środa, 28 listopada 2012

Rozdział 40



Zamknęłam za nim drzwi. Obsunęłam się po nich i usiadłam na zimnym marmurze. Po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy.
- Jak on mógł?
- Dlaczego to zrobił? – szeptałam sama do siebie.
Bill bardzo mnie zranił. Nie tyle pocałunkiem co słowami. Jednak one bardziej ranią od czynów. Dalej czułam na swoich usta kosmity. Było to zaledwie muśnięcie, jak dotyk skrzydeł motyla. Wiedziałam, że awantura była nieunikniona, ale nie sądziłam, że mnie pocałuje, a potem powie coś takiego. Przez to nienawidziłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. Nie chcę go widzieć nigdy więcej. Przetarłam dłonią usta, żeby zetrzeć z nich smak pocałunku. Nie pomagało. Siedziałam pod drzwiami i płakałam. Nie wiem ile minęło. Godzina, dwie, a może tylko kilka minut? To było nieważne. W tej chwili nic mnie nie obchodziło. Gdy skończyły mi się już łzy wstałam i z ledwością poczłapałam się na górę. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Stałam tam godzinę, a po mnie spływały na przemian ciepłe i zimne strumienie wody. Trochę pomogło. Ubrałam się w piżamę składającą się ze starych jeansów oraz topu i zwlekłam się na dół. Do jadalni. Musiałam posprzątać po kolacji. Schowałam obrus, a naczynia i sztućce umyłam. Kiedy nie było już żadnego, nawet najmniejszego śladu po obecności Billa wróciłam na górę do łóżka.

To była jedna z moich najgorszych nocy. Nie mogłam zasnąć, a jak już mi się to udało, to budziłam się po dziesięciu minutach. Dopiero koło czwartej usnęłam na jakieś dwie godziny. Obudziłam się z płaczem, gdyż przyśniła mi się jeszcze raz kolacja z Billem. Z tą tylko różnicą, że teraz obserwowałam wszystko z boku. Było to jednak niemniej bolesne. W życiu nie czułam się tak... właśnie, jak? Upokorzona? Odtrącona? Tak, chyba tak. Okropne uczucie. Łzy płynęły mi strumieniami po policzkach, a ja dalej myślałam o Billu. I to wcale nie o tym jak go nienawidzę... To było najgorsze w tym wszystkim. Podobał mi się. Już od samego początku była kiepska atmosfera, choć starał się być miły. Nawet przyniósł kwiaty. Nie zmieniło to jednak niczego. W powietrzu dalej wisiała kłótnia. Zresztą nic dziwnego. Za każdym razem jak go widziałam musieliśmy się pokłócić. Najczęściej o głupie drobnostki. Mam sobie za złe, że chciałam tego pocałunku. Mogłam przecież się odsunąć, ale nie zrobiłam tego. W jego oczach dostrzegłam, że też tego pragnie. Szybko wstałam z łóżka, ubrałam się i wybiegłam z domu. Musiałam z kimś o tym porozmawiać. O 8.00 rano stałam pod domem Nikoli. Zadzwoniłam do niej na komórkę, bo nie chciałam obudzić tak wcześnie jej rodziców. Zaspanym głosem powiedziała, że już idzie i się rozłączyła. Czekałam na nią na mrozie przez 20 minut, aż raczy otworzyć mi drzwi. Piekły mnie oczy, czułam się okropnie, a do tego było mi zimno. Zaczęłam przeskakiwać z nogi na nogę.
- Boże! Co się stało? Zgwałcił cię ktoś? – wykrzyknęła otwierając mi drzwi. – Chodź do kuchni. Tylko cicho. Matka z ojcem śpią.
- Był u mnie wczoraj na kolacji Bill... – zaczęłam gdy usiadłyśmy przy kuchennym stoliku.
- Nie gadaj! – otworzyła szerzej ze zdziwienia oczy. – Bill? Ten z Tokio Hotel?
- Tak. Ten sam.
- I ty wpuściłaś tego głupka do domu?!
- Nie miałam wyjścia.
Streściłam jej całą historię. Wcześniej poinformowałam ją o moim planie pójścia do Kaulitza i zdobyciu adresu Georga, ale nie przewidziałam, że będzie chciał się ze mną spotkać.
- I... I wtedy on... – głos mi się łamał. – Pocałował mnie... – Nikola zrobiła wielkie oczy. – I... powiedział, że... że mam mu... za...za to podziękować – ponownie się rozpłakałam.
Nikola podała mi chusteczki. Stwierdziła, że Bill jest największym idiotą jakiego zna i nie warto się nim przejmować. Tyle tylko, że łatwo jej tak mówić. Jeszcze nigdy żaden chłopak nie potraktował jej w ten sposób. Nic się nie odzywałam. Nikola też była cicho. Zrobiła tylko dwa kubki kakao. Popijając sobie ciepły napój uświadomiłam sobie, że gdyby mi na nim nie zależało, to bym o nim tyle nie myślała. Ale przecież ja go nienawidzę – przekonywałam sama siebie w duchu. Bezskutecznie.
- ...u niego?
- Co mówiłaś? – byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam co mówi przyjaciółka.
- Pytałam czy byłaś u Georga – powtórzyła.
- Tak – odparłam krótko.
- I jak? Załatwiłaś z nim?
- Tak.
- Mówię ci, nie przejmuj się tym idiotą! On nie jest tego wart! Szkoda nerwów na niego.
- Masz rację. Już się przestaję nim przejmować, tylko, że to nie takie łatwe...
- Dasz sobie radę. Lepiej opowiedz mi jak było u Georga.
Chcąc, nie chcąc opowiedziałam jej o spotkaniu z basistą i perkusistą. Mówiłam, że najpierw siedzieliśmy u niego, a potem u mnie i o tym, że obiecał to sprostować w najbliższym wywiadzie. Obydwie byłyśmy z tego zadowolone. A ja dodatkowo miałam nadzieję, że już więcej nie napiszą o mnie w artykule o Tokio Hotel.
- Widzę, że się z nimi zakumplowałaś – uśmiechnęła się.
- Tak trochę. Nie są tacy beznadziejni jak nam się na początku wydawało.
- To dobrze. Miło byłoby mi poznać bliżej twojego chłopaka – roześmiałyśmy się.
- Przyprowadzę go do ciebie kiedyś – odkąd wyjaśniłam to z Georgiem takie żarty nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia. – A co z Martinem?
- Powolutku, ale do przodu. Jest cholernie uparty.
- A co się tym razem stało?
- Przyjechał do mnie na ślicznym ścigaczu – rozmarzyła się. – Bogu dzięki, że ojciec wszedł dosłownie piętnaście sekund wcześniej do domu.
- Ło! To miałaś niezłe szczęście.
Jej rodzice byli nad opiekuńczy. Musieli wiedzieć wszystko. Gdzie idzie, z kim, za ile wróci... Zupełne przeciwieństwo moich. Cóż... nie ma rodziców idealnych. Wszyscy od czasu do czasu muszą denerwować człowieka. Wyszłam od Nikoli po 11. Kiedy wróciłam do domu zobaczyłam, że już jest babcia z Brianem. - I jak się udała kolacja? – zapytała babcia. - Bardzo dobrze – skłamałam. Nie chciałam ciągnąć tego tematu, więc wypytywałam ją o randkę ze Svenem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz