środa, 28 listopada 2012

Rozdział 72



Poczuł jak Mary Ann zabiera dłonie z jego rąk, a potem wyplątuje się z jego uścisku. Cała radość momentalnie minęła. Teraz pewnie na niego nawyzywa, że zbliżył się do niej. Nie powinien jej obejmować, ale widząc ją taką kruchą, bezradną nie potrafił się powstrzymać. Widząc skapujące po policzkach Mary Ann łzy, które były oznaką tego, że dziewczyna cierpi z jego powodu czuł do siebie obrzydzenie i wstręt. Tak jakby był najgorszym spośród ludzi. Ale czyż tak nie jest w istocie? Ostatnio ciągle wywoływał u niej łzy. Choć tak bardzo pragnął wywoływać u niej uśmiech...
Odsunęła się od niego jeszcze bardziej, a on zatęsknił za jej dotykiem. Była tak blisko, ale zarazem tak daleko. Kiedy spostrzegł jej karcący wzrok poczuł się okropnie. Tak jakby znowu wyrzuciła jego serce do śmietnika. Czekał w skupieniu na to, aż zacznie na niego wyzywać. Doskonale wiedział, że całkowicie mu się należy to co zaraz od niej usłyszy. Wszystkie słowa pogardy...
Usiadła w nogach łóżka i się na niego patrzyła tym samym karcącym wzrokiem, jednak jej kąciki ust nieznacznie podniosły się w górę. Czyli nie jest na niego zła. Miał teraz ochotę skakać i krzyczeć z radości. Ulżyło mu, że dziewczyna nie zamierza powiedzieć mu kolejnych przykrych słów. Uśmiechnął się do niej szeroko, pokazując całe swoje białe uzębienie.
-          Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu - uśmiechnęła się. Wyglądała tak pięknie jak była radosna. Zupełnie jak anioł.
-          Tak? A czemu to? Masz zamiar mnie pobić? - zażartował, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna jest do tego zdolna.
-          Coś o wiele gorszego... - puściła mu oczko.
Czyżby z nim flirtowała? A może tylko mu się tak wydaje? Może to jej bliskość tak go ogłupia? W każdym razie w jego sercu na nowo zatlił się promyczek nadziei. Pewne jest jedno. Mary Ann go lubi. Sama mu to powiedziała w saunie. Czemu tylko tego nie okazuje?
-          Zaryzykuję - powiedział z poważną miną, choć chciało mu się śmiać.
Czuł, że dziewczyna zrobi coś, co mu się spodoba. I nie mylił się. Po chwili poczuł na sobie cały jej ciężar. Delikatnie, jakby z obawą położył jej jedną dłoń na plecach, a drugą podniósł podbródek. Mary Ann lekko oparła się rękami o jego tors i zajrzała głęboko w oczy.
“You look into my eyes
[Patrzysz w moje oczy]
I go out of my mind
[Odchodzę od zmysłów]
I can't see anything
[Nic nie potrafię zobaczyć]
Cos this love's got me blind
[Ponieważ ta miłość zaślepiła mnie]
I can't help myself
[Nie potrafię sobie pomóc]
I can't break the spell
[Nie potrafię złamać zaklęć]
I can't even try”
[Nie potrafię nawet spróbować]
Nie był w stanie już ukryć swoich uczuć. Miał wrażenie, że jeżeli Mary Ann będzie chciała to zobaczy całą jego duszę. Wszystko. Nie miał w tej chwili już nic do ukrycia przed nią. Chciał, żeby się dowiedziała co do niej czuje, ale coś nie pozwalało mu powiedzieć tych dwóch jakże banalnych słów „kocham cię”. Czuł, że to jeszcze nie pora na to. Wiedział, że jeżeli je wypowie to już tego nie cofnie. Nie będzie mógł się wykręcić, jeżeli dziewczyna powie mu, że nie czuje do niego tego samego. Niby takie banalne słowa, ale ciągną za sobą wiele konsekwencji. Nie powinno się ich nadużywać, ani mówić jeżeli nie jest się pewnym swoich uczyć. Na 100%. Powinno się je mówić tylko wówczas, jeżeli człowiek czuje do drugiej osoby miłość. Jednakże czym jest miłość? I czy można mówić o miłości w jego przypadku? Przecież tak na dobrą sprawę wcale nie zna Mary Ann. W takim razie co to jest jeżeli nie miłość? Zauroczenie? Nie. Zdecydowanie nie. Gdyby to było tylko zauroczenie, to nie cierpiałby aż tak bardzo, a także nie zajmowałaby mu całych myśli.
-          Bill... - szepnęła cicho. Uwielbiał jak wypowiadała w ten sposób jego imię, choć nie było mu dane słuchać tego często. Widząc, że dziewczyna chce coś dodać odezwał się równie cicho jak ona, żeby nie popsuć chwili.
-          Cii... Nic nie mów. Nie psujmy tej chwili...
-          Ale Bill, ja muszę to wiedzieć - usłyszał w jej głosie upór.
Wiedział, że nie da za wygraną. Jeżeli będzie chciała powiedzieć coś to i tak to powie, bez względu na to jakby ją uciszał. Westchnął cichutko i spojrzał na nią wyczekująco. Zamiast odpowiedzi zeszła z niego. Już się wystraszył, że w ogóle od niego odejdzie. Znowu zostawi go samego, a tak bardzo chciał czuć ciepło jej ciała...
“And you're all I see
[I ty jesteś wszystkim co widzę]
And you're all I need
[I ty jesteś wszystkim czego potrzebuję]”
Nie odsunęła się jednak od niego. Wręcz przeciwnie. Położyła się obok i wtuliła w jego tors. Objął ją ramieniem i czekał na to co powie. A wiedział, że zapyta o coś istotnego. Nawet bardzo.
-          Dlaczego wyciągnąłeś mnie wtedy na scenę? Po co to zrobiłeś?
Tak proste pytanie, a odpowiedź tak trudna. Nie da się wyjaśnić tego jednym słowem czy zdaniem. Tego w ogóle nie da się wyrazić słowami. Przynajmniej on nie potrafi. Kiedy zobaczył Mary Ann wśród tłumu rozwrzeszczanych fanek, coś w jego sercu drgnęło. Był tak zaskoczony tym, że dziewczyna przyszła na ich koncert, że aż zabrakło mu słów. Zaś kiedy spojrzał w jej oczy, poczuł, że chce ją mieć blisko siebie, że jest w niej zakochany do szaleństwa. Tak, że zaczyna sprawiać mu to niemalże fizyczny ból. Nawet nie wiedział kiedy się w niej zakochał. Może to już nastąpiło tego samego dnia kiedy ją poznał w kinie? Nigdy nie zapomni jaka była wtedy wściekła, że zajęli im miejsca. Pomyślał sobie, że musi być ich antyfanką, albo w ogóle o nich nie słyszała, co byłoby dziwne. Tak więc długo myślał, że ta pierwsza opcja jest tą właściwą. Potem spotkanie w centrum handlowym i wreszcie w jego domu w sylwestra. A potem kolacja, do której ją zmusił. I pocałunek. Dalej była ta cała afera z Mariną i ich trasa koncertowa. I występ na którym pojawiła się blondynka. Za każdym razem się ze sobą kłócili. Nawet dzisiaj.
Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Był już naprawdę przekonany w saunie, że Mary Ann go nienawidzi, ale powiedziała, że go lubi. Tylko, że on nie chce, żeby ona go lubiła! On chce, żeby go pokochała. Stała się dla niego wszystkim. Trzecim oczkiem w głowie. Tak jak Julia stała się wszystkim dla Romea, a on dla niej. Chciał, żeby go kochała tak mocno, że wskoczyłaby bez wahania za nim w ogień. Nie może jej jednak tego powiedzieć. To, że w tej chwili jest „lepiej” to wcale nie znaczy, że dziewczyna go nie odepchnie. Wspomnienie wczorajszego odrzucenia było jeszcze zbyt świeże, żeby powtarzać to drugi raz. Tylko, że wczoraj nie dała mu buziaka w policzek na przywitanie i pożegnanie. Teraz chodziło o coś ważniejszego. Chodziło o jego całe serce i duszę.
Spojrzał jej w oczy. Widniał jeszcze w nich ślad, po niedawno skapujących z jej oczu łzach. Wiedział, że czeka na jego odpowiedź. Musi coś powiedzieć. Choćby bardzo okrojoną wersję tego dlaczego ją wyciągnął na scenę.
Pozwól mówić sercu, a słowa same się znajdą. Tylko serce trafia do serc, nie zimne rozumowanie”.
-          Kiedy zobaczyłem cię z Nikolą wśród publiczności zatkało mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć, ani co zrobić - każde słowo mówił powoli, jakby nad każdym z nich musiał się dokładnie zastanowić. - Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek przyjdziesz na mój... nasz - poprawił się - koncert. Chciałem wtedy, żebyś znalazła się blisko mnie - poczuł jak blondynka przytula się mocniej do jego klatki piersiowej. - Chciałem patrzyć ci w oczy...
W tym momencie poczuł, że Mary Ann zaczęła znowu płakać. Co on takiego tym razem zrobił, że znowu płacze? Objął ją mocniej ramieniem i pocałował jej włosy.
-          Nie płacz. Proszę.
-          Ale Bill... - jej głos się łamał.
Położył na jej ustach palec dając tym samym do zrozumienia, żeby nic nie mówiła, bo słowa są zbędne. Delikatnie przybliżył swoją twarz do jej i zaczął spijać płynące po jej policzkach słone łzy. Tak bardzo ją kochał. Byłby najszczęśliwszym chłopakiem na całym świecie, gdyby ona odwzajemniała jego uczucia w takim samym stopniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz