Kiedy
wrzucałam ostatnią parę jeansów do walizki zadzwonił domofon. Zasunęłam suwak i
podeszłam do aparatu.
-
Tak?
- zapytałam.
-
Otwórz, to ja - usłyszałam radosny głos przyjaciółki.
Nacisnęłam na guziczek otwierając tym
samym furtkę. Nie spodziewałam się jej tak szybko. Myślałam, że przyjedzie
dopiero za jakieś dwie, trzy godziny. Zaraz przekonam się z kim jeszcze mamy
jechać. Już za moment...
Moim ciałem zaczęły wstrząsać lekkie
dreszcze. Zdziwiłam się, bo mój organizm reagował tak jedynie wtedy kiedy Bill
był w pobliżu. Ale jego tutaj nie było, bo i skąd? Zresztą nie miałby nawet
potrzeby, żeby do mnie przyjeżdżać. Sam dał mi do zrozumienia, że nic do mnie
nie czuje, a w dodatku nie chce znać. Gdyby było inaczej, to nie unikałby mnie
podczas mojego ostatniego pobytu w Niemczech. Pamiętam jak było mi ciężko zaraz
po przyjeździe do Polski. Nie dość, że wszystkie fanki Tokio Hotel i dziewczyny
zakochane w wokaliście rzucały mi głupie teksty, gazety się o mnie rozpisywały,
to jeszcze okazało się, że Bill nie chce mnie nawet znać. Można tutaj dorzucić
jeszcze kilka wydarzeń, jak choćby kłótnię z Edytą, którą uważałam za swoją
przyjaciółkę. Jednak czy można tak nazywać osobę, która z głupiej zazdrości o
chłopaka, którego nawet nie zna, przestaje się odzywać do osoby, którą zna
przez tyle lat? Która jest jej przyjaciółką? To było zdecydowanie za dużo jak
na mnie samą. Musiałam się jakoś z tym sama uporać. Na nikogo nie mogłam
liczyć. Oprócz Nikoli, ale ona była daleko. A rozmowa przez telefon, to nie to
samo co wypłakanie się w ramię.
Usłyszałam kroki na klatce schodowej.
Zaczął mnie niepokoić fakt, że po schodach wchodziło kilka osób. Z kim my mamy
jechać? Bałam się, a moje serce zaczęło walić w oszałamiającym tempie. Najpierw
moim oczom ukazała się uśmiechnięta Nikola. Dałam jej buziaka na przywitanie i
czekałam na pojawienie się kolejnych gości. I ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu
najpierw pojawił się Georg. Omal nie upadłam z wrażenia. Czyli, jeżeli jest
Georg to musi być też Gustav, Tom i... i... Bill. Teraz moje serce tłukło już
tak mocno, że myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Czyli zaraz go zobaczę. Już za
moment...
-
Co wy tu robicie - zapytałam zszokowana kiedy Tom dawał
mi buziaka w policzek na przywitanie.
-
Porywamy cię - puścił mi oczko.
-
Ale... ale... jak... to? - nie mogłam sklecić zdania.
-
Normalnie. Jedziesz z nami do Paryża. Przecież Nikola
dzwoniła do ciebie... - odezwał się Gustav.
-
No
tak, al...
-
Żadnego
„ale”, jesteś spakowana?
-
Tak,
ale...
-
Może byś powiedziała, że się cieszysz na nasz widok? Że
okropnie tęskniłaś za nami, a nie... ciągle to „ale”... - Tom się uśmiechnął.
-
Oczywiście, że się cieszę, że was widzę, ale... -
machnęłam ręką widząc, że Georg chce coś powiedzieć. - Wejdźcie. Napijecie się czegoś? -
zapytałam.
-
Jeśli masz to poprosimy colę.
-
Ok. Pójdziesz ze mną? - zwróciłam się do przyjaciółki.
Ta tylko kiwnęła głową i poszła za mną
do dużej kuchni. W ciszy nalałam czarny napój do wysokich szklanek i spojrzałam
na Nikolę oczekując wyjaśnień. Chyba mi się należą, nie? W końcu dowiaduję się,
że mam jechać z Tokio Hotel do Paryża na kilka dni. Nawet nie wiem na ile. A w
dodatku ma tam być Bill... A właśnie... Gdzie on się podział?
-
Eee... - zaczęła niepewnie. - Przepraszam, że nic nie
powiedziałam, ale chciałam, chcieliśmy - poprawiła się. - Zrobić ci niespodziankę...
-
A nie pomyśleliście, że ja nie chcę z wami jechać?! -
byłam może nie tyle zła co zirytowana.
-
Eee... No bo... eee... - jąkała się. - Chłopaki... eee...
teraz mają udzielić kilka wywiadów i... eee... postanowili nas ze sobą
zabrać... A ja wiem, że ty zawsze chciałaś jechać do Paryża, więc...
-
Więc co?! Trzeba było mnie zapytać o zdanie!
-
Przepraszam Mary, nie gniewaj się... To miała być
niespodzianka...
-
Dobra - westchnęłam, bo i tak nie byłam zła. Przynajmniej
nie aż tak bardzo. - I tak wiesz, że nie mam wyjścia i muszę jechać...
Taka była prawda. Jeżeli już mama
wyraziła zgodę na moją podróż i uznała to za „wspaniały pomysł” to choćbym
broniła się rękoma i nogami, to i tak będę musiała jechać. Znałam ją na tyle,
że wepchnie mnie choćby i na siłę do samochodu. Oczywiste jest więc, że wolę
jechać dobrowolnie. Poczułam, że moje marzenia z ostatnich miesięcy zaczynają
się powoli spełniać. Tokio Hotel jest u mnie w domu. Nareszcie zobaczę Billa...
Za którym się tak bardzo stęskniłam, zresztą tak samo jak za pozostałymi.
-
A gdzie jest Bill? - zapytałam Nikolę.
-
Pewnie już siedzi u ciebie w pokoju... Mary ty go dalej
kochasz...
-
Po
czym tak wnioskujesz?
-
Kiedy mówisz o nim to ci się strasznie oczy błyszczą, a
kąciki ust podnoszą lekko w górę - wyjaśniła.
-
Aż tak bardzo to widać? - zapytałam z niepokojem.
Nie uzyskałam już odpowiedzi na zadane
pytanie, bo do kuchni wkroczył uśmiechnięty od ucha do ucha Gustav.
-
I co z colą? - zapytał radośnie. - Pomóc wam?
-
Właściwie to nie... Już miałyśmy iść... Chociaż jak już
tu jesteś to możesz to wziąć - podałam mu dwie szklanki.
Pozostałe naczynia wzięłyśmy z Nikolą i
skierowałyśmy się do mojego pokoju. Moje serce z każdym krokiem biło coraz
gwałtowniej. Już za chwilę go zobaczę. Chłopka, którego tak bardzo kocham.
Pchnęłam lekko drzwi wchodząc do środka. Na kanapie już siedział Czarnowłosy.
Patrzył na mnie z niepokojem. Tak jakby bał się, że zaraz urządzę mu awanturę.
A ja nie chciałam się kłócić. Wręcz przeciwnie. Chciałam się do niego mocno przytulić...
-
Cześć Bill - powiedziałam chłodno, choć w oczach tańczyły
mi iskierki radości, a na usta zaczął wkraczać szeroki uśmiech. Wręczyłam mu szklankę z
colą.
-
Dzięki
- odparł cicho.
Czemu nie możesz mnie pokochać? -
pytanie to cisnęło mi się na usta, ale nie mogłam go zadać. Wyjawiłam mu swoje
uczucia, a on je odrzucił. Nie zależy mu na mnie nawet w małym stopniu, więc
takie pytanie jest co najmniej nie na miejscu. Usadowiłam się na kanapie
pomiędzy Tomem a Georgiem. W pokoju panowała cisza pełna napięcia. Tak jakby
wszyscy czekali na wybuch mojej złości. A ja nie zamierzałam na nikogo wyzywać.
Nie tym razem. Perspektywa spędzenia kilku dni tak blisko Billa mnie za bardzo
cieszyła. Choć zarazem napawała niepokojem. Cóż z tego, że będę tak blisko
niego, skoro nie będę mogła go nawet dotknąć? Ale może się chociaż
zaprzyjaźnimy... A lepsze to niż nic...
-
Czekam na wyjaśnienia - złożyłam ręce na piersiach.
-
Eee... bo my... - Georg zaczął się jąkać, a mnie to
powoli zaczynało bawić. Jednak nie okazałam tego. Ściągnęłam usta w wąską
linię, próbując się nie roześmiać i czekałam na dalsze wyjaśnienia. -
Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę... nie widzieliśmy się tak dawno, więc...
-
Pomyśleliśmy, że fajnie będzie na takim kilkudniowym
wypadzie - dokończył Tom. - Nie gniewaj się na nas... - uśmiechnął się słodko.
-
A nie przyszło wam do głowy, że nie chcę z wami jechać?
-
Nie! - Georg od razu zaprzeczył, a wszyscy się
roześmiali. Nawet
ja.
-
A
czemuż to?
-
Bo jesteśmy tacy wspaniali... - wypiął dumnie pierś.
-
Czyżby samo zachwyt? Sława uderzyła do główki... - lekko
pogłaskałam go po wspomnianej wcześniej części ciała.
I w tym momencie dostrzegłam spojrzenie
Billa. Patrzył w taki sposób na basistę jakby chciał go zabić. Czasami naprawdę
ciężko mi rozgryźć tego chłopaka. Przecież sam dał mi do zrozumienia, że nic do
mnie nie czuje podczas naszej ostatniej rozmowy. Dlaczego więc teraz w jego
oczach pojawiła się... zazdrość? A może mi się tylko przywidziało? Tak.
Chciałam to ujrzeć w jego czekoladowych oczach, więc ujrzałam... Ech... ta moja
wyobraźnia...
-
Ja wiem, że miło się wam siedzi, ale mieliśmy poszukać
jakiegoś hotelu... - Bill po raz pierwszy zabrał głos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz