Leżał na
podłodze w pokoju Briana, brata Mary Ann i przewracał się z boku na bok. Już od
dwóch godzin próbował bezskutecznie zasnąć. I to bynajmniej nie dlatego, że
było mu niewygodnie. Wbrew pozorom nie było wcale za twardo. Można powiedzieć,
że było idealnie, choć to była tylko podłoga, a nie miękkie łóżko. Już nie
pamiętał kiedy ostatni raz spał na posadzce. Tak samo jak nie pamiętał już
prawie tego jak bardzo wygodne jest jego łóżko. Zdecydowanie zbyt dużo czasu
spędzał w hotelach, które zaczęły stawać się powoli jego drugim domem. Nie tak
wyobrażał sobie sławę...
Dlatego
tak bardzo podobało mu się to w jaki sposób traktowała go Nikola i rodzina Mary
Ann. A nawet ona sama. Nie chodzi tu bynajmniej o kłótnie i wieczne sprzeczki,
tylko o to, że nie przywiązuje wagi do tego, że on jest gwiazdą. Idolem i
bożyszczem europejskich nastolatek. Uważa go za zwykłego chłopaka. Przynajmniej
przy niej może poczuć się jak zwykły człowiek, którego nie śledzą ciągle
paparazzi, a gazety o nim się nie rozpisują. Odkąd Tokio Hotel stało się
popularne praktycznie wszyscy zaczęli się z nim obchodzić jak z jajkiem. A ona
wręcz przeciwnie. Nie bała się na niego nakrzyczeć i wygarnąć mu jego wad.
Owszem te wszystkie kłótnie go ranią, ale przynajmniej dziewczyna jest z
nim szczera. Gdyby tylko chciała on
spełniłby każde jej życzenie, a ona z tego nie korzysta, wówczas gdy inne od
razu okręciłyby go sobie jeszcze bardziej wokół palca i korzystały z jego
popularności. A prawda jest taka, że teraz wielu ludzi, którzy go wcześniej
nienawidzili, udają wielkich przyjaciół. Dziewczyny, które nie zwracały na
niego uwagi teraz pchały mu się do łóżka. Reasumując otaczało go w tej chwili
pełno fałszywych ludzi. Już sam nie wiedział komu może zaufać. Prawdę mówiąc,
po incydencie z Mariną przestał ufać komukolwiek nowo poznanemu. Nie wierzył w
szczere intencje innych ludzi. Owszem poznawał wiele osób, dla każdego był
miły, ale jednocześnie zachowywał dystans. Jak to mówią człowiek uczy się na
błędach...
Podobnie
było z Mary Ann... Tylko, że tego błędu nie da się cofnąć. Odchodząc wtedy
stracił ją. Wszystkie cieplejsze uczucia, które do niego żywiła jeszcze kilka
miesięcy temu. A on tak bardzo chciał je odzyskać... Pragnął, żeby znowu Mary
Ann zaczęło na nim zależeć, bo on w dalszym ciągu kocha ją tak samo mocno jak
tamtego pamiętnego dnia. 14 lutego. Święto zakochanych, dla niego wcale nie
okazało się świętem. Powinien iść wtedy do najdroższej mu istotki z wielkim
pluszakiem, ogromną bombonierką i bukietem kwiatów i prosić ją o to, żeby go
kochała. Jednak nie zrobił tego. Zamiast tego pocałował jakąś jej kuzynkę,
nawet nie pamiętał już jej imienia, na jej oczach a potem zobaczył Mary Ann
całującą się z Tomem... Tak bardzo ten widok go zranił, że sam nie wiedział co
ma myśleć. Chciał przytulić ukochaną, pocałować, ale zwyczajnie nie potrafił.
Musiał sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć, jednak kiedy już to zrobił
okazało się, że jest za późno o całe dwadzieścia minut. Przeklęte dwadzieścia
minut!
A
dzisiaj zaprzepaścił kolejną szansę. Tym razem na odzyskanie jakichkolwiek
cieplejszych uczuć z jej strony. Nie potrzebnie się na nią tak wydzierał.
Przecież to nie jej wina, że Edyta się na niego rzuciła, bo tak to można
nazwać. Jednak nie podobało mu się to jak dziewczyna obślinia mu szyję. Nie był
zabawką, z którą można robić co się chce! On to nie Tom! Jednak gdyby to
blondynka śpiąca w pokoju obok rzuciłaby mu się na szyję w ten sposób to z
pewnością nie miałby nic przeciwko. Ale pomiędzy brunetką, a blondynką była
duża różnica. I to wcale nie w kwestii wyglądu... Mary Ann kochał całym sercem,
a Edyty nawet nie znał. I po tym co zrobiła nie chciał zawierać z nią bliższej
znajomości.
Doskonale
też pamiętał jak pokłócił się z Mary Ann właśnie o Edytę. Tak. Blondynka
obwiniała go za to, że przyjaciółka się na nią pogniewała. Pytanie tylko czemu?
Przecież nic takiego nie zrobił. Nawet nie znał do tej pory tamtej dziewczyny,
więc jak mógł być powodem, przez który się pokłóciły? A może chodziło o
zazdrość? Edyta zazdrościła Mary Ann, że ta go zna... Tylko czy to ma sens?
Nie, bo jak można być zazdrosnym o kogoś kogo zna się tylko z plakatów? Musi
koniecznie spytać o to Mary Ann. Tylko czy ona zechce mu odpowiedzieć po tym co
dzisiaj zrobił? Oj tak. Miał wyrzuty sumienia. Tym bardziej, że znowu pokłócił
się z tak ukochaną przez siebie osobą. I to o taką głupotę...
Pod wpływem impulsu odgarnął od siebie
kołdrę i wstał z prowizorycznego łóżka. Skoro i tak tutaj nie może zasnąć, to
czemu miałby nie posiedzieć w pokoju Mary Ann i choć na nią nie popatrzeć?
Wszyscy w całym domu śpią, więc nikt nie powinien zauważyć jego obecności w
pomieszczeniu obok. Przez krótki moment będzie mógł rozkoszować się jej
widokiem bez żadnych konsekwencji.
Cicho wyszedł z pokoju Briana i
podszedł do drzwi prowadzących do pokoju Mary Ann. Chwile wahał się przed
wejściem do środka, bo co jeżeli dziewczyna przyłapie go na gorącym uczynku?
Jak jej wtedy to wyjaśni? Przecież nie powie, że przyszedł „ot tak sobie”, żeby
na nią popatrzyć, bo miał na to ochotę. Zaczerpnął głęboki wdech i nacisnął
klamkę w kolorze matowego srebra. Wszedł do środka na paluszkach, tak żeby nie
obudzić ani Mary Ann ani Nikoli.
Jego serce przyspieszyło tempa na widok
śpiącej dziewczyny. Co on by oddał za to, żeby mógł się budzić obok niej co
dzień i zasypiać co noc... Trzymać ją w objęciach i razem z nią przenosić się
do wspaniałej krainy marzeń sennych... Jednak najpierw musi zdobyć jej miłość,
a to wcale nie będzie takie proste. Doskonale zdawał sobie też sprawę z tego,
że może to jest właśnie ten jeden jedyny raz w jego życiu kiedy może obserwować
ją śpiącą. A widok jest warty wielu poświęceń.
Patrząc na nią miał wrażenie, że patrzy
na anioła. Jej miodowe włosy rozsypały się na poduszce tworząc aureolę, a na
ustach widniał delikatny, prawie niedostrzegalny uśmiech. Musiała śnić o czymś
przyjemnym. Miał tylko nadzieję, że nie śni jej się Tom albo jakiś inny
chłopak. Wstyd się przyznać, ale był zazdrosny nawet o każdego osobnika płci
brzydkiej mogącego pojawić się w jej snach...
Delikatnie usiadł na skraju łóżka, po
czym się położył obok niej. Sam nie wiedział co robi. Przecież to istne
szaleństwo! Jeżeli Mary Ann się obudzi i zobaczy, że leży obok niej urządzi mu
piekło! A co gorsza nie będzie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Ale
wyglądała tak słodko i niewinnie, że nie potrafił się opanować...
„Mógłbym nie spać każdej nocy po to tylko, żeby wsłuchiwać się w twój
oddech
By patrzeć na twoje usta składające się w uśmiech, kiedy tak słodko śpisz
Kiedy duchem jesteś gdzieś daleko, w innym świecie, oglądasz senne marzenia
Mógłbym spędzić całe życie w tej słodkiej niemocy
Mógłbym zagubić się w tej chwili na zawsze
Musisz wiedzieć, że każdy moment, który spędzam przy tobie
Jest dla mnie skarbem, który chowam w sobie, gdzieś w głębi mej duszy
Nie chcę zamykać oczu
Nie chcę zasypiać
Bo tęskniłbym za tobą zbyt mocno
A nie chciałbym przegapić choćby jednej chwili spędzonej z tobą
Bo nawet, gdy o tobie rozmyślam i śnię
Najsłodsze sny nie potrafią zastąpić mi tych chwil
Ciągle tęskniłbym za tobą, kochanie
A nie chciałbym przegapić choćby jednej chwili spędzonej z tobą
Leżąc tak blisko ciebie
Czując bicie twego serca
I wyobrażając sobie, o czym możesz teraz śnić
Wyobrażając sobie, że widzisz mnie teraz”
-
Tak bardzo tęskniłem... - z tymi słowami zasnął.
* * *
Podniosłam
powolutku powieki do góry. W pokoju panował półmrok. Cisza była zakłócana
jedynie przez miarowy oddech Nikoli, która spała na podłodze i Billa. Tak. Tego
Billa Kaulitza, z tego Tokio Hotel. Chłopaka o którym marzyłam przez tyle
czasu, a on zwyczajnie wszedł w nocy do mojego łóżka. Po prostu. Bez pytania.
Jednak nie przytulił się do mnie. Wręcz przeciwnie. Położył się na samej
krawędzi kanapy, tak jakby nie chciał, żeby nasze ciała się ze sobą zetknęły.
Dopiero podczas snu zbliżył się do mnie. Ciekawe czy jest świadomy tego, że
teraz leżę na prawym boku, a on mnie obejmuje od tyłu? Trzyma rękę na mojej
talii, nasze ciała się ze sobą stykają, nogi są splecione... Tak jak ciała
dwóch kochanków po namiętnej nocy...
Zdjęłam
jego rękę ze swojej talii i splotłam razem nasze palce. Tak bardzo go kocham...
Tylko, że on mnie nie kocha. Stop! Gdyby nic do mnie nie czuł to nie byłoby go
tutaj i nie powiedziałby w nocy tych trzech, tak wiele znaczących słów, które
dalej przyjemnie brzęczały mi w uszach.
Kiedy
wszedł do mojego pokoju w nocy, przez krótką chwilę chciałam wygonić go z
powrotem do Briana, bo co będzie jak rodzice zobaczą mnie razem z Billem w
łóżku? I co na to Nikola, która śpi zaledwie kilka metrów dalej na podłodze?
Jednak nie potrafiłam tego uczynić. Nie mogłam... Za bardzo pragnęłam czuć jego
ciało tuż przy swoim. To poczucie bezpieczeństwa... Leciutkie dreszcze, które
tylko on potrafił wywołać...
„Chciałabym być z tobą
Choć tylko na noc
Być jedyną, która w twoich ramionach tuli cię mocno
Chciałabym być z tobą
Nie mam nic więcej do powiedzenia
Nie ma nic innego czego bym bardziej pragnęła od tego uczucia
Chciałabym być z tobą”
Tak
bardzo mi go brakowało przez te miesiące. Nie chcę, żeby już kiedykolwiek
odchodził z mojego życia. Choć doskonale wiem, że to nieuniknione. Jednak teraz
nie będę się tym martwiła. Zacznę znowu żyć chwilą tak jak przed poznaniem
Billa. Najwyżej rany znowu się otworzą i będę cierpiała tak samo jak przez ten
czas, kiedy byłam w Niemczech i przez pierwsze kilka tygodni po przyjeździe do
Polski. Jednak te kilka chwil szczęścia, na które tak długo czekałam mi to
zrekompensują. Tym bardziej, że chyba nigdy nie przestanę kochać Billa.
Wtuliłam
się w niego mocniej i przysunęłam jego dłoń do ust. Na każdym z palców złożyłam
delikatny pocałunek. Jak na chłopaka miał bardzo ładne i gładkie jak aksamit
dłonie. A także, co się rzadko zdarza, zadbane. Gdyby teraz wyznał mi jeszcze
miłość, to byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie. Jednak czy czyny więcej
nie świadczą niż słowa? On musi, po prostu musi coś do mnie czuć, skoro wpakował
mi się do łóżka. Choćby zwykłe pożądanie...
Powolutku,
żeby go nie zbudzić wyswobodziłam się z jego uścisku i położyłam na drugim
boku, tak żeby móc go obserwować. Taka okazja może mi się już więcej nie
przydarzyć...
Jego czarne pasma leżały rozrzucone na
poduszce, zasłaniając częściowo twarz, na której nie było ani śladu makijażu.
Nie umniejszało to jego uroku, wręcz przeciwnie. Teraz był jeszcze
piękniejszy... Ładnie wykrojone usta układały się w nieśmiały uśmiech, wywołany
zapewne przyjemnym snem. Byłam niemalże pewna, że tysiące europejskich
nastolatek byłoby skłonne oddać bardzo wiele, za to, żeby móc choć przez krótką
chwilę obserwować Billa w tym momencie. Bo ja mogłabym na niego patrzeć tak
przez całą wieczność...
Odsunęłam
czarne kosmyki z jego twarzy i delikatnie, uważając, żeby go nie obudzić
pogłaskałam po policzku.
-
Tak bardzo cię kocham... - wyszeptałam po niemiecku. -
Dlaczego nie chcesz dać mi szansy...
Powolutku z lekką obawą zaczęłam
przybliżać swoją twarz do jego. Czułam na swojej skórze miarowy oddech Billa.
Delikatnie jakby z obawą złożyłam na wargach Czarnowłosego pocałunek, tak
subtelny, jak najlżejszy powiew ciepłego, wiosennego wiatru. Odsunęłam się od
niego i znowu wpatrzyłam w jego delikatne rysy. Był taki piękny... A co ważniejsze
kocham go całą duszą, każdym kawałeczkiem ciała... Nawet gdybym chciała go w
tej chwili odtrącić, nie potrafiłabym.
Czarnowłosy zaczął coś mamrotać, w
jakimś niezrozumiałym dla mnie języku, a potem zaczął błądzić dłonią po
prześcieradle. Dopiero kiedy odnalazł moją talię przestał mamrotać. Położył
głowę na mojej klatce piersiowej i mocno się we mnie wtulił, tak jakbym była
bardzo wygodną poduszką. Zaczęłam go głaskać po głowie. Tak bardzo go kocham...
* * *
Na policzkach czuł przyjemne ciepło
wywołane pierwszymi promykami słońca, które wpadały przez wielkie okno do
pokoju, a do uszu dochodziło radosne świergotanie ptaków. Już to jest
wystarczającym powodem do tego, żeby obudzić się z uśmiechem na ustach. Jednak
on miał więcej powodów do zadowolenia. Leżał właśnie wtulony w miękkie piersi
Mary Ann, a ona głaskała go z czułością po głowie. Nie chciał podnosić powiek,
bojąc się, że to tylko sen i zaraz obudzi się na podłodze w pokoju Briana
obejmując poduszkę zamiast swojej ukochanej. Albo co gorsza Toma, Gustava albo
Georga.
Wtulił się w nią jeszcze mocniej. Tak
bardzo pragnął budzić się w ten sposób każdego dnia... Czuć bicie jej serca,
bliskość... Być naprawdę szczęśliwy i zakochany. Z wzajemnością. Cieszyć się
każdą minutą spędzoną w towarzystwie Mary Ann.
Powolutku zaczął otwierać oczy. Musiał
mrugnąć kilkakrotnie gdyż oślepiło go światło słoneczne. Podniósł lekko głowę
do góry, tak, żeby spojrzeć na Mary Ann. W jej oczach czaiły się iskierki
radości, a na ustach widniał prawie niedostrzegalny uśmiech. Wiedział, że nie
jest na niego zła, choć powinna. Może coś jednak blondynka do niego czuje? Może jej uczucia wcale
nie wygasły?
-
Przepraszam... - wyszeptał, żeby nie obudzić Nikoli. -
Nie powinienem...
-
Masz rację - przytaknęła. - To nie ładnie wchodzić do łóżka ludziom.
-
Przepraszam,
ja...
W głowie miał pustkę. Kompletnie nie
wiedział co ma powiedzieć. Zamiast tego zaczął się podnosić. Nie chciał tego
robić, ale wiedział, że tak będzie najlepiej. Nie powinien był wchodzić jej do
łóżka. Owszem mógł popatrzeć jak śpi, ale to była przesada. Jednak nie żałował
tego. Zresztą trudno żałować najpiękniejszej nocy i świtu w życiu.
Opuścił stopy na zimną podłogę i wstał.
Czuł na sobie wzrok Mary Ann.
-
Dlaczego? - spytała cichutko kiedy był już przy drzwiach.
Spojrzał na nią. Wiedział, że o to
zapyta. Tylko co on ma jej odpowiedzieć? Bo po co wchodził jej do łóżka?
Przecież nie powie jej, że nie mógł się powstrzymać, bo weźmie go za jakiegoś
napaleńca.
-
Ja... naprawdę mi przykro... - powiedział zakłopotany. -
Ja... nie wiem co mnie... żałuję, że to zrobiłem... przepraszam... - wcale tak
nie uważał, jednak nie chciał, żeby dziewczyna się na niego gniewała.
-
Ale mnie nie o to chodziło - przerwała mu.
-
Więc o co? - zapytał zdziwiony, bo o co innego mogło jej
chodzić?
-
Skoro żałujesz, to już nie ważne - z jej twarzy zniknął
ten anielski uśmiech, który był tam jeszcze kilka sekund wcześniej.
-
Ważne.
Powiedz mi - poprosił.
-
Nie. To naprawdę już nie ma znaczenia.
-
Dla mnie ma. Proszę powiedz o co ci chodziło - nalegał.
-
Nie ustąpisz, prawda? - pokiwał głową. - Chciałam zapytać
dlaczego znowu ode mnie odchodzisz, ale teraz to już nie ma znaczenia.
-
Ale... - po raz kolejny w jej towarzystwie zabrakło mu
słów. Chciał powiedzieć tak wiele, a nie mógł.
Przecież on jej nigdy nie opuścił! Tak samo
jak nigdy od niej nie odszedł! Zawsze był przy niej. Niewiele myśląc wgramolił
jej się z powrotem do łóżka i mocno do siebie przytulił. Tak bardzo kochał tą
dziewczynę. Właściwie sam nie wiedział dokładnie dlaczego tak bardzo mu na niej
zależy. Przecież ciągle się kłócili, praktycznie cały czas go raniła, a jednak
się w niej zakochał bez pamięci. Miłość jest zagadką, której nigdy nie
rozwiążemy do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz