Informatyka,
zdecydowanie jeden z najnudniejszych przedmiotów w mojej szkole. Nigdy
specjalnie nie interesowałam się komputerami, ale tworzenie prostej tabelki w
Excelu przez dwie godziny lekcyjne wydawało mi się czystą przesadą. Tym
bardziej, że każdy normalny człowiek był w stanie utworzyć ją w dziesięć minut.
Niestety nauczyciel tak nie uważał. Dla niego najwyraźniej priorytetem było
opowiedzenie nam historii swojego życia, a także historii swoich uczniów.
Na
szczęście dzisiaj mieliśmy zamienione sale, bo w naszej odbywał się jakiś
konkurs informatyczny. Przynajmniej nie byłam skazana grać w pasjansa przez
dziewięćdziesiąt minut. Korzystając z tego, że w pracowni jest Internet
postanowiłam sprawdzić pocztę, bo na Gadu-Gadu nikogo nie było.
Rozszerzyłam
szeroko oczy ze zdumienia widząc, że mam prawie dwieście nie przeczytanych
wiadomości. Wątpiłam, żeby w ciągu miesiąca przybyło mi aż tyle spamu. Kiedy
zobaczyłam wiadomości, przetarłam wierzchem dłoni oczy. Przez moment
pomyślałam, że weszłam na konto kogoś innego, ale widząc maila od Nikoli ze
zdjęciami z sylwestra, wiedziałam, że nie ma mowy o pomyłce.
Usunęłam
spamy i zaczęłam czytać wiadomości. Przynajmniej będę miała zajęcie. Po dwóch
przeczytanych mailach wiedziałam już, że pozostałe są również od fanek Tokio
Hotel. Nie wiedziałam skąd mają adres mojej skrzynki pocztowej, ale wolałam to
niż gdyby miały zdobyć skądś mój adres domowy.
Czytając
setną wiadomość doszłam do wniosku, że chłopaki z Tokio Hotel mają cztery
rodzaje fanek. Do pierwszego i najliczniejszego należały dziewczyny, które były
ślepo w nich zakochane, drugi rodzaj zawierał również część pierwszego; w
listach była niesamowita ilość błędów ortograficznych, interpunkcyjnych,
stylistycznych, literówek i wszystkich innych jakie można sobie wyobrazić; do
trzeciego rodzaju zaliczyłam fanki należące do pierwszego i drugiego, które
rzucały groźby, że mnie zabiją, albo coś w tym stylu. Czwarty typ, niestety
zrzeszający zaledwie kilka osób, najbardziej przypadł mi do gustu. Autorki
maili gratulowały mi, że jestem z Georgiem i życzyły nam dużo szczęścia.
Postanowiłam im odpisać i powiedzieć, że nie jestem dziewczyną basisty Tokio
Hotel. Pozostałe maile olałam.
Kiedy
doszłam do czytania sto czterdziestego listu, usłyszałam dźwięk dzwonka
oznajmiający koniec lekcji. Wylogowałam się z poczty i spakowałam swoje rzeczy
do torby.
-
Jak dobrze... - wymruczałam zadowolona, zakładając czarne
kozaczki na wysokiej szpilce.
-
Co się stało? - Spytała Paulina, zasuwając zamek od
swojej kurtki.
-
Ferie! Całe dwa tygodnie z dala od książek!
-
Faktycznie. Jedziesz gdzieś?
-
Nie wiem - wzruszyłam obojętnie ramionami. - Być może do
babci.
-
Do Niemiec?
-
Uhm - przytaknęłam. - A ty? Wybierasz się gdzieś?
-
Nie, raczej nie.
Paulina była jedną z nielicznych osób,
których nie obchodził temat Tokio Hotel, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
Zapytałam ją kiedyś co o nich sądzi. Okazało się, że wokalistę uważa za babę i
geja, a pozostałych za gejów. Nie do końca zgadzałam się z jej opinią, ale
cieszyłam się, że ona jedna nie rozmawia ze mną na ich temat i nie prosi, żebym
ją z nimi zapoznała.
Ubrane, wyszłyśmy ze szkoły.
Pożegnałyśmy się i obie ruszyłyśmy w przeciwne strony. Wzdrygnęłam się czując
zimny podmuch wiatru. Nienawidziłam zimy z całego serca!
Ostrożnie
stawiałam kroki na chodniku, uważając, żeby się nie poślizgnąć. Nawet nie
usłyszałam jak ktoś mnie woła. Dopiero kiedy ten ktoś złapał mnie za ramię
obróciłam się.
Spojrzałam w niebiesko-zielone tęczówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz