sobota, 9 listopada 2013

Część II: Rozdział 28


            Bill Kaulitz chodził nerwowo po szpitalnym korytarzu. Jego śladem podążał Ying Xiong. Bill zacisną dłoń w pięść. Choć nie był wierzący teraz modlił się żarliwie, aby Dieterowi i Mary Ann nie stała się krzywda. Gdyby żona poroniła po raz drugi – tym razem przez jego głupotę, nie potrafiłby sobie tego wybaczyć. Żałował, że dał się sprowokować Adamowi. Powinien puścić słowa mężczyzny koło uszu. A przede wszystkim nie powinien był pić alkoholu. Szczególnie w takiej ilości. Niestety nie mógł cofnąć czasu.
            Włożył palec wskazujący do buzi i ze zdenerwowania zaczął przygryzać paznokieć. Chciał pójść z Mary Ann na badania, ale lekarz kazał mu czekać. Nawet prośby żony nie pomogły.
-          Możecie przestać chodzić w kółko? Boli mnie głowa!
Bill spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na teściową. Nie potrafił ani usiedzieć ani ustać w miejscu. Chodzenie po korytarzu powstrzymywało go przed otworzeniem drzwi i wtargnięciem do pomieszczenia, w którym lekarze badali Mary Ann.
-          Uspokójcie się – teraz odezwał się Robert Rose. – Mary jeszcze nie umiera. Co najwyżej trochę pokiereszowaliście jej żebra.
Bill otworzył usta, aby coś powiedzieć teściowi, lecz Ying Xiong go wyprzedził:
-          Dziadek nic nie rozumie! – chłopak zawołał z oburzeniem. – Mama cierpi, a dziadek sobie żartuje! Tak nie można! To nieludzkie!
Uśmiech momentalnie znikł z ust Roberta Rose.
-          Nic nie można nawet powiedzieć. Zaraz się wszyscy na mnie denerwują – w jego głosie bez trudu można było wyczuć pretensje. - Mówicie, że to moja wina, a to – mężczyzna wskazał palcem na Billa – on zaczął. Jeżeli wam przeszkadza, że się odzywam, już nie będę. Zawsze wszyscy mają do mnie pretensje.
-          Czy Ying Xiong powiedział coś o tym, żeby się pan nie odzywał? – Bill stanął w obronie chłopaka. – Nie powinien sobie pan żartować z nieszczęścia Mary. Ona może... – chciał dodać, że może stracić Dietera, ale w porę ugryzł się w język. Nie chciał ani wymawiać swoich najczarniejszych obaw na głos, ani też powiedzieć teściom o ciąży Mary bez jej zgody.
-          Już się nic nie odezwę. Wy wiecie wszystko najlepiej – w głosie Roberta można było wyczuć jeszcze większą pretensję.
-          To nie tak, że wszystko wiemy najlepiej... – Ying Xiong próbował załagodzić sytuację. – Ale mama musi teraz bardzo cierpieć...
-          Oj poboli ją poboli i przejdzie. Mnie czasami jak coś boli nie robię takiej tragedii – poruszył delikatnie ramieniem. – Też mnie tutaj boli. Nie mogę obrócić dobrze ręki. Głowy też nie mogę przekręcić...
-          Oj zamknij się już – teraz odezwała się Joanna Rose. – Nikt nie kazał ci przekopywać całego ogrodu. Jeżeli cię boli idź do lekarza.
-          A tam! Po co mam iść do lekarza? W czym mi pomoże? To już starość. Na to nie ma lekarstwa. Jak nie ma komu dbać o ogród, to sam musiałem to zrobić. Jak ja nic nie zrobię w tym domu, to nikt nie kiwnie palcem...
Bill słysząc wyrzuty Roberta, położył dłoń na ramieniu Ying Xionga i pociągnął go w stronę schodów. Nie miał zamiaru wysłuchiwać żalów teścia, które były bezpodstawne.
-          Dlaczego dziadek nie martwi się o mamę? – chłopak spytał, kiedy znaleźli się przy automacie z napojami. – Mama prawie nie mogła oddychać. Dobrze, że się nie udusiła.
Bill uśmiechnął się do niego lekko. Podał mu puszkę z colą.
-          Na pewno się martwi o Mary, w końcu to jego córka. Pewnie uznał, że nie stało się jej nic na tyle poważnego, żeby była na badaniach już od – spojrzał na zegarek – prawie trzech godzin.
-          A co jeżeli mama będzie musiała mieć operację?
Kaulitz uśmiechnął się lekko do Ying Xionga i roztrzepał jego kasztanowe włosy. On również obawiał się najgorszego.
Słysząc dźwięk oznaczający, że przyszła do niego wiadomość, wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i spojrzał na wyświetlacz: „Z Dieterem wszystko w porządku *\(^o^)/*. Ze mną też, ale lekarz kazał mi zostać dzisiaj w szpitalu TT.TT Za niedługo przewiozą mnie stąd do jakiejś sali TT.TT
            Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Położył dłoń na klatce piersiowej i odetchnął z ulgą. Tak bardzo się bał, że Dieterowi mogło się stać coś złego! Pospiesznie wystukał: „Naprawdę z wami wszystko w porządku?
-          Tato, co się stało? Mama coś napisała?
-          Tak. Wszystko z nią w porządku – uśmiechnął się do chłopaka ciepło. – Chodź zobaczymy się z mamą.
Ying Xiong posłusznie poszedł z nim w stronę schodów, a następnie do drzwi, za którymi znajdowały się pomieszczenia, w których były przeprowadzane badania. Nacisnął domofon i chwilę czekał aż odezwie się jakiś głos. Wyjaśnił, że chce się zobaczyć z Mary Ann Kaulitz. Gdy usłyszał dźwięk oznaczający, że może otworzyć drzwi, pchnął je i udał się w stronę pielęgniarki, która wyszła po niego na korytarz. Bez słowa wszedł do gabinetu. Mary Ann siedziała na łóżku. Gdy zobaczyła Billa, podniosła się z miejsca i podbiegła do niego. Skrzywiła się czując ból w płucach i żebrach. Jednak nawet to nie powstrzymało ją przed mocnym przytuleniem się do męża.
-          Tak się cieszę, że Dieterowi nic się nie stało – powiedziała cicho, żeby jej słów nie usłyszeli ani rodzice, ani Ying Xiong, którzy byli obecni w pomieszczeniu. – Bałam się, że mogę go stracić, ale lekarz powiedział, że wszystko w porządku z naszym synem. To silny chłopiec.
Bill pocałował ją czule w czubek głowy, po czym złapał  za podbródek, aby móc spojrzeć w jej błękitne oczy.
-          A ty? Jak się czujesz? – spytał z troską.
Mary Ann wyswobodziła się z uścisku męża i spojrzała na rodziców oraz Ying Xionga, którzy wpatrywali się w nią z napięciem:
-          Nic mi nie jest – uśmiechnęła się, ignorując ból w klatce piersiowej. Uniosła koszulkę w górę, pokazując im bandaże. – Mam tylko złamane żebro, ale powinno się zagoić w ciągu ośmiu tygodni.
-          Muszą państwo pilnować panią Kaulitz, żeby się nie przemęczała – lekarz uśmiechnął się do nich. – Proszę o nią dbać, żeby dobrze jadła, spała przynajmniej osiem godzin dziennie, nie uprawiała intensywnych ćwiczeń, które mogą pogłębić uraz żebra, ale jednocześnie pacjent nie może siedzieć zbyt długo w jednej pozycji...
-          Panie doktorze, nie przesadzajmy...
-          To nie jest przesadzanie – powiedział życzliwie. – Powinna pani dbać teraz o swoje ciało. To naprawdę ważne.
-          Będę jej pilnował – Bill zapewnił lekarza. – Nie spuszczę jej z oczu.
-          Oj Bill, nic mi nie będzie – uśmiechnęła się do męża lekko, po czym zwróciła się do lekarza: - Może pan przemyśli jeszcze mój pobyt tutaj? Rano mam...
-          Oczywiście nie będę trzymał pani na siłę w szpitalu – wpadł jej w słowo - ale byłoby lepiej gdyby pani została. Sala numer 358 jest już przygotowana. Pani Bożenka tam państwa zaprowadzi – skinął głową w stronę pielęgniarki, która stała przy drzwiach od gabinetu i im się uważnie przyglądała.
-          Siadaj – ojciec Mary Ann wskazał na wózek inwalidzki. – Jeżeli pan mówi, że będzie lepiej jak zostaniesz chociaż jeden dzień w szpitalu, powinnaś zostać.
-          Tato! Ja naprawdę muszę wracać do Berlina!
-          Siadaj i nie marudź. Powinnaś posłuchać pana doktora – Joanna Rose powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Później poproszę Adama, żeby zobaczył co z tobą.
-          Bill – Mary Ann spojrzała na męża, zupełnie ignorując słowa mamy. – Nawet jeśli mam zostać w szpitalu, chcę jechać do Niemiec. Nie chcę tutaj zostać dłużej. Zadzwonię do Marlen, żeby zorganizowała jakiś transport albo weźmiemy taksówkę...
Kaulitz podsunął jej wózek inwalidzki, na którym posłusznie usiadła.
-          Musisz robić cyrki?
-          Mamo, możesz przestać? Nie mam siły się z tobą kłócić.
-          Ty to jesteś przemądrzała i niemiła...
-          Niech pani przestanie – Bill spojrzał wrogo na teściową. – Nie martwi się pani o córkę? Mary Ann z ledwością mówi, a pani dodatkowo ją denerwuje. Nie życzę sobie, żeby Adam odwiedzał moją żonę. To przez niego jest w takim stanie.
-          Nie zwalaj winy na niewinnego człowieka. To ty zacząłeś.
-          Bill... Szkoda z nią dyskutować. Chodź stąd. Nie będziemy przeszkadzać panu – Mary Ann spojrzała na lekarza, który uważnie przysłuchiwał się ich rozmowie. – Dziękuję za wszystko. Do widzenia.
Bill pożegnał się z lekarzem. Popchnął wózek w stronę wyjścia, a następnie udał się korytarzem za pielęgniarką, która prowadziła ich do odpowiedniego pokoju. Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu podjechał wózkiem do świeżo pościelonego łóżka. Pomógł Mary Ann wygodnie się na nim położyć.
-          Lepiej się czujesz? – Robert Rose spytał córkę, gdy pielęgniarka sprawdziwszy, że wszystko jest w porządku opuściła salę.
-          Tak samo – powiedziała zgodnie z prawdą. – Boli mnie żebro za każdym razem kiedy się ruszam albo mówię.
-          Dostałaś jakieś tabletki przeciwbólowe? Może powinnaś dostać mocniejsze?
-          Tak, tato. Dostałam zastrzyk przeciwbólowy – skłamała. Nie miała zamiaru brać żadnych tabletek, a już tym bardziej zastrzyków. Bała się, że jakaś substancja chemiczna w składzie leku może zaszkodzić Dieterowi. Ból, który czuła był nieznośnie silny, lecz myśl o dziecku i jego dobru sprawiała, że stawał się do wytrzymania.
-          Gdyby nie ten twój mężulek nie musielibyśmy tutaj być. Powinien przeprosić Adama.
Mary Ann przymknęła powieki i policzyła w myślach do dziesięciu. Czuła jak po jej ciele przechodzą dreszcze wywołane kumulującą się w jej wnętrzu złością. Nie wiedziała co ma powiedzieć mamie, jak jej tłumaczyć, żeby w końcu zrozumiała i dała za wygraną. Powoli traciła nadzieję, że to kiedykolwiek nastąpi.
            Gdy otworzyła oczy, zobaczyła jak Ying Xiong łapie kobietę za rękę i ciągnie do wyjścia.
-          Co ty robisz?! – Spytała, patrząc gniewnie na Chińczyka.
-          Musi babcia stąd wyjść. Nie może babcia teraz denerwować mamy – widząc, że wypowiadany przez niego wyraz „babcia” denerwuje Joannę Rose, kontynuował: - Czy babcia naprawdę nie widzi w jakim stanie jest mama? Babcia robi to specjalnie? Czy byłoby babci miło gdybym się tak zachowywał jak babcia by cierpiała? Tak naprawdę nie można postępować.
-          Co ty...
-          Naprawdę powinna babcia wrócić dzisiaj do domu. Powinna się babcia wyspać i odpocząć. Jest babcia już zmęczona.
-          Ty też już powinieneś jechać, tato – Mary Ann powiedziała, kiedy Chińczyk wyprowadził jej mamę z pomieszczenia. – Jest już bardzo późno. Nie ma sensu, żebyście tutaj ze mną byli.
Robert Rose podszedł do córki i pocałował ją w czubek głowy.
-          Trzymaj się żabciu. Zadzwoń do nas gdyby coś się działo.
-          Dobrze. Dobranoc tato.
-          Dobranoc.
Mary Ann pomachała dłonią na pożegnanie ojcu. Gdy została w pomieszczeniu z Billem opadła na poduszkę. Zrobiła to jednak zbyt gwałtownie. Ból przeszył jej całe ciało.
-          Zawołać lekarza? – mąż spytał z troską.
-          Nie, nie trzeba – uśmiechnęła się lekko. – Dobrze, że nie zostali dłużej. Gdyby mama powiedziała jeszcze jedno słowo o Adamie, po prostu bym stąd wyszła. Bill – spojrzała w jego piękne, czekoladowe tęczówki – Musimy wrócić natychmiast do Berlina. Nie wytrzymam dłużej z moją mamą.
-          Lekarz powiedział, że powinnaś zostać tutaj do jutra. Zresztą nie wsiądę do samochodu pijany. Muszę wytrzeźwieć.
-          Zadzwonię do Marlen, żeby coś zorganizowała. Ja naprawdę nie chcę zostać tu ani chwili dłużej.
-          Mary... nie bądź uparta. To dla twojego i Dietera dobra. Powinnaś posłuchać lekarza.
Bill pogłaskał żonę czule po jej jasnych włosach, które opadały luźno na ramiona. Chciał ją do siebie przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, jednak bał się, że sprawi tym ból Mary Ann.
-          Dobrze. Zostanę tutaj, ale tylko do czasu aż wytrzeźwiejesz. Nie mam ochoty spotykać się z Adamem, a jestem pewna, że mama go przyprowadzi z samego rana.
-          Wiem, Mary. Nie chcę go z tobą widzieć, jeszcze bardziej niż ty nie chcesz widzieć jego. Mimo wszystko powinien cię przeprosić. Wyobraź sobie, że uciekł ze szpitala zaraz po tym jak go opatrzyli! Dupek. Zabiłbym drania, gdyby stało ci się coś poważniejszego.
Mary Ann widząc w jego oczach wściekłość, pogłaskała go po dłoni.
-          Było, minęło.
-          Tak nie można. Powinniśmy podać go do sądu. Jakby nie było leżysz tutaj teraz ze złamanym żebrem...
-          I co powiemy w sądzie? Bill, to ty zacząłeś bójkę. Chciałam was rozdzielić i Adam przypadkiem mnie uderzył...
-          Przypadkiem czy nie, powinien ponieść za to karę. A ty nie powinnaś go usprawiedliwiać.
-          Nie usprawiedliwiam go. Nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania. Dobrze wiesz, że to nie skończyłoby się tylko w sądzie.
-          Tym lepiej. Niech cały świat się dowie jakim jest dupkiem.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi spojrzeli w ich stronę. Do pomieszczenia wszedł Ying Xiong. Chłopak podszedł do łóżka Mary Ann i usiadł na skraju. Na jego twarzy była wymalowana troska.
-          Wszystko w porządku mamo? Jak się czujesz? Bardzo boli? Babcia z dziadkiem pojechali do domu. Jak babcia mogła powiedzieć mamie takie przykre słowa? Wiedziałem, że babcia nie lubi taty, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo. To nie w porządku.
Blondynka uśmiechnęła się do Ying Xionga.
-          Moja mama już taka jest. Bardzo na ciebie nakrzyczała?
-          Jakoś dałem radę. Ale mamo, bardzo cię boli? Może powinienem podmuchać, żeby się szybciej zagoiło?
Mary roześmiała się słysząc słowa Ying Xionga. Chłopak był o wiele odważniejszy od Billa, jeżeli chodziło o jej mamę.
-          Troszeczkę. Wy też powinniście wracać do domu.
-          Nigdzie się stąd nie ruszę! – Bill zaoponował. – Nawet nie ma mowy!
-          Ja również! Zostanę z mamą! To się stało przeze mnie. Powinienem być przy mamie. Gdybym tylko nie położył się spać wcześniej... Przepraszam! To moja...
-          Przestań bredzić – Mary Ann uderzyła Ying Xionga w ramię. – Bill daj mu klucze od domu, a ja wezwę taksówkę.
-          Ale mamo... Gniewasz się na mnie?
-          Nie.
-          Mary ma rację. Powinieneś wrócić do domu. Nie martw się. Zostanę z nią.

Mary Ann, położyła dłoń na swoim lewym boku. Zagryzła mocno zęby. Nie przypuszczała, że złamane żebro może boleć tak mocno. Jednak pomimo całego bólu jaki czuła, cieszyła się, że Dieterowi nic się nie stało. Gdyby straciła dziecko po raz drugi, nie potrafiłaby się z tym pogodzić.
Położyła dłoń na swoim brzuchu i szepnęła:
-          Musisz być silny dla mamusi. Mamusia cię kocha, wiesz? Przepraszam, że cię wcześniej wystraszyłam. Mamusia będzie ostrożna. Śpij sobie, a ja przejrzę kilka dokumentów.
Podniosła z łóżka tablet i wpatrzyła się w wykresy. Jak tylko Bill zasnął poprosiła Ying Xionga, żeby przywiózł jej do szpitala z domu rodziców wszystkie potrzebne dokumenty, telefon oraz iPada. Musiała odwołać zebranie, które miało się odbyć za kilkanaście minut. Z początku chciała przeprowadzić z pracownikami wideokonferencję, ale bała się, że może obudzić Billa. Była pewna, że mąż nie pozwoliłby jej na to. Dlatego powinna skończyć całą pracę nim się obudzi.
Zerknęła nerwowo na śpiącą sylwetkę męża. Modliła się w duchu, żeby przespał jeszcze co najmniej kilka godzin.
            Gdy jej telefon zaczął wibrować, sądząc, że to Marlen, odebrała połączenie nawet nie zerkając na wyświetlacz.
-          Marlen... – zaczęła, jednak przerwał jej męski głos w słuchawce.
-          Dzień dobry. Nazywam się Frank Müller. Jestem adwokatem pana Chena. Rozmawiałem z panią wczoraj...
-          Proszę przestać do mnie wydzwaniać – Mary Ann odezwała się cicho, żeby nie obudzić Billa. – Jeżeli jeszcze raz pan do mnie zadzwoni złożę zawiadomienie na policji o nękanie.
-          Pani Kaulitz...
-          Panie Müller, jeżeli pan i pan Chen macie jakieś problemy proszę kontaktować się z moim prawnikiem. O ile dobrze pamiętam, kilka miesięcy temu pan Chen nie miał nic przeciwko, żebym zaopiekowała się Ying Xiongiem. Obecnie chłopak ma osiemnaście lat, więc nie widzę powodu, dla którego pan mnie niepokoi. Żegnam pana.
Nie czekając na odpowiedź prawnika, rozłączyła się. Ze złością rzuciła telefon na pościel i wpatrzyła się w wykresy. Nie potrafiła się jednak skupić na skomplikowanych liniach.
Nie miała ani czasu ani ochoty użerać się z panem Chenem i jego prawnikiem. Nie rozumiała dlaczego mężczyzna ubzdurał sobie, że porwała Ying Xionga. Chłopak był przy niej z własnej woli. Ona go do niczego nie zmuszała. Zresztą czy ojciec, który sprzedał własnego syna, miał prawo się o niego upominać kiedy tylko sobie o nim przypomni? Przed tym jak zabrała Ying Xionga do Japonii, rozmawiała z panem Chenem. Mężczyzna z początku nie chciał przystać na jej propozycję, każąc jej natychmiast przyprowadzić chłopaka do domu. Jednak po krótkiej rozmowie przedstawił jej propozycję współpracy, twierdząc, że oboje są ludźmi interesu. Mężczyzna oczekiwał od niej podpisania długoletniej współpracy, ona zgodziła się jednak tylko na trzy miesiące. Być może pan Chen reagował w ten sposób, ponieważ ich umowa dobiegała końca? Powinien jednak wiedzieć, że szantażem niczego nie zdziała. Przed telefonem od pana Müllera nie zamierzała rezygnować ze współpracy z firmą ojca Ying Xionga, teraz jednak cieszyła się, że ich umowa dobiega końca. Jeżeli mężczyzna miał ją szantażować, a przedmiotem szantażu miał być Ying Xiong, nie chciała brać w tym udziału.
Spojrzała na wykresy przedstawiające wyniki badań i zaczęła je analizować. Nie zamierzała się przejmować pogróżkami pana Chena. Ying Xiong był dorosły, więc mógł robić co tylko mu się podobało.

-          Mary Ann?! Co ty robisz?! – Mary aż się wzdrygnęła słysząc głos Billa. Pospiesznie wyszła z aplikacji, w której miała otwarte wyniki badań. Analizowała je już od przeszło trzech godzin, a nie była nawet w połowie pracy.
-          Ja? – spytała, patrząc niewinnie na Billa. – Przeglądam wiadomości.
-          Nie kłam.
-          Nie kłamię. Spójrz – pokazała mu tablet, na ekranie którego widniał artykuł opisujący wpływ ekstraktu z ikry łososia na stan cery.
-          To nazywasz wiadomościami? Zresztą... Skąd masz tablet?
-          Ying Xiong mi przywiózł.
-          Czy dla ciebie parogodzinny odpoczynek to naprawdę tak dużo? Jeżeli ci się nudzi, nie możesz poleżeć sobie w spokoju i poprzeglądać serwisy plotkarskie? Albo obejrzeć jakiś relaksujący film?
-          Oj Bill, mnie relaksuje czytanie o ekstrakcie z ikry łososia.
Wyciągnął z jej rąk tablet i odłożył go na łóżko, na którym wcześniej spał. Widząc smutną minę Mary Ann, usiadł obok niej.
-          Wiem, że praca jest dla ciebie ważna, ale proszę odpocznij trochę. Zobacz jakie masz podkrążone oczy. Rozumiem, że nagle nie pójdziesz na długi urlop, ale chociaż ogranicz pracę. Powinnaś o siebie dbać. Pomyśl o Dieterze.
-          Myślę o nim Bill. Cały czas. Ale zanim zrobię sobie trochę więcej wolnego muszę doprowadzić pewne sprawy do końca, albo komuś przekazać część obowiązków. To nie jest takie proste. Dobrze wiesz, że ciąża była niespodziewana. I jeszcze to, że dzisiaj muszę być w szpitalu...
-          Może zrezygnowałabyś chociaż z pracy na uczelni? – podsunął.
-          Ale ja lubię przebywać ze studentami. To trochę tak, jakbym dalej studiowała. Chociaż przez te kilka godzin tygodniowo mogę przebywać z ludźmi prawie w moim wieku, zamiast z ludźmi, którzy mogliby być moimi rodzicami albo dziadkami.
-          Brakuje ci znajomych?
-          Nie – pokręciła przecząco głową. – To nie o to chodzi. Czasami po zajęciach podchodzę ze świeżym umysłem do pewnych spraw.
-          Rozumiem. W takim razie może powinnaś przesunąć robienie doktoratu?
-          Też o tym pomyślałam, ale muszę zakończyć drugą fazę badań. Jeżeli teraz przerwę, moja dwuletnia praca pójdzie na marne.
Nie chciała wspominać Billowi o tym, że musiała przerwać wizyty w laboratorium ze względu na ciążę. Pracowała z wieloma niebezpiecznymi odczynnikami chemicznymi dla płodu, dlatego nie chciała prowadzić świadomie do poronienia albo zaburzyć prawidłowy rozwój Dietera. Część doświadczalną zleciła zespołowi, który jej dotychczas pomagał. Musiała jednak nimi kierować i kontrolować wyniki, co również było czasochłonne.
-          Naprawdę nie ma innego wyjścia? – spytał z nadzieją w głosie.
-          Odsunęłam w czasie kilka projektów, jeżeli to cię ucieszy.
-          Poważnie?
-          Tak.
-          Świetnie! Naprawdę nie powinnaś tyle pracować. Na pewno masz wielu zdolnych pracowników, którzy mogą cię wyręczyć.
-          Chyba tak – czując jak burczy jej w brzuchu, spojrzała prosząco na męża: - Przyniesiesz mi coś do jedzenia? Zaraz umrę z głodu.

Bill wrócił kilkanaście minut później. W jednej ręce trzymał tacę z jedzeniem, a w drugiej papierowy koszyczek z dwoma styropianowymi kubkami.
-          Jestem – uśmiechnął się do Mary Ann.
Blondynka odwzajemniła uśmiech. Przesunęła się na skraj łóżka, żeby zrobić miejsce Billowi. Poklepała niewygodny materac, dając mężowi do zrozumienia, żeby położył się obok niej.
-          Proszę – podał Mary Ann tacę z jedzeniem, siadając na posłaniu. – Nie mieli nic lepszego.
Mary spojrzała na kilka kromek chleba z masłem, dwa talerzyki z jajecznicą i dwoma parówkami.
-          Nie szkodzi. Może być – uśmiechnęła się lekko.
Odłożyła jedzenie na szafeczkę nocną i sięgnęła po papierowy koszyczek z napojami. Wyciągnęła kubeczek i ostrożnie upiła kilka łyków gorącej herbaty.
-          Połóż się – powiedziała, odsuwając się na sam skraj łóżka, żeby zrobić mu miejsce na wąskim posłaniu.
Bill posłusznie zdjął buty i położył się na niewygodnym materacu. Mary Ann przykryła męża kołdrą i oparła głowę na jego klatce piersiowej. Przez jakiś czas wdychała jego zapach.
-          Mmm... – wymruczała, wtulając się jeszcze mocniej w jego pierś. – Jak przyjemnie... Kocham cię, Bill.
Bill przyciągnął ją do siebie mocniej i zaczął głaskać jej miękkie włosy.
-          Bardzo cię boli?
-          Tak – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
-          Pójdę po lekarza...
-          Nie Bill. Będę dzielna dla Dietera – spojrzała na męża. – Boję się, że silne leki przeciwbólowe mogą źle wpłynąć na jego rozwój. Za parę dni powinno przejść.
-          Zabiję drania jak go dopadnę! – Zawołał ze złością. Uderzył dłonią zaciśniętą w pięść w materac.  – Połamię mu wszystkie żebra! Zmiażdżę je!
-          Zostaw go Bill. Nie ma sensu dalej w to brnąć.
-          Dlaczego? Mogliśmy stracić Dietera. Poza tym leżysz teraz tutaj i cierpisz. Ten drań powinien za to zapłacić.
-          On tego nie zrobił specjalnie.
-          Znowu go usprawiedliwiasz.
Mary Ann odsunęła się od niego. Usiadła na łóżku i spojrzała uważnie na męża. Jego czekoladowe tęczówki pałały złością.
-          Nie usprawiedliwiam go – powiedziała twardo. – Też jestem na niego wściekła. Rozumiem matkę, że zachowuje się jak wariatka, ale on powinien mieć trochę oleju w głowie i.. i... – skrzywiła się czując silny ból w klatce piersiowej. Nie powinna mówić tak szybko.
-          W porządku? – Spytał z troską.
Mary Ann wyciągnęła dłoń w uspokajającym geście. Wzięła kilka wdechów i kontynuowała:
-          Adam nie powinien się tak zachowywać – jej głos był o wiele spokojniejszy. – Nie chcę go więcej widzieć, dlatego nie rozdmuchujmy tego.
-          Jesteś pewna?
-          Tak Bill, jak niczego innego. Mama musi mnie naprawdę nienawidzić skoro wybrała mi takiego palanta na męża.
Bill roześmiał się.
-          Nie rozmawiajmy o nim. Nie ma sensu psuć sobie humoru. Może obejrzymy jakiś film? Chyba, że chcesz się położyć spać? Pewnie nawet nie zmrużyłaś oczu przez całą noc.
Mary Ann podała Billowi iPada, oparła się plecami o tors męża i położyła sobie tacę z jedzeniem na kolanach.
-          Nie zasnę dopóki czegoś nie zjem – powiedziała, sięgając po widelec. – Zresztą za niedługo przyjdzie lekarz, żeby upewnić się, że z Dieterem jest wszystko w porządku.
Bill chwilę szukał jakiejś komedii. Gdy znalazł jedną, która wydawała mu się przyzwoita, położył iPada, tak, żeby widzieli ekran i włączył film.
-          Nie pamiętam kiedy ostatnim razem oglądaliśmy razem film – powiedział, odgryzając kawałek chleba z masłem. – Musimy się wybrać do kina.
Mary Ann pokręciła przecząco głową.
-          Nie chcesz?
-          Nie.
-          Dlaczego?
-          Wolę posiedzieć w domu przed telewizorem.
-          No co ty? Naprawdę?
Mary Ann wzruszyła obojętnie ramionami.
-          Tak. W domu jest przyjemniej – obróciła głowę, żeby pocałować Billa w szyję. – Mogę cię przytulać i całować kiedy tylko chcę. No i nie ma tam nikogo, kto by nas obserwował albo by nam przeszkadzał.
-          Przekonałaś mnie – uśmiechnął się do niej wesoło. – W takim razie musimy oglądać częściej filmy w domu i dużo się całować i przytulać.
-          Zboczeniec.
-          Ale to ty powiedziałaś.
-          W takim razie to ja jestem zboczeńcem – zaśmiała się.
Bill jadł z uśmiechem na ustach. Próbował skupić się na filmie, jednak jego wzrok ciągle wędrował w stronę Mary Ann.
-          Zrobisz mi dziurę w głowie – powiedziała w końcu.
-          Kocham cię, Mary.