czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 88



-          Hotelu? A po co wam hotel? - zapytałam.
-          Żeby przenocować?
-          Ale przecież możecie spędzić noc u mnie - zaproponowałam. - Rodzice powinni się zgodzić.
-          Ale nie chcemy sprawiać ci kłopotu... - bronił się.
-          To dla mnie żaden kłopot. Przynajmniej nikt się nie dowie, że jesteście w Polsce... - wiedziałam, że ten argument poskutkuje.
-          Ona ma rację Bill - poparła mnie Nikola. - Zostajemy u ciebie, a rano pojedziemy na lotnisko.
Spojrzałam na Billa. Był wyraźnie niepocieszony. Widać nawet nie chce przebywać blisko mnie, więc jakim cudem zgodził się, żebym z nimi jechała? Przecież będziemy się musieli widywać w Paryżu... Nie to, żebym nie chciała, jednak czy samo widywanie go mi wystarczy? Bolało mnie to, że jest do mnie nastawiony tak bojowo. Powoli zaczęły się otwierać rany, które już prawie się zabliźniły... Pod powiekami zaczęły mi się gromadzić łzy, ale nie dam im popłynąć! Podczas pobytu we Francji będę miała zapewne jeszcze wiele okazji do płakania... I to bynajmniej nie ze szczęścia.
Wszyscy wesoło gawędzili tylko ja wraz z Billem praktycznie się nie odzywaliśmy.  Oczywiście tematem numer jeden była wycieczka i jak będzie na niej cudownie. Mimo wszystko nie byłam co do tego przekonana...
-          Mary Ann? - Gustav wyrwał mnie z zamyślenia.
-          Tak?
-          Może zabierzesz nas na przechadzkę po okolicy? - poprosił.
-          A nie boisz się, że zostaniecie rozpoznani przez fanki? Tutaj też je macie...
-          To bliźniaków zostawimy... - uśmiechnął się łobuzersko.
-          No wiesz... - oburzył się Tom.
-          Co? To wy jesteście najbardziej rozpoznawalni i to na was rzucają się wszystkie panienki...
-          Czyżbyś zazdrościł im tego? - zażartowałam. Choć tak naprawdę wiedziałam, że Gustav cieszy się, że nie jest aż tak bardzo rozchwytywany.
-          To jak? Proszę - złożył ręce jak do modlitwy.
-          Widzę, że nie mam innego wyboru - uśmiechnęłam się do niego.
* * *
            Byliśmy już na ulicy prowadzącej do mojego domu kiedy dostrzegłam w oddali sylwetkę Edyty. Cały spacer przebiegł w miłej atmosferze, a także nie napotkaliśmy się na żadne nawiedzone fanki chłopaków, więc myślałam, że już tak zostanie. Szczególnie, że mój dom stoi zaledwie trzysta metrów od miejsca w którym się aktualnie znajdujemy. Jednak to byłoby zbyt piękne... Wiedziałam, że wraz z pojawieniem się Edyty pojawią się też kłopoty. I nie myliłam się...
            Kiedy tylko dostrzegła mnie w towarzystwie chłopców od razu zaczęła biec w naszą stronę. Popatrzyłam z niepokojem na Nikolę, a potem na zbliżającą się postać.
-          Edyta? - zapytała. Choć nigdy nie poznała jej osobiście widziała dość dużo jej zdjęć, a także wiele o niej słyszała ode mnie.
-          Dokładnie. Ciekawe jaki cyrk odwali tym razem... - powiedziałam po polsku.
-          Kto to jest? - zapytał z niepokojem Tom.
-          Ta dziewczyna, która tutaj biegnie to Edyta - wyjaśniłam, a Nikola dodała:
-          Była przyjaciółka Mary Ann...
-          To ta, która się pogniewała na ciebie przez Billa? - zapytał Georg.
Skinęłam głową w momencie kiedy do nas dobiegła. Jak tylko upewniła się, że to Tokio Hotel we własnej osobie zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć i krzyczeć. Myślałam, że zaraz dostanie zawału z nadmiaru szczęścia.
-          Boże... Mary Ann... Czemu mi nie powiedziałaś, że oni u ciebie są... - była podekscytowana.
-          Właśnie dlatego - przewróciłam oczami. - I dlatego, że się do mnie, o ile pamiętam, nie odzywasz...
Moja odpowiedz zwyczajnie po niej spłynęła. Tak jakbym mówiła do ściany. Była za bardzo zaaferowana widokiem Billa, który wpatrywał się w nią jak w ostatnią idiotkę. Zresztą nic dziwnego. Też bym pewnie zareagowała w taki sposób gdyby jakiś chłopak do mnie podleciał i zaczął piszczeć i krzyczeć na mój widok... Zerknęłam na Nikolę, którą bawiła cała ta sytuacja. Gdyby nie było mi głupio z tego powodu, że to moja była przyjaciółka i smutno, że jest uwieszona na chłopaku, którego kocham, a w dodatku obślinia jego szyję to z pewnością zaczęłabym się śmiać z tej całej sytuacji. Jednak w tej chwili nie było mi do śmiechu. Bill już się chyba trochę ocknął z szoku, bo odsunął od siebie Edytę i zaczął wrzeszczeć na nią po niemiecku:
-          Co ty sobie wyobrażasz?! Nie jestem zabawką!
-          Spokojnie Bill - próbowałam go uspokoić. - Ona i tak cię nie rozumie.
-          Weź ją ode mnie! - darł się. - Niech ta idiotka się ode mnie odsunie!
O nie... Tego było za wiele. Nikt nie będzie mi rozkazywał. A już w szczególności on. To, że go kocham całą sobą jeszcze nie uprawnia go do krzyczenia na mnie. Rozumiem, że może być zirytowany całą tą sytuacją, ale to przecież nie moja wina! Jest sławny, ma fanów, więc powinien się liczyć z tym, że taka sytuacja może mieć miejsce.
-          Nie będziesz na mnie krzyczał! Sam sobie z nią radź! To nie moja fanka! - teraz ja się na niego darłam.
-          Ale twoja przyjaciółka!
-          Była! Zapomniałeś, że obraziła się na mnie przez ciebie?! Teraz sam sobie z nią radź! Ja się w to nie mieszam!
I znowu się z nim pokłóciłam... I jak my mamy zostać choćby przyjaciółmi? Nie mówiąc już o parze... Do tego oczywiście daleko, bo on nic do mnie nie czuje, ale pomarzyć można. Spojrzałam z ukosa na Edytę i to co wyprawia. Jej zachowanie było po prostu żałosne. Zachowała się jak głupia dwunastolatka. A przecież ona ma już szesnaście lat! To o czymś chyba świadczy, nie? Powinna się zachowywać zdecydowanie bardziej dorośle...
-          Może dasz już mu spokój? Chłopcy są zmęczeni, więc chcieliśmy iść do domu... - zwróciłam się do niej. 
-          Super! - wykrzyknęła radośnie. - To ja idę z wami.
-          Nigdzie nie idziesz - powiedziałam twardo. - A teraz daj już im spokój. Chodźcie. Idziemy - zwróciłam się do pozostałych.
Nikola już prawie leżała na ziemi ze śmiechu, a chłopcy mieli niepocieszone miny. Szczególnie Bill, ale należało mu się. A ja miałam satysfakcje z tego, że obślinienie jego szyi przez Edytę mu się nie podobało. Przynajmniej tyle. Wszyscy posłusznie poszli za mną w stronę mojego domu. Dopiero kiedy znaleźliśmy się w środku zaczęli mi zadawać mnóstwo pytań dotyczących Edyty. Bill tylko siedział na kanapie naburmuszony i wpatrywał się w swoje stopy myśląc nad czymś intensywnie, ale nad czym pozostaje dla mnie zagadką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz