poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 20



            Kiedy zadzwonił dzwonek pospiesznie wrzuciłam swoje rzeczy do torby i jako pierwsza opuściłam salę. Szybko zbiegłam po schodach i prawie biegiem udałam się do szatni. Założyłam kozaczki na szpileczce i płaszczyk. Spojrzałam na zegarek. Edyta wyjdzie za piętnaście minut ze szkoły, więc powinnam jeszcze zdążyć zanim wyjdzie. Pospiesznie wyszłam z budynku liceum i mnie zatkało. To, że przyjaciółka na mnie czekała było rzeczą całkiem normalną, nawet jeśli miała wyjść dopiero za kwadrans, ale to, że czekała razem z Piotrkiem było absolutnie rzeczą nienormalną. Co ona robi w jego towarzystwie? I co on robi pod moją szkołą?!
            Zanim zdążyli mnie zauważyć, czmychnęłam do środka i poszłam do szatni, gdyby przypadkiem Piotrkowi zachciało się wejść do szkoły. Dlaczego nie potrafię z nim zerwać? Powiedzieć, że to już koniec i nareszcie przestać się tym stresować?
            Drżącymi dłońmi wyciągnęłam z torebki telefon komórkowy i zadzwoniłam do Edyty. Byłam na nią wściekła, że nie spławiła Piotrka. Przecież doskonale wiedziała o tym jakie żywię do niego uczucie! A z pewnością nie była to miłość czy choćby sympatia.
-          Co tak długo?! - Warknęłam kiedy odebrała dopiero po siódmym sygnale.
-          No wiesz? Nawet się nie przywitasz? - W jej głosie rozbrzmiała nutka żalu.
-          Nie. Powiedz mi lepiej co robi z tobą Piotrek pod moją szkołą. Albo nie. Najpierw go spław, a potem mi powiesz.
Nie czekając na jej odpowiedź rozłączyłam się i zrezygnowana usiadłam na podłodze. Nie powinnam reagować aż tak ostro, bo w końcu to mój chłopak, ale ostatnio zawsze kiedy go widziałam ogarniała mnie złość. Co było absolutnie niezrozumiałe, zważywszy na to, że jeszcze kilka tygodni temu naprawdę go lubiłam. Nie kochałam, ale darzyłam dość sporą sympatią. Dopiero potem, kiedy okazało się, że jest taki... głupi wszystko minęło. Najgorsze jest to, że wiem jak go ranię swoim zachowaniem, a mimo to robię to dalej. Czyżbym była aż tak wielką egoistką?
Moje rozmyślania przerwało pojawienie się Edyty. Podniosłam się z miejsca i cmoknęłam ją w policzek na przywitanie.
-          Przepraszam - powiedziałam skruszona. - Spławiłaś go?
Skinęła głową potakująco.
-          Powiedziałam, że do mnie dzwoniłaś i mówiłaś, że jesteś na zakupach.
-          I co on na to?
-          Chciał jechać do tego sklepu, a jak powiedziałam mu, że nie wiem w którym jesteś uparł się, że odwiezie mnie do domu...
-          Ale nie odwiózł?
-          Na szczęście nie, za to odwiózł mnie do Moniki. Dobrze, że blisko mieszka... Zresztą nieważne - machnęła ręką. - Opowiadaj jak było w Niemczech.
Przez całą powrotną drogę do domu opowiadałam Edycie o wszystkim co się wydarzyło w Magdeburgu i Loitsche. Jedynie pominęłam incydent z Georgiem i Andreasem. Doszłam do mówienia o konkursie urządzonym przez brata Kosmity, kiedy doszłyśmy do domu Edyty.
-          Wejdziesz? - Spytała, otwierając furtkę, jakby odpowiedź znała z góry.
-          Jak masz coś do jedzenia to mogę wejść.
Po ośmiu godzinach w szkole już nieźle zgłodniałam, a w domu i tak nic nie było. Owszem, jadłam słodką bułkę na drugie śniadanie, ale teraz zaczynało mi burczeć w brzuchu.
Przyjaciółka tylko się uśmiechnęła i skierowała do domu. Podreptałam za nią. Zostawiłam w przedsionku płaszczyk, ściągnęłam buty i udałam się, tak dobrze mi znanym korytarzem, do jej pokoju. Jak gdyby nigdy nic otworzyłam drzwi, rozsiadłam się wygodnie na ananasowej sofie, a kiedy mój wzrok spotkał się z czekoladowymi tęczówkami zaczęłam wrzeszczeć jak opętana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz