poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 8



            Kiedy byłam w trakcie malowania oczu zadzwonił mój telefon. Z jedną czarną powieką podeszłam do biurka i nie zwracając uwagi na to kto dzwoni odebrałam.
-          Słucham?
-          Hej! - usłyszałam radosny głos Edyty. - Obudziłam cię?
-          Nie, Brian cię w tym wyręczył. I jak święta?
-          Jakoś lecą. Wrócisz na sylwestra?
-          Nie wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Chyba zostanę tu do drugiego, ale to jeszcze nic pewnego. Zresztą sama wiesz jak z nimi jest...
-          Wiem, ale jak coś to mamy zaproszenie do Pawła.
-          Do Pawła?! - wykrzyknęłam z niedowierzaniem. A to dlatego, że jeszcze do niedawna byliśmy ze sobą skłóceni, a dopiero od miesiąca mówimy sobie zaledwie „cześć”.
-          Tak. Do Pawła. Ty i ja. No i Piotrek...
Mimowolnie skrzywiłam się słysząc imię mojego chłopaka. Jesteśmy ze sobą od dwóch miesięcy, ale właściwie sama nie wiem dlaczego. Powinnam z nim już dawno zerwać, ale nie potrafię. Może to się wydawać głupie, ale jak widzę jego zakochany wzrok wbity we mnie, po prostu nie mogę powiedzieć mu: „Wybacz, ale to koniec”.
-          Żyjesz? - Spytała, kiedy nie odzywałam się przez dłuższy czas.
-          Tak. Widziałaś się z nim?
-          Z kim?
-          Z Piotrkiem.
-          Tak. Był u mnie.
-          Po co?
-          Zapytać gdzie jesteś.
-          I co mu powiedziałaś?
-          Że pojechałaś do babci. Żebyś widziała jego smutną minę...
-          Wiesz... szczerze mówiąc mało mnie ona obchodzi...
-          To dlaczego z nim jeszcze jesteś?
-          Bo nie wiem jak zerwać - odparłam zgodnie z prawdą. Zdawałam sobie sprawę, że wcale nie robię dobrze tak postępując z nim, ale nie potrafiłam inaczej.
-          Ale Mary Ann wiesz o tym, że on cię kocha, a ty go ranisz...
-          Wiem - przytaknęłam. - Muszę już kończyć, bo babcia mnie woła - skłamałam. - Pa!
Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam rozmowę i odłożyłam telefon na biurko. Wróciłam do łazienki, żeby dokończyć makijaż. Złapałam trzęsącą się ręką kredkę i próbowałam pomalować drugie oko.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ranię Piotrka unikając go, ale naprawdę nie potrafię z nim zerwać. Może to dlatego, że jest moim pierwszym chłopakiem i nie mam jeszcze doświadczenia? Bo bycie ze sobą to odpowiedzialność. Teraz żałuję, że się zgodziłam zostać jego dziewczyną. Ale choć ciężko mi się do tego przyznać dwa miesiące temu myślałam, że się w nim naprawdę zakochałam. Pierwszy raz. Jednak myliłam się. To było nic niewarte zauroczenie. Jak w takim razie odróżnić miłość od zwykłego zafascynowania? Skąd Piotrek wie, że mnie kocha? Ludzie mówią, że to się po prostu czuje. Ja też to czułam, ale przez krótki okres. A teraz tamto, wydawałoby się cudowne uczucie zastąpiła pustka. I niechęć.
-          Mary Ann! - usłyszałam krzyk mojej mamy. - Ubieraj się!
-          Po co? - Spytałam wychodząc z pokoju, żeby nie musieć się wydzierać.
-          Zaraz jedziemy do cioci Evy.
* * *
Siedziałam na drewnianym krzesełku w kuchni cioci Evy i wpatrywałam się ciekawie w zielone fronty szafek i jasne blaty. Zupełnie tak jakbym widziała w nich coś fascynującego. Ale prawda była taka, że nadal myślałam o Piotrku. Nie mogę już dłużej ranić ani jego, ani tym bardziej siebie. A szczerze mówiąc nie wiem kto jest tutaj bardziej poszkodowany. Ja, bo utwierdzam chłopaka, którego już nawet nie lubię, w przekonaniu, że mi na nim zależy, daję mu się całować, choć tak naprawdę nie mam na to ochoty, a to wszystko dlatego, że mi go żal zostawić, czy on. Kocha mnie, a ja go unikam kiedy tylko mogę. Choć nie jestem nawet pewna czy to zauważył...
-          Proszę - usłyszałam wesoły głos ciotki.
Przeniosłam wzrok z szafek na stolik, na którym położyła kosmetyczkę wypełnioną po brzegi różnokolorowymi lakierami do paznokci. Zaraz jak tylko weszłam do domu cioci, zaprowadziła mnie do kuchni i zażyczyła sobie, abym pomalowała jej pazurki.
-          To jaki chcesz wzorek?
-          Wszystko jedno. Coś wymyślisz - puściła mi oczko, kładąc dłonie na blacie tuż przede mną.
Przejrzałam z uwagą wszystkie lakiery i pędzelki. Wiedziałam jak mogłabym jej pomalować paznokcie, ale nie miałam przy sobie swoich ukochanych pędzelków, a te cioci nie bardzo się nadawały. Były zbyt grube.  Uznałam, że w takim razie najlepszy będzie jakiś „pomazaniec”. Wzięłam ze stołu wykałaczkę i z uśmiechem zaczęłam tworzyć na jej paznokciach biało-różowe kwiatuszki. A raczej rozmazane kropki, które przypominały te kwiatuszki.
-          Super! - wykrzyknęła godzinę później oglądając swoje paznokcie. - Dziękuję!
Z szerokim uśmiechem na ustach cmoknęła mnie w policzek i poleciała do salonu pochwalić się rodzinie wzorkami. Podniosłam się z krzesełka i z westchnięciem skierowałam się do pokoju Damiana. Rozsiadłam się wygodnie na jego łóżku i zaczęłam przysłuchiwać ich rozmowie, żeby się w nią trochę wciągnąć. Chociaż właściwie nie miałam zbyt wiele do powiedzenia odnośnie gier komputerowych, bo zwyczajnie się nimi nie interesowałam. Jednak kiedy zmienili temat na śmieszne filmiki, a następnie zaczęli udawać Jima Carreya, Chrisa Kattana i Willa Ferrella z ich występu z Saturday night live zaczęłam żartować razem z nimi.
-          Puszczę wam coś - Damian puścił nam oczko, a ja nie wiedziałam czy mam się bać czy nie...
-          No dobra... - powiedziałam ostrożnie. - Puszczaj...
Z głośników poleciała jakaś niemiecka piosenka. Nie znałam jej tytułu, ani nie wiedziałam kto ją śpiewa, ale byłam pewna, że już gdzieś ją słyszałam. Tylko nie bardzo wiedziałam gdzie.
-          Czyje to? - spytałam.
-          Nie mam pojęcia, ale fajne, nie?
-          Jak ci się może podobać takie disco polo? - wypalił mój brat. - Ja rozumiem „Dziewczynę z remizy”, ale to?
-          Mogę słuchać tego czego chcę! - obruszył się.
Na dowód swoich słów ponownie z głośników poleciało:

Das Fenster öffnet sich nicht mehr
hier drin ist es voll von dir - und leer
und vor mir geht die letzte Kerze aus
ich warte schon 'ne Ewigkeit
endlich ist es jetzt soweit
da draußen zieh'n die schwarzen Wolken auf

Ich muss durch den Monsun - hinter die Welt
ans Ende der Zeit - bis kein Regen mehr fällt
gegen den Sturm - am Abgrund entlang
und wenn ich nicht mehr kann, denk' ich daran
irgendwann laufen wir zusammen
durch den Monsun, dann wird alles gut

'n halber Mond versinkt vor mir
war der eben noch bei dir
und hält er wirklich was er mir verspricht
Ich weiss, das ich dich finden kann
Hör' deinen Namen im Orkan
Ich glaub noch mehr dran glauben kann ich nicht

Ich muss durch den Monsun - hinter die Welt
ans Ende der Zeit - bis kein Regen mehr fällt
gegen den Sturm am - Abgrund entlang
und wenn ich nicht mehr kann, denk' ich daran
irgendwann laufen wir zusammen
Weil uns einfach nichts mehr halten kann
durch den Monsun

Hey! - Hey!
ich kämpf mich durch die Mächte, hinter diser Tür
werde sie besigen und dann führn sie mich zu dir
dann wird alles gut - dann wird alles gut
wird alles gut - alles gut ...

-          Wyłącz to! - nakazał Brian. - Bo ja już nie mogę tego słuchać!
Damian spojrzał na niego z politowaniem i zamiast wyłączyć piosenkę zaczął śpiewać z wokalistą. Kiedy mój brat zatkał sobie uszy dłońmi kuzyn przełączył na „Gangsta shit” Snoop Dogga. Dopiero teraz Brian się udobruchał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz