środa, 28 listopada 2012

Rozdział 71



-          Dobry pomysł. Wyjaśnicie sobie wszystko - poparł go Tom.
Jakby na potwierdzenie swoich słów odsunął mnie delikatnie od siebie i wstał. Gustav, Georg i Nikola poszli w jego ślady. Jak oni mogą mnie samą zostawiać z Billem?! Czy oni są pozbawieni uczuć?! Nie dość, że go tutaj przyprowadzają, to jeszcze uciekają zostawiając nas „sam na sam”. Muszę sobie poważnie porozmawiać z Nikolą. Co z tego, że wydaje jej się, że powinnam się z nim pogodzić? Dobrze wie, że to nierealne! Spojrzałam z ukosa na Billa. Uśmiechał się. Jest wprost bezczelny! Cieszy się, że zostaliśmy sami! Pewnie znowu chce się zabawić moimi uczuciami! Tak samo jak na koncercie. Nie dam mu tej satysfakcji!
-          Z czego się śmiejesz? - zapytałam opryskliwie.
W momencie spoważniał. Już się nie śmiał, chociaż w jego oczach dostrzegłam iskierki radości. Z czego on się tak cieszy? Ja w tej sytuacji nie widzę niczego zabawnego. Wręcz przeciwnie to jest tragiczne! Zostałam tu z nim sama, a w dodatku mam ochotę rzucić mu się na szyję.
-          Musisz mnie tak traktować?
-          Widocznie muszę. Ty też... mnie lepiej nie traktujesz... - ostatnie zdanie powiedziałam prawie szeptem.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Albo nie wiedział co odpowiedzieć, albo uznał, że nie warto się dalej ze mną dochodzić o to kto jak kogo traktuje. Otarłam łzy, które znowu poleciały mi po policzkach. Tak bardzo chciałabym się z nim dogadać, ale nie potrafię. Nie mogę. Wtedy zobaczyłby całą moją miłość do niego, którą ukrywam pod zasłoną złości i opryskliwości. A tego nie chcę. Nie dopóki wiem, że on nie czuje do mnie tego samego.
-          Dlaczego wszystko utrudniasz? - odezwał się po dobrych pięciu minutach.
-          Wszystko utrudniam? - mój głos był przepełniony goryczą. - Niech ci będzie. Utrudniam wszystko, ale jedno ci ułatwię. Posiedźmy tu w milczeniu chwilę, a potem sobie pójdziesz i powiesz im, że się nie dogadaliśmy, zresztą coś wymyślisz, a potem już się więcej nie spotkamy - bo to za bardzo boli, dodałam w myślach.
-          Ale... - zaczął, ale mu przerwałam:
-          Poprę cię we wszystkim co powiesz, tylko daj mi już spokój.
A najlepiej opuść moje myśli i serce, ewentualnie zakochaj się we mnie. W jego orzechowych tęczówkach dostrzegłam coś w rodzaju bólu. Pewnie po raz kolejny uraziłam jego męskie ego.
-          Naprawdę tego chcesz? - widząc, że milczę, ciągnął: - Naprawdę nie chcesz mnie już nigdy więcej widzieć?
Miałam ochotę krzyknąć „tak, nie chcę, idź sobie”, ale nie mogłam. Zwyczajnie moje usta się zbuntowały, przez co nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Nie chciałam, żeby znikał z mojego życia. Szczególnie, że nie pchał się do niego. Zawsze spotykaliśmy się jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności. Nawet w tej chwili. Słysząc, że milczę, kontynuował swój monolog:
-          Spójrz mi w oczy i powiedz, żebym zniknął z twojego życia, a obiecuję, że już nigdy więcej się nie spotkamy, chyba, że przypadkiem. Jak do tej pory. Ale nigdy nie pójdę gdzieś, jeżeli będę wiedział, że ty tam jesteś.
-          Bill... - zaniosłam się płaczem. Zdecydowanie za dużo płaczę od wczoraj. - Ja... ja... nie mogę... ci tego powiedzieć...
-          Wiem, że miałem sobie nie pochlebiać, ale znowu płaczesz przeze mnie - powiedział smutno.
-          Masz rację, miałeś sobie nie pochlebiać - uśmiechnęłam się do niego leciutko. - Już ci mówiłam dlaczego płaczę.
-          Tak wiem, przez swoją głupotę, ale ja ci nie wierzę. Wiem, że to przeze mnie, nie musisz udawać. Już bez tego czuję się jak ostatnia świnia.
Nic nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co. Jak mu wytłumaczyć, że wcale nie płaczę przez niego? To znaczy przez niego, ale nie tak bezpośrednio. Płaczę, bo wiem, że nigdy mnie nie pokocha i nigdy nie będziemy razem, a także dlatego, że nie potrafię się z nim dogadać.
Podkurczyłam nogi i objęłam je ramionami. Tak jak w saunie. Spuściłam głowę i znowu zaczęłam płakać. Jak chce to niech myśli, że to przez niego. Mi to już wszystko jedno. Usłyszałam jak cicho westchnął, po czym podniósł się z krzesełka i podszedł do łóżka, na którym siedziałam. Czekałam na to co zrobi. A on nic. Tylko stał przede mną i się we mnie wpatrywał. Nie chciałam, żeby widział jak płaczę, ale już nic nie mogłam na to poradzić. Podniosłam wolno głowę do góry i spojrzałam w te jego czekoladowe tęczówki. Czaił się w nich smutek, ból, ale także nadzieja. Pytanie tylko na co?
-          Proszę nie płacz. Nawet nie wiesz jak bolą mnie te wszystkie wylane przez ciebie łzy, które ja wywołałem.
-          Ale jesteś egoistą... a nie pomyślałeś jak ja się czuję? Wiecznie myślisz tylko o sobie. Bo ciebie bolą moje łzy, więc mam przestać. A nie przyszło ci do głowy, że mnie jeszcze bardziej mogą boleć? - ku mojemu ogromnemu zdziwieniu w swoim głosie nie wyczułam nawet nutki złości. Pierwszy raz w obecności Billa powiedziałam tak otwarcie o swoich uczuciach.
-          Masz rację jestem egoistą, ale nie znasz moich wszystkich myśli, ani pragnień. Nie wiesz czego teraz chcę, nie wiesz co teraz myślę.
-          Masz rację. Nie wiem tego - szepnęłam.
W tym momencie wszedł na łóżko i usiadł za mną. Położył mi dłonie na talii i mnie mocno do siebie przytulił. Wyprostowałam nogi i położyłam ręce na jego dłoniach. Przez ułamek sekundy się zawahał. Tak jakby bał się, że go odtrącę. Nie chciałam jednak tego zrobić. Nie mogłam. Było mi za dobrze w jego ramionach, żeby się uwalniać z jego uścisku. Masochistką jeszcze nie jestem. Zbyt długo marzyłam o tej chwili. W moim sercu znowu pojawiła się nadzieja na to, że będziemy razem. Położył głowę na moim ramieniu i tak siedzieliśmy.
„Słowa są bez potrzeby
One potrafią tylko krzywdzić”
Tak. W tej chwili słowa były zbędne. W tej chwili liczyłam się tylko ja i Bill. Nic więcej. Było mi tak dobrze... Wiedziałam, że ta chwila przysporzy mi znowu bólu i cierpienia, ale przestałam o to dbać. Jest czas na łzy, szczęście, zamartwianie się... Wszystko to znajdzie swoją kolej. Teraz chciałam cieszyć się bliskością Billa. Czuć się kochana przez niego nawet jeśli tak nie jest. Czasami trzeba dać się ponieść wyobraźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz