Poczuł jak Mary Ann zabiera dłonie z
jego rąk, a potem wyplątuje się z jego uścisku. Cała radość momentalnie minęła.
Teraz pewnie na niego nawyzywa, że zbliżył się do niej. Nie powinien jej
obejmować, ale widząc ją taką kruchą, bezradną nie potrafił się powstrzymać.
Widząc skapujące po policzkach Mary Ann łzy, które były oznaką tego, że
dziewczyna cierpi z jego powodu czuł do siebie obrzydzenie i wstręt. Tak jakby
był najgorszym spośród ludzi. Ale czyż tak nie jest w istocie? Ostatnio ciągle
wywoływał u niej łzy. Choć tak bardzo pragnął wywoływać u niej uśmiech...
Odsunęła się od niego jeszcze bardziej,
a on zatęsknił za jej dotykiem. Była tak blisko, ale zarazem tak daleko. Kiedy
spostrzegł jej karcący wzrok poczuł się okropnie. Tak jakby znowu wyrzuciła
jego serce do śmietnika. Czekał w skupieniu na to, aż zacznie na niego wyzywać.
Doskonale wiedział, że całkowicie mu się należy to co zaraz od niej usłyszy.
Wszystkie słowa pogardy...
Usiadła w nogach łóżka i się na niego
patrzyła tym samym karcącym wzrokiem, jednak jej kąciki ust nieznacznie
podniosły się w górę. Czyli nie jest na niego zła. Miał teraz ochotę skakać i
krzyczeć z radości. Ulżyło mu, że dziewczyna nie zamierza powiedzieć mu
kolejnych przykrych słów. Uśmiechnął się do niej szeroko, pokazując całe swoje
białe uzębienie.
-
Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu - uśmiechnęła się.
Wyglądała tak pięknie jak była radosna. Zupełnie jak anioł.
-
Tak? A czemu to? Masz zamiar mnie pobić? - zażartował,
choć doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna jest do tego zdolna.
-
Coś o wiele gorszego... - puściła mu oczko.
Czyżby z nim flirtowała? A może tylko
mu się tak wydaje? Może to jej bliskość tak go ogłupia? W każdym razie w jego
sercu na nowo zatlił się promyczek nadziei. Pewne jest jedno. Mary Ann go lubi.
Sama mu to powiedziała w saunie. Czemu tylko tego nie okazuje?
-
Zaryzykuję - powiedział z poważną miną, choć chciało mu
się śmiać.
Czuł, że dziewczyna zrobi coś, co mu
się spodoba. I nie mylił się. Po chwili poczuł na sobie cały jej ciężar.
Delikatnie, jakby z obawą położył jej jedną dłoń na plecach, a drugą podniósł
podbródek. Mary Ann lekko oparła się rękami o jego tors i zajrzała głęboko w
oczy.
“You look into my eyes
[Patrzysz w moje oczy]
I go out of my mind
[Odchodzę od zmysłów]
I can't see anything
[Nic nie potrafię zobaczyć]
Cos this love's got me blind
[Ponieważ ta miłość zaślepiła mnie]
I can't help myself
[Nie potrafię sobie pomóc]
I can't break the spell
[Nie potrafię złamać zaklęć]
I can't even try”
[Nie potrafię nawet spróbować]
Nie był w stanie już ukryć swoich
uczuć. Miał wrażenie, że jeżeli Mary Ann będzie chciała to zobaczy całą jego
duszę. Wszystko. Nie miał w tej chwili już nic do ukrycia przed nią. Chciał,
żeby się dowiedziała co do niej czuje, ale coś nie pozwalało mu powiedzieć tych
dwóch jakże banalnych słów „kocham cię”. Czuł, że to jeszcze nie pora na to.
Wiedział, że jeżeli je wypowie to już tego nie cofnie. Nie będzie mógł się
wykręcić, jeżeli dziewczyna powie mu, że nie czuje do niego tego samego. Niby
takie banalne słowa, ale ciągną za sobą wiele konsekwencji. Nie powinno się ich
nadużywać, ani mówić jeżeli nie jest się pewnym swoich uczyć. Na 100%. Powinno
się je mówić tylko wówczas, jeżeli człowiek czuje do drugiej osoby miłość.
Jednakże czym jest miłość? I czy można mówić o miłości w jego przypadku?
Przecież tak na dobrą sprawę wcale nie zna Mary Ann. W takim razie co to jest
jeżeli nie miłość? Zauroczenie? Nie. Zdecydowanie nie. Gdyby to było tylko
zauroczenie, to nie cierpiałby aż tak bardzo, a także nie zajmowałaby mu całych
myśli.
-
Bill... - szepnęła cicho. Uwielbiał jak wypowiadała w ten
sposób jego imię, choć nie było mu dane słuchać tego często. Widząc, że
dziewczyna chce coś dodać odezwał się równie cicho jak ona, żeby nie popsuć
chwili.
-
Cii... Nic nie mów. Nie psujmy tej chwili...
-
Ale Bill, ja muszę to wiedzieć - usłyszał w jej głosie
upór.
Wiedział, że nie da za wygraną. Jeżeli
będzie chciała powiedzieć coś to i tak to powie, bez względu na to jakby ją
uciszał. Westchnął cichutko i spojrzał na nią wyczekująco. Zamiast odpowiedzi
zeszła z niego. Już się wystraszył, że w ogóle od niego odejdzie. Znowu zostawi
go samego, a tak bardzo chciał czuć ciepło jej ciała...
“And you're all I see
[I ty jesteś wszystkim co widzę]
And you're all I need
[I ty jesteś wszystkim czego potrzebuję]”
Nie odsunęła się jednak od niego. Wręcz
przeciwnie. Położyła się obok i wtuliła w jego tors. Objął ją ramieniem i
czekał na to co powie. A wiedział, że zapyta o coś istotnego. Nawet bardzo.
-
Dlaczego wyciągnąłeś mnie wtedy na scenę? Po co to zrobiłeś?
Tak proste pytanie, a odpowiedź tak
trudna. Nie da się wyjaśnić tego jednym słowem czy zdaniem. Tego w ogóle nie da
się wyrazić słowami. Przynajmniej on nie potrafi. Kiedy zobaczył Mary Ann wśród
tłumu rozwrzeszczanych fanek, coś w jego sercu drgnęło. Był tak zaskoczony tym,
że dziewczyna przyszła na ich koncert, że aż zabrakło mu słów. Zaś kiedy
spojrzał w jej oczy, poczuł, że chce ją mieć blisko siebie, że jest w niej
zakochany do szaleństwa. Tak, że zaczyna sprawiać mu to niemalże fizyczny ból.
Nawet nie wiedział kiedy się w niej zakochał. Może to już nastąpiło tego samego
dnia kiedy ją poznał w kinie? Nigdy nie zapomni jaka była wtedy wściekła, że
zajęli im miejsca. Pomyślał sobie, że musi być ich antyfanką, albo w ogóle o
nich nie słyszała, co byłoby dziwne. Tak więc długo myślał, że ta pierwsza
opcja jest tą właściwą. Potem spotkanie w centrum handlowym i wreszcie w jego
domu w sylwestra. A potem kolacja, do której ją zmusił. I pocałunek. Dalej była
ta cała afera z Mariną i ich trasa koncertowa. I występ na którym pojawiła się
blondynka. Za każdym razem się ze sobą kłócili. Nawet dzisiaj.
Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim
myśleć. Był już naprawdę przekonany w saunie, że Mary Ann go nienawidzi, ale
powiedziała, że go lubi. Tylko, że on nie chce, żeby ona go lubiła! On chce,
żeby go pokochała. Stała się dla niego wszystkim. Trzecim oczkiem w głowie. Tak
jak Julia stała się wszystkim dla Romea, a on dla niej. Chciał, żeby go kochała
tak mocno, że wskoczyłaby bez wahania za nim w ogień. Nie może jej jednak tego
powiedzieć. To, że w tej chwili jest „lepiej” to wcale nie znaczy, że
dziewczyna go nie odepchnie. Wspomnienie wczorajszego odrzucenia było jeszcze
zbyt świeże, żeby powtarzać to drugi raz. Tylko, że wczoraj nie dała mu buziaka
w policzek na przywitanie i pożegnanie. Teraz chodziło o coś ważniejszego.
Chodziło o jego całe serce i duszę.
Spojrzał jej w oczy. Widniał jeszcze w nich
ślad, po niedawno skapujących z jej oczu łzach. Wiedział, że czeka na jego
odpowiedź. Musi coś powiedzieć. Choćby bardzo okrojoną wersję tego dlaczego ją
wyciągnął na scenę.
„Pozwól mówić sercu, a słowa same się znajdą.
Tylko serce trafia do serc, nie zimne rozumowanie”.
-
Kiedy zobaczyłem cię z Nikolą wśród publiczności zatkało
mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć, ani co zrobić - każde słowo mówił powoli,
jakby nad każdym z nich musiał się dokładnie zastanowić. - Nie spodziewałem
się, że kiedykolwiek przyjdziesz na mój... nasz - poprawił się - koncert.
Chciałem wtedy, żebyś znalazła się blisko mnie - poczuł jak blondynka przytula
się mocniej do jego klatki piersiowej. - Chciałem patrzyć ci w oczy...
W tym momencie poczuł, że Mary Ann
zaczęła znowu płakać. Co on takiego tym razem zrobił, że znowu płacze? Objął ją mocniej
ramieniem i pocałował jej włosy.
-
Nie
płacz. Proszę.
-
Ale Bill... - jej głos się łamał.
Położył na jej ustach palec dając tym
samym do zrozumienia, żeby nic nie mówiła, bo słowa są zbędne. Delikatnie
przybliżył swoją twarz do jej i zaczął spijać płynące po jej policzkach słone
łzy. Tak bardzo ją kochał. Byłby najszczęśliwszym chłopakiem na całym świecie,
gdyby ona odwzajemniała jego uczucia w takim samym stopniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz