poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 13



-          Jedziemy z nim? - spytałam przyjaciółkę po polsku. - Ja go praktycznie nie znam...
-          A ja tylko z widzenia, ze szkoły - odparła w moim ojczystym języku z wyraźnym niemieckim akcentem. - Ale może być fajnie...
-          Lepsze to niż stanie na dworze... - przyznałam, choć sama nie wiedziałam czy chcę jechać z Aleksem. W gruncie rzeczy tańczyłam z nim tylko trochę na dyskotece. Skąd mogę mieć pewność, że nic mi nie zrobi?
-          Nie bójcie się - odparł widząc nasze miny. - Jestem całkowicie nieszkodliwy.
-          Teraz się dopiero zaczęłam bać - Nikola uśmiechnęła się blado.
-          Zapewniam, że nie ma czego. Odstawię was rano do domu całe i zdrowe.
Spojrzałam na przyjaciółkę z niemym pytaniem. Ta tylko kiwnęła głową. Może warto zaryzykować? W końcu może być naprawdę dobra zabawa. I przynajmniej nie będziemy musiały marznąć na dworze.
-          A gdzie mieszka ten twój kumpel? Nie będzie miał niczego przeciwko jeżeli przyjdziemy?
-          W Loitsche. Co ty - uśmiechnął się szeroko. - Będzie zachwycony!
-          No dobra... - powiedziałam niepewnie. - Jeżeli chcesz się męczyć z nami całą noc...
-          To wcale nie będzie męka - zapewnił - tylko czysta przyjemność.
Kiedy wsiadałyśmy do czarnego BMW miałam nadzieję, że nie będziemy tego żałowały. Aleks nie wyglądał na chłopaka, który mógłby skrzywdzić dziewczynę, ale z drugiej strony ja go nie znam! Ani tym bardziej jego kolegów!
Rozsiadłyśmy się wygodnie na tylnym siedzeniu, a w naszą stronę odwrócił się kierowca.
-          Cześć dziewczyny - na jego ustach widniał szeroki uśmiech. - Jestem Mäx.
-          Mary Ann - podałam mu rękę, uśmiechając się lekko.
-          My się już znamy - kiedy Nikola wypowiedziała te słowa poczułam ulgę.
-          Skąd? - Spytał Aleks zapinając się pasem.
-          Ze szkoły i dyskoteki - wzruszyła ramionami. - Ciebie też kojarzę ze szkoły.
-          Teraz już wiem czemu wydawałaś mi się znajoma.
Przez całą półgodzinną drogę wesoło rozmawialiśmy o sylwestrze, a także Martinie - chłopaku, który urządzał imprezę. Z opisu nastolatków wydawał się być niezwykle sympatycznym osobnikiem z wielkim poczuciem humoru. Nawet się nie spostrzegłam kiedy czarne BMW zatrzymało się przed żółtym, dość dużym domem. Na zewnątrz było już słychać głośną muzykę, choć do wieczora pozostało jeszcze sporo czasu.
Wysiedliśmy z samochodu i bez pukania, którego i tak pewnie gospodarz by nie usłyszał weszliśmy do budynku. Mäx poprowadził nas do kuchni, a Aleks poszedł przyciszyć muzykę. Kiedy brunet klepnął wysokiego, szczupłego blondyna w ramę ten podskoczył wystraszony, uderzając się tym samym głową o brzeg górnej szafki.
-          Wystraszyłeś mnie! - Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, który na mój i Nikoli widok momentalnie przeobraził się w szeroki uśmiech. - Jestem Martin.
Wyciągnął dłoń w kierunku Nikoli, a następnie moim. Chłopcy mówili, że jest fajny i zabawny, ale nie wspomnieli nawet słowem, że jest tak cholernie przystojny! Zupełnie jak jakiś chłopaczek z boysbandu.
-          Siadajcie - Podsunął nam dwa krzesła. - A my zajmiemy się przygotowaniami - Rzucił Aleksowi i Mäxowi dwa fartuszki.
-          To jeszcze nic nie zrobiłeś?! - Brunet zajrzał do lodówki.
-          Przed chwilą wstałem - odparł z rozbrajającą szczerością. - Sądziłem, że mi pomożecie.
-          Ale pomóc to co innego niż odwalić za ciebie całą brudną robotę!
-          Niewdzięcznicy! - Wykrzyknął urażony zabierając się do wysypywania ciasteczek na talerze.
-          To może my wam trochę pomożemy? - Wtrąciłam nieśmiało. I tak siedziałyśmy bezczynnie.
-          Super! - Wykrzyknął uradowany Martin. - Nareszcie mamy kogoś kto potrafi gotować!
-          Nie gadaj tyle tylko daj nam fartuszki - Nikola spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
Skoro „wprosiłyśmy” się do niego na sylwestra, to równie dobrze możemy się odwdzięczyć gotując jakieś danie. W końcu to nic wielkiego. Przyjaciółka podeszła do lodówki i szeroko uchyliła drzwiczki przypatrując się przez chwilę zawartości.
-          Czy wy nie macie nic poza wódką? - Spytała po dobrej minucie.
-          Przecież jest jakieś mięso, ser żółty, wędlina... A warzywa i owoce mam w szafkach, bo już się nie zmieściły w lodówce.
-          A masz makaron, taki do lasagne?
Martin otworzył jakąś szafkę i ze smutną miną pokręcił głową.
-          Jest tylko zwykły, ale zaraz pójdę do sklepu.
-          Ok, to my akurat przygotujemy mięso i sos - zarządziła Nikola.
Chłopak kiwnął głową, po czym wyszedł z kuchni, mówiąc, że za niedługo wróci. W tym czasie przyjaciółka podała Aleksowi i Mäxowi dwa noże i warzywa na sałatkę. Spojrzeli na siebie z lekko wystraszonymi minami, po czym zabrali się za krojenie. Najwyraźniej gotowanie nie było ich mocną stroną. O czym przekonałam się patrząc na ogórki i pomidory pokrojone w dziwne kształty, które z pewnością nie przypominały „kostki”. W końcu widząc jak się męczą, wyciągnęłam im z dłoni noże.
-          Dokończę za was - westchnęłam. - Za to wy sprzątacie. Możecie też wysypać na jakieś miski chipsy i orzeszki.
Chłopcy posłusznie kiwnęli głowami, wysypując na wielkie talerze wszelkie niezdrowe jedzenie, jakie tylko udało im się znaleźć w kuchni Martina.
-          Mam makaron! - oznajmił brunet triumfalnie, wchodząc do kuchni.
Spojrzałam na pięć opakowań, w których powinien być makaron do lasagne, po czym zaczęłam się śmiać.
-          Martin to jest makaron do canelloni - Nikola powiedziała, z pobłażliwym uśmiechem.
Chłopak wzruszył tylko ramionami, jakby mówił, że on nie widzi żadnej różnicy. Przyjaciółka wsypała z rezygnacją kilka rurek do wielkiego garnka, w którym już się gotowała woda. Obie wiedziałyśmy, że przy canelloni jest o wiele więcej pracy niż przy spaghetti.
Gdy kluski się ugotowały, a my zaczęłyśmy je nadziewać mięsem poczułam jak coś ląduje na mojej głowie. Nieco zdezorientowana wyciągnęłam z włosów kawałek ogórka i spojrzałam z udawaną złością na Mäxa. Ten tylko uśmiechnął się łobuzersko i rzucił w Nikolę kawałkiem selera.
-          Ej! - Zawołała z nutką oburzenia w głosie. - My wam tutaj gotujemy, a wy tak się odpłacacie?
Brunetka rzuciła w Mäxa kawałkiem makaronu, który trzymała w dłoni. Po chwili rozpętała się prawdziwa wojna na jedzenie. Gdyby nie fartuszki, które pożyczył nam Martin całe sukienki miałybyśmy upaprane jedzeniem. Wolę nie myśleć jak wówczas pięknie prezentowałyby się nasze kreacje...
-          Dobra! Koniec już! - huknął Aleks. - Dziewczyny nie zdążą przygotować nam żarełka...
-          Właśnie - poparła go Nikola. - A wy nie zdążycie posprzątać tego bajzlu...
Ułożyłyśmy resztę makaronu na trzech brytfankach i włożyłyśmy do piekarnika. Jako, że pozostało nam jeszcze trochę czasu, a w lodówce Martina znalazłyśmy kilka rzeczy nadających się do spożycia, postanowiłyśmy przygotować trochę kanapek. Niewątpliwie gościom ciężko byłoby wytrzymać całą noc na wódce, sokach, coli, chipsach, paluszkach i orzeszkach ziemnych.
            Kiedy usiadłyśmy zmęczone na krzesełkach, Mäx, Aleks i Martin  podeszli do nas i złożyli po buziaku na policzkach, w ramach podziękowania.
-          Co my byśmy bez was zrobili? - spytał Martin z szerokim uśmiechem.
-          Nie wiem - Nikola wzruszyła ramionami. - Pewnie byście zginęli. Możemy skorzystać z łazienki?
-          Tak, oczywiście. Zaprowadzę was.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz