czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 87



            Kiedy wrzucałam ostatnią parę jeansów do walizki zadzwonił domofon. Zasunęłam suwak i podeszłam do aparatu.
-          Tak? - zapytałam.
-          Otwórz, to ja - usłyszałam radosny głos przyjaciółki.
Nacisnęłam na guziczek otwierając tym samym furtkę. Nie spodziewałam się jej tak szybko. Myślałam, że przyjedzie dopiero za jakieś dwie, trzy godziny. Zaraz przekonam się z kim jeszcze mamy jechać. Już za moment...
Moim ciałem zaczęły wstrząsać lekkie dreszcze. Zdziwiłam się, bo mój organizm reagował tak jedynie wtedy kiedy Bill był w pobliżu. Ale jego tutaj nie było, bo i skąd? Zresztą nie miałby nawet potrzeby, żeby do mnie przyjeżdżać. Sam dał mi do zrozumienia, że nic do mnie nie czuje, a w dodatku nie chce znać. Gdyby było inaczej, to nie unikałby mnie podczas mojego ostatniego pobytu w Niemczech. Pamiętam jak było mi ciężko zaraz po przyjeździe do Polski. Nie dość, że wszystkie fanki Tokio Hotel i dziewczyny zakochane w wokaliście rzucały mi głupie teksty, gazety się o mnie rozpisywały, to jeszcze okazało się, że Bill nie chce mnie nawet znać. Można tutaj dorzucić jeszcze kilka wydarzeń, jak choćby kłótnię z Edytą, którą uważałam za swoją przyjaciółkę. Jednak czy można tak nazywać osobę, która z głupiej zazdrości o chłopaka, którego nawet nie zna, przestaje się odzywać do osoby, którą zna przez tyle lat? Która jest jej przyjaciółką? To było zdecydowanie za dużo jak na mnie samą. Musiałam się jakoś z tym sama uporać. Na nikogo nie mogłam liczyć. Oprócz Nikoli, ale ona była daleko. A rozmowa przez telefon, to nie to samo co wypłakanie się w ramię.
Usłyszałam kroki na klatce schodowej. Zaczął mnie niepokoić fakt, że po schodach wchodziło kilka osób. Z kim my mamy jechać? Bałam się, a moje serce zaczęło walić w oszałamiającym tempie. Najpierw moim oczom ukazała się uśmiechnięta Nikola. Dałam jej buziaka na przywitanie i czekałam na pojawienie się kolejnych gości. I ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu najpierw pojawił się Georg. Omal nie upadłam z wrażenia. Czyli, jeżeli jest Georg to musi być też Gustav, Tom i... i... Bill. Teraz moje serce tłukło już tak mocno, że myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Czyli zaraz go zobaczę. Już za moment...
-          Co wy tu robicie - zapytałam zszokowana kiedy Tom dawał mi buziaka w policzek na przywitanie.
-          Porywamy cię - puścił mi oczko.
-          Ale... ale... jak... to? - nie mogłam sklecić zdania.
-          Normalnie. Jedziesz z nami do Paryża. Przecież Nikola dzwoniła do ciebie... - odezwał się Gustav.
-          No tak, al...
-          Żadnego „ale”, jesteś spakowana?
-          Tak, ale...
-          Może byś powiedziała, że się cieszysz na nasz widok? Że okropnie tęskniłaś za nami, a nie... ciągle to „ale”... - Tom się uśmiechnął.
-          Oczywiście, że się cieszę, że was widzę, ale... - machnęłam ręką widząc, że Georg chce coś powiedzieć. - Wejdźcie. Napijecie się czegoś? - zapytałam.
-          Jeśli masz to poprosimy colę.
-          Ok. Pójdziesz ze mną? - zwróciłam się do przyjaciółki.
Ta tylko kiwnęła głową i poszła za mną do dużej kuchni. W ciszy nalałam czarny napój do wysokich szklanek i spojrzałam na Nikolę oczekując wyjaśnień. Chyba mi się należą, nie? W końcu dowiaduję się, że mam jechać z Tokio Hotel do Paryża na kilka dni. Nawet nie wiem na ile. A w dodatku ma tam być Bill... A właśnie... Gdzie on się podział?
-          Eee... - zaczęła niepewnie. - Przepraszam, że nic nie powiedziałam, ale chciałam, chcieliśmy - poprawiła się. - Zrobić ci niespodziankę...
-          A nie pomyśleliście, że ja nie chcę z wami jechać?! - byłam może nie tyle zła co zirytowana.
-          Eee... No bo... eee... - jąkała się. - Chłopaki... eee... teraz mają udzielić kilka wywiadów i... eee... postanowili nas ze sobą zabrać... A ja wiem, że ty zawsze chciałaś jechać do Paryża, więc...
-          Więc co?! Trzeba było mnie zapytać o zdanie!
-          Przepraszam Mary, nie gniewaj się... To miała być niespodzianka...
-          Dobra - westchnęłam, bo i tak nie byłam zła. Przynajmniej nie aż tak bardzo. - I tak wiesz, że nie mam wyjścia i muszę jechać...
Taka była prawda. Jeżeli już mama wyraziła zgodę na moją podróż i uznała to za „wspaniały pomysł” to choćbym broniła się rękoma i nogami, to i tak będę musiała jechać. Znałam ją na tyle, że wepchnie mnie choćby i na siłę do samochodu. Oczywiste jest więc, że wolę jechać dobrowolnie. Poczułam, że moje marzenia z ostatnich miesięcy zaczynają się powoli spełniać. Tokio Hotel jest u mnie w domu. Nareszcie zobaczę Billa... Za którym się tak bardzo stęskniłam, zresztą tak samo jak za pozostałymi.
-          A gdzie jest Bill? - zapytałam Nikolę.
-          Pewnie już siedzi u ciebie w pokoju... Mary ty go dalej kochasz...
-          Po czym tak wnioskujesz?
-          Kiedy mówisz o nim to ci się strasznie oczy błyszczą, a kąciki ust podnoszą lekko w górę - wyjaśniła.
-          Aż tak bardzo to widać? - zapytałam z niepokojem.
Nie uzyskałam już odpowiedzi na zadane pytanie, bo do kuchni wkroczył uśmiechnięty od ucha do ucha Gustav.
-          I co z colą? - zapytał radośnie. - Pomóc wam?
-          Właściwie to nie... Już miałyśmy iść... Chociaż jak już tu jesteś to możesz to wziąć - podałam mu dwie szklanki.
Pozostałe naczynia wzięłyśmy z Nikolą i skierowałyśmy się do mojego pokoju. Moje serce z każdym krokiem biło coraz gwałtowniej. Już za chwilę go zobaczę. Chłopka, którego tak bardzo kocham. Pchnęłam lekko drzwi wchodząc do środka. Na kanapie już siedział Czarnowłosy. Patrzył na mnie z niepokojem. Tak jakby bał się, że zaraz urządzę mu awanturę. A ja nie chciałam się kłócić. Wręcz przeciwnie. Chciałam się do niego mocno przytulić...
-          Cześć Bill - powiedziałam chłodno, choć w oczach tańczyły mi iskierki radości, a na usta zaczął wkraczać szeroki uśmiech. Wręczyłam mu szklankę z colą.
-          Dzięki - odparł cicho.
Czemu nie możesz mnie pokochać? - pytanie to cisnęło mi się na usta, ale nie mogłam go zadać. Wyjawiłam mu swoje uczucia, a on je odrzucił. Nie zależy mu na mnie nawet w małym stopniu, więc takie pytanie jest co najmniej nie na miejscu. Usadowiłam się na kanapie pomiędzy Tomem a Georgiem. W pokoju panowała cisza pełna napięcia. Tak jakby wszyscy czekali na wybuch mojej złości. A ja nie zamierzałam na nikogo wyzywać. Nie tym razem. Perspektywa spędzenia kilku dni tak blisko Billa mnie za bardzo cieszyła. Choć zarazem napawała niepokojem. Cóż z tego, że będę tak blisko niego, skoro nie będę mogła go nawet dotknąć? Ale może się chociaż zaprzyjaźnimy... A lepsze to niż nic...
-          Czekam na wyjaśnienia - złożyłam ręce na piersiach.
-          Eee... bo my... - Georg zaczął się jąkać, a mnie to powoli zaczynało bawić. Jednak nie okazałam tego. Ściągnęłam usta w wąską linię, próbując się nie roześmiać i czekałam na dalsze wyjaśnienia. - Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę... nie widzieliśmy się tak dawno, więc...
-          Pomyśleliśmy, że fajnie będzie na takim kilkudniowym wypadzie - dokończył Tom. - Nie gniewaj się na nas... - uśmiechnął się słodko.
-          A nie przyszło wam do głowy, że nie chcę z wami jechać?
-          Nie! - Georg od razu zaprzeczył, a wszyscy się roześmiali. Nawet ja.
-          A czemuż to?
-          Bo jesteśmy tacy wspaniali... - wypiął dumnie pierś.
-          Czyżby samo zachwyt? Sława uderzyła do główki... - lekko pogłaskałam go po wspomnianej wcześniej części ciała.
I w tym momencie dostrzegłam spojrzenie Billa. Patrzył w taki sposób na basistę jakby chciał go zabić. Czasami naprawdę ciężko mi rozgryźć tego chłopaka. Przecież sam dał mi do zrozumienia, że nic do mnie nie czuje podczas naszej ostatniej rozmowy. Dlaczego więc teraz w jego oczach pojawiła się... zazdrość? A może mi się tylko przywidziało? Tak. Chciałam to ujrzeć w jego czekoladowych oczach, więc ujrzałam... Ech... ta moja wyobraźnia...
-          Ja wiem, że miło się wam siedzi, ale mieliśmy poszukać jakiegoś hotelu... - Bill po raz pierwszy zabrał głos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz