Od Edyty
wróciłam do domu po dziesiątej wieczór. Mama z tatą już na mnie czekali.
Powietrze w domu było tak gęste, że byłam pewna, iż można kroić je nożem. Nie
wiedziałam jeszcze co zrobiłam, ale byłam pewna, że za moment rozpęta się
gigantyczna awantura.
-
Gdzie byłaś? - mama spytała ostrym tonem.
-
U Edyty - odparłam krótko. - Chyba mogłam do niej iść?
-
A wiesz, która jest godzina?! - Wydarła się na mnie.
Kiwnęłam potakująco głową. Nie było
sensu kłamać.
-
No właśnie! Nie masz telefonu, żeby zadzwonić?! Póki
mieszkasz w tym domu, masz wracać zaraz po szkole!
-
Jasne - mruknęłam. - Jakoś wcześniej wam to nie
przeszkadzało... Zresztą mogliście do mnie zadzwonić.
-
Nie będę do ciebie co pięć minut wydzwaniała!! Nie ma cię
po całych dniach, a na dodatek późno wracasz do domu!! Jak zwykle nic nie
robisz!!
-
Za to wy robicie wszystko - odparowałam.
-
Żebyś wiedziała! Przyjdę zmęczona po pracy i muszę
jeszcze sprzątać! A ty nic nie robisz!
-
Nie, wcale. Może ze szkoły też zrezygnuję i zacznę bawić
się w twoją sprzątaczkę? Nie potrzebujesz jeszcze kucharki?
-
Mary! - Głos ojca był ostry. - Mama ma rację. Powinnaś
posprzątać w domu.
-
Pomóż nam trochę!! Przecież widzisz, że nie ma nas po
całych dniach!!
Nie chciałam dalej dyskutować z
rodzicami, bo wiedziałam, że to i tak niczego nie zmieni. Nie ważne ile bym
sprzątała, i tak zawsze okazuje się, że ja nic nie robię. Nauka również według
mamy i taty była niczym. Inaczej zapewne sprawa miałaby się z pracą, choć i
tutaj nie mogłam mieć pewności.
Przez drzwi łazienki słyszałam jak mama
wrzeszczy na mnie, że jestem okropna, wredna, ciągle robię jej na złość, i że
mnie nienawidzi. Jak w rodzinie patologicznej, przemknęło mi przez myśl.
Odkręciłam ciepłą wodę i zaczęłam zrzucać z siebie ubrania. Nie zamierzałam
przejmować się za bardzo słowami matki, choć mimo tego po moich policzkach popłynęły
łzy.
* * *
-
Mary Ann!! - krzyczał Brian, szarpiąc mnie za ramię. -
Obudź się!!
-
Po co? - Zapytałam zaspanym głosem. Chciałam jeszcze
trochę pobyć w fantazyjnej krainie Morfeusza.
-
Zaraz jedziemy do babci - wyjaśnił.
Podniosłam niechętnie powieki i zwlekłam
się z łóżka. Dopiero kiedy dotarły do mnie w pełni słowa brata, pognałam czym
prędzej do garderoby, żeby spakować ubrania i inne najpotrzebniejsze rzeczy.
Okropnie cieszyłam się, że rodzice postanowili wysłać nas jednak do Niemiec.
Nareszcie zobaczę się z przyjaciółką!
O ósmej
zniosłam swoją walizkę, a tata spakował ją do bagażnika. Tak samo postąpił z
bagażem Briana. W milczeniu wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę do
Magdeburga. Po minie taty widziałam, że jest jeszcze na mnie pogniewany za wczoraj,
choć nie bardzo widziałam w tym wszystkim moją winę.
Jakieś
trzydzieści kilometrów za granicą przypomniałam sobie, że nie pożegnałam się z
Edytą. Wyciągnęłam z torebki telefon komórkowy i wybrałam do niej numer.
-
Czego? - Usłyszałam jej zaspany głos.
-
Leń - powiedziałam wesoło. - A mówisz, że to ja gniję tak
długo w łóżku.
-
Daj spokój... - jęknęła. - Jest dopiero pół do
dziesiątej...
-
Jadę do babci - oznajmiłam.
-
Na całe ferie?
-
Uhm - przytaknęłam. - Chciałam się chociaż pożegnać
telefonicznie, bo rano nie zdążyłam do ciebie wpaść.
-
No ładnie - jej głos był już o wiele przytomniejszy, niż
jeszcze chwilę temu. - Znowu zostawiasz mnie samą...
-
Poradzisz sobie - zaśmiałam się.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę.
Przynajmniej w ten sposób umiliłam sobie część drogi, bo w samochodzie panował
grobowy nastrój. Do babci dojechaliśmy dopiero późnym popołudniem. Tata
zostawił nasze bagaże, napił się kawy, pożegnał z nami i ruszył w drogę
powrotną do domu. Babcia namawiała go, żeby został na noc, ale uznał, że koniecznie
musi wrócić do Zielonej Góry jeszcze dzisiaj.
Jak
tylko rozpakowałam wszystkie swoje rzeczy, zadzwoniłam do Nikoli. Przyjaciółka
ucieszyła się, że jestem w Niemczech i obiecała, że zaraz wpadnie. Jako, że
było już dość późno, uznałyśmy, że najlepiej będzie jak przenocuje u mojej
babci.
Pół
godziny później wchodziłyśmy do mojego pokoju. Rozsiadłyśmy się wygodnie na
łóżku. Dopiero teraz spostrzegłam, że Nikola przyniosła ze sobą Yam. Otworzyła
na jakiejś stronie, i z uśmiechem na ustach podała mi gazetę i długopis.
-
Dasz mi parafkę?
-
Pewnie - roześmiałam się biorąc od niej Yam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz