Bill Kaulitz chodził nerwowo po szpitalnym korytarzu. Jego
śladem podążał Ying Xiong. Bill zacisną dłoń w pięść. Choć nie był wierzący
teraz modlił się żarliwie, aby Dieterowi i Mary Ann nie stała się krzywda.
Gdyby żona poroniła po raz drugi – tym razem przez jego głupotę, nie potrafiłby
sobie tego wybaczyć. Żałował, że dał się sprowokować Adamowi. Powinien puścić
słowa mężczyzny koło uszu. A przede wszystkim nie powinien był pić alkoholu. Szczególnie
w takiej ilości. Niestety nie mógł cofnąć czasu.
Włożył palec wskazujący do buzi i ze zdenerwowania zaczął
przygryzać paznokieć. Chciał pójść z Mary Ann na badania, ale lekarz kazał mu
czekać. Nawet prośby żony nie pomogły.
-
Możecie
przestać chodzić w kółko? Boli mnie głowa!
Bill spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na teściową. Nie potrafił ani usiedzieć
ani ustać w miejscu. Chodzenie po korytarzu powstrzymywało go przed otworzeniem
drzwi i wtargnięciem do pomieszczenia, w którym lekarze badali Mary Ann.
-
Uspokójcie
się – teraz odezwał się Robert Rose. – Mary jeszcze nie umiera. Co najwyżej
trochę pokiereszowaliście jej żebra.
Bill otworzył usta, aby coś powiedzieć teściowi, lecz Ying Xiong go
wyprzedził:
-
Dziadek nic
nie rozumie! – chłopak zawołał z oburzeniem. – Mama cierpi, a dziadek sobie
żartuje! Tak nie można! To nieludzkie!
Uśmiech momentalnie znikł z ust Roberta Rose.
-
Nic nie można
nawet powiedzieć. Zaraz się wszyscy na mnie denerwują – w jego głosie bez trudu
można było wyczuć pretensje. - Mówicie, że to moja wina, a to – mężczyzna
wskazał palcem na Billa – on zaczął. Jeżeli wam przeszkadza, że się odzywam,
już nie będę. Zawsze wszyscy mają do mnie pretensje.
-
Czy Ying
Xiong powiedział coś o tym, żeby się pan nie odzywał? – Bill stanął w obronie
chłopaka. – Nie powinien sobie pan żartować z nieszczęścia Mary. Ona może... –
chciał dodać, że może stracić Dietera, ale w porę ugryzł się w język. Nie
chciał ani wymawiać swoich najczarniejszych obaw na głos, ani też powiedzieć
teściom o ciąży Mary bez jej zgody.
-
Już się nic
nie odezwę. Wy wiecie wszystko najlepiej – w głosie Roberta można było wyczuć
jeszcze większą pretensję.
-
To nie tak,
że wszystko wiemy najlepiej... – Ying Xiong próbował załagodzić sytuację. – Ale
mama musi teraz bardzo cierpieć...
-
Oj poboli ją
poboli i przejdzie. Mnie czasami jak coś boli nie robię takiej tragedii –
poruszył delikatnie ramieniem. – Też mnie tutaj boli. Nie mogę obrócić dobrze
ręki. Głowy też nie mogę przekręcić...
-
Oj zamknij
się już – teraz odezwała się Joanna Rose. – Nikt nie kazał ci przekopywać
całego ogrodu. Jeżeli cię boli idź do lekarza.
-
A tam! Po co
mam iść do lekarza? W czym mi pomoże? To już starość. Na to nie ma lekarstwa.
Jak nie ma komu dbać o ogród, to sam musiałem to zrobić. Jak ja nic nie zrobię
w tym domu, to nikt nie kiwnie palcem...
Bill słysząc wyrzuty Roberta, położył dłoń na ramieniu Ying Xionga i pociągnął
go w stronę schodów. Nie miał zamiaru wysłuchiwać żalów teścia, które były bezpodstawne.
-
Dlaczego
dziadek nie martwi się o mamę? – chłopak spytał, kiedy znaleźli się przy
automacie z napojami. – Mama prawie nie mogła oddychać. Dobrze, że się nie udusiła.
Bill uśmiechnął się do niego lekko. Podał mu puszkę z colą.
-
Na pewno się
martwi o Mary, w końcu to jego córka. Pewnie uznał, że nie stało się jej nic na
tyle poważnego, żeby była na badaniach już od – spojrzał na zegarek – prawie trzech
godzin.
-
A co jeżeli
mama będzie musiała mieć operację?
Kaulitz uśmiechnął się lekko do Ying Xionga i roztrzepał jego kasztanowe
włosy. On również obawiał się najgorszego.
Słysząc dźwięk oznaczający, że przyszła do niego wiadomość, wyciągnął z
kieszeni telefon komórkowy i spojrzał na wyświetlacz: „Z Dieterem wszystko w porządku *\(^o^)/*. Ze mną też, ale lekarz kazał
mi zostać dzisiaj w szpitalu TT.TT Za niedługo przewiozą mnie stąd do jakiejś
sali TT.TT”
Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Położył dłoń
na klatce piersiowej i odetchnął z ulgą. Tak bardzo się bał, że Dieterowi mogło
się stać coś złego! Pospiesznie wystukał: „Naprawdę
z wami wszystko w porządku?”
-
Tato, co się
stało? Mama coś napisała?
-
Tak. Wszystko
z nią w porządku – uśmiechnął się do chłopaka ciepło. – Chodź zobaczymy się z
mamą.
Ying Xiong posłusznie poszedł z nim w stronę schodów, a następnie do drzwi,
za którymi znajdowały się pomieszczenia, w których były przeprowadzane badania.
Nacisnął domofon i chwilę czekał aż odezwie się jakiś głos. Wyjaśnił, że chce
się zobaczyć z Mary Ann Kaulitz. Gdy usłyszał dźwięk oznaczający, że może
otworzyć drzwi, pchnął je i udał się w stronę pielęgniarki, która wyszła po
niego na korytarz. Bez słowa wszedł do gabinetu. Mary Ann siedziała na łóżku.
Gdy zobaczyła Billa, podniosła się z miejsca i podbiegła do niego. Skrzywiła
się czując ból w płucach i żebrach. Jednak nawet to nie powstrzymało ją przed
mocnym przytuleniem się do męża.
-
Tak się
cieszę, że Dieterowi nic się nie stało – powiedziała cicho, żeby jej słów nie
usłyszeli ani rodzice, ani Ying Xiong, którzy byli obecni w pomieszczeniu. –
Bałam się, że mogę go stracić, ale lekarz powiedział, że wszystko w porządku z
naszym synem. To silny chłopiec.
Bill pocałował ją czule w czubek głowy, po czym złapał za podbródek, aby móc spojrzeć w jej błękitne
oczy.
-
A ty? Jak się
czujesz? – spytał z troską.
Mary Ann wyswobodziła się z uścisku męża i spojrzała na rodziców oraz Ying
Xionga, którzy wpatrywali się w nią z napięciem:
-
Nic mi nie
jest – uśmiechnęła się, ignorując ból w klatce piersiowej. Uniosła koszulkę w
górę, pokazując im bandaże. – Mam tylko złamane żebro, ale powinno się zagoić w
ciągu ośmiu tygodni.
-
Muszą państwo
pilnować panią Kaulitz, żeby się nie przemęczała – lekarz uśmiechnął się do
nich. – Proszę o nią dbać, żeby dobrze jadła, spała przynajmniej osiem godzin
dziennie, nie uprawiała intensywnych ćwiczeń, które mogą pogłębić uraz żebra,
ale jednocześnie pacjent nie może siedzieć zbyt długo w jednej pozycji...
-
Panie
doktorze, nie przesadzajmy...
-
To nie jest
przesadzanie – powiedział życzliwie. – Powinna pani dbać teraz o swoje ciało.
To naprawdę ważne.
-
Będę jej
pilnował – Bill zapewnił lekarza. – Nie spuszczę jej z oczu.
-
Oj Bill, nic
mi nie będzie – uśmiechnęła się do męża lekko, po czym zwróciła się do lekarza:
- Może pan przemyśli jeszcze mój pobyt tutaj? Rano mam...
-
Oczywiście
nie będę trzymał pani na siłę w szpitalu – wpadł jej w słowo - ale byłoby
lepiej gdyby pani została. Sala numer 358 jest już przygotowana. Pani Bożenka
tam państwa zaprowadzi – skinął głową w stronę pielęgniarki, która stała przy
drzwiach od gabinetu i im się uważnie przyglądała.
-
Siadaj –
ojciec Mary Ann wskazał na wózek inwalidzki. – Jeżeli pan mówi, że będzie
lepiej jak zostaniesz chociaż jeden dzień w szpitalu, powinnaś zostać.
-
Tato! Ja
naprawdę muszę wracać do Berlina!
-
Siadaj i nie
marudź. Powinnaś posłuchać pana doktora – Joanna Rose powiedziała tonem nie
znoszącym sprzeciwu. – Później poproszę Adama, żeby zobaczył co z tobą.
-
Bill – Mary
Ann spojrzała na męża, zupełnie ignorując słowa mamy. – Nawet jeśli mam zostać
w szpitalu, chcę jechać do Niemiec. Nie chcę tutaj zostać dłużej. Zadzwonię do
Marlen, żeby zorganizowała jakiś transport albo weźmiemy taksówkę...
Kaulitz podsunął jej wózek inwalidzki, na którym posłusznie usiadła.
-
Musisz robić
cyrki?
-
Mamo, możesz
przestać? Nie mam siły się z tobą kłócić.
-
Ty to jesteś
przemądrzała i niemiła...
-
Niech pani
przestanie – Bill spojrzał wrogo na teściową. – Nie martwi się pani o córkę?
Mary Ann z ledwością mówi, a pani dodatkowo ją denerwuje. Nie życzę sobie, żeby
Adam odwiedzał moją żonę. To przez niego jest w takim stanie.
-
Nie zwalaj
winy na niewinnego człowieka. To ty zacząłeś.
-
Bill...
Szkoda z nią dyskutować. Chodź stąd. Nie będziemy przeszkadzać panu – Mary Ann
spojrzała na lekarza, który uważnie przysłuchiwał się ich rozmowie. – Dziękuję
za wszystko. Do widzenia.
Bill pożegnał się z lekarzem. Popchnął wózek w stronę wyjścia, a następnie
udał się korytarzem za pielęgniarką, która prowadziła ich do odpowiedniego
pokoju. Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu podjechał wózkiem do świeżo
pościelonego łóżka. Pomógł Mary Ann wygodnie się na nim położyć.
-
Lepiej się
czujesz? – Robert Rose spytał córkę, gdy pielęgniarka sprawdziwszy, że wszystko
jest w porządku opuściła salę.
-
Tak samo –
powiedziała zgodnie z prawdą. – Boli mnie żebro za każdym razem kiedy się
ruszam albo mówię.
-
Dostałaś
jakieś tabletki przeciwbólowe? Może powinnaś dostać mocniejsze?
-
Tak, tato.
Dostałam zastrzyk przeciwbólowy – skłamała. Nie miała zamiaru brać żadnych
tabletek, a już tym bardziej zastrzyków. Bała się, że jakaś substancja
chemiczna w składzie leku może zaszkodzić Dieterowi. Ból, który czuła był
nieznośnie silny, lecz myśl o dziecku i jego dobru sprawiała, że stawał się do
wytrzymania.
-
Gdyby nie ten
twój mężulek nie musielibyśmy tutaj być. Powinien przeprosić Adama.
Mary Ann przymknęła powieki i policzyła w myślach do dziesięciu. Czuła jak
po jej ciele przechodzą dreszcze wywołane kumulującą się w jej wnętrzu złością.
Nie wiedziała co ma powiedzieć mamie, jak jej tłumaczyć, żeby w końcu
zrozumiała i dała za wygraną. Powoli traciła nadzieję, że to kiedykolwiek
nastąpi.
Gdy otworzyła oczy, zobaczyła jak Ying Xiong łapie kobietę
za rękę i ciągnie do wyjścia.
-
Co ty robisz?!
– Spytała, patrząc gniewnie na Chińczyka.
-
Musi babcia
stąd wyjść. Nie może babcia teraz denerwować mamy – widząc, że wypowiadany
przez niego wyraz „babcia” denerwuje Joannę Rose, kontynuował: - Czy babcia
naprawdę nie widzi w jakim stanie jest mama? Babcia robi to specjalnie? Czy
byłoby babci miło gdybym się tak zachowywał jak babcia by cierpiała? Tak
naprawdę nie można postępować.
-
Co ty...
-
Naprawdę
powinna babcia wrócić dzisiaj do domu. Powinna się babcia wyspać i odpocząć.
Jest babcia już zmęczona.
-
Ty też już
powinieneś jechać, tato – Mary Ann powiedziała, kiedy Chińczyk wyprowadził jej
mamę z pomieszczenia. – Jest już bardzo późno. Nie ma sensu, żebyście tutaj ze
mną byli.
Robert Rose podszedł do córki i pocałował ją w czubek głowy.
-
Trzymaj się
żabciu. Zadzwoń do nas gdyby coś się działo.
-
Dobrze. Dobranoc
tato.
-
Dobranoc.
Mary Ann pomachała dłonią na pożegnanie ojcu. Gdy została w pomieszczeniu z
Billem opadła na poduszkę. Zrobiła to jednak zbyt gwałtownie. Ból przeszył jej
całe ciało.
-
Zawołać
lekarza? – mąż spytał z troską.
-
Nie, nie
trzeba – uśmiechnęła się lekko. – Dobrze, że nie zostali dłużej. Gdyby mama
powiedziała jeszcze jedno słowo o Adamie, po prostu bym stąd wyszła. Bill –
spojrzała w jego piękne, czekoladowe tęczówki – Musimy wrócić natychmiast do
Berlina. Nie wytrzymam dłużej z moją mamą.
-
Lekarz
powiedział, że powinnaś zostać tutaj do jutra. Zresztą nie wsiądę do samochodu
pijany. Muszę wytrzeźwieć.
-
Zadzwonię do
Marlen, żeby coś zorganizowała. Ja naprawdę nie chcę zostać tu ani chwili
dłużej.
-
Mary... nie
bądź uparta. To dla twojego i Dietera dobra. Powinnaś posłuchać lekarza.
Bill pogłaskał żonę czule po jej jasnych włosach, które opadały luźno na
ramiona. Chciał ją do siebie przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze,
jednak bał się, że sprawi tym ból Mary Ann.
-
Dobrze.
Zostanę tutaj, ale tylko do czasu aż wytrzeźwiejesz. Nie mam ochoty spotykać
się z Adamem, a jestem pewna, że mama go przyprowadzi z samego rana.
-
Wiem, Mary.
Nie chcę go z tobą widzieć, jeszcze bardziej niż ty nie chcesz widzieć jego. Mimo
wszystko powinien cię przeprosić. Wyobraź sobie, że uciekł ze szpitala zaraz po
tym jak go opatrzyli! Dupek. Zabiłbym drania, gdyby stało ci się coś
poważniejszego.
Mary Ann widząc w jego oczach wściekłość, pogłaskała go po dłoni.
-
Było, minęło.
-
Tak nie
można. Powinniśmy podać go do sądu. Jakby nie było leżysz tutaj teraz ze
złamanym żebrem...
-
I co powiemy
w sądzie? Bill, to ty zacząłeś bójkę. Chciałam was rozdzielić i Adam
przypadkiem mnie uderzył...
-
Przypadkiem
czy nie, powinien ponieść za to karę. A ty nie powinnaś go usprawiedliwiać.
-
Nie usprawiedliwiam
go. Nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania. Dobrze wiesz, że to nie
skończyłoby się tylko w sądzie.
-
Tym lepiej.
Niech cały świat się dowie jakim jest dupkiem.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi spojrzeli w ich stronę. Do pomieszczenia
wszedł Ying Xiong. Chłopak podszedł do łóżka Mary Ann i usiadł na skraju. Na jego
twarzy była wymalowana troska.
-
Wszystko w
porządku mamo? Jak się czujesz? Bardzo boli? Babcia z dziadkiem pojechali do
domu. Jak babcia mogła powiedzieć mamie takie przykre słowa? Wiedziałem, że
babcia nie lubi taty, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo. To nie w porządku.
Blondynka uśmiechnęła się do Ying Xionga.
-
Moja mama już
taka jest. Bardzo na ciebie nakrzyczała?
-
Jakoś dałem
radę. Ale mamo, bardzo cię boli? Może powinienem podmuchać, żeby się szybciej
zagoiło?
Mary roześmiała się słysząc słowa Ying Xionga. Chłopak był o wiele
odważniejszy od Billa, jeżeli chodziło o jej mamę.
-
Troszeczkę.
Wy też powinniście wracać do domu.
-
Nigdzie się
stąd nie ruszę! – Bill zaoponował. – Nawet nie ma mowy!
-
Ja również!
Zostanę z mamą! To się stało przeze mnie. Powinienem być przy mamie. Gdybym
tylko nie położył się spać wcześniej... Przepraszam! To moja...
-
Przestań
bredzić – Mary Ann uderzyła Ying Xionga w ramię. – Bill daj mu klucze od domu,
a ja wezwę taksówkę.
-
Ale mamo...
Gniewasz się na mnie?
-
Nie.
-
Mary ma
rację. Powinieneś wrócić do domu. Nie martw się. Zostanę z nią.
Mary Ann, położyła dłoń na swoim lewym boku. Zagryzła mocno zęby. Nie
przypuszczała, że złamane żebro może boleć tak mocno. Jednak pomimo całego bólu
jaki czuła, cieszyła się, że Dieterowi nic się nie stało. Gdyby straciła
dziecko po raz drugi, nie potrafiłaby się z tym pogodzić.
Położyła dłoń na swoim brzuchu i szepnęła:
-
Musisz być
silny dla mamusi. Mamusia cię kocha, wiesz? Przepraszam, że cię wcześniej
wystraszyłam. Mamusia będzie ostrożna. Śpij sobie, a ja przejrzę kilka
dokumentów.
Podniosła z łóżka tablet i wpatrzyła się w wykresy. Jak tylko Bill zasnął
poprosiła Ying Xionga, żeby przywiózł jej do szpitala z domu rodziców wszystkie
potrzebne dokumenty, telefon oraz iPada. Musiała odwołać zebranie, które miało
się odbyć za kilkanaście minut. Z początku chciała przeprowadzić z pracownikami
wideokonferencję, ale bała się, że może obudzić Billa. Była pewna, że mąż nie pozwoliłby
jej na to. Dlatego powinna skończyć całą pracę nim się obudzi.
Zerknęła nerwowo na śpiącą sylwetkę męża. Modliła się w duchu, żeby
przespał jeszcze co najmniej kilka godzin.
Gdy jej telefon zaczął wibrować, sądząc, że to Marlen,
odebrała połączenie nawet nie zerkając na wyświetlacz.
-
Marlen... –
zaczęła, jednak przerwał jej męski głos w słuchawce.
-
Dzień dobry. Nazywam
się Frank Müller. Jestem adwokatem pana Chena. Rozmawiałem z panią wczoraj...
-
Proszę
przestać do mnie wydzwaniać – Mary Ann odezwała się cicho, żeby nie obudzić
Billa. – Jeżeli jeszcze raz pan do mnie zadzwoni złożę zawiadomienie na policji
o nękanie.
-
Pani
Kaulitz...
-
Panie Müller,
jeżeli pan i pan Chen macie jakieś problemy proszę kontaktować się z moim
prawnikiem. O ile dobrze pamiętam, kilka miesięcy temu pan Chen nie miał nic
przeciwko, żebym zaopiekowała się Ying Xiongiem. Obecnie chłopak ma osiemnaście
lat, więc nie widzę powodu, dla którego pan mnie niepokoi. Żegnam pana.
Nie czekając na odpowiedź prawnika, rozłączyła się. Ze złością rzuciła
telefon na pościel i wpatrzyła się w wykresy. Nie potrafiła się jednak skupić
na skomplikowanych liniach.
Nie miała ani czasu ani ochoty użerać się z panem Chenem i jego prawnikiem.
Nie rozumiała dlaczego mężczyzna ubzdurał sobie, że porwała Ying Xionga.
Chłopak był przy niej z własnej woli. Ona go do niczego nie zmuszała. Zresztą
czy ojciec, który sprzedał własnego syna, miał prawo się o niego upominać kiedy
tylko sobie o nim przypomni? Przed tym jak zabrała Ying Xionga do Japonii, rozmawiała
z panem Chenem. Mężczyzna z początku nie chciał przystać na jej propozycję,
każąc jej natychmiast przyprowadzić chłopaka do domu. Jednak po krótkiej
rozmowie przedstawił jej propozycję współpracy, twierdząc, że oboje są ludźmi
interesu. Mężczyzna oczekiwał od niej podpisania długoletniej współpracy, ona
zgodziła się jednak tylko na trzy miesiące. Być może pan Chen reagował w ten
sposób, ponieważ ich umowa dobiegała końca? Powinien jednak wiedzieć, że
szantażem niczego nie zdziała. Przed telefonem od pana Müllera nie zamierzała
rezygnować ze współpracy z firmą ojca Ying Xionga, teraz jednak cieszyła się,
że ich umowa dobiega końca. Jeżeli mężczyzna miał ją szantażować, a przedmiotem
szantażu miał być Ying Xiong, nie chciała brać w tym udziału.
Spojrzała na wykresy przedstawiające wyniki badań i zaczęła je analizować.
Nie zamierzała się przejmować pogróżkami pana Chena. Ying Xiong był dorosły,
więc mógł robić co tylko mu się podobało.
-
Mary Ann?! Co
ty robisz?! – Mary aż się wzdrygnęła słysząc głos Billa. Pospiesznie wyszła z
aplikacji, w której miała otwarte wyniki badań. Analizowała je już od przeszło
trzech godzin, a nie była nawet w połowie pracy.
-
Ja? –
spytała, patrząc niewinnie na Billa. – Przeglądam wiadomości.
-
Nie kłam.
-
Nie kłamię.
Spójrz – pokazała mu tablet, na ekranie którego widniał artykuł opisujący wpływ
ekstraktu z ikry łososia na stan cery.
-
To nazywasz
wiadomościami? Zresztą... Skąd masz tablet?
-
Ying Xiong mi
przywiózł.
-
Czy dla
ciebie parogodzinny odpoczynek to naprawdę tak dużo? Jeżeli ci się nudzi, nie
możesz poleżeć sobie w spokoju i poprzeglądać serwisy plotkarskie? Albo
obejrzeć jakiś relaksujący film?
-
Oj Bill, mnie
relaksuje czytanie o ekstrakcie z ikry łososia.
Wyciągnął z jej rąk tablet i odłożył go na łóżko, na którym wcześniej spał.
Widząc smutną minę Mary Ann, usiadł obok niej.
-
Wiem, że
praca jest dla ciebie ważna, ale proszę odpocznij trochę. Zobacz jakie masz
podkrążone oczy. Rozumiem, że nagle nie pójdziesz na długi urlop, ale chociaż
ogranicz pracę. Powinnaś o siebie dbać. Pomyśl o Dieterze.
-
Myślę o nim
Bill. Cały czas. Ale zanim zrobię sobie trochę więcej wolnego muszę doprowadzić
pewne sprawy do końca, albo komuś przekazać część obowiązków. To nie jest takie
proste. Dobrze wiesz, że ciąża była niespodziewana. I jeszcze to, że dzisiaj
muszę być w szpitalu...
-
Może
zrezygnowałabyś chociaż z pracy na uczelni? – podsunął.
-
Ale ja lubię
przebywać ze studentami. To trochę tak, jakbym dalej studiowała. Chociaż przez
te kilka godzin tygodniowo mogę przebywać z ludźmi prawie w moim wieku, zamiast
z ludźmi, którzy mogliby być moimi rodzicami albo dziadkami.
-
Brakuje ci
znajomych?
-
Nie –
pokręciła przecząco głową. – To nie o to chodzi. Czasami po zajęciach podchodzę
ze świeżym umysłem do pewnych spraw.
-
Rozumiem. W
takim razie może powinnaś przesunąć robienie doktoratu?
-
Też o tym
pomyślałam, ale muszę zakończyć drugą fazę badań. Jeżeli teraz przerwę, moja
dwuletnia praca pójdzie na marne.
Nie chciała wspominać Billowi o tym, że musiała przerwać wizyty w
laboratorium ze względu na ciążę. Pracowała z wieloma niebezpiecznymi
odczynnikami chemicznymi dla płodu, dlatego nie chciała prowadzić świadomie do
poronienia albo zaburzyć prawidłowy rozwój Dietera. Część doświadczalną zleciła
zespołowi, który jej dotychczas pomagał. Musiała jednak nimi kierować i
kontrolować wyniki, co również było czasochłonne.
-
Naprawdę nie
ma innego wyjścia? – spytał z nadzieją w głosie.
-
Odsunęłam w
czasie kilka projektów, jeżeli to cię ucieszy.
-
Poważnie?
-
Tak.
-
Świetnie!
Naprawdę nie powinnaś tyle pracować. Na pewno masz wielu zdolnych pracowników,
którzy mogą cię wyręczyć.
-
Chyba tak –
czując jak burczy jej w brzuchu, spojrzała prosząco na męża: - Przyniesiesz mi
coś do jedzenia? Zaraz umrę z głodu.
Bill wrócił kilkanaście minut później. W jednej ręce trzymał tacę z
jedzeniem, a w drugiej papierowy koszyczek z dwoma styropianowymi kubkami.
-
Jestem –
uśmiechnął się do Mary Ann.
Blondynka odwzajemniła uśmiech. Przesunęła się na skraj łóżka, żeby zrobić
miejsce Billowi. Poklepała niewygodny materac, dając mężowi do zrozumienia,
żeby położył się obok niej.
-
Proszę –
podał Mary Ann tacę z jedzeniem, siadając na posłaniu. – Nie mieli nic
lepszego.
Mary spojrzała na kilka kromek chleba z masłem, dwa talerzyki z jajecznicą
i dwoma parówkami.
-
Nie szkodzi.
Może być – uśmiechnęła się lekko.
Odłożyła jedzenie na szafeczkę nocną i sięgnęła po papierowy koszyczek z
napojami. Wyciągnęła kubeczek i ostrożnie upiła kilka łyków gorącej herbaty.
-
Połóż się –
powiedziała, odsuwając się na sam skraj łóżka, żeby zrobić mu miejsce na wąskim
posłaniu.
Bill posłusznie zdjął buty i położył się na niewygodnym materacu. Mary Ann
przykryła męża kołdrą i oparła głowę na jego klatce piersiowej. Przez jakiś
czas wdychała jego zapach.
-
Mmm... –
wymruczała, wtulając się jeszcze mocniej w jego pierś. – Jak przyjemnie...
Kocham cię, Bill.
Bill przyciągnął ją do siebie mocniej i zaczął głaskać jej miękkie włosy.
-
Bardzo cię
boli?
-
Tak –
odpowiedziała zgodnie z prawdą.
-
Pójdę po
lekarza...
-
Nie Bill.
Będę dzielna dla Dietera – spojrzała na męża. – Boję się, że silne leki
przeciwbólowe mogą źle wpłynąć na jego rozwój. Za parę dni powinno przejść.
-
Zabiję drania
jak go dopadnę! – Zawołał ze złością. Uderzył dłonią zaciśniętą w pięść w
materac. – Połamię mu wszystkie żebra!
Zmiażdżę je!
-
Zostaw go
Bill. Nie ma sensu dalej w to brnąć.
-
Dlaczego? Mogliśmy
stracić Dietera. Poza tym leżysz teraz tutaj i cierpisz. Ten drań powinien za
to zapłacić.
-
On tego nie
zrobił specjalnie.
-
Znowu go
usprawiedliwiasz.
Mary Ann odsunęła się od niego. Usiadła na łóżku i spojrzała uważnie na
męża. Jego czekoladowe tęczówki pałały złością.
-
Nie
usprawiedliwiam go – powiedziała twardo. – Też jestem na niego wściekła.
Rozumiem matkę, że zachowuje się jak wariatka, ale on powinien mieć trochę
oleju w głowie i.. i... – skrzywiła się czując silny ból w klatce piersiowej.
Nie powinna mówić tak szybko.
-
W porządku? –
Spytał z troską.
Mary Ann wyciągnęła dłoń w uspokajającym geście. Wzięła kilka wdechów i
kontynuowała:
-
Adam nie
powinien się tak zachowywać – jej głos był o wiele spokojniejszy. – Nie chcę go
więcej widzieć, dlatego nie rozdmuchujmy tego.
-
Jesteś pewna?
-
Tak Bill, jak
niczego innego. Mama musi mnie naprawdę nienawidzić skoro wybrała mi takiego
palanta na męża.
Bill roześmiał się.
-
Nie
rozmawiajmy o nim. Nie ma sensu psuć sobie humoru. Może obejrzymy jakiś film?
Chyba, że chcesz się położyć spać? Pewnie nawet nie zmrużyłaś oczu przez całą
noc.
Mary Ann podała Billowi iPada, oparła się plecami o tors męża i położyła
sobie tacę z jedzeniem na kolanach.
-
Nie zasnę
dopóki czegoś nie zjem – powiedziała, sięgając po widelec. – Zresztą za
niedługo przyjdzie lekarz, żeby upewnić się, że z Dieterem jest wszystko w
porządku.
Bill chwilę szukał jakiejś komedii. Gdy znalazł jedną, która wydawała mu
się przyzwoita, położył iPada, tak, żeby widzieli ekran i włączył film.
-
Nie pamiętam
kiedy ostatnim razem oglądaliśmy razem film – powiedział, odgryzając kawałek
chleba z masłem. – Musimy się wybrać do kina.
Mary Ann pokręciła przecząco głową.
-
Nie chcesz?
-
Nie.
-
Dlaczego?
-
Wolę
posiedzieć w domu przed telewizorem.
-
No co ty?
Naprawdę?
Mary Ann wzruszyła obojętnie ramionami.
-
Tak. W domu
jest przyjemniej – obróciła głowę, żeby pocałować Billa w szyję. – Mogę cię
przytulać i całować kiedy tylko chcę. No i nie ma tam nikogo, kto by nas
obserwował albo by nam przeszkadzał.
-
Przekonałaś
mnie – uśmiechnął się do niej wesoło. – W takim razie musimy oglądać częściej
filmy w domu i dużo się całować i przytulać.
-
Zboczeniec.
-
Ale to ty
powiedziałaś.
-
W takim razie
to ja jestem zboczeńcem – zaśmiała się.
Bill jadł z uśmiechem na ustach. Próbował skupić się na filmie, jednak jego
wzrok ciągle wędrował w stronę Mary Ann.
-
Zrobisz mi
dziurę w głowie – powiedziała w końcu.
-
Kocham cię,
Mary.
boże, ile razy przeczytałam Twoje opowiadanie...
OdpowiedzUsuńVi.
Nie wiem, ale mam nadzieję, że się podoba~~~ ^_^
OdpowiedzUsuńMyślałam, że już nikt tu nie zagląda~~~ ^_~
Ja zaglądam tu regularnie w oczekiwaniu na kolejny odcinek i mam nadzieję, że się doczekam ;)
OdpowiedzUsuń