-
Jedziemy z nim? - spytałam przyjaciółkę po polsku. - Ja
go praktycznie nie znam...
-
A ja tylko z widzenia, ze szkoły - odparła w moim
ojczystym języku z wyraźnym niemieckim akcentem. - Ale może być fajnie...
-
Lepsze to niż stanie na dworze... - przyznałam, choć sama
nie wiedziałam czy chcę jechać z Aleksem. W gruncie rzeczy tańczyłam z nim
tylko trochę na dyskotece. Skąd mogę mieć pewność, że nic mi nie zrobi?
-
Nie bójcie się - odparł widząc nasze miny. - Jestem
całkowicie nieszkodliwy.
-
Teraz się dopiero zaczęłam bać - Nikola uśmiechnęła się
blado.
-
Zapewniam, że nie ma czego. Odstawię was rano do domu
całe i zdrowe.
Spojrzałam na przyjaciółkę z niemym
pytaniem. Ta tylko kiwnęła głową. Może warto zaryzykować? W końcu może być
naprawdę dobra zabawa. I przynajmniej nie będziemy musiały marznąć na dworze.
-
A gdzie mieszka ten twój kumpel? Nie będzie miał niczego
przeciwko jeżeli przyjdziemy?
-
W Loitsche. Co ty - uśmiechnął się szeroko. - Będzie
zachwycony!
-
No dobra... - powiedziałam niepewnie. - Jeżeli chcesz się
męczyć z nami całą noc...
-
To wcale nie będzie męka - zapewnił - tylko czysta
przyjemność.
Kiedy wsiadałyśmy do czarnego BMW
miałam nadzieję, że nie będziemy tego żałowały. Aleks nie wyglądał na chłopaka,
który mógłby skrzywdzić dziewczynę, ale z drugiej strony ja go nie znam! Ani
tym bardziej jego kolegów!
Rozsiadłyśmy się wygodnie na tylnym
siedzeniu, a w naszą stronę odwrócił się kierowca.
-
Cześć dziewczyny - na jego ustach widniał szeroki
uśmiech. - Jestem Mäx.
-
Mary Ann - podałam mu rękę, uśmiechając się lekko.
-
My się już znamy - kiedy Nikola wypowiedziała te słowa
poczułam ulgę.
-
Skąd? - Spytał Aleks zapinając się pasem.
-
Ze szkoły i dyskoteki - wzruszyła ramionami. - Ciebie też
kojarzę ze szkoły.
-
Teraz już wiem czemu wydawałaś mi się znajoma.
Przez całą półgodzinną drogę wesoło
rozmawialiśmy o sylwestrze, a także Martinie - chłopaku, który urządzał
imprezę. Z opisu nastolatków wydawał się być niezwykle sympatycznym osobnikiem
z wielkim poczuciem humoru. Nawet się nie spostrzegłam kiedy czarne BMW
zatrzymało się przed żółtym, dość dużym domem. Na zewnątrz było już słychać
głośną muzykę, choć do wieczora pozostało jeszcze sporo czasu.
Wysiedliśmy z samochodu i bez pukania,
którego i tak pewnie gospodarz by nie usłyszał weszliśmy do budynku. Mäx
poprowadził nas do kuchni, a Aleks poszedł przyciszyć muzykę. Kiedy brunet
klepnął wysokiego, szczupłego blondyna w ramę ten podskoczył wystraszony,
uderzając się tym samym głową o brzeg górnej szafki.
-
Wystraszyłeś mnie! - Na jego twarzy pojawił się grymas
niezadowolenia, który na mój i Nikoli widok momentalnie przeobraził się w
szeroki uśmiech. - Jestem Martin.
Wyciągnął dłoń w kierunku Nikoli, a
następnie moim. Chłopcy mówili, że jest fajny i zabawny, ale nie wspomnieli
nawet słowem, że jest tak cholernie przystojny! Zupełnie jak jakiś chłopaczek z
boysbandu.
-
Siadajcie - Podsunął nam dwa krzesła. - A my zajmiemy się
przygotowaniami - Rzucił Aleksowi i Mäxowi dwa fartuszki.
-
To jeszcze nic nie zrobiłeś?! - Brunet zajrzał do
lodówki.
-
Przed chwilą wstałem - odparł z rozbrajającą szczerością.
- Sądziłem, że mi pomożecie.
-
Ale pomóc to co innego niż odwalić za ciebie całą brudną
robotę!
-
Niewdzięcznicy! - Wykrzyknął urażony zabierając się do
wysypywania ciasteczek na talerze.
-
To może my wam trochę pomożemy? - Wtrąciłam nieśmiało. I tak siedziałyśmy
bezczynnie.
-
Super! - Wykrzyknął uradowany Martin. - Nareszcie mamy
kogoś kto potrafi gotować!
-
Nie gadaj tyle tylko daj nam fartuszki - Nikola spojrzała
na niego z lekkim uśmiechem.
Skoro „wprosiłyśmy” się do niego na
sylwestra, to równie dobrze możemy się odwdzięczyć gotując jakieś danie. W
końcu to nic wielkiego. Przyjaciółka podeszła do lodówki i szeroko uchyliła
drzwiczki przypatrując się przez chwilę zawartości.
-
Czy wy nie macie nic poza wódką? - Spytała po dobrej
minucie.
-
Przecież jest jakieś mięso, ser żółty, wędlina... A
warzywa i owoce mam w szafkach, bo już się nie zmieściły w lodówce.
-
A masz makaron, taki do lasagne?
Martin otworzył jakąś szafkę i ze
smutną miną pokręcił głową.
-
Jest tylko zwykły, ale zaraz pójdę do sklepu.
-
Ok, to my akurat przygotujemy mięso i sos - zarządziła
Nikola.
Chłopak kiwnął głową, po czym wyszedł z
kuchni, mówiąc, że za niedługo wróci. W tym czasie przyjaciółka podała Aleksowi
i Mäxowi dwa noże i warzywa na sałatkę. Spojrzeli na siebie z lekko
wystraszonymi minami, po czym zabrali się za krojenie. Najwyraźniej gotowanie
nie było ich mocną stroną. O czym przekonałam się patrząc na ogórki i pomidory
pokrojone w dziwne kształty, które z pewnością nie przypominały „kostki”. W
końcu widząc jak się męczą, wyciągnęłam im z dłoni noże.
-
Dokończę za was - westchnęłam. - Za to wy sprzątacie.
Możecie też wysypać na jakieś miski chipsy i orzeszki.
Chłopcy posłusznie kiwnęli głowami,
wysypując na wielkie talerze wszelkie niezdrowe jedzenie, jakie tylko udało im
się znaleźć w kuchni Martina.
-
Mam makaron! - oznajmił brunet triumfalnie, wchodząc do
kuchni.
Spojrzałam na pięć opakowań, w których
powinien być makaron do lasagne, po czym zaczęłam się śmiać.
-
Martin to jest makaron do canelloni - Nikola powiedziała,
z pobłażliwym uśmiechem.
Chłopak wzruszył tylko ramionami, jakby
mówił, że on nie widzi żadnej różnicy. Przyjaciółka wsypała z rezygnacją kilka
rurek do wielkiego garnka, w którym już się gotowała woda. Obie wiedziałyśmy,
że przy canelloni jest o wiele więcej pracy niż przy spaghetti.
Gdy kluski się ugotowały, a my
zaczęłyśmy je nadziewać mięsem poczułam jak coś ląduje na mojej głowie. Nieco
zdezorientowana wyciągnęłam z włosów kawałek ogórka i spojrzałam z udawaną
złością na Mäxa. Ten tylko uśmiechnął się łobuzersko i rzucił w Nikolę
kawałkiem selera.
-
Ej! - Zawołała z nutką oburzenia w głosie. - My wam tutaj
gotujemy, a wy tak się odpłacacie?
Brunetka rzuciła w Mäxa kawałkiem
makaronu, który trzymała w dłoni. Po chwili rozpętała się prawdziwa wojna na
jedzenie. Gdyby nie fartuszki, które pożyczył nam Martin całe sukienki
miałybyśmy upaprane jedzeniem. Wolę nie myśleć jak wówczas pięknie
prezentowałyby się nasze kreacje...
-
Dobra! Koniec już! - huknął Aleks. - Dziewczyny nie zdążą
przygotować nam żarełka...
-
Właśnie - poparła go Nikola. - A wy nie zdążycie
posprzątać tego bajzlu...
Ułożyłyśmy resztę makaronu na trzech
brytfankach i włożyłyśmy do piekarnika. Jako, że pozostało nam jeszcze trochę
czasu, a w lodówce Martina znalazłyśmy kilka rzeczy nadających się do spożycia,
postanowiłyśmy przygotować trochę kanapek. Niewątpliwie gościom ciężko byłoby
wytrzymać całą noc na wódce, sokach, coli, chipsach, paluszkach i orzeszkach
ziemnych.
Kiedy
usiadłyśmy zmęczone na krzesełkach, Mäx, Aleks i Martin podeszli do nas i złożyli po buziaku na
policzkach, w ramach podziękowania.
-
Co my byśmy bez was zrobili? - spytał Martin z szerokim
uśmiechem.
-
Nie wiem - Nikola wzruszyła ramionami. - Pewnie byście
zginęli. Możemy skorzystać z łazienki?
-
Tak, oczywiście. Zaprowadzę was.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz