czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 92



-          Jeździłeś kiedyś na motorze? - spytała otwierając bramę garażu. Pokręcił przecząco głową. - Najwyższy czas to nadrobić - na jej pełnych ustach pojawił się diabelski uśmieszek.
Bill Kaulitz był zszokowany. W życiu nie przypuszczałby, że taka drobna dziewczyna jak Mary Ann potrafi jeździć na motocyklu! Właśnie zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę niewiele o niej wie. Nie wie co lubi, czego nie toleruje, jakimi wartościami się kieruje w życiu, czym się interesuje... Ale mimo to zakochał się w niej. Czyż to nie dziwne? Kocha osobę, której nawet nie zna, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie może bez niej żyć.
-          Chcesz jechać na... tym? - wykrztusił zdziwiony wskazując palcem na srebrno-ceglastego ścigacza.
-          Tak, a co? Boisz się? - zapytała wręczając mu srebrny kask.
-          Nie, ale... Nie wiedziałem, że potrafisz jeździć na motorze...
-          Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz - puściła mu oczko siadając na Suzuki Hayabusie GSX 1300.
Mary Ann zawsze marzyła o romantycznej przejażdżce ze swoim ukochanym na lśniącym chopperze o zachodzie słońca, a teraz jej sny miały się prawie urzeczywistnić. Prawie, bo nie będzie tak romantycznie jak sobie to wymarzyła. To ona będzie kierowcą, nie będzie zachodu słońca, ani choppera. Jedynie będzie jej ukochany. Ale w tym wypadku to właśnie jest najważniejsze. Może spędzić z nim trochę czasu. Chciała nacieszyć się chwilą kiedy się nie kłócą, a wiedziała, że do awantury może dojść choćby i zaraz. Nie. Nie miała zamiaru jej wywoływać, ale była ona nieunikniona.
-          Siadaj - poklepała czarną skórę, z której było wykonane siedzenie. - No chyba, że nie chcesz jechać... - dodała, widząc, że chłopak się waha.
-          Nie. To znaczy chcę.
Bill posłusznie podszedł do lśniącego Suzuki Hayabusy GSX 1300 i usiadł za Mary Ann. Czuł przyjemne ciepło emanujące od jej ciała, ale także lekką obawę. Nie bał się jechać motocyklem, ale bał się jechać z nią. Przecież ta maszyna musi być strasznie ciężka! Jak taka drobna dziewczyna jak Mary Ann może ją ujarzmić?
-          Załóż kask i się mocno czegoś złap - poinstruowała zakładając swój kask.
Posłusznie wykonał polecenie, a ona nacisnęła przycisk na pilocie przyczepionym do kluczyków otwierając tym samym brązową bramę wyjazdową.
-          To ruszamy - choć nie widział jej twarzy, był niemalże pewny, że dziewczyna się uśmiecha.
Włożyła kluczyk do stacyjki i przekręciła. Do ich uszu dotarł odgłos pracującego silnika. Dziewczyna ścisnęła sprzęgło i z pewnością zaczęła dodawać gazu. Kaulitz miał tylko nadzieję, że Mary Ann wie co robi i naprawdę potrafi jeździć. Ale przecież gdyby tak nie było, to wujek nie pożyczyłby jej motoru, prawda?
Mknęli ulicami Zielonej Góry w kierunku dwupasmowej drogi, na której można było jechać z prędkością większą niż 100 km/h. Bill widząc pewność z jaką Mary Ann kieruje maszyną odegnał od siebie wszelkie obawy. Rozkoszował się chwilą. I bliskością tak ukochanej przez niego istotki, za którą tak bardzo tęsknił przez te wszystkie miesiące. Ale przynajmniej z jednym stało się dobrze. Ich uczucia dojrzały, tak jak ziarenko w ziemi, które po mroźnej ziemie zaczyna kiełkować. Oby tylko ich miłość otrzymała tą samą szansę. Wykiełkowania. Rozwinięcia się do pięknego kwiatu. Żeby nie zniszczył jej przymrozek.
Wiatr mieszał się z rykiem motoru, a im chciało się krzyczeć. Już dawno nie byli tak szczęśliwi jak dzisiaj. Słyszeli swoje serca, które biły przyspieszonym rytmem. Nie było to wywołane jedynie adrenaliną krążącą w ich żyłach, ale również bliskością. Choć Bill trzymał się uchwytów umocowanych pod siodełkiem, to ich ciała się stykały, powodując tym samym leciutkie, prawie niewyczuwalne dreszcze.
Po prawie godzinnej przejażdżce znaleźli się na drodze prowadzącej do domu wujka Mary Ann. Billowi było trochę smutno, że podróż dobiega końca, szczególnie, że spodobała mu się jazda na motorze. Może jak będzie miał trochę wolnego czasu pomiędzy kolejnymi wywiadami, sesjami i koncertami, na co jak na razie się nie zanosi, to zrobi prawo jazdy? Zaczął się zastanawiać czy Mary Ann ma dokument, ale zaraz odrzucił od siebie te myśli. Przecież ona ma jeszcze szesnaście lat, a w Polsce prawo jazdy można zrobić mając dopiero osiemnaście. Zresztą jak ważny jest kawałek świstka przy umiejętnościach? Czy ważne jest, to, że mamy jakieś świadectwo, skoro nie posiadamy wiedzy? To tak jak niektórzy nauczyciele czy lekarze. Jeden naprawdę coś potrafi, a drugi skończył szkołę byle tylko skończyć. A ile ludzi nie dostało się na studia tylko dlatego, że nie wykuli jakiegoś zagadnienia? Przez to, że mają doświadczenie, ale nie znają regułki? Przecież nikt nie zapyta się jak jest zrobiona pianka do włosów czy żarówka. Ludzie oceniają jedynie efekt, a nie przyczynę. Interesuje ich to, że pójdą do sklepu i mogą kupić tam jakąś rzecz. Nie wiedzą jak powstała i jakich surowców użyto do jej wykonania, ale wiedzą do czego służy. I to im wystarcza.
Mary Ann skręciła w uliczkę przy której stał zielony jednorodzinny domek. Wjechała na podjazd i zatrzymała motocykl. Wyciągnęła kluczyki ze stacyjki po czym zsiadła z Suzuki Hayabusy GSX 1300 i ściągnęła kask. Bill poszedł w jej ślady.
-          I jak się podobało? - zapytała z uśmiechem.
-          Było niesamowicie! - wykrzyknął z entuzjazmem. - Kto nauczył cię tak jeździć?
Wskazała ręką w kierunku wysokiego mężczyzny, zmierzającego w ich stronę.
-          Widzę, że się podobało - powiedział po polsku.
-          Pewnie - Mary Ann odparła podając mu kluczyki. - Wielkie dzięki - pocałowała go w policzek. - To my już spadamy.
-          Bawcie się dobrze w Paryżu - uśmiechnął się chowając kluczyki do kieszeni spodni. - I uważajcie na siebie.
-           Będziemy - odwzajemniła gest i pomachała mu jeszcze na pożegnanie ręką.
Wyszli z posesji i skierowali się tą samą drogą, którą przed chwilą przebyli motocyklem w stronę domu Mary Ann.
-          Cieszę się, że ci się podobało - zagaiła.
-          Nawet nie wiesz jak bardzo - jego usta podniosły się ku górze ukazując białe zęby. - A nie boisz się jeździć?
-          Nie. Najwyżej będę miała wypadek i umrę - wzruszyła ramionami. - Za bardzo lubię adrenalinę, która się wydziela podczas jazdy, żeby z tego zrezygnować.
-          Ale naprawdę nie boisz się tego, że umrzesz?
-          Nie. Każdy człowiek kiedyś umrze. A to w jaki sposób, nie jest zależne od nas. Równie dobrze teraz może jechać jakiś samochód i mnie potrącić.
Kiedy usłyszał jej słowa wystraszył się, że faktycznie może jej się stać coś złego. A Bill nie chciał, żeby coś jej się stało. Chciał, żeby była przy nim cała i zdrowa. Bez jednego nawet najmniejszego zadrapania czy siniaka. Powodowany po części troską, a po części pragnieniem dotknięcia jej chwycił ją za rękę. Ucieszył się gdy dziewczyna nie zaprotestowała, tylko ścisnęła mocniej jego dłoń.
-          Wierzysz w przeznaczenie? - spytał.
Mary Ann przez chwile milczała zastanawiając się nad odpowiedzią.
-          Ani tak, ani nie. Można powiedzieć, że po części, a ty? - spojrzała na niego swoimi błękitnymi oczami przypominającymi bezchmurne, wiosenne niebo.
-          Tak jak ty. Wiem, że nasz los jest gdzieś zapisany, ale wiem też, że mamy znaczny wpływ na niego. To co się stanie w przyszłości zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Od naszych czynów i decyzji.
-          Dokładnie - poparła go. - Możemy naginać go odpowiednio do naszych marzeń, pragnień. Jeżeli będziemy o czymś myśleli wystarczająco długo to w końcu to się stanie, bez względu na to czy tak miało być czy nie.
-          Tak, ale nie zawsze to co myśleliśmy, że będzie dla nas dobre, takie się okazuje. Czasami jest wprost przeciwnie.
-          Co masz na myśli?
-          Chociażby to, że zawsze marzyłem o tym, żeby Devilish, a teraz Tokio Hotel stało się popularne, ale kiedy tak już jest marzę o chwili wytchnienia. O prywatności - i o tym, żeby z powrotem stać się zwykłym nastolatkiem, któremu mogłabyś bez obaw oddać swoje serce, przez którego byś tak nie cierpiała. Jednak tego ostatniego zdania nie wypowiedział na głos. Zatrzymał je dla siebie, sądząc, że tak będzie najlepiej. Będzie dążył do wyznaczonego przez siebie celu małymi kroczkami, uważając, żeby niczego nie popsuć. Młodszy Kaulitz doskonale wiedział, że to jego ostatnia szansa na to, aby wyjaśnić wszystko z Mary Ann, aby zdobyć jej zaufanie i miłość. Żeby oboje byli szczęśliwi.
-          Ale przecież sława nie może być aż tak uciążliwa - sama nie bardzo wierzyła w to co mówi, bo w ciągu jej krótkiej znajomości z Tokio Hotel zdążyła się przekonać jak złośliwi potrafią być dziennikarze. I fani.
-          Fajnie jest wiedzieć, że tworzysz muzykę, która podoba się tylu osobom, mieć fanów, którzy dają ci siłę do dalszej pracy, ale staje się to męczące gdy jesteś na zakupach albo spacerze, a do ciebie podlatuje grupka dwudziestu piszczących dziewczyn mówiących, że cię kochają. I nie mogą bez ciebie żyć.
Bill Kaulitz doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że większość ich fanek jest ich fankami tylko dlatego, że „zakochały się” w nim, Gustavie, Tomie albo Georgu. Ci dwaj ostatni wykorzystywali sławę do miłosnych uniesień, ale on tak nie potrafił. Nie mógł. Może to dlatego, że zakochał się tak mocno w Mary Ann, że nie zwracał uwagi na inne dziewczyny, a może to dlatego, że nie umiał otworzyć się przed kimś zupełnie obcym? Nie potrafi zaciągnąć dziewczyny spotkanej na ulicy, która zapewnia, że jest całym jej życiem do łóżka i się z nią zabawić. W przeciwieństwie do swojego brata przywiązywał ogromną wagę do sexu. Był wewnętrznie przekonany o tym, że jest to wyraz miłości jaka może połączyć dwójkę ludzi. Świadczy o ich bliskości. I właśnie wtedy ma największą wartość. Jest prawdziwa.
-          AAAaa... Bill!! - Mary Ann zaczęła udawać, że piszczy i jest strasznie podekscytowana. - Jak ja cię kocham! Proszę weź mnie do pokoju i zrób ze mną co tylko chcesz! Albo chociaż pocałuj... Proszę... Błagam... Nie mogę bez ciebie żyć... - zażartowała, choć jakby się tak nad tym zastanowić, to nie miałaby nic przeciwko gdyby to zrobił. Może nie od razu zaciągnął do swojej sypialni, ale chociaż pocałował... Zresztą powiedziała prawdę. Kocha go i nie może bez niego żyć. Co jest aż nadto widoczne dla pośrednich obserwatorów.
-          Hm... - spojrzał na nią, a w jego oczach pojawiły się wesołe ogniki. - Bardzo kusząca propozycja. To który hotel proponujesz?
-          Daj spokój - zacisnęła palce lewej ręki w piąstkę i walnęła go w ramię. - Żartowałam.
Nie zdążył już nic odpowiedzieć, bo znaleźli się przed domem Mary Ann. Dziewczyna wyciągnęła klucze z kieszeni jasnych jeansów i otworzyła furtkę. Trzymając się za ręce z uśmiechami na twarzach weszli do budynku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz