czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 106



            Patrzyłam na odchodzącego Billa. Co ja takiego źle zrobiłam, że wstał i sobie zwyczajnie wyszedł? Tak bez słowa? Pewnie nigdy się tego nie dowiem. Sam mi nie powie, a ja nie zamierzam pytać. W każdym razie mam nadzieję, że już wszystko jest w porządku. Nie chciałabym się z nim już dzisiaj kłócić. Prawdę mówiąc najchętniej wskoczyłabym do łóżka i zasnęła. A gdyby była taka możliwość to wtuliłabym się w niego i przeniosła w objęcia Morfeusza. Tylko, że takiej opcji póki co nie ma. Za to jest brutalna rzeczywistość.
            Nie chciało mi się wychodzić z wanny, żeby zamknąć drzwi, w razie gdyby Bill postanowił jednak wrócić, dlatego też ściągnęłam jeansy i bluzeczkę pozostając w samej bieliźnie. Moje nogi były praktycznie całe sine od materiału. Zaczęłam je szorować, żeby wróciły do swojego naturalnego, lekko brązowego koloru.
Przypomniałam sobie scenę sprzed niecałej godziny, jak stałam z Billem przed hotelem i się przepraszaliśmy. Dlaczego fotograf musiał nam przerwać? Teraz pewnie we wszystkich gazetach dla nastolatek będzie widniało moje zdjęcie. Szkoda tylko, że do tak pięknego obrazka zostanie dopisana absurdalna historia o wielkiej miłości Billa Kaulitza, a tysiące dziewczyn zakochanych na zabój w Czarnym zacznie wypisywać na mój temat kolejne brednie. Jakim prawem mnie osądzają, skoro mnie nie znają? Ale z drugiej strony nie mam zamiaru się tym przejmować. Istnieją na tym świecie dużo poważniejsze problemy niż to, że kilka tysięcy nastolatek będzie mnie uważało za dziwkę i wytykało mi każdą niedoskonałość. Ale nie ma doskonałych ludzi! A ja się nigdy za taką nie miałam, choć może powinnam? W końcu znam Tokio Hotel, nie jestem do końca obojętna wokaliście... Bo przecież gdybym była mu całkowicie obojętna, to nie wyleciałby jak głupi mnie szukać, prawda? Nie martwiłby się o mnie, nie chciałby mieć wspólnego pokoju... Tylko czy to jest zwykła sympatia czy może coś więcej? Niestety na to pytanie nie potrafię sobie odpowiedzieć. Czasami wydaje mi się, że chciałby mnie przytulić albo pocałować, tak jak choćby przed chwilą, ale on wtedy nie wykonuje żadnego kroku. Albo wychodzi z pomieszczenia. Czy tak się zachowuje chłopak, który się zakochał? Raczej nie... Choć kto zrozumie facetów?
Kiedy moje nogi powróciły już do naturalnej barwy wyszłam z wanny, przymknęłam drzwi i założyłam na siebie piżamę, składającą się tradycyjnie ze starych jeansów i topu. Z tym, że dzisiaj spodnie sięgały mi zaledwie do jednej trzeciej uda. Opuściłam łazienkę i skierowałam się do łóżka. Bill już leżał na swoim przebrany w suche rzeczy i wpatrywał się w sufit.
-          Bill! - wykrzyczałam kiedy usiadłam na swoim łóżku. - Zalałeś mi całe łóżko!
-          To chodź do mnie.
-          Zapomnij! Teraz sam będziesz spał w tym mokrym!
-          Nic z tego. Zapraszam tutaj - poklepał lekko miejsce obok siebie.
-          Spadaj. Nie będę z tobą spała!
-          Zawsze pozostaje ci jeszcze podłoga - uśmiechnął się niewinnie.
-          Wiesz, gdyby nie ta mokra pościel, to mogłaby być podłoga... Ale ty musiałeś mi zalać również ją... - powiedziałam z wyrzutem.
Zrobiłam obrażoną minę i wyszłam na balkon. Tak naprawdę wcale nie byłam na niego zła. Co więcej kusiła mnie ta niemoralna propozycja. Byłoby miło wtulić się w jego ciało i zasnąć. Tylko, że nie mogę mu ulec dopóki nie dowiem się co on naprawdę do mnie czuje! Nie chcę być tylko zabawką Billa Kaulitza. Oddałam mu całe swoje serce i w zamian chcę tego samego! Nie interesuje mnie namiastka jego miłości. Oparłam się o balustradkę i podziwiałam panoramę rozciągającą się przede mną. Miasto świeciło tak silną łuną, że nie sposób było dostrzec gwiazd na niebie. Nie umniejszało to jednak uroku chwili. Uwielbiam noc. Jest taka piękna i pełna magii...
* * *
Z lekkim uśmiechem wyszedł za Mary Ann na balkon. Chwilę się jej przyglądał. Stała nieruchomo i wpatrywała się w oświetlone jasną łuną miasto. Owszem było piękne, ale nie tak jak ona sama. Podszedł do niej cichutko i położył dłonie na jej talii. Czuł jak jej ciałem wstrząsnął leciutki dreszcz.
-          Przepraszam - wyszeptał jej do ucha.
Kiedy Mary Ann złapała go za dłonie myślał już, że chce je strącić, ale ona tylko położyła je na swoim brzuchu i mocniej się do niego przytuliła. Czasami naprawdę jej nie rozumiał. Raz dawała mu wyraźne sygnały, że chciałaby być blisko niego, a następny raz stwarzała dystans między nimi.
-          O której macie jutro sesję? - spytała.
-          O dziesiątej, ale musimy wyjechać już przed siódmą - odparł.
-          To za... jakieś trzy godziny - powiedziała smutno.
-          Jak chcesz się położyć, to idź do mojego łóżka, ja już dzisiaj nie zamierzam się kłaść.
-          Przepraszam, że przeze mnie się nie wyśpisz...
-          Nic mi nie będzie - zapewnił.
W tej chwili nawet nie chciało mu się spać. Ważne było dla niego to, że może teraz stać tak blisko Mary Ann i rozkoszować się jej bliskością. Potrzeba snu spadła na dalsze miejsce.
-          Mimo wszystko przepraszam. Miałeś rację. Mogłam zadzwonić.
-          Fakt, mogłaś... - przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie i pocałował w obojczyk. - Powiesz mi gdzie byłyście? - poprosił.
-          Koło południa pojechałyśmy zwiedzać Sacré-Coeur...
Kiedy opowiadała mu o swoim spotkaniu z Neyzdtem i o tym jak ją potraktował zaczęła wzbierać w nim złość. Powinien być wtedy z Mary Ann i pokazać sprzedawcy gdzie jego miejsce! Tylko, że on musiał siedzieć w redakcji Bravo i udzielać wywiadu. Tak samo jak już za parę godzin będzie zmuszony pojechać na sesję zdjęciową. Znowu zostawi ukochaną na cały dzień. A co jeżeli przytrafi jej się jeszcze raz coś takiego? Niby doskonale poradziła sobie z natrętem, ale co jakby mężczyzna również ją uderzył? Albo zaciągnął do jakiejś ciemnej uliczki? A wszystko się mogło zdarzyć... Cieszyło go jednak, że nie uległa przystojnemu Arabowi i się z nim nie umówiła. Nie wiedział czy to dlatego, że coś do niego czuje, czy dlatego, że sprzedawca był zbyt natrętny, ale miał nadzieję, że to jednak przez ten pierwszy powód.
Przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie i słuchał w milczeniu o tym jak się zgubiły. Nie wiedzieć w jaki sposób wsiadły przypadkiem do podmiejskiej linii metra i wyjechały na jakąś wieś. Teraz zrozumiał, że naprawdę nie powinien urządzać jej takiej awantury. Po tak spędzonym dniu musiała być naprawdę zadowolona, że jest już w hotelu, a on tylko na nią nawrzeszczał. I to całkiem niepotrzebnie. Choć z drugiej strony gdyby nie kłótnia nie stałby tutaj teraz koło niej i nie trzymałby jej w swoich objęciach.
-          I właśnie dlatego przyjechałyśmy tak późno - zakończyła.
-          Przynajmniej miałyście dzień pełen wrażeń.
-          A żebyś wiedział - uśmiechnęła się. - A jak było na wywiadzie?
-          Normalnie. Te same pytania co zwykle... Słowem nuda. Czasami chciałbym, żeby dziennikarze wymyślili jakiś nowy, naprawdę oryginalny zestaw, ale z drugiej strony mam już zawczasu przygotowane odpowiedzi...
-          Hm... - Mary Ann wyswobodziła się z jego objęć i stanęła do niego przodem. Zacisnęła palce i tak jakby trzymała w dłoni mikrofon zbliżyła je do swoich ust. - Co byś zrobił gdyby twoja dziewczyna, albo żona chciała być na rozkładówce Playboya?
Blondynka przysunęła teraz do jego ust wyimaginowany mikrofon i czekała na odpowiedź. Musiał przyznać, że jeszcze się nie spotkał z takim pytaniem. Nie musiał się jednak nawet nad tym zastanawiać, żeby wiedzieć jakby postąpił.
-          Nie pozwoliłbym jej.
-          Dlaczego? - spytała obojętnie niczym prezenterzy telewizyjni.
-          Jeżeli naprawdę bym ją kochał, to nie chciałbym się nią z nikim dzielić. Chciałbym mieć ją tylko dla siebie. Po co obcy faceci mają się ślinić na jej widok?
-          Czyli jesteś typem zazdrośnika? I egoisty?
-          Dokładnie, chociaż nie można tutaj mówić o cechach zaawansowanych - puścił jej oczko. - Czasami zdarza mi się zrobić coś dla kogoś...
-          Mówiłeś w wywiadach, że jeszcze nigdy nie byłeś zakochany, a jak jest w rzeczywistości? - dalej miała ten chłodny, obojętny ton głosu, chociaż w jej oczach czaił się uśmiech.
Chciał jej odpowiedzieć, że był zakochany i jest nadal zakochany w niej, ale równocześnie chciał, żeby to była niezwykła chwila. Taka, którą oboje zapamiętają do końca życia. Wiedział, że powinien wyznać jej swoje uczucia jak najszybciej, ale nie potrafił. To musi być po prostu coś wyjątkowego. Zupełnie jak to co do niej czuje. A jeszcze nigdy nie był zakochany do tego stopnia w żadnej innej dziewczynie. Wielokrotnie wydawało mu się, że kocha jakąś nastolatkę, ale po tygodniu okazywało się, że to zwyczajne zauroczenie. Z Mary Ann było inaczej. Wielokrotnie próbował zabić swoje uczucia i o niej zapomnieć, ale zwyczajnie nie potrafił. Zamiast tego z każdym dniem stawały się coraz silniejsze. Uczucie to  było dla niego całkowicie obce, ale nie bał się go. Wiedział, że jest dobre, czyni go szczęśliwym kiedy przebywa w towarzystwie Mary Ann. Wystarczy, że dziewczyna wykona jeden drobny gest, żeby sprawić, że z jego ust przez cały dzień nie zejdzie uśmiech, albo wręcz odwrotnie, będzie smutny przez długi czas. Udzielając jej odpowiedzi nie chciał kłamać, ani mówić prawdy. Jako, że nie mógł milczeć pozostało mu jedynie udzielenie wymijającej odpowiedzi.
-          Czasami w wywiadach trzeba kłamać - przez chwilę bał się, że zacznie drążyć ten temat, ale ona tylko przystawiła sobie dłoń, która w dalszym ciągu służyła za wyimaginowany mikrofon i spytała:
-          Często zdarza ci się kłamać?
-          To wszystko zależy od sytuacji, ale sądzę, że dobrze mi to wychodzi...
-          Bardzo dziękuję za udzielenie wywiadu - uśmiechnęła się do niego czarująco. - I co? Nadawałabym się na dziennikarkę?
-          Jak najbardziej.
Między nimi zapadła cisza. Stali obok siebie oparci o balustradkę i podziwiali panoramę Paryża. Niebo przybrało już odcień ciemnoniebieski, a po widnokręgu zaczęło wschodzić słońce. Już nie pamiętał kiedy miał okazję obserwować tak naturalne, a zarazem piękne zjawisko. Jeszcze zanim stał się sławny zdarzało mu się wchodzić na dach garażu i podziwiać wschody i  zachody słońca, ale od momentu, kiedy Tokio Hotel stało się  popularne nie miał nawet chwili, żeby pooglądać przez dłuższy czas gwiazdy i porozmyślać. Zaś kiedy wracał do hotelu był zazwyczaj tak zmęczony, że marzył tylko o tym, żeby położyć się już spać.
Spojrzał na dziewczynę stojącą obok niego. Trzymała ręce na piersiach, a jej ciałem wstrząsały delikatne dreszcze. Bez słowa poszedł do pokoju po jakieś ubranie. Zabrał z krzesełka swoją czarną, rozpinaną bluzę i nałożył na jej nagie ramiona. Powodowany impulsem stanął za nią i tak jak wcześniej przytulił się do niej. W milczeniu podziwiali wschód słońca. Wiedział, że teraz zaczęło się między nimi wszystko układać. Z dnia na dzień było coraz lepiej. Owszem kłócili się, ale szybko godzili. Zresztą życie bez kłótni byłoby nudne. Pocałował ją w obojczyk, a ona zadrżała.
-          Chodź do środka, bo się przeziębisz... - wyszeptał.
-          Za chwilę. Dziękuję, że mnie tutaj zabraliście... Nie mogłam sobie wymarzyć chyba niczego lepszego.
-          Cieszę się, że ci się podoba... - chwilę się zawahał po czym dodał: - Wiesz... znamy się tyle czasu, a ja nawet nie wiem czy wolisz Coca-Colę czy Pepsi.
-          Zdecydowanie Coca-Colę - powiedziała, po czym odwróciła się i objęła go w pasie.
-          To tak jak ja. Ale głównie chodziło mi o to, że... znamy się już tyle miesięcy, a tak naprawdę nic o sobie nie wiemy...
A jednak mimo tego zakochał się w niej. Zawsze myślał, że, żeby obdarzyć kogoś szczerym, prawdziwym uczuciem trzeba najpierw dobrze poznać tego kogoś. A on o Mary Ann praktycznie nie wiedział niczego. Tylko to co zaobserwował. Jednak jemu wystarczało to całkowicie. Szczególnie, że wydawało mu się jakby znał ją od małego. Potrafił wyczytać z jej oczu kiedy jest szczęśliwa, smutna, rozczarowana, zła... Wiedział w jaki sposób reaguje na jego dotyk, znał smak jej warg, ale nie miał pojęcia czy woli herbatę z cytryną czy bez...
“Love doesn't ask why
[Miłość nie pyta dlaczego]
It speaks from the heart
[To mówi prosto z serca]
And never explains
[I nigdy nie wyjaśnia]
Don't you know that
[Czy nie wiesz, że…]
Love doesn't think twice?
[Miłość nie myśli podwójnie?]
It can come all at once
[Może przyjść nagle]
Or whisper from a distance…
[I szepcze na odległość…]”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz