To już
dzisiaj! Sylwester! Jeszcze tylko trzy godziny dzielą mnie od podróży z Nikolą
do Berlina. Rzecz jasna rodzice nie mają o niczym najmniejszego pojęcia, bo
wtedy z pewnością by mnie nie puścili. A w dodatku urządziliby wielką awanturę.
Właściwie rozumiałam ich, że się o mnie martwią, ale co mi się może stać?
Przecież nie zamierzam wchodzić w ciemne uliczki, tylko bawić się w centrum
miasta razem z innymi ludźmi!
Wyjrzałam
przez okno. Widząc wielkie, białe zaspy zaczęłam troszkę żałować, że jednak nie
idziemy do Mata. Może musiałybyśmy oglądać pijanych ludzi i wymiociny na każdym
wolnym kawałku podłogi, ściany czy mebli, ale przynajmniej byśmy nie zmarzły. A
na dworze wcale nie było ciepło i nie zapowiadało się na nagłe ocieplenie,
specjalnie na nasze życzenie.
Przerzuciłam
sobie przez ramię ręcznik i weszłam do łazienki. Ściągnęłam ubrania i weszłam
do ciepłej wody, która zdążyła nalecieć do wanny. Jako, że nie miałam zbyt dużo
czasu umyłam szybko włosy i stanęłam na zimnych kafelkach, na których zrobiły
się dwie wielkie kałuże. Obwinęłam się ręcznikiem i wgniotłam we włosy prawie
połowę opakowania żelu, a następnie je wysuszyłam. Chciałam uzyskać efekt
mokrych włosów, a jako, że mam dość gęste i niepodatne włosy nie jest to wcale
takie proste. Obwinięta jedynie ręcznikiem usiadłam koło biurka i zaczęłam
malować długie paznokcie. Chciałam stworzyć coś ładnego, ale zarazem prostego
do wykonania. Nie miałam czasu, aby ślęczeć nad wzorkiem przez dwie godziny. W
końcu nakleiłam kilka hologramów, żeby się ładnie mieniły i dmuchając na
pazurki udałam się do łazienki, żeby zrobić sobie tradycyjny makijaż, czyli
oczy pomalowane czarną kredką, tuszem i cieniem do powiek.
Akurat w momencie kiedy skończyłam
zapinać guziczki od spodni usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-
Proszę! - zawołałam wciągając na siebie bluzkę z krótkim
rękawkiem.
Drzwi lekko skrzypnęły, a do środka
weszła Nikola. Wyglądała ślicznie z podkręconymi lekko brązowymi kosmykami i
makijażem podobnym do mojego. Jej był odrobinę delikatniejszy.
-
To co? - uśmiechnęła się. - Idziemy?
-
Pewnie, tylko założę jeszcze bluzkę.
Kiedy byłam już gotowa zbiegłam na dół,
żeby pożegnać się z rodzicami i życzyć im udanej zabawy sylwestrowej.
-
Tak wcześnie wychodzicie? - Spytała mama, przeglądając
zawartość swojego pudełeczka z biżuterią.
-
Obiecałyśmy, że pomożemy jeszcze Matowi w
przygotowaniach.
-
Dobrze, a o której wrócisz do domu?
-
Jak się skończy impreza - puściłam jej oczko.
-
Dobrze - powtórzyła wciąż zajęta szukaniem odpowiedniej
biżuterii.
-
To szczęśliwego Nowego Roku - uśmiechnęłam się całując ją
w policzek. - Szczęśliwego Nowego Roku tato. - Na jego policzku również
złożyłam pocałunek.
-
Wzajemnie
- odparli.
Opuściłam pokój i udałam się jeszcze do
kuchni, gdzie widziałam Briana. Babci niestety nie było w domu, bo poszła do
kosmetyczki.
-
Udanego sylwka - uśmiechnęłam się do niego.
-
Dzięki. Już idziesz? - spytał zdziwiony.
-
Uhm, bo mi pociąg ucieknie. Tylko się nie wygadaj -
ostrzegłam.
-
Spoko. Uważajcie na ciemne bramy.
-
Ok. - puściłam mu oczko. - Do jutra.
Dołączyłam do Nikoli, która stała już
ubrana w płaszczyk i kozaczki w przedsionku. Narzuciłam na siebie szybko zimową
odzież i zarzucając sobie torebkę na ramię otworzyłam drzwi. Od domu babci nie
było daleko do dworca kolejowego, więc postanowiłyśmy przejść się. Szczególnie,
że najwcześniejszy autobus był dopiero za pół godziny. Kiedy szłyśmy chodnikiem
i rozmawiałyśmy wesoło o tym jak będzie fajnie w Berlinie zatrzymał się koło
nas samochód. Nie przejmując się tym szłyśmy dalej. Jednak kiedy usłyszałam jak
ktoś woła „Mary Ann” odwróciłam się. Za nami biegł roześmiany Aleks.
-
Czekajcie.
-
Cześć - przywitałam się zaskoczona. Nie spodziewałam się,
że go tutaj spotkam, a co więcej nie sądziłam, że mnie jeszcze pamięta. W końcu
na dyskotece zamieniliśmy ze sobą zaledwie kilka słów.
-
Gdzie się tak spieszycie? - Spytał przyglądając się
uważnie Nikoli.
-
Na stację kolejową - uśmiechnęłam się.
-
A
gdzie jedziecie?
-
Do
Berlina.
-
Ale tak sobie, czy jesteście gdzieś zaproszone?
-
Tak sobie - wzruszyłam ramionami. - A co?
-
No bo... Tak sobie pomyślałem, że może pojechałybyście z
nami do kumpla...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz