środa, 28 listopada 2012

Rozdział 37



            Bill Kaulitz wyrzucał ze swojej szafy kolejne spodnie, koszulki, koszule i bluzy zastanawiając się co na siebie założyć. Tłumaczył sobie, że to zwykła kolacja bez żadnych romantycznych podtekstów, ale mimo tego chciał dobrze wyglądać. Właściwie po co miałby się spodobać Mary Ann? Bo ona jemu się podobała? Ale przecież tylko zewnętrznie! Charakter dziewczyny był okropny. Ani trochę nie wierzył Georgowi, że Mary jest fajna, sympatyczna i miła.
-          Bill? - Usłyszał głos Toma. Był zbyt zajęty szukaniem odpowiedniego stroju, żeby choć zerknąć na brata. - Dzwonił David. Mamy być gotowi za godzinę, bo jedziemy do Berlina. Udało mu się nagle załatwić jakąś sesję.
Czarnowłosy obrócił gwałtownie głowę w stronę bliźniaka, wypuszczając z dłoni parę jeansów.
-          Nie możemy dzisiaj jechać do Berlina - odpowiedział spokojnie.
-          Dlaczego? Przecież dobrze wiesz, że kolacja z tą bezczelną panną jest beznadziejnym pomysłem.
Tom rozwalił się na łóżku bliźniaka. Podparł dłońmi głowę, wpatrując się uważnie w Czarnowłosego.
-          Być może - mruknął - ale nie zamierzam zrobić jej satysfakcji, nie pojawiając się. Ona pewnie na to liczy.
-          I dlatego od godziny zastanawiasz się, co na siebie włożyć? - Uniósł brwi. - Zachowujesz się, jakbyś miał iść na randkę z laską, za którą biegałeś co najmniej tydzień i błagałeś o spotkanie.
-          Wcale nie - zaprzeczył. - Po prostu lubię dobrze wyglądać. Nie pokażę się u niej w domu ubrany jak ostatnia łajza.
-          Jeszcze trochę i się w niej zakochasz - stwierdził. - Niestety musisz przełożyć wasze spotkanie. David powiedział, że ta sesja nie jest aż tak ważna, ale powinniśmy na niej być.
Bill westchnął ciężko, zastanawiając się jak ma się wykręcić od sesji zdjęciowej. Jego dusza perfekcjonisty i pracoholika mówiła mu, że powinien odwołać kolację, bo ich kariera jest o wiele ważniejsza, ale jednocześnie nie chciał, żeby Mary uznała, że dał za wygraną albo, co gorsza, boi się przyjść na spotkanie z nią.
-          Nie mogę - odparł w końcu. - Zadzwonię do Davida i powiem mu, że nic z tego.
-          Wiesz, że będzie ci potrzebna poważna wymówka? Coś takiego jak atak terrorystyczny na Berlin...
Czarnowłosy skinął głową. Doskonale wiedział, że nie może powiedzieć menagerowi, że umówił się z panienką, której nie znosi, ale jednocześnie to spotkanie jest o wiele ważniejsze. 
* * *
-          O której przychodzi Bill? - Spytała babcia, obserwując jak wyrabiam ciasto na pizzę. Uznałam, że domowa będzie o wiele lepsza niż ta z pizzerii.
-          O siódmej.
-          Doskonale! Umówiłam się ze Svenem o szóstej, a Brian już poszedł?
-          Tak. Przed chwilą.
-          Tylko nie zróbcie niczego głupiego - puściła mi oczko i już jej nie było.
Zaczęłam ugniatać z całej siły ciasto, tak jakbym chciała odreagować na nim złość. Uformowałam masę w kształtne kółko, co nie należało do prostych czynności i posypałam serem żółtym, wędliną, cebulą i brokułami. Zadowolona z wyglądu pizzy wstawiłam ją do rozgrzanego piekarnika i zaczęłam sprzątać blat.
            Piętnaście minut później w drzwiach pojawiła się babcia. Pożegnała się ze mną szybko. Na jej ustach czaił się filuterny uśmiech, który miałam nadzieję, został przeznaczony dla Svena, a nie dla mnie.
Widząc, że boki ciasta ładnie się przybrązowiły, ustawiłam piekarnik na pięćdziesiąt stopni i poszłam do pokoju, żeby się odświeżyć. Nie miałam zamiaru przyjmować Billa w wyciągniętej spódniczce i lekko ubrudzonym zielonym topie. Postanowiłam spowodować u Kosmity ślinotok, jaki najczęściej występował u chłopaków widzących mnie w czarnej bluzeczce z dekoltem do pasa.
Zeszłam na dół, sprawdzić czy wszystko jest na pewno przygotowane. Obrzuciłam krytycznym spojrzeniem ładnie zastawiony stół w jadalni. Brakowało mi jeszcze tylko świec, ale Bill mówił, że to nie randka, a ja się z nim całkowicie zgadzałam. Dlatego też pomarańczowe światło padające z kinkietów musiało wystarczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz