czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 91



            Szli aleją Wojska Polskiego w Zielonej Górze i rozkoszowali się pięknym porankiem. Słońce wspinało się coraz wyżej po bezchmurnym niebie zapowiadając ładną pogodę. Drzewa wypuściły już wszystkie swoje listki, ptaki szukały pożywienia w ziemi wesoło przy tym poćwierkując, a oni byli szczęśliwi, że mogą cieszyć się swoim towarzystwem. Oboje tak bardzo za sobą tęsknili... Każde wiedziało, że kocha to drugie prawdziwą, szczerą miłością jaka przytrafia się tylko raz w życiu, ale równocześnie zdawało sobie sprawę, że jeszcze nie pora na wyznanie sobie uczuć. Na to, jak i na wszystko inne przyjdzie jeszcze odpowiednia pora. Teraz wypowiadając te dwa tak pospolite słowa, nadużywane przez ich rówieśników, wszystko by popsuli. Zniszczyli to nieme porozumienie, które zapanowało między nimi tego poranka.
            Bill Kaulitz szedł tuż obok dziewczyny, podziwiając jak promienie słoneczne oświetlają jej blond włosy czyniąc je złotymi. Dopiero teraz zauważył, że kiedy Mary Ann jest szczęśliwa jej oczy przybierają kolor wiosennego nieba, zaś kiedy jest zła, bądź też smutna - lazuru.
            Oboje nie chcieli, żeby ten poranek się zakończył, jednak wszystko ma swój koniec. Czas się nie zatrzyma w miejscu mimo naszych usilnych starań, tylko dalej biegnie swoim własnym tempem. Wszystko wokół nich wydawało się być takie piękne i magiczne, jakby znajdowali się w arabskiej bajce. Ale czyż świat nie wygląda zupełnie inaczej z oczu dwójki zakochanych w sobie ludzi? Tylko, że ani Mary Ann ani Bill Kaulitz nie wiedzieli, że obdarzyli się nawzajem tak głębokim uczuciem. 
            Wesoło rozmawiając doszli do zielonego jednorodzinnego domku. Zatrzymali się przy furtce. Bill nie wiedział po co dziewczyna go tutaj przyprowadziła, ale miał nadzieję, że nie po to aby przedstawić go jakiejś fance Tokio Hotel. Przez ten czas spędzony z nią czuł się zwykłym nastolatkiem, o którym nie rozpisują się czasopisma. I chciał, żeby tak pozostało choćby przez ten krótki moment.
            Mary Ann pchnęła furtkę wchodząc na posesję. Niepewnym krokiem skierował się za nią dróżką ułożoną z kostki brukowej.
-          Nie bój się - odezwała się otwierając drewniane drzwi.
-          Skąd ci przyszło do głowy, że się boję?
-          Widzę jak niepewnie spoglądasz na te drzwi - uśmiechnęła się ciepło.
Słysząc szczekanie psa Mary Ann jeszcze bardziej się rozpromieniła. Nacisnęła na klamkę otwierając tym samym dębowe drzwi. Z domu wybiegła mała, czarna, włochata kulka głośno ujadając.
-          Już, cichutko... - dziewczyna wzięła na ręce czworonoga i zaczęła uspokajać psa rasy york shire terrier. - Zobacz to jest Bill... - mówiła jak do małego dziecka, a jemu zrobiło się cieplej wokół serca. Ale poczuł też nieokreśloną zazdrość, o tą czułość, którą Mary Ann obdarzyła zwierzę.
-          Gryzie? - zapytał wyciągając rękę, żeby pogłaskać psa.
-          To zależy - nawet na niego nie spojrzała. Tak bardzo była zajęta głaskaniem pupilka.
-          Od czego?
-          Od tego czy cię lubi, czy nie, prawda Bumbula? - pocałowała psa we włochatą mordkę.
W tym czasie do hollu wszedł mężczyzna około czterdziestki, ubrany w czarne sztruksowe dżinsy i białą koszulę w czarne paseczki z krótkim rękawkiem.
-          Cześć wujek - Mary Ann przywitała się z nim przez buziaka w policzek. - To jest Bill, Bill - zwróciła się do niego po niemiecku. - To jest mój wujek.
-          Miło mi pana poznać - powiedział grzecznie w swoim ojczystym języku wymieniając uścisk dłoni z mężczyzną.
-          To jak? - zapytała już po polsku. - Pożyczysz mi?
-          Pewnie. Kluczyki są tam gdzie zawsze - wujek Mary Ann uśmiechnął się do nich ciepło. - Tylko ani słowa rodzicom - puścił im oczko.
-          Się wie - dziewczyna przytuliła mocno Bumbulę, po czym postawiła ją na podłodze. - To my za niedługo będziemy z powrotem.
Zanim mężczyzna zdążył cokolwiek odpowiedzieć dreptali w stronę garażu, w celu wiadomym tylko Mary Ann. Bill mógł się jedynie domyślać, ewentualnie poczekać chwilę, żeby się przekonać co też dziewczyna wymyśliła.
* * *
            Podniosła do góry powieki, po czym mocno je zacisnęła. Nie chciała jeszcze wstawać, ale wiedziała, że musi, bo za niedługo wyjeżdżają do Paryża. Przeciągnęła się kilkakrotnie i spojrzała zaspanym wzrokiem na łóżko przyjaciółki. Było puste. Czyli Mary Ann już wstała - przemknęło jej przez myśl. Podniosła się z prowizorycznego posłania i skierowała w stronę kuchni, mając nadzieję, że zastanie w niej przyjaciółkę. Napotkała tam jedynie dwa wielkie talerze z kanapkami ustawione na owalnym stole, zaś po blondynce nie było ani śladu. Wzięła bułkę z serem i udała się do łazienki, żeby się umyć, ubrać i zrobić makijaż.
            Podczas wykonywania tych czynności Nikola Smidt zastanawiała się czy aby na pewno dobrze zrobiła zgadzając się na plan Toma, Georga i Gustava. Nie chciała żeby Mary Ann się na nią pogniewała, ani na pozostałych, ale nie widziała innego wyjścia. A pomysł chłopaków wydawał jej się najlepszy. Owszem powinna być lojalna wobec przyjaciółki, ale przecież robi to dla jej dobra. Żeby była szczęśliwa. Jednak czy nie postępuje przypadkiem źle? Może powinni zostawić sprawy tak jak są i nie mieszać się w nie? Czekać aż wszystko potoczy się własnym tempem? Tylko czy Mary Ann znajdzie kiedykolwiek wspólny język z Billem? Wszyscy dookoła widzieli jak ta dwójka się kocha, tylko dziwnym zbiegiem okoliczności sami zainteresowani nie dostrzegali tego. Ale czyż nie jest tak wielokrotnie? Dostrzegamy rzeczy, które dotyczą kogoś innego, ale na te dotyczące nas samych nie zwracamy większej uwagi. Nasze przekonania są silniejsze od tego co jest widoczne dla poszczególnych obserwatorów.
            Po trzydziestu minutach wyszła gotowa z łazienki. Tak jak poprzednio w kuchni, ani salonie, który był połączony z jadalnią nikogo nie było. Swoje kroki skierowała do pokoju Briana, gdzie spodziewała się zastać całe Tokio Hotel i oczywiście brata Mary Ann. Bez pukania otworzyła drzwi, a widząc, że jeszcze wszyscy smacznie śpią, krzyknęła:
-          Wstawać! Już jest 9!
-          Ale dzisiaj mam na 12 do szkoły... - wymamrotał Brian, a pozostali tylko lekko się poruszyli.
-          Wstawajcie!! - wrzasnęła.
-          Nie drzyj się tak... - Georg miał zaspany głos. - Ludzie chcą pospać...
-          Nie obudzisz ich w ten sposób - stwierdził Gustav, który był już całkowicie rozbudzony.
-          Przynajmniej ty jeden nie śpisz... - westchnęła.
-          Nie widziałaś gdzieś Billa? - zapytał.
-          Nie, Mary Ann też nie ma. Myślisz, że oni...
-          Nie wiem, ale mam nadzieję, że się nie pokłócą...
-          Oby... Pomożesz mi ich obudzić?
Chłopak skinął głową po czym uśmiechnął się łobuzersko. Podszedł do Toma i zaczął szeptać mu do ucha:
-          Tommi, kochanie, śniadanko... Obudź się...
-          Nie mamo... - mamrotał. - Jeszcze minutkę...
-          Tommi... otwórz oczka... - Nikola słysząc to zatkała sobie usta dłonią próbując się nie roześmiać. A trzeba przyznać, że było to niezwykle trudne zadanie.
-          Ale ja nie chcę... - wbrew jednak temu co powiedział przetarł ręką oczy i powoli usiadł. Jeszcze z zamkniętymi powiekami zapytał: - Gdzie to śniadanie mamo?
-          W kuchni - odpowiedziała Nikola. - A teraz już wstawaj.
Tom niechętnie otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdował się w domu Mary Ann. W życiu nie przypuszczał, że dziewczyna zaproponuje im nocleg u siebie w domu, ale ucieszył się gdy to usłyszał. Może realizacja planu okaże się dużo łatwiejsza niż przypuszczali?
-          Teraz jeszcze tylko Georg - brunetka westchnęła, gdyż doskonale wiedziała, że z całej czwórki to właśnie jego najtrudniej wybudzić ze snu.
-          Georg! Jacqulin przyszła! - Tom wrzasnął mu do ucha, a basista momentalnie zerwał się z posłania gotowy do ucieczki.
-          Co?! Jak?! Gdzie?! Kiedy?! - pytał gorączkowo. - Powiedzcie, że mnie nie ma!
Nikola już dłużej nie potrafiła się opanować. Wybuchła głośnym śmiechem, a basista spojrzał na nią jak na wariatkę. Wyciągnęła do niego rękę w uspakajającym geście i odezwała się ciągle krztusząc się śmiechem:
-          Spokojnie Georg, nie ma tu Jacqulin.
-          Bardzo śmieszne... - oburzył się.
-          Zamknijcie się! - usłyszeli z łóżka wrzask Briana. - Musicie się tak drzeć o świcie?!
Był wyraźnie zdegustowany tym, że ktoś o tak wczesnej porze jaką była 9.10 rano, zakłóca mu sen, szczególnie, że położył się spać po pierwszej, bo wszyscy grali na komputerze w najnowszą Fifę. Szybko dogadał się z chłopakami z Tokio Hotel i nawet ich polubił, choć wcześniej nie darzył ich sympatią. Nie dość, że wszystkie dziewczyny w szkole oszalały na ich punkcie, to jeszcze jego siostra całe dnie słuchała ich muzyki. Tylko, że ona była w innej sytuacji, bo w przeciwieństwie do jego koleżanek ich znała. Kiedy gazety pisały o Mary Ann on był w centrum zainteresowania, gdyż dziewczyny ze szkoły sądziły, że w ten sposób poznają swoich idoli. Jednak się przeliczyły. Szczególnie, że Brian poznał ich osobiście dopiero wczoraj gdy się dowiedział, że będą dzielili razem pokój.
-          A gdzie jest Bill? - zapytał.
-          Poszedł gdzieś z Mary Ann - Nikola spokojnie wytłumaczyła, choć martwiła się o tą dwójkę. Bała się, że znowu zaczną się kłócić, a przez to będą później cierpieli. A ona chciała, żeby wyjazd okazał się radosny, bez żadnych niepotrzebnych nieporozumień. I żeby wreszcie się dogadali.
-          Aha - wstał z łóżka i podszedł do komputera. Nacisnął srebrny przycisk ze znaczkiem oznaczającym „power” i już po chwili na monitorze pojawiła się tapeta przedstawiająca Billa Kaulitza, we własnej osobie. Kiedyś przypadkiem wrzucił kilka jego zdjęć do folderu, w którym miał obrazki, które co dziesięć minut pojawiały się na pulpicie.
-          Masz Billa na tapecie - Georg zaniósł się głośnym śmiechem, a pozostali momentalnie spojrzeli na monitor.
-          Fajna z niego dupeczka, nie^^? Tylko trochę cycki ma małe* - swoje zakłopotanie ukrył za zasłoną żartu.
Nacisnął ikonkę przedstawiającą błyskawicę, pod którą umieszczony był napis „Winamp” i już po chwili z głośników poleciało „Life goes on” 2paca. Podobnie jak jego siostra uwielbiał tego właśnie wykonawcę. Jego wszystkie piosenki, a przynajmniej duża większość były wprost niesamowite. Żałował, że w tej chwili nie ma już dobrego rapu, a takie sławy jak Snoop Dogg występują z popowymi artystami, czego doskonałym przykładem jest jego współpraca z Pharellem Wiliamsem czy The Pussycat Dolls. Utwory nie są złe, aczkolwiek Brianowi brakowało w nich czegoś. Może prawdziwej pasji? Tworzenia muzyki dla muzyki, a nie dla pieniędzy? Był za młody, żeby pamiętać 1995, czy 1996 rok, ale wiedział, że czasy zmieniły się w znacznym stopniu.

*******
* - autentyczna wypowiedź mojego brata xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz