czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 84



            Powoli otworzyłam powieki, żeby zaraz je zamknąć, gdyż oślepiły mnie wpadające przez okno ciepłe promienie słoneczne. Wsłuchałam się w ćwierkanie ptaków dochodzące zza okna. Śnieg już stopniał, a drzewa zaczęły wypuszczać pierwsze pączki. Tak. Nastały pierwsze wiosenne miesiące. A ja mimo takiego upływu czasu nie potrafię zapomnieć o Billu. Ból był tylko troszeczkę mniejszy niż na początku.
„Każdej nocy i każdego dnia moje serce czuje ból
Budzę się z myślą o Tobie i wołam Twe imię”
            Choć tak bardzo się staram nie potrafię o nim zapomnieć. Wypełnia każdą moją myśl, choć już w odrobinę mniejszym stopniu. Przynajmniej w ciągu dnia. Nie ma takiej nocy, żeby mi się nie przyśnił. Czasami są to piękne, romantyczne sny, z których nie chcę się budzić, a czasami koszmary. W przypadku tych drugich wstaję w nocy cała zlana potem. I nie są to jakieś wyssane z palca koszmary, tylko scena, którą miałam okazje zobaczyć. A mianowicie pocałunek Billa z Hannah. Sen jest o tyle straszniejszy, że Bill przerywa na chwilę całowanie dziewczyny i śmieje się szyderczo ze mnie, żeby potem znowu zatonąć w pieszczocie.
            Wielokrotnie rozmyślałam jakby to było gdybyśmy byli razem... Gdyby Bill mnie kochał. Jak bardzo zmieniłoby się przez to moje życie? Z pewnością byłoby lepsze niż w tej chwili. Szczególnie, że teraz opierało się jedynie na nauce, chodzeniu do szkoły i siedzeniu przed komputerem. Już nawet nie liczę ile godzin wpatrywałam się w zdjęcia Billa... Tak bardzo chciałam dotknąć jego aksamitnych włosów, które lekko opadały na ramiona, poczuć jego delikatny dotyk, dreszcze, które czułam tylko w jego obecności...
„Nie ma zapachu twojej skóry
Nie ma oddechu na mej twarzy
Nie ma twych truskawkowych ust
Nie ma słodkiego miodu twoich włosów
Nie ma twego jadu w sercu
Nie ma drogi ucieczki z tej miłości
Nie ma, nie ma dla mnie więcej życia
Nie ma już dla mnie innego powodu by żyć”
            Tak. Kocham go. Teraz jestem pewna, że to prawdziwe uczucie, a nie jakaś tania podróbka w postaci zauroczenia. Pierwszy i ostatni raz pokochałam kogoś tak mocno. A prawdziwa miłość zdarza się raz w życiu. Dlatego jest tak piękna i niepowtarzalna. Upłynęło tyle czasu, a ja w dalszym ciągu non stop o nim myślę. I tęsknię. Moje serce rwie się do niego, jednak ciało pozostaje w miejscu...
            Co dziwne miałam kontakt z wszystkimi członkami Tokio Hotel, tylko Bill nie dawał znaku życia. Upewnił mnie tym samym w przekonaniu, że nic dla niego nie znaczę. Jednak byłoby mi miło gdyby choć raz, jedyny raz zadzwonił. Próbowałam dowiedzieć się od Nikoli, albo Toma, Gustava czy Georga co słychać u Czarnowłosego, ale za każdym razem zmieniali temat. Jeżeli chcieli mi oszczędzić cierpienia to im się to nie udało. Wiem, że chcą dla mnie dobrze, ale wraz z „odejściem” Billa już nic nie będzie dobrze. Może być tylko trochę lepiej niż źle...
Z cichym westchnieniem otworzyłam oczy. Ponownie oślepił mnie błysk wpadających do pokoju promieni słonecznych jednak tym razem z mniejszą siłą. Lekko zmrużyłam oczy i podniosłam się na łokciach. Zawsze kochałam wiosnę. Byłam wtedy radośniejsza, tak jakbym wraz z niedźwiedziami i innymi zwierzętami budziła się z zimowego snu. Tym razem jednak tak nie było. Brakowało mi miłości Billa. Zamiast chodzić na spacery, podziwiać piękno budzącej się przyrody siedziałam w domu i wpatrywałam się w zdjęcia ukochanego chłopka... Teraz po części zrozumiałam te wszystkie dziewczyny zakochane w nim albo Tomie platonicznie. Tylko, że ja go kocham prawdziwie, a także w przeciwieństwie do nich znam Billa! I chyba to odróżnia mnie od bycia zwykłą fanką, którą niewątpliwie się stałam.
* * *
Mijałam jednorodzinne domki i rozkoszowałam się ciepłymi promykami słońca, które delikatnie muskały moje policzki. W powietrzu było czuć zapach wiosny, który zawsze tak uwielbiałam, jednak teraz nie robił na mnie takiego wrażenia. Tak samo jak zielone listki na drzewach, które niedawno się narodziły, żeby za kilka miesięcy brutalnie zginąć podczas szarych jesiennych dni. Tak. Wszystko przemija. Jednak moja miłość do Billa jak na złość nie chce przeminąć. A może to jeszcze zbyt krótki okres? Przecież nie widzieliśmy się zaledwie kilka tygodni. Jednak przez cały ten czas starałam się usilnie o nim zapomnieć, ale czym mocniej próbowałam, tym mniej mi to wychodziło. A na domiar złego przez pierwszy miesiąc ciągle przypominały mi o nim gazety, rozpisujące się na mój temat i znajomi, którzy po części skreślili mnie dlatego, że umawiam się z wokalistą Tokio Hotel. Tylko, że ja się z nim nigdy nie umawiałam! A nawet gdyby, to czy osoby, które znam od tylu lat powinny odwrócić się do mnie plecami tylko dlatego, że zakochałam się akurat w Billu Kaulitzie?
Przykro mi było słuchając tych wszystkich plotek na mój temat, albo czytając komentarze na blogach. Ludzie, którzy mnie nie znają osądzają bezpodstawnie moją osobę. Powinnam się tym nie przejmować i staram się tak robić, ale nie zawsze odnosi to pożądany efekt. A jeszcze jak dojdą do tego myśli o Billu, to już się całkowicie rozklejam. Wielokrotnie zastanawiałam się po co przyszedł wtedy do mojego i Nikoli pokoju, jednak nie doszłam do żadnego sensownego wniosku. Na myśl jedynie nasuwało mi się to, że może się namyślił i jednak postanowił zostać moim kolegą. Jednak czy zezłościłoby go wtedy to co zobaczył? Nie, bo koledzy nie są zazdrośni. A on ewidentnie był. Tylko czy na pewno? Może źle odczytałam jego zachowanie? Tego już się nie dowiem, bo się już nie spotkamy.
Kiedy zaczęłam zbliżać się do garaży usłyszałam jak jakiś zespół urządza sobie próbę. Zawsze podobało mi się jak grali jakieś nie znane mi piosenki, jednak tym razem było inaczej. Grali tak jak zwykle jednak utwór skądś znałam. Tylko skąd? Brzdąkanie gitar, perkusja... Zwolniłam kroku i nasłuchiwałam. Kiedy znalazłam się na wysokości wejścia do garażu usłyszałam jak wokalista rozpoczyna śpiewać: „Meine augen schaun mich müde an - finden keinen trost”. Momentalnie stanęłam jak wryta, a po policzkach poleciały mi łzy. Chłopak z włosami prawie do pasa właśnie rozpoczynał „Ich bin nicht ich” - piosenkę, którą zaśpiewał dla mnie Bill. Czułam, że zaraz stracę grunt pod nogami, więc nie przejmując się niczym, usiadłam na ziemi i wpatrywałam się w nich, a z oczu wypływały łzy. Nie interesowało mnie w tej chwili, że robię z siebie idiotkę. Emocje wzięły górę.
Pod koniec pierwszej zwrotki chłopak mnie zauważył, po czym zamilkł, a pozostałym nakazał gestem, żeby przestali grać. Obserwowałam jak do mnie podchodzi z miłym uśmiechem.
-          Nie wiedziałem, że aż tak źle gramy - odezwał się.
-          Nie... - powiedziałam słabo. - Świetnie gracie, ale...
-          Co się stało? - kucnął przede mną.
-          To... to... - łkałam. - To ta piosenka...
Chłopak przyjrzał mi się uważnie po czym ze spokojem powiedział:
-          To ty jesteś tą dziewczyną, którą Kaulitz wyciągnął na scenę? - kiwnęłam twierdząco głową. - Już dobrze, nie płacz - pocieszał mnie.
-          Przepraszam... - podniosłam się z trudem. - Ja... nie powinnam...
-          Oj, przestań - uśmiechnął się. - Nie masz za co przepraszać. Uśmiechnij się.
Wygięłam lekko usta w uśmiechu, po czym odwróciłam się na pięcie i nic nie mówiąc pobiegłam do domu. Nawet w zaciszu własnego pokoju nie słuchałam tej piosenki, bo za każdym razem leciały mi łzy. Łzy tęsknoty. Tak bardzo brakowało mi Billa. Nawet tych ciągłych kłótni z nim. Wszystko mu wybaczyłam, każde złe słowo, czyn... Powiecie, że zaczynam go idealizować, ale to nie prawda. Znam jego wady, ale bez nich nie byłby tym samym Billem. Chłopakiem, którego tak mocno pokochałam. Gdyby się ich wyzbył byłby zupełnie innym człowiekiem. A ja chcę, żeby był ciągle taki sam. Choć patrząc na te wszystkie zdjęcia w gazetach i internecie zmienił się. Nie był już tym samym chłopakiem, który szczerze uśmiechał się na każdej fotce.
            Zapłakana weszłam do domu modląc się o to, żeby nikt mnie nie zauważył, bo nie miałam ochoty tłumaczyć powód przez który płaczę. Przeszłam cichutko przedpokojem kierując się w stronę swojego królestwa, gdzie mogłam wylewać łzy do woli.
-          Mary Ann? - usłyszałam głos mamy.
-          Tak, to ja - przytaknęłam.
-          I jak było w szkole?
-          Normalnie, a jak miało być?
-          Chodź tu na chwilę.
-          A muszę? - to było pytanie retoryczne, a przynajmniej za takie potraktowała je rodzicielka. Otarłam ręką łzy i poszłam do kuchni. - Co chcesz?
-          O co płaczesz?
-          Nieważne...
-          Dostałaś jedynkę? - pokręciłam przecząco głową. - No to co się stało?
-          Nic się nie stało... - nie brzmiało to chyba zbyt przekonywująco, bo mama obrzuciła mnie badawczym wzrokiem.
-          Jak nic się nie stało, to po co płaczesz?! - jak ta kobieta potrafi irytować...
-          Mówię ci, że nie ważne! Mogę już iść?!
-          O co jesteś zła? - ręce mi opadły. Po co ona ciągnie tą bezsensowną kłótnię? Jakby nie widziała, że nie chcę z nią o tym rozmawiać.
-          Dasz mi już spokój?
Nie czekając na jej odpowiedź poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na łóżko i sama na nim usiadłam. Przytuliłam się do poduszki z Kubusiem Puchatkiem, a łzy same poleciały. W życiu nie przypuszczałam, że jestem taka wrażliwa. Zawsze uważałam się za w miarę twardą osóbkę, która nie płacze o byle co, ale ostatnio praktycznie ciągle beczałam. I to przez chłopka.
Chciałabym z kimś o tym pogadać, ale nie mam z kim. Edyta się do mnie nie odzywa, a Nikola jest daleko. Tak bardzo chciałabym być teraz w Niemczech... U babci. Z dala od problemów. Choć doskonale wiem, że każdy szczegół, miejsce przypominałoby mi Billa, ale przynajmniej miałabym pod ręką przyjaciółkę, której mogłabym się wypłakać w rękaw.
-          Mary Ann! - usłyszałam wołanie mamy. Co ona znowu chce?
-          Co?! - odkrzyknęłam.
-          Chodź tu.
Z westchnieniem wstałam z kanapy i poszłam do kuchni.
-          Co chciałaś? - zapytałam z irytacją.
-          Weź sobie coś do jedzenia.
I tylko po to mnie wołałaś? - skinęła głową i opuściła kuchnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz