Menager
praktycznie zmusił ich do obecności na ślubie swojego ojca z jakąś Anabelle.
Bill tak jak reszta zespołu nie znał nowożeńców, więc nie widział potrzeby
siedzenia tutaj. O wiele bardziej wolał zamknąć się w hotelowym pokoju i
ponownie zacząć rozmyślać o Mary Ann. Nie chciał o niej myśleć, ale mimo jego
wszystkich starań ona dalej gościła w jego głowie. I sercu. Był nawet dzisiaj u
fryzjera, żeby o niej choć na moment przestać myśleć, ale nic to nie dało.
Zamiast tego zaczął się zastanawiać czy Mary Ann spodoba się jego nowa fryzura.
Doskonale wiedział, że jego myśli są beznadziejne, gdyż nie podobał się
blondynce, ale tak bardzo tego pragnął... Przynajmniej może wyobrazić sobie, że
jej się podoba. Nie wiedzieć czemu każda myśl dotycząca Mary Ann go raniła.
Działo się pewnie tak dlatego, że kochał ją całą swoją duszą, każdą komórką
ciała, a ona miała go gdzieś. Ale czy na pewno? Wczoraj znowu dała mu nadzieję.
Nie odepchnęła go od siebie, a co więcej sama się do niego przytuliła. Trudno mu
było uwierzyć w swoje szczęście. Może Mary Ann jednak coś do niego czuje? A
może miała ochotę się do kogoś przytulić „ot tak sobie”? I to wcale nie do
niego, ale on akurat był pod ręką... Zapewne nigdy się nie dowie czemu tak
postąpiła. Wiedział jednak jedno. Było mu wtedy cudownie. Przez chwilę czuł, że
Mary Ann może go pokochać. Że warto walczyć o jej miłość.
Podczas
ceremonii ślubnej na miejscu Svena i Anabelle wyobraził sobie siebie i Mary
Ann. Miała na sobie piękną białą suknię i patrzyła na niego zakochanym
wzrokiem, a on na nią. Czuł, że jest ona jedyną i najpiękniejszą kobietą na
świecie. Ale on nigdy nie weźmie ślubu! Dla niego to zbędna formalność,
przysparzająca potem bólu i cierpienia. Głęboko wierzył w to, że dwoje ludzi
może żyć ze sobą do końca życia nie będąc małżeństwem.
Doskonale
pamiętał jak cierpiał z Tomem przez rozwód rodziców. Oboje nie wiedzieli co się
wokół nich dzieje. Pewnego dnia rodzice po prostu przestali się kochać. A może
tak naprawdę nigdy się nie kochali? Jednak mimo to przysięgli przed Bogiem, w
którego tak naprawdę nie wierzył, że będą razem dopóki śmierć ich nie rozłączy.
Właśnie. Przysięga. Ile ona jest tak naprawdę warta? To chyba zależy od
człowieka, jednak dla Billa wiele znaczyła.
Tak jak wszystkie dzieci razem z Tomem
pragnął mieć przy sobie zarówno mamę jak i tatę, którzy by ich kochali ponad
wszystko. Być ich oczkiem w głowie. Pamiętał jak każda kłótnia rodziców raniła
ich, małe dzieci. Które tak niewiele wtedy rozumiały. Jednak mimo to cierpiały
widząc jak dwie najbliższe im osoby nie potrafią znaleźć ze sobą wspólnego
języka.
Czasami zastanawiał się jakby to było
gdyby ojciec został z nimi. Nie poznaliby wtedy ojczyma, przez którego oboje z
Tomem tak bardzo pokochali muzykę. Stała się ona dla nich wszystkim. Najważniejszą
rzeczą na świecie. Nie wyobrażał sobie, żeby mógł przestać kiedykolwiek
śpiewać. Zdecydowanie gdyby na ich drodze nie pojawił się Gordon nie byliby tym
kim są teraz. Ale czy na pewno ich życie byłoby gorsze? Na te pytania już nigdy
nie znajdzie odpowiedzi.
Nie da się cofnąć czasu, choć czasami
chciałby to zrobić. Albo chociaż zatrzymać go w miejscu, bo wszystkie dobre
chwile tak szybko mijają... Tak jak jego wczorajsze spotkanie z Mary Ann.
Chciał, żeby tamta magiczna chwila kiedy leżała w niego wtulona trwała
wiecznie. Jednak tak nie mogło być, bo czas płynął nieubłaganie. Pragnął ją
pocałować, poczuć ponownie smak jej ust, ale się na to nie odważył. Wiedział,
że zepsułby wszystko tym jednym pocałunkiem. A do tego cierpiałby. Samo
trzymanie w ramionach Mary Ann i jej bliskość mu wystarczała. Zastanawiał się
jak blondynka zachowa się przy ich kolejnym spotkaniu. Czy znowu będzie
udawała, że nic się nie stało? Podczas gdy stało się bardzo wiele. Czuł, że
może go pokochać, przez co w jego wnętrzu rozpalił się promyk nadziei. Tylko
czy dobrze odczytał jej gesty? Może to, że się do niego przytuliła nie było
oznaką tego, że choć troszkę jej na nim zależy? Może miała tylko ochotę się do
kogoś przytulić, a że on był w pobliżu to padło na niego?
„Najbardziej bolą pytania bez odpowiedzi”
Owszem mógł ją o to zapytać, ale czy
się na to odważy? Czy chce znać jej odpowiedź? Był pewny jednego. Jeżeli
dziewczyna powie mu, że wcale nie chciała się do niego przytulić i że nic do
niego nie czuje, to wtedy zniknie ten malutki promyczek nadziei, który pojawił
się w jego sercu. Zgaśnie bezpowrotnie. A on nie chciał, żeby gasł. Chciał,
żeby się jeszcze bardziej rozpalił. Żeby Mary Ann dała mu szansę. Nie chciał,
żeby odrzuciła go kolejny raz. Wiedział, że ciężko, nawet bardzo ciężko byłoby
mu się z tym pogodzić. O
ile kiedykolwiek by to nastąpiło.
-
Znowu o niej myślisz? - z rozmyślań brutalnie wyrwał go
głos brata. Wiedział, że zaprzeczanie nic nie da, bo bliźniak i tak dobrze wie
jak cierpi, więc tylko skinął głową. - Bill powiedz jej co do niej czujesz.
-
Ale ja się boję. Boję się, że mnie odrzuci... - wyznał. -
A tego bym nie zniósł.
-
A skąd wiesz, że cię odrzuci? Może ten lęk jest
całkowicie nieuzasadniony?
-
Tom nie rozumiesz? Ona mnie ledwo lubi! - bliźniak
pokręcił głową, dając tym samym bratu do zrozumienia, że ten się myli. Widział
jak bardzo ciągnie do siebie tych dwoje i nie mógł już dłużej patrzeć na to jak
się nawzajem ranią. Nie lubił wcześniej Mary Ann, ale po krótkiej rozmowie z
nią przekonał się, że to fajna, zabawna dziewczyna. Co więcej zaczęła mu się
podobać. Oprócz tego, że miała ciało modelki, to nie była kolejną pustą
panienką zakochaną w nim na zabój. Jego sława nie robiła na niej najmniejszego
wrażenia. I to mu się podobało. Zazdrościł bratu, że taka wspaniała dziewczyna
zakochała się akurat w nim.
-
Ja widzę jak wy na siebie patrzycie i jak się ranicie.
Zupełnie niepotrzebnie. Oboje się kochacie. Któreś z was musi wyciągnąć
pierwsze rękę do tego drugiego - położył nacisk na ostatnie zdanie.
-
Jeszcze nie teraz... - wyszeptał cicho i pogrążył się w
myślach.
A jeżeli Tom ma rację? Może faktycznie
powinien wyznać Mary Ann swoje uczucia? Może dziewczyna nie podepcze kolejny
raz jego serca?
Zaczął się rozglądać po sali balowej
znajdującej się na ostatnim piętrze hotelu Van der Valk Hotel Berliner Ring.
Sam nie wiedział po co. I tak nie liczył na to, że w tłumie ludzi dostrzeże
jakąś znajomą postać.
-
Zaraz tu przyjdzie Nikola z Mary Ann - oznajmił radośnie
Georg siadając na swoim miejscu.
-
Mary Ann? - powtórzył bezgłośnie, gdyż był pewny, że mu
się przesłyszało.
-
Tak.
Z Nikolą.
Jakby na potwierdzenie tych słów
dostrzegł dwie dziewczyny zmierzające do ich stolika. Jego serce przyśpieszyło
rytmu, kiedy w jednej z nich rozpoznał Mary Ann. Wyglądała pięknie w szarej sukni
do ziemi. Zakrywała praktycznie całe ciało, ale za to podkreślała jej idealne
kształty. Mówiła nawet więcej niż jakby miała na sobie kusą mini i bluzkę
odkrywającą cały brzuch. Zrobił się zazdrosny, że każdy mężczyzna obecny na
sali może podziwiać jej urodę. Chciałby ją zamknąć w jakiejś wieżyczce na
klucz, tak żeby tylko on miał tam dostęp. I tylko on mógł ją podziwiać.
Wyrwał się z lekkiego otępienia słysząc
radosne „cześć chłopaki”. Obserwował jak Mary Ann podchodzi najpierw do
Gustava, żeby dać mu buziaka w policzek na przywitanie. Czuł w sercu ukłucie.
Tak, to była zazdrość. W momencie kiedy blondynka podeszła do Toma Nikola
cmoknęła go w policzek. Był jej wdzięczny za to, że oszczędziła mu widoku Mary
Ann witającej się z jego bratem. Zastanawiał się czy blondynka tym razem do
niego podejdzie. Czuł jeszcze ból w sercu na wspomnienie spotkania w
garderobie, kiedy go totalnie olała. Zaklinał ją w duchu, żeby tym razem tak
nie postąpiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz