-
Dzień dobry. Jest Edyta? - zapytałam mężczyznę około
czterdziestki, będącego ojcem wcześniej wspomnianej.
-
Jest, wchodź Mary Ann - uśmiechnął się do mnie
promiennie. Próbowałam odwzajemnić jego gest, ale wyszedł mi tylko grymas.
-
Dziękuję.
Zdjęłam buty i podreptałam do jej
pokoju. Chciałam wyjaśnić z nią tą całą sytuację. Przecież to chore, żeby
gniewała się na mnie za tamten koncert. Tak nie może być! Co z tego, że Bill
mnie pocałował? Ona nawet go nie zna! Czemu więc jest o niego aż tak zazdrosna?
Zapukałam do drewnianych drzwi oczekując reakcji Edyty. Kiedy usłyszałam ciche
„proszę” lekko pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
-
Cześć
- przywitałam się.
Edyta spojrzała na mnie z politowaniem
i odwróciła głowę w drugą stronę. Zrobiło mi się przykro. Osoba, którą
dotychczas uważałam za przyjaciółkę nawet nie raczy na mnie spojrzeć ani mi
odpowiedzieć. I przez co to wszystko? Przez chłopaka, którego nawet nie zna, a
ja go kocham...
-
Widzę, że się do mnie nie odzywasz - mówiłam zmęczonym
głosem. Nic mi się nie chciało. Nawet żyć. To za wiele emocji jak dla jednej
osóbki. Starałam się być silna, ale powoli ta „siła” się wyczerpywała. - Ech...
- westchnęłam. - Nie wiem o co się na mnie pogniewałaś, ale przepraszam jeżeli
coś zrobiłam źle... - spojrzałam na nią. Dalej siedziała z głową utkwioną w
drugą stronę. - Nie wiem... Jeżeli chodzi o ten koncert, to przepraszam... Nie
za to, że byłam, ale za to, że mogłam cię w jakiś sposób tym urazić...
Edyta nie wykazywała żadnej reakcji.
Nie wiedziałam nawet czy mnie słucha. Czułam się trochę dziwnie, bo jak mogę
przepraszać ją za to, że poszłam na koncert Tokio Hotel, a Bill mnie pocałował?
Jaki jest w tym sens? Stało się... A ja tego nie żałuję. I już nigdy nie będę żałowała.
-
Możesz mi powiedzieć o co tak naprawdę się pogniewałaś?
Znowu zero jakiejkolwiek reakcji. Nawet
nie poruszyła głową. To tak jak mówienie do ściany. Powoli zaczęłam się
denerwować. Chciałam to wszystko wyjaśnić na spokojnie, ale jeżeli ona nawet
mnie nie słucha, to jak ja mam to zrobić? Nawet nie wiem o co tak naprawdę
się pogniewała...
-
Widzę, że ci przeszkadzam... Już idę i jeszcze raz
przepraszam za wszystko...
Odwróciłam się i wyszłam z pokoju.
Skierowałam się hollem do przedsionku, założyłam buty i opuściłam jej dom. To
już kolejna osoba, która nie chce mnie znać... W ciągu zaledwie kilku dni
straciłam przyjaciółkę i ukochanego chłopaka, który tak na dobrą sprawę nigdy
nie był mój... Miałam ochotę się gdzieś przejść. Gdzieś gdzie będzie cicho i
spokojnie... Tam gdzie nikogo nie spotkam. Ruszyłam dróżką w kierunku pól. Nie
dbałam o to, że wszystko było pokryte śniegiem. Po prostu szłam, płakałam i
myślałam. O moim życiu. Jak wiele się zmieniło od świąt Bożego Narodzenia...
Zdecydowanie za dużo. Poznałam Billa, kłóciłam się z nim przez długi czas, a
potem nawet nie wiedzieć kiedy zawładnął moim sercem. Od nienawiści do
miłości...
* * *
Dzisiaj odbył się ostatni koncert z ich
pierwszej poważniejszej trasy koncertowej Shrei Tour 2006. Powinien być
szczęśliwy, ale tak nie było. Denerwowali go ci wszyscy ludzie kręcący się
wokół niego, ciągle o coś pytający... Jak nie o Mary Ann, to o plany na
przyszłość, albo po prostu o koncerty i trasę. Było to niewątpliwie męczące.
Dopiero teraz znalazł chwilę, żeby posiedzieć sobie w samotności przy stoliku.
Nareszcie nikt do niego nie podchodzi, nic od niego nie chce... Tak. Właśnie
trwało After Show Party. Tym razem nie było to jednak małe przyjęcie na
zakończenie jednego z koncertów, tylko większe wydarzenie wieńczące ich
pierwszą trasę, która okazała się wielkim sukcesem. Szczególnie jak na tak
młode osoby. Byli teraz na samym szczycie. W Niemczech nie było chyba osoby,
która by o nich nie słyszała. Zawsze o tym marzył, jednak teraz wcale nie był
taki szczęśliwy. Czy na pewno chodziło mu o taki rodzaj sławy? Jego życie wraz
z momentem kiedy odszedł od Mary Ann całkowicie straciło sens. Już kiedy
zdecydował się do niej iść, przeprosić i wyznać to co czuje okazało się że
wyjechała zaledwie dwadzieścia minut wcześniej. Głupie dwadzieścia minut! Był
wściekły na siebie, że nie potrafił wybaczyć jej wcześniej. To, że całowała się
z Tomem jeszcze nic nie znaczy. Przecież go nie zdradziła. Jednak czemu to tak
zabolało, jakby go zdradziła? Jeszcze lizał rany po tym wydarzeniu. Czuł, że
minie wiele czasu zanim pogodzi się z tym, że już więcej nie będzie miał szansy
na zobaczenie Mary Ann. Poszli w dwóch zupełnie różnych kierunkach. Zamiast
otworzyć drzwi znajdujące się na wprost oni otworzyli boczne. Im więcej
zwiedzał nowych pokoi tym bardziej uświadamiał sobie, że oddala się od dziewczyny,
którą tak bardzo kocha. Całym swoim nastoletnim sercem. Chciał ją odnaleźć, być
coraz bliżej, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich drzwi prowadzących do niej.
A najgorsze, że zaprzepaścił to wszystko swoimi głupimi obawami, że ona może
jednak coś czuć do Toma i tym, że za bardzo poczuł się dotknięty tym co
zrobiła. A przecież on też pocałował Hannah. Jeżeli Mary Ann mówiła prawdę, że
jej na nim zależy, to pewnie w podobnym stopniu zabolał ją ich widok. Jednak on
zrozumiał to za późno. Za późno o całe dwadzieścia minut!
Wpatrzył się w tłum ludzi tańczący na
parkiecie. Wszyscy byli szczęśliwi. Tom, Gustav, Georg... Ich
marzenia się spełniły. Czemu więc on nie czuje żadnej radości? Tylko pustą
satysfakcję, że udało mu się spełnić swoje marzenia... Tokio Hotel było na
szczycie. Niemieckie nastolatki szalały za nimi, chciały mieć ich na
własność... A on się przejmuje w takim momencie jedną dziewczyną. Ale za to
wyjątkową, jedyną, najukochańszą...
-
Znowu myślisz o Mary? - Tom był już lekko wstawiony, żeby
nie powiedzieć pijany.
-
A co cię to obchodzi? - odburknął.
-
Jesteś
moim bratem...
-
Mogłeś o tym pomyśleć jak się z nią lizałeś... - nie
potrafił zapomnieć o tym, choć już dawno mu wybaczył. Nie potrafił się gniewać
na brata. W końcu byli praktycznie jednością. Łączyła ich magiczna więź, tak
jak wszystkie bliźniaki...
-
Nie lizałem się z nią! - zaprzeczył. - Już ci to
tłumaczyłem!
Tak. Tłumaczył. Tylko jakoś do Billa
nie trafiało to, że bliźniak widząc ją taką zapłakaną zapragnął nagle skraść
jej pocałunek. Przecież to marny powód. Tym bardziej, że wiedział co Bill czuje
do blondynki. Tak samo jak to, że czyn ten niesamowicie zaboli jego brata. Nie
przejmował się jednak tym w tamtej chwili. Dał się ponieść hormonom.
-
Ta... masz za dużo testosteronu...
-
Nazywaj to jak chcesz. Zadzwoń do niej! Powiedz, że ją kochasz!
Bill pokręcił tylko przecząco głową.
Nie. Nie będzie do niej dzwonił. Wiedział, że zaprzepaścił jedyną szansę na
wyznanie jej swoich uczuć. Teraz musi zapomnieć. Nie ma innego wyjścia.
Powinien skupić się na karierze. Na koncertach. Przynajmniej kiedy śpiewał
zapominał choć przez chwilę o uroczej blondynce, która zawładnęła jego serce.
Tylko kiedy wykonywał „Ich bin nicht ich” pod powiekami gromadziły mu się łzy
na wspomnienie tamtego pamiętnego koncertu. Jednak nigdy żadna z nich nie
spadła. I obiecał sobie, że nie spadnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz