- Dokąd idziesz? – dopytywał się bliźniak.
- Do pokoju.
Ruszył najpierw elegancko urządzoną restauracją, potem
ogromnym pomarańczowym hollem do windy. Wcisnął przycisk z ósmym piętrem.
Chwilę później stał już w hotelowym pokoju. Na dworze było okropnie zimno, ale
mimo tego wyszedł na balkon, ówcześnie obwinąwszy się szalikiem, żeby nie
przeziębić gardła. Wyjął z kieszeni telefon i wystukał numer Mariny.
- Słucham? – usłyszał jej głos.
- Cześć! Nie przeszkadzam?
- Nie, skądże. Co się stało?
- Ja... nie mogę... przestać myśleć...
- O Mary Ann? – dokończyła za niego.
- Tak. Ja... nie wiem co zrobić...
- A widzisz? Mówiłam. Wpadłeś po uszy.
- Przestań! Proszę cię chociaż ty mnie nie dołuj.
- Umów się z nią.
- Nic z tego! – zaprotestował.
- To może zajmij się czymś? Albo znajdź sobie jakąś nową
dziewczynę?
- Ale ja się nie mam jak zająć czym innym, bo ciągle o
niej myślę! A teraz w dodatku zaczynamy trasę koncertową...
- Już mówiłam. Umów się z nią.
- A ja ci mówiłem, że nic z tego. W każdym razie dzięki
za radę, ja już muszę kończyć, bo chłopaki idą.
- Ok. To pa pa!
- Na razie – rozłączył się.
Nie chciał wdawać się w rozmowę z przyjaciółmi, którzy i
tak pewnie zauważyli już, że dzieje się z nim coś dziwnego. Wziął szybki, jak
na niego prysznic i oznajmił chłopakom, że idzie spać , bo jest zmęczony. Nic
nie powiedzieli tylko skinęli głowami. Bill udał się do osobnego pokoju gdzie
stały łóżka. Położył się na jednym z nich, ale nie mógł zasnąć. Zaczął myśleć o
Marinie. Niby nic mu nie poradziła, ale i tak mu lżej na duszy. Przynajmniej po
części się komuś wygadał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nierozważne
zwierzać się nowo poznanej dziewczynie, ale czuł, że może jej zaufać, że może
powiedzieć wszystko. Jej zdaniem powinien umówić się z Mary Ann, i prawdę mówiąc
miał na to ogromną ochotę, ale z drugiej strony wiedział, że ona się nie
zgodzi, a poza tym w tej chwili nie ma takiej możliwości, bo ona jest zapewne w
Polsce, a nawet jakby była w Magdeburgu, to i tak daleko, bo oni w tej chwili
znajdują się w Hanowerze. Czyli nawet jakby blondynka się zgodziła, to i tak
nie byłoby jak się spotkać. Zza drzwi usłyszał przytłumione głosy chłopaków.
Chwilę przysłuchał się ich rozmowie i po chwili stwierdził, że mówili o nim.
- Bill jest ostatnio jakiś dziwny, zauważyliście? –
dobiegł go głos Gustava.
- Masz rację, jest ciągle nieobecny duchem, praktycznie
nic nie je...- wyliczał Georg.
- Coś go gnębi, ale nie chce mi powiedzieć co – Tom miał
smutny głos, bo nigdy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, a teraz Bill nie
chce mu powiedzieć czemu się tak zachwouje. – Nie będę wypytywał o co mu
chodzi. Jak będzie chciał to sam powie, ale mi się wydaje, że chodzi o tą
głupią blondyneczkę...
- Ona nie jest głupią blondyneczką! – Georg bronił Mary
Ann.
- Niech ci będzie, w każdym razie o nią chodzi.
- Ale dlaczego akurat o nią?
- Bo Bill zrobił się taki od tamtej kolacji. Widać, że
randka im nie wyszła. Pewnie ta idiotka znowu na niego naskoczyła.
- Nie nazywaj jej tak! – Gustav się wyraźnie zdenerwował.
- Wy też się w niej zakochaliście? – zapytał dreadowłosy.
Po tym pytaniu zapanowało milczenie. Bill nie chciał
słuchać tej rozmowy, ale nie miał wyjścia. Dziwne, że ani Georg ani Gustav nic
nie odpowiedzieli. Czyżby Tom miał rację i chłopaki zakochali się w niej? Oby
nie. Nie zniósłby widoku Mary Ann z Georgiem albo Gustavem, a doskonale zdawał
sobie sprawę, że gdyby zaprosili ją gdzieś umówiłaby się z nimi. Choćby
dlatego, żeby zrobić mu na złość. On w ogóle nie zniósłby widoku Mary Ann z
jakimkolwiek chłopakiem. Zaraz zganił się w duchu za te myśli. Przecież gdyby
nie był w niej zakochany, to nie byłby o nią zazdrosny. A teraz ewidentnie
jest. Nawet na samą myśl, że mogłaby się umówić z jakimś facetem oprócz niego.
- Jak chce – głos brata był dużo głośniejszy niż powinien
– to niech o niej myśli ile chce, ale niech nie zawali trasy. Wystarczy, że są
tu jeszcze te dzieci z Blog27.
Nikt tego nie skomentował, co jeszcze bardziej świadczyło
o tym, że słowa te skierowane były do niego. Tom pewnie się domyślił, że nie
śpi. Przeanalizował słowa brata jeszcze raz i przyznał mu rację. Nic nie da, że
będzie próbował wyrzucić z myśli Mary Ann, skoro to i tak nic nie da. Lepiej
jak się do nich przyzwyczai. W każdym razie podczas trasy musi dać z siebie
wszystko. Zawsze marzył o tym, że kiedyś Devilisch, a teraz Tokio Hotel będzie
sławne i będą dawali koncerty przed kilkutysięczną publicznością. Teraz te
marzenia mogą stać się rzeczywistością, jeżeli ich nie zmarnuje. Nie darowałby
sobie tego do końca życia. Gdzie te czasy, że muzyka była dla niego
najważniejsza? Jeszcze trwają, ale czy aby na pewno? Czy teraz przypadkiem jej
miejsca nie zajmuje urocza blondynka, która go nienawidzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz