-
Dziękuję - szepnęłam cicho do Gustava, a on tylko się
uśmiechnął w odpowiedzi. - Powinnam ci to wytłumaczyć...
-
Masz
rację.
Wstałam z łóżka i wyszłam na balkon.
Czułam, że potrzebuję zaczerpnąć świeżego powietrza. Było mi smutno, że Bill
prawie nazwał mnie dziwką. Bo co innego mogło oznaczać, to, że „szukam chętnego
na ulicy”? Dla mnie to jest jednoznaczne. Pewnie nie przejęłabym się tym tak
bardzo gdyby to kto inny wypowiedział te słowa. Bo czyż nie to co jest
przyczyną najgłębszych cierpień człowieka nie jest też przyczyną największych
radości? Tak właśnie jest z Billem. W jednej chwili jestem z nim naprawdę
szczęśliwa, żeby zaraz potem płakać z jego powodu.
Perkusista wyszedł za mną na balkon.
Położył mi na ramionach bluzę i oparł się koło mnie o balustradkę. Chwilę
wpatrywaliśmy się w rozciągającą się przed nami piękną panoramę Paryża.
Wiedziałam, że powinnam mu to wszystko wytłumaczyć. Tak samo jak nie powinnam
prosić go o to, żeby okłamał przyjaciela.
-
Dzisiaj z Nikolą pojechałyśmy zobaczyć Sacré-Coeur -
zaczęłam nieśmiało. - Spodobała jej się bluzka w jakimś arabskim sklepiku, więc
tam weszłyśmy...
Opowiedziałam mu o sprzedawcy i stracie
japonek. Wiem, że nie ma to wiele wspólnego z tym co się stało w pokoju, ale
musiałam jakoś zacząć. A to był dobry początek. Gustav słuchał mnie w milczeniu
co jakiś czas potakując głową.
-
Koło ósmej wyszłyśmy z kawiarenki i poszłyśmy do metra,
żeby wrócić do hotelu. Wiesz, chciałam zobaczyć się z Billem... no i z wami...
Ale przypadkiem pomyliłyśmy pociągi i wyjechałyśmy na jakąś wieś. Powrotny
pociąg miał być dopiero za prawie dwie godziny, więc musiałyśmy zaczekać. A
potem szukałyśmy jeszcze jakiejś linii metra jadącej w pobliże hotelu. Wierz
mi, że gdy wróciłam byłam naprawdę zadowolona, że już nie muszę się szwendać po
Paryżu... - zawiesiłam głos. - A Bill zaczął się na mnie drzeć, a mógł
spokojnie zapytać gdzie byłyśmy...
-
Dobrze wiesz, że się o ciebie martwił - powiedział
spokojnie. - Mogłaś do niego zadzwonić...
-
Wiem, ale wierz mi, że nie miałam do tego głowy. Nikola
zresztą też. Naprawdę mi przykro, że tak się stało, ale nic na to nie mogłam
poradzić. A jak zaczął na mnie wyzywać, to zrobiło mi się jeszcze gorzej. Chciałam go jakoś
uspokoić, ale wiesz jaka jestem...
-
Zbyt wybuchowa - puścił mi oczko. - Zobacz ktoś sobie urządza
spacery o tej porze... - wskazał palcem w dół, gdzie jakaś postać chodziła
praktycznie w kółko. Tak
jakby czegoś szukała.
-
Chyba powinnam iść do Billa i go przeprosić...
Zdjęłam bluzę Gustava i już wchodziłam
do pomieszczenia, kiedy do moich uszu dobiegł bardzo słaby głos, tak jakby ktoś
wołał „Mary Ann”.
„High
above the mountains far across the sea
[Wysoko
ponad górami, daleko na morzu]
I can
hear your voice calling out to me
[Słyszę
twój głos wołający mnie]
Brighter
than the sun and darker than the night
[Jaśniejszą
od słońca I ciemniejszą od nocy]
I can
see your love shining like a light
[Widzę
twoją miłość jaśniejącą niczym światło]”
-
Słyszałeś?
- spytałam chłopaka.
-
Co?
-
Nieważne.
Podeszłam do barierki i spojrzałam w
dół. Chwilę przyglądałam się postaci, która teraz stała w miejscu. Moje serce
przyspieszyło tempa. Choć sylwetka była malutka, doskonale wiedziałam kto tam
stoi. I co
powinnam zrobić.
-
Muszę lecieć! Dzięki Gustav! - dałam mu szybko buziaka w
policzek i wybiegłam z pokoju nadal trzymając w rękach bluzę perkusisty.
Dobiegłam do windy i nacisnęłam
przycisk. Czekałam zaledwie kilka sekund, które niemiłosiernie mi się dłużyły.
Wsiadłam do małego pomieszczenia i wcisnęłam guziczek z wygrawerowanym zerem.
Przestępowałam z nogi na nogę i poganiałam w duchu windę, żeby szybciej
jechała. Chciałam się znaleźć już na dole i sprawdzić czy to faktycznie Bill.
Powinnam go przeprosić i tak właśnie zrobię! Nie czekając aż drzwi rozsuną się
całkowicie opuściłam windę i wybiegłam na zewnątrz. W odległości jakichś dwustu
metrów dostrzegłam sylwetkę Billa, który ze spuszczoną głową zmierzał w moją
stronę. Serce zaczęło mi bić w oszałamiającym tempie. A w brzuchu mi się
kotłowało. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować i co powiedzieć.
* * *
Chodził
w kółko po placu La Défense zastanawiając się dokąd poszła Mary Ann. Nie zważał
na to, że jest na boso, w samych bokserkach i podkoszulku, bo to nie było dla
niego w tej chwili najważniejsze. Musi odnaleźć Mary Ann! Czuł, że dziewczyna
znajduje się blisko niego, ale nie miał pojęcia gdzie dokładnie. Co jakiś czas
wykrzykiwał jej imię, jednak bez żadnego rezultatu. Nie potrzebnie zwlekał tyle
czasu. A co jeśli jej się naprawdę coś stanie? Przecież nie ma przy sobie nawet
bluzy! Nie mówiąc już o pieniądzach czy telefonie! Jak mógł pozwolić na, żeby
dziewczyna opuściła hotel o tej porze?! Jest skończonym durniem!
Przez
jego głowę przemykało tysiące na ogół złych myśli. Był wściekły na siebie, za
to, że tak się na nią wydzierał. Nie powinien tego robić! Mógł zwyczajnie
zapytać gdzie była... Szczególnie, że nic w zachowaniu dziewczyny nie
wskazywało na to, że ma ochotę się z nim kłócić. Ale on musiał się unieść!
Tylko po co?! Pogorszył tylko w ten sposób sprawę... Naprawdę się o nią martwił
i zwyczajnie zdenerwował się kiedy przyszła taka szczęśliwa do hotelu. Tylko
czy miał ku temu prawo? Przecież nie jest ani jej opiekunem ani chłopakiem. Ale
ją kocha i sobie nie wyobraża bez niej życia! Nie wybaczyłby sobie gdyby
przytrafiło jej się coś złego!
Spojrzał
w górę. Prosto na jeden z nielicznych oświetlonych balkonów. Dostrzegł tam dwie
postacie stojące obok siebie. Przypomniał sobie jak siedział na tarasie z Mary
Ann zaledwie wczoraj i z uśmiechem na twarzach malowali sobie wzorki na skórze.
Dlaczego nie może tak być zawsze? Dlaczego zawsze wtedy kiedy już się układa
któreś z nich musi to popsuć?
Nagle w
jego głowie nie wiedzieć skąd pojawiła się postać Gustava. Kiedy otworzył mu
drzwi wcale nie wyglądał na zaspanego, a jego koszulka była mokra na piersi.
-
Zdrajca... - powiedział do siebie, po czym ze spuszczoną
głową udał się w stronę hotelu.
Jak Gustav mógł mu to zrobić?! Przecież
był jego przyjacielem! Doskonale zdawał sobie sprawę, że będzie się niepokoił o
blondynkę, więc dlaczego skłamał? Na prośbę Mary Ann. Dziewczyna jest na niego
wściekła i nie chce go widzieć. Tak. To musiało być to. Nie widział innej
opcji. Gdyby dowiedział się, że Mary jest w pokoju z pewnością wszedłby do
środka, a przy okazji nawrzeszczałby na przyjaciela za to, że go okłamał.
Zastanawiał się co ma zrobić. Iść do
pokoju Georga i Gustava, żeby przeprosić Mary Ann, czy dać jej spokój i udać
się do własnego pokoju? Może powinien dać jej trochę czasu na ochłonięcie?
Wiedział, że zranił ją swoimi słowami, które wyraźnie sugerowały, że jest dziwką,
choć wcale tak nie uważał. Jednak w złości wypowiada się słowa, nad którymi się
człowiek nawet nie zastanawia. A on był wściekły. Tak bardzo martwił się o
nią... Zarówno kilka godzin temu jak i przed chwilą. Dopiero teraz trochę się
uspokoił, że dziewczyna jest najprawdopodobniej cała i zdrowa u Georga i
Gustava. Jednak dla pewności postanowił iść do nich do pokoju i upewnić się czy
blondynka faktycznie u nich jest. Jeżeli nie będzie chciała z nim rozmawiać, to
nie będzie nalegał. Ale musi wiedzieć czy nic jej się nie stało!
Podniósł głowę do góry, żeby zobaczyć
jaka odległość dzieli go jeszcze od hotelu, kiedy zobaczył stojącą naprzeciwko
niego Mary Ann. Zamarł. Czyżby wyciągnął błędne wnioski? Ale przecież wszystko
wskazywało na to, że jest u perkusisty i basisty! Więc co ona tutaj robi? A
może to tylko wytwór jego wyobraźni? Widzi ją, bo chce ją zobaczyć? Mrugnął
kilkakrotnie powiekami, ale ona nadal tam stała i wpatrywała się w niego.
-
Wariat - powiedziała z czułością podchodząc do niego.
-
To dobrze czy źle? - spytał, ale ona tylko wzruszyła
ramionami.
Podała mu bluzę należącą do Gustava.
Czyli jednak była u nich. W takim razie skąd wiedziała, że on tutaj jest i jej
szuka? Między nimi zapanowała cisza pełna napięcia. Oboje wiedzieli, że powinni
coś zrobić, powiedzieć... Jednakże żadne z nich nie wykonało nawet
najmniejszego gestu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz