środa, 28 listopada 2012

Rozdział 48



- Dokąd idziesz? – dopytywał się bliźniak.
- Do pokoju.
Ruszył najpierw elegancko urządzoną restauracją, potem ogromnym pomarańczowym hollem do windy. Wcisnął przycisk z ósmym piętrem. Chwilę później stał już w hotelowym pokoju. Na dworze było okropnie zimno, ale mimo tego wyszedł na balkon, ówcześnie obwinąwszy się szalikiem, żeby nie przeziębić gardła. Wyjął z kieszeni telefon i wystukał numer Mariny.
- Słucham? – usłyszał jej głos.
- Cześć! Nie przeszkadzam?
- Nie, skądże. Co się stało?
- Ja... nie mogę... przestać myśleć...
- O Mary Ann? – dokończyła za niego.
- Tak. Ja... nie wiem co zrobić...
- A widzisz? Mówiłam. Wpadłeś po uszy.
- Przestań! Proszę cię chociaż ty mnie nie dołuj.
- Umów się z nią.
- Nic z tego! – zaprotestował.
- To może zajmij się czymś? Albo znajdź sobie jakąś nową dziewczynę?
- Ale ja się nie mam jak zająć czym innym, bo ciągle o niej myślę! A teraz w dodatku zaczynamy trasę koncertową...
- Już mówiłam. Umów się z nią.
- A ja ci mówiłem, że nic z tego. W każdym razie dzięki za radę, ja już muszę kończyć, bo chłopaki idą.
- Ok. To pa pa!
- Na razie – rozłączył się.
Nie chciał wdawać się w rozmowę z przyjaciółmi, którzy i tak pewnie zauważyli już, że dzieje się z nim coś dziwnego. Wziął szybki, jak na niego prysznic i oznajmił chłopakom, że idzie spać , bo jest zmęczony. Nic nie powiedzieli tylko skinęli głowami. Bill udał się do osobnego pokoju gdzie stały łóżka. Położył się na jednym z nich, ale nie mógł zasnąć. Zaczął myśleć o Marinie. Niby nic mu nie poradziła, ale i tak mu lżej na duszy. Przynajmniej po części się komuś wygadał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nierozważne zwierzać się nowo poznanej dziewczynie, ale czuł, że może jej zaufać, że może powiedzieć wszystko. Jej zdaniem powinien umówić się z Mary Ann, i prawdę mówiąc miał na to ogromną ochotę, ale z drugiej strony wiedział, że ona się nie zgodzi, a poza tym w tej chwili nie ma takiej możliwości, bo ona jest zapewne w Polsce, a nawet jakby była w Magdeburgu, to i tak daleko, bo oni w tej chwili znajdują się w Hanowerze. Czyli nawet jakby blondynka się zgodziła, to i tak nie byłoby jak się spotkać. Zza drzwi usłyszał przytłumione głosy chłopaków. Chwilę przysłuchał się ich rozmowie i po chwili stwierdził, że mówili o nim.
- Bill jest ostatnio jakiś dziwny, zauważyliście? – dobiegł go głos Gustava.
- Masz rację, jest ciągle nieobecny duchem, praktycznie nic nie je...- wyliczał Georg.
- Coś go gnębi, ale nie chce mi powiedzieć co – Tom miał smutny głos, bo nigdy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, a teraz Bill nie chce mu powiedzieć czemu się tak zachwouje. – Nie będę wypytywał o co mu chodzi. Jak będzie chciał to sam powie, ale mi się wydaje, że chodzi o tą głupią blondyneczkę...
- Ona nie jest głupią blondyneczką! – Georg bronił Mary Ann.
- Niech ci będzie, w każdym razie o nią chodzi.
- Ale dlaczego akurat o nią?
- Bo Bill zrobił się taki od tamtej kolacji. Widać, że randka im nie wyszła. Pewnie ta idiotka znowu na niego naskoczyła.
- Nie nazywaj jej tak! – Gustav się wyraźnie zdenerwował.
- Wy też się w niej zakochaliście? – zapytał dreadowłosy.
Po tym pytaniu zapanowało milczenie. Bill nie chciał słuchać tej rozmowy, ale nie miał wyjścia. Dziwne, że ani Georg ani Gustav nic nie odpowiedzieli. Czyżby Tom miał rację i chłopaki zakochali się w niej? Oby nie. Nie zniósłby widoku Mary Ann z Georgiem albo Gustavem, a doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby zaprosili ją gdzieś umówiłaby się z nimi. Choćby dlatego, żeby zrobić mu na złość. On w ogóle nie zniósłby widoku Mary Ann z jakimkolwiek chłopakiem. Zaraz zganił się w duchu za te myśli. Przecież gdyby nie był w niej zakochany, to nie byłby o nią zazdrosny. A teraz ewidentnie jest. Nawet na samą myśl, że mogłaby się umówić z jakimś facetem oprócz niego.
- Jak chce – głos brata był dużo głośniejszy niż powinien – to niech o niej myśli ile chce, ale niech nie zawali trasy. Wystarczy, że są tu jeszcze te dzieci z Blog27.
Nikt tego nie skomentował, co jeszcze bardziej świadczyło o tym, że słowa te skierowane były do niego. Tom pewnie się domyślił, że nie śpi. Przeanalizował słowa brata jeszcze raz i przyznał mu rację. Nic nie da, że będzie próbował wyrzucić z myśli Mary Ann, skoro to i tak nic nie da. Lepiej jak się do nich przyzwyczai. W każdym razie podczas trasy musi dać z siebie wszystko. Zawsze marzył o tym, że kiedyś Devilisch, a teraz Tokio Hotel będzie sławne i będą dawali koncerty przed kilkutysięczną publicznością. Teraz te marzenia mogą stać się rzeczywistością, jeżeli ich nie zmarnuje. Nie darowałby sobie tego do końca życia. Gdzie te czasy, że muzyka była dla niego najważniejsza? Jeszcze trwają, ale czy aby na pewno? Czy teraz przypadkiem jej miejsca nie zajmuje urocza blondynka, która go nienawidzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz