czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 97



            Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w Billa. Trudno było mi uwierzyć, w to, że przed chwilą się pokłóciliśmy i zaraz przyznaliśmy do winy. Może gdyby tak było od początku, to teraz nasze relacje wyglądałyby zupełnie inaczej? Pewnie tak. Tylko, że nie można cofnąć już czasu.
-          Jeżeli tak bardzo przeszkadza ci... że będziemy w jednym pokoju, to... przeniosę się do Toma - mówił wolno, tak jakby musiał zastanawiać się dokładnie nad każdym wypowiedzianym słowem.
Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam, ale widząc na jego twarzy powagę stwierdziłam, że to niemożliwe. Proponuje mi, że przeniesie się do bliźniaka, a wcześniej zapewniał, że nie zmieni zdania. I mówią, że to kobieta zmienną jest. A tu proszę... Żywy dowód na to, że jest odwrotnie. Kiedy już pierwszy szok minął po tych słowach zaczęłam w głowie szukać gorączkowo jakiejś wymówki, żeby się nie przenosił. O tak. Pomimo moich wszystkich słów i czynów okropnie chciałam zostać z nim w jednym pokoju. Nawet za cenę wielu wylanych łez. Kocham go i chcę być blisko niego. Tylko, że jednocześnie się tego obawiam, bo wiem, że będzie mi ciężko. Ale jakoś dam radę, a jak nie to wyeksmituję Georga i Gustava z pokoju. Ewentualnie wywalę Billa za drzwi, choć wątpię, w to, że uda mi się tego dokonać. I czy będę chciała to zrobić.
-          Teraz to już nie ma najmniejszego sensu... - w jego oczach dostrzegłam iskierki radości, tylko co one symbolizują? - Niech się cieszą ze zwycięstwa - puściłam mu oczko.
-          Ok., tylko pamiętaj, że chciałem się zamienić...
-          Z pewnością nie zapomnę - uśmiechnęłam się do niego i wstałam z łóżka.
Skierowałam się w stronę łazienki. Chciałam się wykąpać, pomalować paznokcie i iść spać, bo byłam trochę zmęczona tym dniem. Tak wiele się wydarzyło... Począwszy od tego, że obudziłam się w ramionach Billa, przez wspólne śniadanie, jazdę na motorze, po przyjazd tutaj i kłótnię. Nie sądzicie, że to dosyć dużo wrażeń jak na jeden dzień? Niecałe dwadzieścia cztery godziny.
Weszłam do łazienki, odkręciłam ciepłą wodę i zaczęłam ściągać ubrania. Kiedy zostałam w samych majtkach uświadomiłam sobie, że zapomniałam o piżamie i płynie do kąpieli. Na szczęście na wieszaku wisiały śnieżnobiałe ręczniki z logo hotelu, a na umywalce stały pojemniczki z szamponem. Odkręciłam jedną i powąchałam. Miała całkiem przyjemny kwiatowy zapach, więc wlałam ją do wanny i zmieszałam z wodą. Po chwili zaczęła się wytwarzać biała piana. Zanurzyłam się w ciepłej wodzie, oparłam głowę o brzeg wanny i zamknęłam oczy. Zaczęłam myśleć o Billu. Co nie jest żadną nowością...
* * *
            A jednak odmówiła. Był z tego niezmiernie zadowolony. Chciało mu się skakać i krzyczeć ze szczęścia, jednak się opanował. Nie chciał, żeby Mary Ann potraktowała go jak wariata. Czemu tylko wcześniej aż tak nalegała na to, żeby mieć osobne pokoje? Chyba nigdy nie zrozumie kobiet. A może chodziło o to, że się wstydzi? W końcu jakby na to nie spojrzeć ona jest dziewczyną, a on chłopakiem. Na jego policzki wkroczył leciutki rumieniec. Chciałby, żeby do czegoś między nimi doszło, ale jednocześnie wiedział, że na to jeszcze nie pora. Najpierw musi wyznać jej, co czuje. A ona odwzajemnić te uczucia. Dla niego sex wiele znaczył. Nie była to dla niego jedynie chwilowa przyjemność, tylko całkowite oddanie się drugiej osobie. Wyraz miłości. Słowem coś pięknego i magicznego, a nie tylko zaspokojenie potrzeb fizjologicznych. Jak inne miał podejście do tych spraw niż bliźniak...
            Wstał z łóżka i podszedł do walizki. Wyciągnął płyn do demakijażu i waciki, po czym zajął miejsce koło toaletki. Dopiero teraz uświadomił sobie, że Mary Ann poszła się umyć, o czym świadczył szum wody. Zaczął sobie wyobrażać jak cudownie malutkie kropelki wody muszą otulać jej ciało. Chciałby ją zobaczyć w tej chwili... Zerknął w stronę jej walizki. Była w nienaruszonym stanie. Czyli dziewczyna zapomniała zabrać piżamy. A tak swoją drogą miał nadzieję, że ma jakąś wielką, obszerną, babciną koszulę do spania. Ciężko byłoby mu zasnąć ze świadomością, że na łóżku obok leży Mary Ann w jakiejś seksownej koszulce nocnej. Choć z tego co pamiętał spała w jeansach i topie. Dziwny zestaw, ale skoro jej tak wygodnie...
            Usłyszał cichy zgrzyt drzwi od łazienki. Spojrzał w tamtą stronę, a jego szczęka spadła do poziomu podłogi, wyłożonej czerwonym dywanem z logo hotelu. Momentalnie odrzucił od siebie myśli, które wcześniej sugerowały, że dziewczyna może się go wstydzić. Bo gdyby tak było rzeczywiście, to nie stałaby teraz w drzwiach obwinięta jedynie śnieżnobiałym ręcznikiem, który podkreślał jej równomierną opaleniznę. Na jej ciele widniały jeszcze malutkie, przezroczyste kropelki wody, a niesforne kosmyki wysuwały się z wysokiego kucyka. Wyglądała tak pięknie i pociągająco, że mógłby patrzeć na nią przez całą wieczność, albo się na nią rzucić...
* * *
            Obtuliłam się ręcznikiem i z lekką obawą otworzyłam drzwi wychodząc na zewnątrz. Trochę było mi głupio paradować w samym ręczniku, ale z drugiej strony przecież nie mam się czego wstydzić. To tak samo jakbym była ubrana w top bez ramiączek i minispódniczkę. Prawdę powiedziawszy, ręcznik nawet więcej zakrywał niż tamten zestaw. Czułam na sobie spojrzenie Billa, ale postanowiłam je zignorować. Zresztą co mogłam zrobić innego? Przecież nie ucieknę z powrotem do łazienki. To by wyglądało co najmniej śmiesznie.
            Podeszłam do walizki i wyciągnęłam z niej kosmetyczkę, w której miałam schowane lakiery do paznokci. Nie przejmując się strojem przeszłam przez pokój, otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na drewnianym krzesełku i oparłam nogi o balustradkę, a czarną saszetkę położyłam na miniaturowym, okrągłym stoliczku. Był ciepły wiosenny wieczór. Niewątpliwie można by było go zaliczyć do tych romantycznych, gdyby był tutaj Bill... To znaczy on tutaj jest, ale nie w takim sensie o jaki mi chodzi. Przez chwilę podziwiałam panoramę rozciągającą się z balkonu. Nie wiedziałam w którym miejscu znajduje się dany zabytek, ale nie umniejszało to uroku miasta, które teraz jarzyło się milionami świateł. Wszystko było pięknie oświetlone, tworząc cudowny klimat.
            Westchnęłam cichutko i wyciągnęłam z kosmetyczki zmywacz do paznokci. Nalałam troszeczkę na watkę i zaczęłam ścierać francuski manicure. Prawdę powiedziawszy znudził mi się już, ale nie miałam ochoty przez ostatnie miesiące malować czegoś bardziej pracochłonnego. Przydałoby się tutaj małe sprostowanie. Przez ostatnie miesiące nie miałam na nic ochoty.
            Kiedy pokrywałam płytkę mleczną odżywką na balkon wszedł Bill. Bez słowa usiadł na krzesełku obok mnie i wpatrzył się w rozciągający się przed nami krajobraz. Lekko zadrżałam. Bynajmniej nie z zimna.
-          Chcesz bluzę? - zapytał, a w jego głosie wyczułam troskę.
-          Nie, dzięki - odparłam malując po kilka czerwonych stokrotek na każdym z paznokci.
-          Na pewno? Przeziębisz się. Nie jest wcale tak ciepło.
-          Nie bój się - uśmiechnęłam się do niego, nie przerywając pracy. - Nic mi nie będzie.
-          A jak będzie? Wtedy zamiast zwiedzania będziesz leżała chora w łóżku.
-          To będziecie przynosili mi herbatkę - zażartowałam.
Zapanowała cisza. Ale nie taka krępująca. Póki co cieszyłam się, że dzielę z nim pokój. Tylko czy jutro albo jeszcze dzisiaj nie zmienię zdania? Oby nie. A przynajmniej nie chcę tego. Ale los nie pyta nas czego chcemy, a czego nie. Zwyczajnie robi to co mu odpowiada, co jest zgodne z jego zamierzeniami. Nie bacząc na konsekwencje.
-          Co malujesz? - przerwał ciszę.
-          Kwiatki.
-          Pokaż.
Wyciągnęłam dłoń i mu pokazałam. Złapał mnie za rękę i obejrzał dokładnie każdy paznokieć, a po moim ciele zaczęły przechodzić delikatnie dreszcze.
-          Ja też chcę takie - puścił mi oczko.
-          Ale... Bill, ty jesteś chłopakiem... A kwiatki są bardziej dla... dziewczyn... - powiedziałam trochę oszołomiona. Dobra, Czarnowłosy ma swoje odchyły, ale stokrotki na paznokciach to już przesada! I pomyśleć, że zakochałam się w chłopaku, który tak naprawdę jest dziwakiem...
-          I co z tego? Mamy równouprawnienie!
Spojrzałam na niego z ukosa i wręczyłam bez słowa buteleczkę z białą emalią. Jak chce to niech sam tworzy, ale ja nie zamierzam brać w tym udziału! Bo jak on będzie wyglądał ze stokrotkami na paznokciach?! Co ja mówię... W ogóle z jakimkolwiek wzorkiem?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz