Leżałam
na łóżku i wpatrywałam się w Billa. Trudno było mi uwierzyć, w to, że przed
chwilą się pokłóciliśmy i zaraz przyznaliśmy do winy. Może gdyby tak było od
początku, to teraz nasze relacje wyglądałyby zupełnie inaczej? Pewnie tak. Tylko, że
nie można cofnąć już czasu.
-
Jeżeli tak bardzo przeszkadza ci... że będziemy w jednym
pokoju, to... przeniosę się do Toma - mówił wolno, tak jakby musiał zastanawiać
się dokładnie nad każdym wypowiedzianym słowem.
Przez chwilę myślałam, że się
przesłyszałam, ale widząc na jego twarzy powagę stwierdziłam, że to niemożliwe.
Proponuje mi, że przeniesie się do bliźniaka, a wcześniej zapewniał, że nie
zmieni zdania. I mówią, że to kobieta zmienną jest. A tu proszę... Żywy dowód
na to, że jest odwrotnie. Kiedy już pierwszy szok minął po tych słowach
zaczęłam w głowie szukać gorączkowo jakiejś wymówki, żeby się nie przenosił. O
tak. Pomimo moich wszystkich słów i czynów okropnie chciałam zostać z nim w
jednym pokoju. Nawet za cenę wielu wylanych łez. Kocham go i chcę być blisko
niego. Tylko, że jednocześnie się tego obawiam, bo wiem, że będzie mi ciężko.
Ale jakoś dam radę, a jak nie to wyeksmituję Georga i Gustava z pokoju.
Ewentualnie wywalę Billa za drzwi, choć wątpię, w to, że uda mi się tego dokonać.
I czy będę
chciała to zrobić.
-
Teraz to już nie ma najmniejszego sensu... - w jego
oczach dostrzegłam iskierki radości, tylko co one symbolizują? - Niech się
cieszą ze zwycięstwa - puściłam mu oczko.
-
Ok., tylko pamiętaj, że chciałem się zamienić...
-
Z pewnością nie zapomnę - uśmiechnęłam się do niego i
wstałam z łóżka.
Skierowałam się w stronę łazienki.
Chciałam się wykąpać, pomalować paznokcie i iść spać, bo byłam trochę zmęczona
tym dniem. Tak wiele się wydarzyło... Począwszy od tego, że obudziłam się w
ramionach Billa, przez wspólne śniadanie, jazdę na motorze, po przyjazd tutaj i
kłótnię. Nie sądzicie, że to dosyć dużo wrażeń jak na jeden dzień? Niecałe
dwadzieścia cztery godziny.
Weszłam do łazienki, odkręciłam ciepłą
wodę i zaczęłam ściągać ubrania. Kiedy zostałam w samych majtkach uświadomiłam
sobie, że zapomniałam o piżamie i płynie do kąpieli. Na szczęście na wieszaku
wisiały śnieżnobiałe ręczniki z logo hotelu, a na umywalce stały pojemniczki z
szamponem. Odkręciłam jedną i powąchałam. Miała całkiem przyjemny kwiatowy
zapach, więc wlałam ją do wanny i zmieszałam z wodą. Po chwili zaczęła się
wytwarzać biała piana. Zanurzyłam się w ciepłej wodzie, oparłam głowę o brzeg
wanny i zamknęłam oczy. Zaczęłam myśleć o Billu. Co nie jest żadną nowością...
* * *
A jednak
odmówiła. Był z tego niezmiernie zadowolony. Chciało mu się skakać i krzyczeć
ze szczęścia, jednak się opanował. Nie chciał, żeby Mary Ann potraktowała go
jak wariata. Czemu tylko wcześniej aż tak nalegała na to, żeby mieć osobne
pokoje? Chyba nigdy nie zrozumie kobiet. A może chodziło o to, że się wstydzi?
W końcu jakby na to nie spojrzeć ona jest dziewczyną, a on chłopakiem. Na jego
policzki wkroczył leciutki rumieniec. Chciałby, żeby do czegoś między nimi
doszło, ale jednocześnie wiedział, że na to jeszcze nie pora. Najpierw musi
wyznać jej, co czuje. A ona odwzajemnić te uczucia. Dla niego sex wiele
znaczył. Nie była to dla niego jedynie chwilowa przyjemność, tylko całkowite
oddanie się drugiej osobie. Wyraz miłości. Słowem coś pięknego i magicznego, a
nie tylko zaspokojenie potrzeb fizjologicznych. Jak inne miał podejście do tych
spraw niż bliźniak...
Wstał z
łóżka i podszedł do walizki. Wyciągnął płyn do demakijażu i waciki, po czym
zajął miejsce koło toaletki. Dopiero teraz uświadomił sobie, że Mary Ann poszła
się umyć, o czym świadczył szum wody. Zaczął sobie wyobrażać jak cudownie
malutkie kropelki wody muszą otulać jej ciało. Chciałby ją zobaczyć w tej
chwili... Zerknął w stronę jej walizki. Była w nienaruszonym stanie. Czyli dziewczyna
zapomniała zabrać piżamy. A tak swoją drogą miał nadzieję, że ma jakąś wielką,
obszerną, babciną koszulę do spania. Ciężko byłoby mu zasnąć ze świadomością,
że na łóżku obok leży Mary Ann w jakiejś seksownej koszulce nocnej. Choć z tego
co pamiętał spała w jeansach i topie. Dziwny zestaw, ale skoro jej tak
wygodnie...
Usłyszał
cichy zgrzyt drzwi od łazienki. Spojrzał w tamtą stronę, a jego szczęka spadła
do poziomu podłogi, wyłożonej czerwonym dywanem z logo hotelu. Momentalnie
odrzucił od siebie myśli, które wcześniej sugerowały, że dziewczyna może się go
wstydzić. Bo gdyby tak było rzeczywiście, to nie stałaby teraz w drzwiach
obwinięta jedynie śnieżnobiałym ręcznikiem, który podkreślał jej równomierną
opaleniznę. Na jej ciele widniały jeszcze malutkie, przezroczyste kropelki
wody, a niesforne kosmyki wysuwały się z wysokiego kucyka. Wyglądała tak
pięknie i pociągająco, że mógłby patrzeć na nią przez całą wieczność, albo się
na nią rzucić...
* * *
Obtuliłam
się ręcznikiem i z lekką obawą otworzyłam drzwi wychodząc na zewnątrz. Trochę
było mi głupio paradować w samym ręczniku, ale z drugiej strony przecież nie
mam się czego wstydzić. To tak samo jakbym była ubrana w top bez ramiączek i
minispódniczkę. Prawdę powiedziawszy, ręcznik nawet więcej zakrywał niż tamten
zestaw. Czułam na sobie spojrzenie Billa, ale postanowiłam je zignorować.
Zresztą co mogłam zrobić innego? Przecież nie ucieknę z powrotem do łazienki.
To by wyglądało co najmniej śmiesznie.
Podeszłam
do walizki i wyciągnęłam z niej kosmetyczkę, w której miałam schowane lakiery
do paznokci. Nie przejmując się strojem przeszłam przez pokój, otworzyłam drzwi
balkonowe i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na drewnianym krzesełku i oparłam
nogi o balustradkę, a czarną saszetkę położyłam na miniaturowym, okrągłym
stoliczku. Był ciepły wiosenny wieczór. Niewątpliwie można by było go zaliczyć
do tych romantycznych, gdyby był tutaj Bill... To znaczy on tutaj jest, ale nie
w takim sensie o jaki mi chodzi. Przez chwilę podziwiałam panoramę rozciągającą
się z balkonu. Nie wiedziałam w którym miejscu znajduje się dany zabytek, ale
nie umniejszało to uroku miasta, które teraz jarzyło się milionami świateł.
Wszystko było pięknie oświetlone, tworząc cudowny klimat.
Westchnęłam
cichutko i wyciągnęłam z kosmetyczki zmywacz do paznokci. Nalałam troszeczkę na
watkę i zaczęłam ścierać francuski manicure. Prawdę powiedziawszy znudził mi
się już, ale nie miałam ochoty przez ostatnie miesiące malować czegoś bardziej
pracochłonnego. Przydałoby się tutaj małe sprostowanie. Przez ostatnie miesiące
nie miałam na nic ochoty.
Kiedy
pokrywałam płytkę mleczną odżywką na balkon wszedł Bill. Bez słowa usiadł na
krzesełku obok mnie i wpatrzył się w rozciągający się przed nami krajobraz. Lekko zadrżałam.
Bynajmniej nie z zimna.
-
Chcesz bluzę? - zapytał, a w jego głosie wyczułam troskę.
-
Nie, dzięki - odparłam malując po kilka czerwonych
stokrotek na każdym z paznokci.
-
Na pewno? Przeziębisz się. Nie jest wcale tak ciepło.
-
Nie bój się - uśmiechnęłam się do niego, nie przerywając
pracy. - Nic mi nie będzie.
-
A jak będzie? Wtedy zamiast zwiedzania będziesz leżała
chora w łóżku.
-
To będziecie przynosili mi herbatkę - zażartowałam.
Zapanowała cisza. Ale nie taka
krępująca. Póki co cieszyłam się, że dzielę z nim pokój. Tylko czy jutro albo
jeszcze dzisiaj nie zmienię zdania? Oby nie. A przynajmniej nie chcę tego. Ale los
nie pyta nas czego chcemy, a czego nie. Zwyczajnie robi to co mu odpowiada, co
jest zgodne z jego zamierzeniami. Nie bacząc na konsekwencje.
-
Co
malujesz? - przerwał ciszę.
-
Kwiatki.
-
Pokaż.
Wyciągnęłam dłoń i mu pokazałam. Złapał
mnie za rękę i obejrzał dokładnie każdy paznokieć, a po moim ciele zaczęły
przechodzić delikatnie dreszcze.
-
Ja też chcę takie - puścił mi oczko.
-
Ale... Bill, ty jesteś chłopakiem... A kwiatki są
bardziej dla... dziewczyn... - powiedziałam trochę oszołomiona. Dobra,
Czarnowłosy ma swoje odchyły, ale stokrotki na paznokciach to już przesada! I
pomyśleć, że zakochałam się w chłopaku, który tak naprawdę jest dziwakiem...
-
I co z tego? Mamy równouprawnienie!
Spojrzałam na niego z ukosa i wręczyłam
bez słowa buteleczkę z białą emalią. Jak chce to niech sam tworzy, ale ja nie
zamierzam brać w tym udziału! Bo jak on będzie wyglądał ze stokrotkami na
paznokciach?! Co ja mówię... W ogóle z jakimkolwiek wzorkiem?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz