poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 16



            Bill Kaulitz rozglądał się w poszukiwaniu jakiejś uroczej dziewczyny, które tak tłumnie przybyły do ich domu, aby wziąć udział w konkursie zorganizowanym przez bliźniaka. Z Iną rozstał się ponad pół roku temu, więc nie było sensu dalej smucić się z tego powodu. Na początku było mu przykro, że to co między nimi było dobiegło końca, ale po tygodniu zastanawiania się nad ich związkiem Bill doszedł do wniosku, że tak naprawdę nigdy jej nie kochał. Owszem bardzo lubił, ale z pewnością nie była to miłość opisywana w tekstach piosenek czy książkach.
            Kiedy dostrzegł blondynkę, którą spotkał w kinie i centrum handlowym, przetarł powieki wierzchem dłoni. „Nie piję więcej. Przez ten alkohol mam halucynacje!” - pomyślał, a kiedy otworzył oczy uśmiechnął się do siebie. Nigdzie nie dostrzegł blondynki. Jako, że zabawa już się rozpoczęła postanowił poświęcić się i sędziować. W końcu ktoś musi. Rozejrzał się ciekawie po sali, a gdy dostrzegł jak Andreas całuje się z Janem, zatkał sobie dłońmi usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Czyżby jego przyjaciel był tak pijany, żeby pomylić chłopaka z dziewczyną? Mówił, że musi iść się przewietrzyć, bo urwie mu się film, ale nie przypuszczał, że mówi to całkowicie poważnie.
Ludzie powoli odsuwali się od swoich partnerów i spoglądali na innych. W końcu jedyną parą, która się całowała pozostał Jan z Andreasem. Kiedy skończyli, w pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy krzyk Jana zmieszany z chichotem nastolatków zgromadzonych w salonie Kaulitzów. Bill dopiero teraz dostrzegł kucającą blondynkę, na twarz której wkroczył rumieniec. Nie było nawet mowy o pomyłce. To była ta bezczelna panna, którą miał już okazję spotkać. Tylko co ona robiła u niego w domu?
Zszedł ze stołu i chwiejnym krokiem ruszył w jej stronę. Zamierzał dowiedzieć się skąd wzięła się w jego domu. Nie miał nic przeciwko temu, żeby bawili się u niego ludzie, których w większości nie znał, ale miał pewne zastrzeżenia co do niej.
-          Bill! - Usłyszał radosny głos Georga. - Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że przyprowadziłem Mary Ann...
-          Mary Ann? A kto to? - Spytał zaskoczony, śledząc wzrokiem blondynkę, która właśnie wybiegała z jego salonu.
-          Ta dziewczyna z kina - wyjaśnił. - Tam jest - Odwrócił się, chcąc pokazać przyjacielowi dziewczynę. - Dziwne... Jeszcze chwilę temu widziałem ją koło Jana i Andreasa...
-          Właśnie wyszła. I dobrze - burknął.
-          Cholera. - Zaklął. - Obiecałem, że ją odprowadzę. Chodź ze mną.
Czarnowłosy niewiele myśląc ruszył truchtem za basistą. Kręciło mu się nieco w głowie, co w znacznej mierze utrudniało mu dorównanie kroku Georgowi. W końcu, potykając się dobiegli do blondynki, która wściekła szła przed siebie. A przynajmniej wyglądała na wściekłą. „Czy ta dziewczyna nie potrafi choć na moment wyluzować?” - zapytał się w myślach. Podobała mu się z wyglądu i coś go do niej ciągnęło, ale nie mógł znieść jej charakteru. Był po prostu paskudny.
-          A wy tu po co? - Spytała opryskliwie kiedy zrównali z nią krok.
-          Nie pamiętasz? - Odezwał się Georg. - Miałem cię odprowadzić do chłopaka.
-          Znajomego - poprawiła. - Myślałam, że zapomniałeś o tym... - Uśmiechnęła się lekko, a w zaćmionym alkoholem umyśle Billa pojawiła się myśl, że blondynka ma śliczny uśmiech.
-          No coś ty! Nie mógłbym. To jest Bill - wskazał na przyjaciela.
Czarnowłosy bez zastanowienia wyciągnął w jej stronę dłoń. Mary Ann obrzuciła go jednak pogardliwym spojrzeniem i odwróciła wzrok w drugą stronę. „Co... Co ona sobie wyobraża?!” - pomyślał ze złością, a krew w jego żyłach zaczęła się gotować. Rozumiał, że blondynka może go nie lubić, bo przecież nie każdy musi go kochać i uwielbiać, ale przecież on tylko chciał zażegnać konflikt między nimi! Czy to coś złego?
Zdenerwowany nie zauważył kamienia, który nie wiedzieć skąd pojawił się na jego drodze, w rezultacie czego wywrócił się prosto pod nogi Mary Ann. Dziewczyna nie spodziewając się tego, potknęła się i upadłaby gdyby nie przytrzymał jej Georg.
-          Możesz mnie już puścić. Dzięki. - Powiedziała po chwili, gdy Georg nadal trzymał ją w swoich ramionach.
-          A tak...
-          A ty - zwróciła się do Czarnowłosego, który podnosił się z zaśnieżonego chodnika - musisz przewracać się pod moje nogi?! Wystarczy mi już, że idziesz obok mnie i śmierdzi od ciebie alkoholem!
-          Tak muszę! - Wykrzyknął zdenerwowany, otrzepując swoje jeansy ze śniegu. - Kup sobie jakieś leki na uspokojenie dziewczyno! Albo powiedz chłopakowi, żeby był dla ciebie czulszy! Bo zdecydowanie tego potrzebujesz!
-          Skąd wiesz czego potrzebuję?! Nawet mnie nie znasz!
-          Wystarczająco, żeby wiedzieć jaka jesteś bezczelna! Więcej wiedzieć o tobie nie muszę!
-          Szkoda - prychnęła z ironią. - A myślałam, że zaraz każesz mi podać rozmiar biustonosza. Sorry, pomyliłam cię z braciszkiem... Ty pewnie wolisz chłopców...
-          Nie żałuj sobie, już się przyzwyczaiłem! - Poczuł jak na jego policzki wkracza rumieniec. Choć dość często zdarzało mu się słyszeć obelgi tego typu kierowane pod swoim adresem, to w dalszym ciągu złościło go to. Nie wiedzieć jednak dlaczego, tym razem się zawstydził.
-          Możecie przestać? - Georg spróbował załagodzić ich kłótnię.
-          Zamknij się! - Wykrzyknęli razem.
-          Przynajmniej w tym jednym się zgadzacie... - mruknął.
-          To twoja wina! - Bill spojrzał gniewnie na basistę. - Po co ją przyprowadziłeś?!
-          Myślisz, że chciałam do was iść?! - Blondynka naskoczyła na Czarnego. - Georg nie zaciągnąłby mnie do was siłą!
-          Widać miał więcej siły niż ty, złotko... - prychnął.
* * *
Zapewne kłócilibyśmy się dalej, ale akurat w tym momencie rozpoznałam dom Martina. Rzucając Georgowi tylko krótkie „cześć” ruszyłam do drzwi tak szybko jak tylko pozwalały mi na to dziesięciocentymetrowe szpilki. Już miałam naciskać na klamkę, kiedy w progu pokazała się Nikola z wyrazem ulgi wymalowanym na twarzy.
-          Gdzieś ty była tyle czasu?! - Wykrzyknęła wyraźnie zdenerwowana. - Martwiliśmy się o ciebie.
-          To długa historia... - mruknęłam. - Bardzo długa.
-          Mam czas, możesz mi opowiedzieć.
-          Ok., ale daj mi chociaż wejść do środka.
Przyjaciółka odsunęła się, pozwalając mi wejść do przedpokoju. Zamknęła drzwi, a ja w tym czasie ściągnęłam swój płaszczyk i powiesiłam na wolnym haczyku. Uśmiechnęłam się do Martina, który podszedł do Nikoli i chciał ją objąć. Widząc jednak wzrok przyjaciółki momentalnie zrezygnował i z przepraszającym uśmiechem udał się do salonu. Brunetka pociągnęła mnie do kuchni, gdzie był względny spokój i posadziła na krześle barowym.
-          Mów - rzuciła, podsuwając mi pod nos szklankę z sokiem pomarańczowym.
Opowiedziałam jej wszystko od momentu kiedy spoliczkowałam w łazience jakiegoś chłopka. Pominęłam jedynie to co widziałam siedząc na ławeczce. Obiecałam Georgowi, że nie pisnę na ten temat nawet słówka i zamierzałam dotrzymać obietnicy.
-          Zresztą sama widziałaś ich pod domem Martina... - zakończyłam swoją opowieść. - Mów lepiej co z Martinem - puściłam jej oczko.
-          Nic. - Wzruszyła ramionami. - Trochę potańczyliśmy, porozmawialiśmy i to wszystko.
* * *
            Otworzyłam leniwie powieki zastanawiając się przez moment gdzie jestem. Rozczochrałam włosy dłonią i podniosłam się do pozycji siedzącej. Z mojej lewej strony smacznie spał Aleks, z prawej Nikola, a obok niej Martin z Mäxem. Kiedy impreza dobiegła końca chłopcy uznali, że rozłożymy sobie pościel w salonie i prześpimy kilka godzin. Protestowałam z Nikolą ku takiemu rozwiązaniu, ale zostałyśmy przegłosowane.
            Z westchnięciem wyswobodziłam się z ciepłej pościeli i udałam się do łazienki, aby przebrać się w swoje wcześniejsze ubrania. Na początku Martin, Aleks i Mäx próbowali nas przekonać, żebyśmy spały nago, albo w samej bieliźnie, ale na to absolutnie się nie zgodziłyśmy. Na szczęście w końcu odpuścili, a Martin pożyczył nam swoje podkoszulki.
            Odświeżona opuściłam pomieszczenie i potykając się o kilka osób, które smacznie spały na podłodze w domu Martina doszłam do kuchni. Wszędzie panował straszny bałagan, ale na szczęście nie będzie nas już tutaj kiedy brunet będzie chodził ze szczotką i szmatką próbując doprowadzić dom do stanu używalności.
            Mając nadzieję, że Martin nie będzie miał nic przeciwko temu, wlałam trochę wody do czajnika, i umyłam żółty kubek. Nasypałam do niego trochę kawy i zalałam wrzątkiem, dolewając trochę mleka. Z talerza chwyciłam kanapkę z Nutellą i usiadłam wygodnie na krześle barowym.
Jak kończyłam jeść do środka weszła Nikola. Chwyciła kromkę i zatopiła w niej zęby.
-          Mmm... - mruknęła. - Tego było mi trzeba...
-          Może kawki? - Kiedy przyjaciółka skinęła głową zrobiłam jej taki sam napój jak kilka minut wcześniej sobie. - Słodko spałaś wtulona w Martina.
-          Daj spokój! Nawet nie wiedziałam, że mnie obejmuje... Zresztą sam pewnie o tym nie wiedział.
-          Tłumacz to sobie jak chcesz - puściłam jej oczko, stawiając kubek z parującym napojem tuż przed nią.
-          Przestań! Nie z samego rana...
-          No dobrze. Ale wyglądaliście tak ładnie... - drażniłam się z nią.
-          Za to ty ładnie wyglądałabyś z tym Czarnym.
-          Kim?
-          Tym wymalowanym, u którego byłaś na sylwestrze...
-          Billem? - Kiedy skinęła głową, poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. - To nie było śmieszne.
-          I nie miało być. Ładnie wyglądaliście jak tam staliście na tym chodniku i się wyzywaliście.
Rzuciłam w nią kawałkiem sałaty, która leżała na blacie przede mną.
-          Odgryzasz się za Martina.
-          Za mnie? - Spojrzałam na wcześniej wspomnianego, który stał w progu kuchni.
-          O już wstałeś. - Nikola bardziej stwierdziła niż zapytała, urywając tym samym naszą wcześniejszą dyskusję o Kosmicie.
Nie chciałam słuchać tego jaka to byłaby z nas śliczna para, tym bardziej, że nigdy nie będziemy razem, co jest rzeczą oczywistą. Nie byłabym w stanie go polubić, a co dopiero pokochać... Wzdrygnęłam  się na samą myśl o tym. Choć mimo wszystko musiałam przyznać, że Kosmita jest całkiem niezły...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz