środa, 28 listopada 2012

Rozdział 43



Kiedy zajęłam swoje miejsce dostrzegłam Billa siedzącego kilka stolików dalej z jakąś brunetką. Musiałam przyznać, że była bardzo ładna, choć dokładnie nie widziałam jej twarzy, bo siedziała do mnie bokiem. Tak jak Bill. Widziałam, że Bill też mnie zauważył, ale zaraz potem pogrążył się w rozmowie z dziewczyną. Zrobiło mi się smutno, że nie potrafię z nim tak rozmawiać, ale zaraz wezbrała we mnie złość. O czym ja myślę? Po co mam rozmawiać z tym gburem? Jakiś cichy głosik podszeptywał mi, że dlatego, że mi się podoba, ale totalnie go zignorowałam. Niedorzeczność. Wystarczy, żebym sobie przypomniała to co nastąpiło po pocałunku, a już go nienawidziłam. Jak on mógł mnie tak potraktować? Najgorsze z tego wszystkiego było to, że bez względu na to gdzie bym nie poszła to zawsze musiałam na niego wpaść. Ktoś rzucił na mnie klątwę, czy jak?
- A panienka co zamawia? – zapytał mnie grzecznie kelner.
Szukałam jakiejś potrawy w głowie, którą mogłabym tutaj dostać, bo nie przejrzałam menu. Za bardzo zamyśliłam się nad Billem.
- Poproszę małże w sosie czosnkowym.
- A do picia?
- Sprite.
Kelner zanotował to co powiedziałam w notesiku i odszedł. Lubię owoce morza, ale z tymi małżami chyba trochę przesadziłam. Nigdy za nimi nie przepadałam. Krewetki to co innego, ale teraz już nie miałam jak zmienić zamówienia. Mimowolnie co jakiś czas spoglądałam w stronę Billa, jednocześnie biorąc udział w konwersacji prowadzonej przez babcię, Svena i Briana. Dziękowałam Bogu, że mam podzielną uwagę. Przynajmniej w miarę. Głównym tematem rozmowy byłam oczywiście ja i Brian, ale mówili również o naszych rodzicach i synu Svena. Kelner, który uprzednio przyjął zamówienie przyniósł dania. Popatrzyłam na swoje małże i zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam na nic ochoty, ale nie wypadało niczego nie zjeść. Zmusiłam się cała siłą woli do jedzenia. Potrawa była doskonale przygotowana. Istne niebo w gębie, ale cóż z tego?
- Nie smakowało panience? – zapytał zmartwiony kelner biorąc talerz z rozdziobanymi małżami.
- Bardzo mi smakowało – uśmiechnęłam się. – Proszę przekazać kucharzowi, że doskonale gotuje.
- Oczywiście, przekażę – również się uśmiechnął.
Skinęłam głową. Nie miałam ochoty na deser, ale Sven nalegał, żebyśmy coś zamówili. Pamiętam, że mają tutaj przepyszny miodownik, więc poprosiłam o niego. Kelner wrócił kilka minut później niosąc ciasta. Dobrze, że kawałek nie był duży.
- A teraz – Sven odezwał się gdy skończyliśmy jeść. – Chciałbym cię o coś zapytać Anabell.
Obserwowałam z bratem jak Sven wstaje, podchodzi do babci i przed nią klęka. Z kieszeni marynarki wyjął małe pudełeczko. Zakryłam dłońmi usta. Tak byłam zaskoczona. Sven miał zamiar oświadczyć się babci!
- Anabell – odezwał się ponownie, a w jego głosie słychać było czułość. – Wiem, że jesteśmy już starzy i nie zostało nam zbyt dużo życia, ale tę resztkę, którą jeszcze mam chciałbym spędzić z tobą najdroższa – po policzku babci spłynęła łza wzruszenia. – Kocham cię Anabell. Zostaniesz moją żoną?
Popatrzyłam to na babcię, to na brata, potem na Svena. Zatkało mnie totalnie. Briana też. Teraz wszyscy oczekiwaliśmy w milczeniu na decyzję babci. Odezwała się dopiero po pięciu minutach, które wydawały się wiecznością.
 - Tak - twarz Svena rozjaśnił uśmiech.
- Uff... – westchnął i nałożył jej śliczny pierścionek z dużym brylantem na palec, po czym wstał i ją pocałował. – Już myślałem, że się nie zgodzisz. Przez ciebie dostałbym zawału.
- Ale nie dostałeś – babcia uśmiechnęła się figlarnie. – Teraz trzeba wyznaczyć datę ślubu.
Obserwując ich miałam wrażenie, że nie obserwuję swojej babci i przyszłego dziadka, ale dwójkę młodych zakochanych w sobie ludzi. Nie wiem czy cieszyć się z takiego obrotu sprawy czy nie. Jakoś tak dziwnie się czułam na myśl, że babcia bierze ślub. W końcu to moja babcia! Musiałam z kimś o tym porozmawiać. Przeprosiłam wszystkich i ruszyłam w stronę łazienek. Kiedy znalazłam się w środku wyjęłam telefon komórkowy i zadzwoniłam do Nikoli.
- Hej! – usłyszałam głos przyjaciółki. – Jak tam kolacja?
- Dobrze. Zgadnij kogo spotkałam...
- Po twoim tonie domyślam się, że Billa.
- Dokładnie. Był z jakąś brunetką – zobaczyłam, że dziewczyna o której właśnie wspominałam weszła do środka, więc automatycznie dalej ciągnęłam po polsku. – Właśnie weszła. Prawdę mówiąc jest całkiem ładna. Taka typowa laleczka.
- A na dodatek pewnie pusta, skoro poleciała na takiego bezczelnego typka – dodała, również po polsku. W jednym języku łatwiej prowadzi się konwersację.
- Tego już nie wiem. Po wyglądzie nie widać, ale nie po to dzwoniłam...
- A po co?
- Moja babcia wychodzi za mąż – powiedziałam bez ostrzeżenia. To był chyba błąd, bo usłyszałam tylko głośne trach!
– Nic ci się nie stało?
- Czekaj... jeszcze raz. Twoja babcia co?
- Wychodzi za mąż – powtórzyłam.
- Ale... jak to? – niedowierzała.
- Normalnie przed chwilą Sven Jost, mój przyszły dziadek jej się oświadczył, a ona się zgodziła – wyjaśniłam cierpliwie.
- Jost? – zapytała.
- Tak.
- Skądś znam to nazwisko... Nieważne, i tak teraz mi się nie przypomni. Fajnie teraz będziesz miała nowego dziadka. Pogratuluj im.
- Ok. To ja już kończę, później pogadamy. Pa.
- Pa – rozłączyłam się.
Schowałam telefon do torebki i jeszcze zanim wyszłam przejrzałam się w lustrze czy aby przypadkiem nie jestem rozmazana. Nie byłam. To dobrze. Już miałam wrócić do zakochanych, ale zatrzymała mnie brunetka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz