poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 19



            Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut przed szóstą, ale nie chciało mi się dłużej spać. Dziwne, zważywszy na to, że wczoraj położyłam się po drugiej. Jako, że do szkoły miałam dopiero na dziewiątą postanowiłam trochę poleniuchować. Już nie mogłam się doczekać kiedy opowiem o wszystkim Edycie. A miałam co opowiadać. Trochę żałowałam, że nie chodzimy razem do szkoły, albo choćby klasy, ale na szczęście mieszkamy blisko siebie. Nawet bardzo blisko.
            Kiedy zegar wybił siódmą uznałam, że wypadałoby wstać. Ziewnęłam głośno wchodząc do kuchni i otwierając lodówkę. Wiedziałam, że i tak nie znajdę w niej nic dobrego, bo zawsze tak było po pobycie u babci. U niej naprawdę miałam luksus. Codziennie rano przygotowywała wszystkim pyszne śniadanie, a w domu sama musiałam sobie je robić. Tak samo jak wszystkie inne posiłki. Właściwie już do tego przywykłam przez tyle lat...
            Wyciągnęłam z lodówki truskawkowy jogurt, który jakimś cudem się ostał i włączyłam wodę na kawę.
-          Co masz? - Zapytał mnie jeszcze sennym głosem Brian.
-          Jogurt. I kawę.
Przeciągnął się, po czym podszedł do lodówki i otworzył drzwiczki. Chwilę przyglądał się zawartości z grymasem niezadowolenia.
-          Co masz taką minę?
-          A jak myślisz? - burknął. - Znowu nie ma nic do jedzenia...
-          Wiem, dlatego jem jogurt.
Brian westchnął głośno, wyciągając z lodówki dwa jajka.
-          Nie ma innego wyjścia... - mruknął wyraźnie niepocieszony tym, że będzie musiał zrobić sobie jajecznicę.
Godzinę później wchodziłam do budynku liceum imienia Jarosława Dąbrowskiego w Zielonej Górze. Dzisiaj jak nigdy byłam znacznie wcześniej niż potrzeba, co było niezwykle dziwne zważywszy na to, że zawsze się spóźniałam.
-          Mary Ann? - Oczy Gośki, która właśnie weszła do szatni zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. - Co ty dzisiaj tak wcześnie?
-          A tak sobie - wzruszyłam ramionami. - Jak po sylwku?
-          Dobrze. Miałam gdzieś iść, ale w końcu zostałam w domu przed telewizorem. A ty gdzieś byłaś?
-          Uhm. W Loitsche. - Widząc, że nie wie co to jest Loitsche, pospieszyłam z wyjaśnieniem: - Taka mała wieś pod Magdeburgiem.
-          Wiejskie potańcówki? - Spytała, wieszając swoją kurtkę w szafce.
-          Nie, no co ty! - Zaśmiałam się. - Niemieckie wsie, to nie polskie...
-          Nie mów, że mają tam Internet...
-          Tego nie wiem, ale facetów mają bardzo fajnych - puściłam jej oczko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz