mary Ann zaczęło na nim zależeć, bo on w dalszym ciągu kocha ją tak samo mocno jak tamtego pamiętnego dnia. 14 lutego. Święto zakochanych, dla niego wcale nie okazało się świętem. Powinien iść wtedy do najdroższej mu istotki z wielkim pluszakiem, ogromną bombonierką i bukietem kwiatów i prosić ją o to, żeby go kochała. Jednak nie zrobił tego. Zamiast tego pocałował jakąś jej kuzynkę, nawet nie pamiętał już jej imienia, na jej oczach a potem zobaczył Mary Ann całującą się z Tomem... Tak bardzo ten widok go zranił, że sam nie wiedział co ma myśleć. Chciał przytulić ukochaną, pocałować, ale zwyczajnie nie potrafił. Musiał sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć, jednak kiedy już to zrobił okazało się, że jest za późno o całe dwadzieścia minut. Przeklęte dwadzieścia minut!
            A dzisiaj zaprzepaścił kolejną szansę. Tym razem na odzyskanie jakichkolwiek cieplejszych uczuć z jej strony. Nie potrzebnie się na nią tak wydzierał. Przecież to nie jej wina, że Edyta się na niego rzuciła, bo tak to można nazwać. Jednak nie podobało mu się to jak dziewczyna obślinia mu szyję. Nie był zabawką, z którą można robić co się chce! On to nie Tom! Jednak gdyby to blondynka śpiąca w pokoju obok rzuciłaby mu się na szyję w ten sposób to z pewnością nie miałby nic przeciwko. Ale pomiędzy brunetką, a blondynką była duża różnica. I to wcale nie w kwestii wyglądu... Mary Ann kochał całym sercem, a Edyty nawet nie znał. I po tym co zrobiła nie chciał zawierać z nią bliższej znajomości.
            Doskonale też pamiętał jak pokłócił się z Mary Ann właśnie o Edytę. Tak. Blondynka obwiniała go za to, że przyjaciółka się na nią pogniewała. Pytanie tylko czemu? Przecież nic takiego nie zrobił. Nawet nie znał do tej pory tamtej dziewczyny, więc jak mógł być powodem, przez który się pokłóciły? A może chodziło o zazdrość? Edyta zazdrościła Mary Ann, że ta go zna... Tylko czy to ma sens? Nie, bo jak można być zazdrosnym o kogoś kogo zna się tylko z plakatów? Musi koniecznie spytać o to Mary Ann. Tylko czy ona zechce mu odpowiedzieć po tym co dzisiaj zrobił? Oj tak. Miał wyrzuty sumienia. Tym bardziej, że znowu pokłócił się z tak ukochaną przez siebie osobą. I to o taką głupotę...
Pod wpływem impulsu odgarnął od siebie kołdrę i wstał z prowizorycznego łóżka. Skoro i tak tutaj nie może zasnąć, to czemu miałby nie posiedzieć w pokoju Mary Ann i choć na nią nie popatrzeć? Wszyscy w całym domu śpią, więc nikt nie powinien zauważyć jego obecności w pomieszczeniu obok. Przez krótki moment będzie mógł rozkoszować się jej widokiem bez żadnych konsekwencji.
Cicho wyszedł z pokoju Briana i podszedł do drzwi prowadzących do pokoju Mary Ann. Chwile wahał się przed wejściem do środka, bo co jeżeli dziewczyna przyłapie go na gorącym uczynku? Jak jej wtedy to wyjaśni? Przecież nie powie, że przyszedł „ot tak sobie”, żeby na nią popatrzyć, bo miał na to ochotę. Zaczerpnął głęboki wdech i nacisnął klamkę w kolorze matowego srebra. Wszedł do środka na paluszkach, tak żeby nie obudzić ani Mary Ann ani Nikoli.
Jego serce przyspieszyło tempa na widok śpiącej dziewczyny. Co on by oddał za to, żeby mógł się budzić obok niej co dzień i zasypiać co noc... Trzymać ją w objęciach i razem z nią przenosić się do wspaniałej krainy marzeń sennych... Jednak najpierw musi zdobyć jej miłość, a to wcale nie będzie takie proste. Doskonale zdawał sobie też sprawę z tego, że może to jest właśnie ten jeden jedyny raz w jego życiu kiedy może obserwować ją śpiącą. A widok jest warty wielu poświęceń.
Patrząc na nią miał wrażenie, że patrzy na anioła. Jej miodowe włosy rozsypały się na poduszce tworząc aureolę, a na ustach widniał delikatny, prawie niedostrzegalny uśmiech. Musiała śnić o czymś przyjemnym. Miał tylko nadzieję, że nie śni jej się Tom albo jakiś inny chłopak. Wstyd się przyznać, ale był zazdrosny nawet o każdego osobnika płci brzydkiej mogącego pojawić się w jej snach...
Delikatnie usiadł na skraju łóżka, po czym się położył obok niej. Sam nie wiedział co robi. Przecież to istne szaleństwo! Jeżeli Mary Ann się obudzi i zobaczy, że leży obok niej urządzi mu piekło! A co gorsza nie będzie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Ale wyglądała tak słodko i niewinnie, że nie potrafił się opanować...
„Mógłbym nie spać każdej nocy po to tylko, żeby wsłuchiwać się w twój oddech
By patrzeć na twoje usta składające się w uśmiech, kiedy tak słodko śpisz
Kiedy duchem jesteś gdzieś daleko, w innym świecie, oglądasz senne marzenia
Mógłbym spędzić całe życie w tej słodkiej niemocy
Mógłbym zagubić się w tej chwili na zawsze
Musisz wiedzieć, że każdy moment, który spędzam przy tobie
Jest dla mnie skarbem, który chowam w sobie, gdzieś w głębi mej duszy
Nie chcę zamykać oczu
Nie chcę zasypiać
Bo tęskniłbym za tobą zbyt mocno
A nie chciałbym przegapić choćby jednej chwili spędzonej z tobą
Bo nawet, gdy o tobie rozmyślam i śnię
Najsłodsze sny nie potrafią zastąpić mi tych chwil
Ciągle tęskniłbym za tobą, kochanie
A nie chciałbym przegapić choćby jednej chwili spędzonej z tobą
Leżąc tak blisko ciebie
Czując bicie twego serca
I wyobrażając sobie, o czym możesz teraz śnić
Wyobrażając sobie, że widzisz mnie teraz”
-          Tak bardzo tęskniłem... - z tymi słowami zasnął.
* * *
            Podniosłam powolutku powieki do góry. W pokoju panował półmrok. Cisza była zakłócana jedynie przez miarowy oddech Nikoli, która spała na podłodze i Billa. Tak. Tego Billa Kaulitza, z tego Tokio Hotel. Chłopaka o którym marzyłam przez tyle czasu, a on zwyczajnie wszedł w nocy do mojego łóżka. Po prostu. Bez pytania. Jednak nie przytulił się do mnie. Wręcz przeciwnie. Położył się na samej krawędzi kanapy, tak jakby nie chciał, żeby nasze ciała się ze sobą zetknęły. Dopiero podczas snu zbliżył się do mnie. Ciekawe czy jest świadomy tego, że teraz leżę na prawym boku, a on mnie obejmuje od tyłu? Trzyma rękę na mojej talii, nasze ciała się ze sobą stykają, nogi są splecione... Tak jak ciała dwóch kochanków po namiętnej nocy...
            Zdjęłam jego rękę ze swojej talii i splotłam razem nasze palce. Tak bardzo go kocham... Tylko, że on mnie nie kocha. Stop! Gdyby nic do mnie nie czuł to nie byłoby go tutaj i nie powiedziałby w nocy tych trzech, tak wiele znaczących słów, które dalej przyjemnie brzęczały mi w uszach.
            Kiedy wszedł do mojego pokoju w nocy, przez krótką chwilę chciałam wygonić go z powrotem do Briana, bo co będzie jak rodzice zobaczą mnie razem z Billem w łóżku? I co na to Nikola, która śpi zaledwie kilka metrów dalej na podłodze? Jednak nie potrafiłam tego uczynić. Nie mogłam... Za bardzo pragnęłam czuć jego ciało tuż przy swoim. To poczucie bezpieczeństwa... Leciutkie dreszcze, które tylko on potrafił wywołać...
„Chciałabym być z tobą
Choć tylko na noc
Być jedyną, która w twoich ramionach tuli cię mocno
Chciałabym być z tobą
Nie mam nic więcej do powiedzenia
Nie ma nic innego czego bym bardziej pragnęła od tego uczucia
Chciałabym być z tobą”
            Tak bardzo mi go brakowało przez te miesiące. Nie chcę, żeby już kiedykolwiek odchodził z mojego życia. Choć doskonale wiem, że to nieuniknione. Jednak teraz nie będę się tym martwiła. Zacznę znowu żyć chwilą tak jak przed poznaniem Billa. Najwyżej rany znowu się otworzą i będę cierpiała tak samo jak przez ten czas, kiedy byłam w Niemczech i przez pierwsze kilka tygodni po przyjeździe do Polski. Jednak te kilka chwil szczęścia, na które tak długo czekałam mi to zrekompensują. Tym bardziej, że chyba nigdy nie przestanę kochać Billa.
            Wtuliłam się w niego mocniej i przysunęłam jego dłoń do ust. Na każdym z palców złożyłam delikatny pocałunek. Jak na chłopaka miał bardzo ładne i gładkie jak aksamit dłonie. A także, co się rzadko zdarza, zadbane. Gdyby teraz wyznał mi jeszcze miłość, to byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie. Jednak czy czyny więcej nie świadczą niż słowa? On musi, po prostu musi coś do mnie czuć, skoro wpakował mi się do łóżka. Choćby zwykłe pożądanie...
            Powolutku, żeby go nie zbudzić wyswobodziłam się z jego uścisku i położyłam na drugim boku, tak żeby móc go obserwować. Taka okazja może mi się już więcej nie przydarzyć...
Jego czarne pasma leżały rozrzucone na poduszce, zasłaniając częściowo twarz, na której nie było ani śladu makijażu. Nie umniejszało to jego uroku, wręcz przeciwnie. Teraz był jeszcze piękniejszy... Ładnie wykrojone usta układały się w nieśmiały uśmiech, wywołany zapewne przyjemnym snem. Byłam niemalże pewna, że tysiące europejskich nastolatek byłoby skłonne oddać bardzo wiele, za to, żeby móc choć przez krótką chwilę obserwować Billa w tym momencie. Bo ja mogłabym na niego patrzeć tak przez całą wieczność...
            Odsunęłam czarne kosmyki z jego twarzy i delikatnie, uważając, żeby go nie obudzić pogłaskałam po policzku.
-          Tak bardzo cię kocham... - wyszeptałam po niemiecku. - Dlaczego nie chcesz dać mi szansy...
Powolutku z lekką obawą zaczęłam przybliżać swoją twarz do jego. Czułam na swojej skórze miarowy oddech Billa. Delikatnie jakby z obawą złożyłam na wargach Czarnowłosego pocałunek, tak subtelny, jak najlżejszy powiew ciepłego, wiosennego wiatru. Odsunęłam się od niego i znowu wpatrzyłam w jego delikatne rysy. Był taki piękny... A co ważniejsze kocham go całą duszą, każdym kawałeczkiem ciała... Nawet gdybym chciała go w tej chwili odtrącić, nie potrafiłabym.
Czarnowłosy zaczął coś mamrotać, w jakimś niezrozumiałym dla mnie języku, a potem zaczął błądzić dłonią po prześcieradle. Dopiero kiedy odnalazł moją talię przestał mamrotać. Położył głowę na mojej klatce piersiowej i mocno się we mnie wtulił, tak jakbym była bardzo wygodną poduszką. Zaczęłam go głaskać po głowie. Tak bardzo go kocham...
* * *
Na policzkach czuł przyjemne ciepło wywołane pierwszymi promykami słońca, które wpadały przez wielkie okno do pokoju, a do uszu dochodziło radosne świergotanie ptaków. Już to jest wystarczającym powodem do tego, żeby obudzić się z uśmiechem na ustach. Jednak on miał więcej powodów do zadowolenia. Leżał właśnie wtulony w miękkie piersi Mary Ann, a ona głaskała go z czułością po głowie. Nie chciał podnosić powiek, bojąc się, że to tylko sen i zaraz obudzi się na podłodze w pokoju Briana obejmując poduszkę zamiast swojej ukochanej. Albo co gorsza Toma, Gustava albo Georga.
Wtulił się w nią jeszcze mocniej. Tak bardzo pragnął budzić się w ten sposób każdego dnia... Czuć bicie jej serca, bliskość... Być naprawdę szczęśliwy i zakochany. Z wzajemnością. Cieszyć się każdą minutą spędzoną w towarzystwie Mary Ann.
Powolutku zaczął otwierać oczy. Musiał mrugnąć kilkakrotnie gdyż oślepiło go światło słoneczne. Podniósł lekko głowę do góry, tak, żeby spojrzeć na Mary Ann. W jej oczach czaiły się iskierki radości, a na ustach widniał prawie niedostrzegalny uśmiech. Wiedział, że nie jest na niego zła, choć powinna. Może coś jednak blondynka do niego czuje? Może jej uczucia wcale nie wygasły?
-          Przepraszam... - wyszeptał, żeby nie obudzić Nikoli. - Nie powinienem...
-          Masz rację - przytaknęła. -  To nie ładnie wchodzić do łóżka ludziom.
-          Przepraszam, ja...
W głowie miał pustkę. Kompletnie nie wiedział co ma powiedzieć. Zamiast tego zaczął się podnosić. Nie chciał tego robić, ale wiedział, że tak będzie najlepiej. Nie powinien był wchodzić jej do łóżka. Owszem mógł popatrzeć jak śpi, ale to była przesada. Jednak nie żałował tego. Zresztą trudno żałować najpiękniejszej nocy i świtu w życiu.
Opuścił stopy na zimną podłogę i wstał. Czuł na sobie wzrok Mary Ann.
-          Dlaczego? - spytała cichutko kiedy był już przy drzwiach.
Spojrzał na nią. Wiedział, że o to zapyta. Tylko co on ma jej odpowiedzieć? Bo po co wchodził jej do łóżka? Przecież nie powie jej, że nie mógł się powstrzymać, bo weźmie go za jakiegoś napaleńca.
-          Ja... naprawdę mi przykro... - powiedział zakłopotany. - Ja... nie wiem co mnie... żałuję, że to zrobiłem... przepraszam... - wcale tak nie uważał, jednak nie chciał, żeby dziewczyna się na niego gniewała.
-          Ale mnie nie o to chodziło - przerwała mu.
-          Więc o co? - zapytał zdziwiony, bo o co innego mogło jej chodzić?
-          Skoro żałujesz, to już nie ważne - z jej twarzy zniknął ten anielski uśmiech, który był tam jeszcze kilka sekund wcześniej.
-          Ważne. Powiedz mi - poprosił.
-          Nie. To naprawdę już nie ma znaczenia.
-          Dla mnie ma. Proszę powiedz o co ci chodziło - nalegał.
-          Nie ustąpisz, prawda? - pokiwał głową. - Chciałam zapytać dlaczego znowu ode mnie odchodzisz, ale teraz to już nie ma znaczenia.
-          Ale... - po raz kolejny w jej towarzystwie zabrakło mu słów. Chciał powiedzieć tak wiele, a nie mógł.
Przecież on jej nigdy nie opuścił! Tak samo jak nigdy od niej nie odszedł! Zawsze był przy niej. Niewiele myśląc wgramolił jej się z powrotem do łóżka i mocno do siebie przytulił. Tak bardzo kochał tą dziewczynę. Właściwie sam nie wiedział dokładnie dlaczego tak bardzo mu na niej zależy. Przecież ciągle się kłócili, praktycznie cały czas go raniła, a jednak się w niej zakochał bez pamięci. Miłość jest zagadką, której nigdy nie rozwiążemy do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz