poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 14



Chwyciłyśmy swoje torebki i posłusznie poszłyśmy za brunetem. Niewątpliwie dom Martina był śliczny, a przede wszystkim konsekwentnie urządzony. Wszędzie dominowały pastelowe barwy, a w całym wystroju było widać kobiecą dłoń. Żaden mężczyzna nie urządziłby tak spokojnie i delikatnie swojego domu.
Chłopak wskazał dłonią na drzwi, prowadzące do łazienki, po czym odwrócił się i ruszył po schodach na dół. Weszłyśmy do środka i ściągnęłyśmy z siebie fartuszki.
-          Mam nadzieję, że będzie fajna zabawa - pierwsza odezwała się Nikola, wyciągając ze swojej torebki kosmetyczkę.
-          Ja też - przyznałam. - Choć wydaje mi się, że też się spiją do nieprzytomności. Tak jak u Mata w tamtym roku... - skrzywiłam się.
-          Byle tylko nie ćpali.
-          I żeby mieli przystojnych kolegów. - Kiedy przyjaciółka szturchnęła mnie w żebra dodałam ze śmiechem: - No co? Nie mów, że nie chciałabyś poznać jakiegoś fajnego ciacha...
-          Nie no, chciałabym - przyznała. - Choć Martin jest słodki.
Przez następne kilka minut poprawiałyśmy makijaże wesoło plotkując o chłopakach. Kiedy wyszłyśmy z łazienki zaczęli się schodzić pierwsi goście. Pół godziny później w domu było około stu gości, choć Martin zarzekał się, że nie przyjdzie więcej niż sześćdziesiąt. Najwyraźniej jego znajomi przyprowadzili swoich znajomych, tak jak to miało miejsce ze mną i Nikolą. Trochę zirytowało mnie gdy wszyscy od razu rzucili się na alkohol, bo nie zawsze trzeba się upić, aby się dobrze bawić.
Kiedy z głośników poleciała piosenka Jennifer Lopez przyjaciółka wyciągnęła mnie na parkiet. Po chwili dołączył do mniej jakiś chłopak. Uśmiechnęłam się do niego, po czym razem zaczęliśmy tańczyć. Gdy ktoś puścił utwór Las Ketchup, odsunęłam się od szatyna i udałam się do łazienki. Przynajmniej tam było w miarę cicho. Spojrzałam w lustro i delikatnie, opuszkami palców zaczęłam poprawiać makijaż.
-          Hej mała... - podskoczyłam wystraszona słysząc szept jakiegoś chłopaka, tuż przy uchu.
-          Hej... - mruknęłam. - Już wychodzę.
-          Ależ nie trzeba. Mnie nie przeszkadzasz.
Chłopak położył na mojej talii dłonie i pocałował w obojczyk. Odsunęłam się od niego. Nie miałam ochoty na romansowanie z nim, tym bardziej, że śmierdziało od niego alkoholem. W ciągu tych trzech godzin zdążył się nieźle wciąć.
-          Chodź do mnie... Będzie fajnie...
Nastolatek podszedł do mnie i objął mocno w pasie, próbując pocałować. Szarpnęłam się, próbując uwolnić się z jego uścisku, ale trzymał mnie zbyt mocno.
-          Puść mnie.
Gdy blondyn nie zareagował, tak jakbym sobie tego życzyła, tylko zaczął wkładać ręce pod moją bluzkę zaczęłam się wyrywać. Jakimś cudem wyswobodziłam z jego uścisku dłoń i walnęłam go mocno w policzek. Chłopak zatoczył się i upadł na podłogę. Spojrzałam na niego zaskoczona. Przecież nie uderzyłam go aż tak mocno, żeby stracił przytomność! Zrobiło mi się go trochę żal, bo przecież był pijany, a w rezultacie tego nie myślał o tym co robi, ale z drugiej strony nie zamierzałam mu pozwolić na coś, czego żałowałabym do końca życia.
            Wybiegłam z łazienki, a potrącając jakąś obściskującą się parę poczułam, że muszę wyjść na dwór; zaczerpnąć świeżego powietrza. Widząc Janę, z którą poznałam się kilka godzin temu, poprosiłam ją, żeby zaniosła blondynowi trochę lodu, a sama ruszyłam na poszukiwanie przyjaciółki. Zauważyłam ją wtuloną w Martina. Uśmiechnęłam się widząc jak słodko ze sobą wyglądają. Nie chciałam im przeszkadzać, więc odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do holu. Założyłam swój płaszczyk i wyszłam z domu Martina.
            Zatrzymałam się na chwilkę rozkoszując się zimnym powietrzem. Od razu lepiej się poczułam. Niewiele myśląc skręciłam w lewo i podążyłam prosto przed siebie. Loitsche było tak małe, że nie sposób w nim zabłądzić. Aleks mówił, że jest tutaj raptem pięć ulic, które dochodzą do głównej drogi, przy której stał dom Martina. Z kilku budynków rozbrzmiewała muzyka. Najwyraźniej imprezy rozkręciły się na dobre. Ja jednak wolałam się przejść niż siedzieć w dusznym salonie, otoczona pijanymi ludźmi, których nie znałam.
            Minęłam drewniany kościółek, który uroczo przysypał śnieg, a dostrzegając niedaleko ławeczkę usiadłam na niej. Wpatrzyłam się w nocne niebo, które wyglądało tak, jakby za moment miał zacząć padać śnieg. Byłoby miło, szczególnie, że na dworze wcale nie było tak zimno, jak wcześniej.
            W pewnym momencie ogarniającą mnie ciszę, przerywaną jedynie cichymi pomrukami wiatru zakłócił chichot i bełkot dwóch chłopaków. Spojrzałam na nich zaciekawiona. Zbliżali się w moją stronę trzymając się za dłonie. Nieco się ich przestraszyłam, kiedy zaczęli zbliżać się w moją stronę. Kto wie co uderzy do głowy dwóm pijanym nastolatkom? Już miałam podnieść się z miejsca i odejść, kiedy w jednym z nich rozpoznałam bruneta, którego spotkałam z Nikolą w kinie. Super. Kompletnie nie miałam ochoty na ponowne spotkanie z tymi bezczelnymi typkami, ale jak widać prześladują mnie. Modliłam się w duchu, żeby przypadkiem do mnie nie podeszli, albo najlepiej jakby w ogóle mnie nie zauważyli. Kiedy dostrzegłam jak blondyn pochyla się nad brunetem z włosami do ramion i całuje go namiętnie skrzywiłam się. Nie mam nic do homoseksualistów, ale to trochę dziwne obserwować jak dwóch chłopaków się całuje. Nieco speszona i zniesmaczona, bo ich widok nie należał do przyjemnych podniosłam się z ławeczki i ruszyłam w drogę powrotną do domu Martina. Pech chciał, że w tym momencie brunet oderwał się od blondyna. Pan Bezczelny numer trzy musiał mnie dostrzec, bo momentalnie pobladł. Chciałam go wyminąć, ale ten złapał mnie za ramię. Strzepnęłam jego dłoń.
-          Czego chcesz? - warknęłam.
-          Co zobaczyłaś, nie mów - bełkotał - zapomnij i nie mów...
-          Niby dlaczego, hm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz