poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 18



-          Georg? Jak miała na imię tamta panna? - Bill spytał, gdy basista z gitarzystą zajęli swoje miejsca.
-          Która? - Spytał przeżuwając kawałek swojej pizzy.
-          Tamta, którą do nas wczoraj przyprowadziłeś. - Widząc zdziwienie na jego twarzy dodał: - No wiesz, ta którą spotkaliśmy w kinie. Ta co tak pyskowała.
-          Aaa... O nią ci chodzi. Mary Ann. Miła dziewczyna.
-          Miła?! - Tom wykrzyknął, po czym złapał się za głowę. - Ty sobie żartujesz...
-          Nie. Poważnie mówię.
-          Jeszcze nigdy nie spotkałem tak bezczelnej panny, a ty mówisz, że jest... miła? - Ostatnie słowo ledwo przeszło Billowi przez gardło.
-          Tak właśnie mówię.
-          Dalej boli mnie policzek od jej ciosu... - mruknął straszy Kaulitz.
-          Trzeba było nie robić jej takich propozycji... Ale cios był piękny.
-          Gustav! Jak możesz? Myślałem, że trzymamy razem...
Wschodzące gwiazdy niemieckiego przemysłu muzycznego rozmawiały o Mary Ann aż do momentu, kiedy w kuchni pojawiła się drobna blondynka, będąca mamą Kaulitzów i nakazała im posprzątać bałagan w domu, jaki pozostał po sylwestrze. Cała czwórka z minami męczenników podniosła się z krzeseł i zabrała za doprowadzanie domu do stanu używalności.
* * *
-          Mary Ann! Wstawaj!
Słysząc głos mamy naciągnęłam na głowę kołdrę i wymamrotałam coś niezrozumiałego.
-          Wstawaj!
-          Jeszcze chwilkę... - mruknęłam sennie, chowając tym razem głowę pod poduszkę.
-          Teraz. Musisz się spakować, a jest już prawie dziesiąta!
Westchnęłam głośno, po czym odsunęłam poduszkę na bok. Przysłoniłam dłonią oczy, gdyż wpadające do środka pokoju światło raziło mnie w oczy.
-          Już wstaję - burknęłam, widząc, że rodzicielka stoi w pokoju i obserwuje każdy mój ruch.
Nie chciałam wracać jeszcze do domu, bo miło byłoby pobyć jeszcze trochę u babci, ale jak mus to mus. Półprzytomna zaczęłam chować swoje rzeczy do walizki. Nawet nie zawracałam sobie głowy składaniem ich. Potem będę miała za pewne dość sporo prasowania, ale teraz miałam to głęboko w nosie. Ja chcę spać! A na dodatek do mojej głowy ciągle napływały myśli o Kosmicie... Fakt, miał słodką buźkę, ale co z tego? Drugiego tak beznadziejnego faceta nie poznałam w całym swoim szesnastoletnim życiu! Chyba, że liczyć jego brata. O ile oczywiście byli braćmi, ale z tego co mówił Georg jasno wynikało, że byli nawet bliźniakami.
            Kiedy wrzuciłam ostatnie ubranie do walizki, zdenerwowana tym, że ciągle myślałam o Kosmicie, choć tego absolutnie nie chciałam powlokłam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam makijaż i założyłam pierwsze lepsze ubrania, które mi się podwinęły pod rękę.
-          Nareszcie! - Wykrzyknął tata, kiedy zeszłam na dół i usiadłam za dość sporym, dębowym stołem.
Ignorując jego słowa, które kryły w sobie podtekst, że strasznie się grzebałam, wzięłam z talerzyka kawałek chleba, i posmarowałam cienką warstwą masła i miodu. Przynajmniej jedzenie mi zostawili...
Godzinę później stałam z Brianem, mamą i tatą na podjeździe i żegnałam się z babcią, aby następnie wsiąść do samochodu i wrócić do domu. Chciałam iść jeszcze do Nikoli, żeby się pożegnać, ale tata kategorycznie mi zabronił, mówiąc, że nie mamy tyle czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz