środa, 28 listopada 2012

Rozdział 64



-          Tola? - zapytała z niepokojem blondynka po polsku. - Co teraz zrobimy?
Widząc jak brunetka myśli nad czymś intensywnie postanowiłam to wykorzystać. Słowa Ali tylko mnie utwierdziły w tym, że to nie ich pokój. Pytanie tylko czego tu szukają. Póki co postanowiłam je wkręcić. Będę miała czym się chwalić wnukom. Już widzę tą scenkę. Jakieś pięćdziesiąt lat później siedzę sobie na bujanym fotelu, a przede mną na puszystym, różowym dywaniku gromadka dzieci, które chcą poznać przygody swojej babci za młodu. I właśnie wtedy opowiadam im o tym jak wkręciłam Blog27, niczym Ashton Kutcher w „Punk’d”. Omal nie wybuchnęłam głośnym śmiechem po wyobrażeniu sobie tego. Najśmieszniejsza była chyba  wizja siedzenia na bujanym fotelu w pokoju, w którym znajduje się słitaśny, puszysty, różowy dywanik. W życiu sobie nie wyobrażam czegoś takiego w moim domu.  Aby się nie roześmiać pomyślałam o tym co się stało niedawno. O tym jak Bill wyciągnął mnie na scenę, przytuliłam się do niego, pocałował mnie, a potem o całym tym natłoku myśli, że nie możemy być razem, że on mnie nigdy nie pokocha. Od razu poskutkowało. Tak jak się tego spodziewałam teraz jest mi bardziej do płaczu niż do śmiechu.
-          Mogę wam w czymś pomóc? - zapytałam po niemiecku z wymuszonym uśmiechem.
-          Co ona mówi? - spytała Ala swoją przyjaciółkę. Rzecz jasna po polsku.
-          A skąd ja mam wiedzieć?
-          Trzeba było się przykładać do niemieckiego - jęczała blondynka.
-          Can you speak english? - Tola zaczęła dukać po angielsku.
-          Yes, sure - ponownie się do nich uśmiechnęłam. - Can I help you?
Chwilę milczały, po czym ponownie zatopiły się w rozmowie po polsku.
-          I co teraz? Nie powiemy raczej, że chciałyśmy włamać się na komputery chłopaków -  Matko! I to mają być rodowite Polki?! Przecież one kaleczą ojczysty język! A przecież język polski jest pięknym językiem!
-          Może udamy, że jesteśmy tu po koszulkę? - zaproponowała Ala.
-          Ale jaką? - widząc, że Ala wzrusza ramionami, Tola zwróciła się do mnie: - We are looking for a dress.
Dress? Szukają sukienki? W duchu dusiłam śmiech. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu ale nie zauważyłam żadnej sukienki. Co więcej nie było tutaj żadnego ubrania.
-          Idiotko! Powiedziałaś, że szukamy sukienki!
Widząc, że Tola już chce coś odpowiedzieć Ali wtrąciłam się do rozmowy.
-          Sorry, but I don’t see any dress here.
Popatrzyły na mnie wystraszonym wzrokiem, a ja modliłam się w duchu, żeby się nie roześmiać. Bo jakby to wyglądało? Stoję sobie zapłakana z rozmazanym makijażem i się z nich śmieję.
-          I zobacz co narobiłaś! A jak ona powie chłopakom, że tu byłyśmy? - martwiła się Ala.
-          Zgadzam się. Chodź już stąd, bo jak się dowiedzą, to się z nami nie umówią, a czuję, że Bill za niedługo będzie mój.
Odwróciły się na pięcie i skierowały do wyjścia. Dopiero kiedy znalazły się na korytarzu Tola przypomniała sobie o dobrych manierach.
-          We must go. Bye.
-          Bye - odpowiedziałam.
Drzwi zamknęły się za nimi cichutko. Westchnęłam i ponownie usadowiłam się na pomarańczowej sofie. Jako, że koncert skończył się jakieś trzy minuty temu, zostałam tym samym skazana na przynajmniej godzinny pobyt w tym oto pomieszczeniu. Nie uśmiechało mi się to, ale to i tak lepsza perspektywa niż zostać rozpoznaną przez fanki. Szczególnie, że nie mam ochoty widzieć, ani rozmawiać z nikim. A co dopiero zostać stratowaną, albo poturbowaną. Humor poprawił mi się przez wizytę dziewczynek, ale chyba nie dostatecznie mocno. Jakoś się nie przejęłam za bardzo słowami Toli. Bill chyba nie ma aż takiego złego gustu co do wyboru dziewczyn. Przy niej mam zdecydowanie większe szanse. Chociaż są one i tak znikome na to, że Bill się mną zainteresuje.
Jest jednak jeden plus ich wizyty. Przynajmniej już nie płaczę. Chociaż z drugiej strony niby czemu płakałam? Przecież spełniło się moje „marzenie”. Przez krótki czas byłam w ramionach Billa, a nawet mnie pocałował. Dalej czuję smak jego ust na swoich. Tych dreszczy, które przeszły mi po kręgosłupie kiedy Bill dotknął moich warg, chyba nie zapomnę do końca życia. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się to podczas całowania. Zawsze było przyjemnie, ale nie czułam nic więcej jak czyjeś usta złączone z moimi. Ewentualnie język. A teraz... teraz miałam wrażenie jakby zaraz miały wybuchnąć fajerwerki. Piękne i kolorowe. Nie mam się nawet co oszukiwać. To był zdecydowanie mój najlepszy pocałunek do tej pory. Tylko przy Czarnym czułam coś takiego. Przy nikim innym. Jednak czy ma sens rozmyślanie nad tym? Nie. Bill i tak nigdy nie będzie mój. On należy do tych tysięcy fanek. Może kiedyś odda komuś swoje serce, ale to nie będę ja. Znowu zebrało mi się na płacz.
-          Szkoda łez na niego - wyszeptałam do siebie.
Mrugnęłam kilka razy powiekami, żeby zatrzymać łzy. Nie udało mi się. Po policzku popłynęły wielkie krople. Muszę wyglądać okropnie. Pewnie mam cały rozmazany makijaż. Tylko po co się tym przejmować? I tak nikt mnie nie zobaczy. Jak tylko będę miała pewność, że fanki już sobie poszły wymknę się stąd i wrócę do hotelu. Wezmę długą kąpiel, a potem pójdę spać. I skończę myślenie o Billu. Muszę go jakoś wymazać z serca. Tylko jak? Może powinnam zacząć umawiać się z Aleksem? Podobno lekarstwem na jedną miłość jest druga. Jednak czy warto ranić chłopaka? I w dodatku siebie? Przecież nie chcę umawiać się z nikim innym, niż z Billem. Tylko, że to niemożliwe. Po pierwsze mnie nienawidzi, po drugie ciągle się kłócimy, po trzecie ja mieszkam w Polsce a on w Niemczech, po czwarte on jest gwiazdą, po piąte jest strasznie chamski i egoistyczny... Mogłabym tak długo wyliczać. A najgorsze jest, że z każdym kolejnym przykładem uświadamiam sobie, że to okropnie niemożliwe żebyśmy byli razem. I to mnie boli. To tak jakby pociąć ciało żyletką, a rany nie chciały się zagoić. Tylko, że to nie ból fizyczny, a psychiczny. Przez co staje się jeszcze bardziej bolesny. Ciało da się szybko wyleczyć. Wystarczy woda utleniona i kawałek plastra. Połamanego serca nie da się tak łatwo naprawić, tak samo jak pozbyć bólu psychicznego, który wywołują myśli o Billu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz