Wściekła szłam prosto przed siebie, w stronę zaśnieżonych
wzgórz wyrastających niedaleko za domem Kaulitzów. Jak on mógł zaproponować mi
coś takiego? Nawet już tak bardzo nie przeszkadzał mi fakt, że zachował się jak
ostatni cham i egoista.
-
Chociaż tyle, że nie chciał mnie przelecieć - burknęłam
do siebie, wyciągając dłonie na boki, żeby utrzymać równowagę. Ulica była
okropnie śliska.
Nie rozumiałam dlaczego Bill
zaproponował mi wspólną kolację, ale byłam pewna, że musiał postradać zmysły!
Przecież sam widział jak się kłócimy i wymieniamy ze sobą same zgryźliwości!
Chciałam zdobyć adres Georga, ale nie byłam pewna czy jestem gotowa na takie
poświęcenie. Nie mogę wytrzymać w jego towarzystwie nawet pięciu minut, żeby
nie wybuchnąć, więc jakim cudem miałabym spędzić z nim przynajmniej godzinę bez
kłótni?!
Wyrzucałam sobie w duchu, że nie
zapytałam na samym początku fanek Tokio Hotel, wystających pod domem Kaulitzów
gdzie mieszka Georg. Dziewczyny z pewnością by mi powiedziały, w
przeciwieństwie do Billa. Teraz jednak nie mogłam już ich o to poprosić.
Widziały jak wchodziłam do domu bliźniaków, co obudziło w nich zazdrość. I
gniew na mnie, który czułam mijając je, opuszczając posesję Kaulitzów.
Chciałam w końcu skończyć z tymi
głupimi artykułami, ale do głowy nie chciał mi napłynąć żaden genialny plan
zdobycia adresu albo telefonu Georga Listinga. Jedyną szansą była kolacja z
Billem, na którą ani trochę nie miałam ochoty. Gdyby Czarny był choć trochę
milszy, zastanawiałabym się już co na siebie założyć, żeby mu się spodobać.
Musiałam przyznać przed sobą, że chłopak jak najbardziej mi się podoba, ale co
z tego, skoro ma beznadziejny charakter?
Westchnęłam
głośno, udając się w drogę powrotną. Może warto spróbować? Może Kosmita okaże
się trochę milszy? Czułam, że nadzieja tym razem mnie zawiedzie, ale
postanowiłam zaryzykować.
Stanęłam
przed drewnianym płotkiem i zadzwoniłam domofonem. Nie przejmowałam się wrogimi
spojrzeniami fanek Tokio Hotel. Byłam pewna, że żadna z nich nie rzuci się na
mnie z pięściami.
Słysząc dźwięk świadczący o tym, że
ktoś otwiera furtkę, pchnęłam ją i ruszyłam w stronę białego domu. Drzwi się
otworzyły, a na progu stanął Tom Kaulitz. Zaprosił mnie gestem do środka.
-
Cześć... - mruknęłam, zaskoczona jego widokiem, choć nie
powinnam. W końcu to również jego dom.
-
Rozbierz się i chodź do środka - powiedział chłodno, a ja
spojrzałam na niego jak na nienormalnego.
-
Nie ma takiej potrzeby. Może ty dasz mi numer Georga? -
Spytałam z nadzieją.
-
A co? Znowu dostanę w policzek? - Przybrał pozę luzaka,
co mnie nieco zirytowało. Dreadowłosy nie był gangsterem, choć starał się
takiego zgrywać. Niestety nie wychodziło mu to za dobrze.
-
A chcesz? - Spytałam słodko. Czemu muszę toczyć wojnę z
braćmi Kaulitz?!
-
Nie, raczej nie. Chodź, zaprowadzę cię do salonu.
-
Naprawdę nie trzeba... Ja tylko...
Widząc jego spojrzenie, zrezygnowana
ściągnęłam kozaczki i powędrowałam za nim. Nie chciałam być w tym domu dłużej
niż to konieczne. Dreadowłosy wskazał mi kanapę, po czym zniknął w przedpokoju.
Wpatrzyłam się w grafitowy segment stojący naprzeciwko kanapy, na której
siedziałam.
-
Napijesz się herbaty? - Usłyszałam po jakichś dziesięciu
minutach głos Billa. W rękach trzymał dwa kubki z parującym napojem. Nie
czekając na moją odpowiedź podał mi jeden. - Jeżeli słodzisz, zaraz przyniosę
cukier...
-
Nie musisz - uśmiechnęłam się lekko. - Wolę gorzką.
Dziękuję.
Upiłam kilka łyczków, które przyjemnie
rozgrzały moje ciało od wewnątrz. Trochę zmarzłam błąkając się po dworze przez
ponad pół godziny.
-
Kiedy? - Spytałam, widząc, że chłopak nie ma zamiaru
pierwszy zabrać głosu. A podobno jest taki wygadany...
-
Kiedy? - Powtórzył jak echo, wpatrując się we mnie
ślicznymi czekoladowymi tęczówkami. Zganiłam się w duchu, za takie myśli. - Ale
co?
-
Nie zgrywaj idioty. Dobrze wiesz o co mi chodzi.
-
O kolację? - W jego oczach dostrzegłam rozbawienie.
Skinęłam głową. - Pasuje ci jutro? O siódmej? W Magdeburgu jest fajna
knajpka...
-
O nie, nie pójdę z tobą do żadnej knajpki - pokręciłam
energicznie głową. - Nie ma mowy.
Nie zamierzałam podziwiać kolejnych
zdjęć w Bravo albo Yamie, tym razem nie z Georgiem, a z Billem. Chciałam się
całkowicie uwolnić od Tokio Hotel!
-
Nie? - Uniósł brwi.
-
Nie. - Przytaknęłam. - Dzięki za herbatę. - Odłożyłam
kubek na stolik i podniosłam się z kanapy. Wyciągnęłam z torebki kawałek kartki
i długopis. Zapisałam adres babci i wręczyłam Billowi. - Jutro o siódmej.
Jeżeli spóźnisz się choć sekundę, nie wpuszczę cię.
-
Nie martw się - uśmiechnął się ukazując krzywe, ale
urocze zęby. - Nie wymigasz się tak łatwo od kolacji ze mną.
Skinęłam głową, kierując się do
wyjścia. Założyłam na nogi kozaczki i spojrzałam na niego wyczekująco. Chłopak
pospiesznie zapisał adres basisty na odwrocie swojego zdjęcia i wręczył mi.
-
Dzięki. Do jutra.
Ściskając zdobycz w dłoni, opuściłam
posesję bliźniaków i udałam się na pomazany przez fanki bliźniaków przystanek
autobusowy. Kolejny autobus do Magdeburga miał być za niecałe dziesięć minut.
Usiadłam na ławeczce i przyglądałam się wyznaniom miłości, kierowanym ku
Billowi, Tomowi i całemu Tokio Hotel. Jednak głowę bardziej zaprzątały mi myśli
o jutrzejszej kolacji. Przecież się pozabijamy! Ale może to i lepiej? Dalej
będziemy się nienawidzili w spokoju, a ja w końcu przestanę o nim myśleć.
Wyjaśnię sprawę z Georgiem i będę mogła zapomnieć o czymś takim jak Tokio
Hotel. Oczywiście wiedziałam, że natknę się na nich w prasie albo telewizji,
czy zostanę jeszcze nie raz wciągnięta w rozmowę o nich, ale już nigdy więcej
nie zamienię słowa z Kaulitzami i ich kolegami.
Wsiadłam
do autobusu i zajęłam miejsce przy oknie. Wpatrywałam się w mijane krajobrazy,
zastanawiając się co teraz powinnam zrobić. Miałam adres Georga, który Bill
zapisał starannymi literkami, więc chyba powinnam pojechać do niego i
porozmawiać. Postanowiłam zrobić to od razu.
W jednym ze sklepów
kupiłam bułkę słodką i zajadając ją, skierowałam się w stronę domu basisty. Jak
się okazało był bardzo blisko domu babci. Teraz żałowałam, że nie zapytałam jej
o to czy zna państwo Listing. Byłam niemalże pewna, że jej odpowiedź brzmiałaby
„tak”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz