Patrzyłam
na odchodzącego Billa. Co ja takiego źle zrobiłam, że wstał i sobie zwyczajnie
wyszedł? Tak bez słowa? Pewnie nigdy się tego nie dowiem. Sam mi nie powie, a
ja nie zamierzam pytać. W każdym razie mam nadzieję, że już wszystko jest w
porządku. Nie chciałabym się z nim już dzisiaj kłócić. Prawdę mówiąc
najchętniej wskoczyłabym do łóżka i zasnęła. A gdyby była taka możliwość to
wtuliłabym się w niego i przeniosła w objęcia Morfeusza. Tylko, że takiej opcji
póki co nie ma. Za to jest brutalna rzeczywistość.
Nie
chciało mi się wychodzić z wanny, żeby zamknąć drzwi, w razie gdyby Bill
postanowił jednak wrócić, dlatego też ściągnęłam jeansy i bluzeczkę pozostając
w samej bieliźnie. Moje nogi były praktycznie całe sine od materiału. Zaczęłam
je szorować, żeby wróciły do swojego naturalnego, lekko brązowego koloru.
Przypomniałam sobie scenę sprzed
niecałej godziny, jak stałam z Billem przed hotelem i się przepraszaliśmy.
Dlaczego fotograf musiał nam przerwać? Teraz pewnie we wszystkich gazetach dla
nastolatek będzie widniało moje zdjęcie. Szkoda tylko, że do tak pięknego
obrazka zostanie dopisana absurdalna historia o wielkiej miłości Billa
Kaulitza, a tysiące dziewczyn zakochanych na zabój w Czarnym zacznie wypisywać
na mój temat kolejne brednie. Jakim prawem mnie osądzają, skoro mnie nie znają?
Ale z drugiej strony nie mam zamiaru się tym przejmować. Istnieją na tym
świecie dużo poważniejsze problemy niż to, że kilka tysięcy nastolatek będzie
mnie uważało za dziwkę i wytykało mi każdą niedoskonałość. Ale nie ma
doskonałych ludzi! A ja się nigdy za taką nie miałam, choć może powinnam? W
końcu znam Tokio Hotel, nie jestem do końca obojętna wokaliście... Bo przecież
gdybym była mu całkowicie obojętna, to nie wyleciałby jak głupi mnie szukać,
prawda? Nie martwiłby się o mnie, nie chciałby mieć wspólnego pokoju... Tylko
czy to jest zwykła sympatia czy może coś więcej? Niestety na to pytanie nie
potrafię sobie odpowiedzieć. Czasami wydaje mi się, że chciałby mnie przytulić
albo pocałować, tak jak choćby przed chwilą, ale on wtedy nie wykonuje żadnego
kroku. Albo wychodzi z pomieszczenia. Czy tak się zachowuje chłopak, który się
zakochał? Raczej nie... Choć kto zrozumie facetów?
Kiedy moje nogi powróciły już do
naturalnej barwy wyszłam z wanny, przymknęłam drzwi i założyłam na siebie piżamę,
składającą się tradycyjnie ze starych jeansów i topu. Z tym, że dzisiaj spodnie
sięgały mi zaledwie do jednej trzeciej uda. Opuściłam łazienkę i skierowałam
się do łóżka. Bill już leżał na swoim przebrany w suche rzeczy i wpatrywał się
w sufit.
-
Bill! - wykrzyczałam kiedy usiadłam na swoim łóżku. -
Zalałeś mi całe łóżko!
-
To
chodź do mnie.
-
Zapomnij! Teraz sam będziesz spał w tym mokrym!
-
Nic z tego. Zapraszam tutaj - poklepał lekko miejsce obok
siebie.
-
Spadaj. Nie będę z tobą spała!
-
Zawsze pozostaje ci jeszcze podłoga - uśmiechnął się
niewinnie.
-
Wiesz, gdyby nie ta mokra pościel, to mogłaby być
podłoga... Ale ty musiałeś mi zalać również ją... - powiedziałam z wyrzutem.
Zrobiłam obrażoną minę i wyszłam na
balkon. Tak naprawdę wcale nie byłam na niego zła. Co więcej kusiła mnie ta
niemoralna propozycja. Byłoby miło wtulić się w jego ciało i zasnąć. Tylko, że
nie mogę mu ulec dopóki nie dowiem się co on naprawdę do mnie czuje! Nie chcę
być tylko zabawką Billa Kaulitza. Oddałam mu całe swoje serce i w zamian chcę
tego samego! Nie interesuje mnie namiastka jego miłości. Oparłam się o
balustradkę i podziwiałam panoramę rozciągającą się przede mną. Miasto świeciło
tak silną łuną, że nie sposób było dostrzec gwiazd na niebie. Nie umniejszało
to jednak uroku chwili. Uwielbiam noc. Jest taka piękna i pełna magii...
* * *
Z lekkim uśmiechem wyszedł za Mary Ann
na balkon. Chwilę się jej przyglądał. Stała nieruchomo i wpatrywała się w
oświetlone jasną łuną miasto. Owszem było piękne, ale nie tak jak ona sama.
Podszedł do niej cichutko i położył dłonie na jej talii. Czuł jak jej ciałem wstrząsnął
leciutki dreszcz.
-
Przepraszam - wyszeptał jej do ucha.
Kiedy Mary Ann złapała go za dłonie
myślał już, że chce je strącić, ale ona tylko położyła je na swoim brzuchu i
mocniej się do niego przytuliła. Czasami naprawdę jej nie rozumiał. Raz dawała
mu wyraźne sygnały, że chciałaby być blisko niego, a następny raz stwarzała
dystans między nimi.
-
O której macie jutro sesję? - spytała.
-
O dziesiątej, ale musimy wyjechać już przed siódmą -
odparł.
-
To za... jakieś trzy godziny - powiedziała smutno.
-
Jak chcesz się położyć, to idź do mojego łóżka, ja już
dzisiaj nie zamierzam się kłaść.
-
Przepraszam, że przeze mnie się nie wyśpisz...
-
Nic mi nie będzie - zapewnił.
W tej chwili nawet nie chciało mu się
spać. Ważne było dla niego to, że może teraz stać tak blisko Mary Ann i
rozkoszować się jej bliskością. Potrzeba snu spadła na dalsze miejsce.
-
Mimo wszystko przepraszam. Miałeś rację. Mogłam zadzwonić.
-
Fakt, mogłaś... - przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie i
pocałował w obojczyk. - Powiesz mi gdzie byłyście? - poprosił.
-
Koło południa pojechałyśmy zwiedzać Sacré-Coeur...
Kiedy opowiadała mu o swoim spotkaniu z
Neyzdtem i o tym jak ją potraktował zaczęła wzbierać w nim złość. Powinien być
wtedy z Mary Ann i pokazać sprzedawcy gdzie jego miejsce! Tylko, że on musiał
siedzieć w redakcji Bravo i udzielać wywiadu. Tak samo jak już za parę godzin
będzie zmuszony pojechać na sesję zdjęciową. Znowu zostawi ukochaną na cały
dzień. A co jeżeli przytrafi jej się jeszcze raz coś takiego? Niby doskonale
poradziła sobie z natrętem, ale co jakby mężczyzna również ją uderzył? Albo
zaciągnął do jakiejś ciemnej uliczki? A wszystko się mogło zdarzyć... Cieszyło
go jednak, że nie uległa przystojnemu Arabowi i się z nim nie umówiła. Nie
wiedział czy to dlatego, że coś do niego czuje, czy dlatego, że sprzedawca był
zbyt natrętny, ale miał nadzieję, że to jednak przez ten pierwszy powód.
Przyciągnął ją jeszcze mocniej do
siebie i słuchał w milczeniu o tym jak się zgubiły. Nie wiedzieć w jaki sposób
wsiadły przypadkiem do podmiejskiej linii metra i wyjechały na jakąś wieś.
Teraz zrozumiał, że naprawdę nie powinien urządzać jej takiej awantury. Po tak
spędzonym dniu musiała być naprawdę zadowolona, że jest już w hotelu, a on
tylko na nią nawrzeszczał. I to całkiem niepotrzebnie. Choć z drugiej strony
gdyby nie kłótnia nie stałby tutaj teraz koło niej i nie trzymałby jej w swoich
objęciach.
-
I właśnie dlatego przyjechałyśmy tak późno - zakończyła.
-
Przynajmniej miałyście dzień pełen wrażeń.
-
A żebyś wiedział - uśmiechnęła się. - A jak było na
wywiadzie?
-
Normalnie. Te same pytania co zwykle... Słowem nuda.
Czasami chciałbym, żeby dziennikarze wymyślili jakiś nowy, naprawdę oryginalny
zestaw, ale z drugiej strony mam już zawczasu przygotowane odpowiedzi...
-
Hm... - Mary Ann wyswobodziła się z jego objęć i stanęła
do niego przodem. Zacisnęła palce i tak jakby trzymała w dłoni mikrofon
zbliżyła je do swoich ust. - Co byś zrobił gdyby twoja dziewczyna, albo żona
chciała być na rozkładówce Playboya?
Blondynka przysunęła teraz do jego ust
wyimaginowany mikrofon i czekała na odpowiedź. Musiał przyznać, że jeszcze się
nie spotkał z takim pytaniem. Nie musiał się jednak nawet nad tym zastanawiać,
żeby wiedzieć jakby postąpił.
-
Nie
pozwoliłbym jej.
-
Dlaczego? - spytała obojętnie niczym prezenterzy
telewizyjni.
-
Jeżeli naprawdę bym ją kochał, to nie chciałbym się nią z
nikim dzielić. Chciałbym mieć ją tylko dla siebie. Po co obcy faceci mają się
ślinić na jej widok?
-
Czyli jesteś typem zazdrośnika? I egoisty?
-
Dokładnie, chociaż nie można tutaj mówić o cechach
zaawansowanych - puścił jej oczko. - Czasami zdarza mi się zrobić coś dla
kogoś...
-
Mówiłeś w wywiadach, że jeszcze nigdy nie byłeś
zakochany, a jak jest w rzeczywistości? - dalej miała ten chłodny, obojętny ton
głosu, chociaż w jej oczach czaił się uśmiech.
Chciał jej odpowiedzieć, że był
zakochany i jest nadal zakochany w niej, ale równocześnie chciał, żeby to była
niezwykła chwila. Taka, którą oboje zapamiętają do końca życia. Wiedział, że
powinien wyznać jej swoje uczucia jak najszybciej, ale nie potrafił. To musi
być po prostu coś wyjątkowego. Zupełnie jak to co do niej czuje. A jeszcze
nigdy nie był zakochany do tego stopnia w żadnej innej dziewczynie.
Wielokrotnie wydawało mu się, że kocha jakąś nastolatkę, ale po tygodniu
okazywało się, że to zwyczajne zauroczenie. Z Mary Ann było inaczej.
Wielokrotnie próbował zabić swoje uczucia i o niej zapomnieć, ale zwyczajnie
nie potrafił. Zamiast tego z każdym dniem stawały się coraz silniejsze. Uczucie
to było dla niego całkowicie obce, ale
nie bał się go. Wiedział, że jest dobre, czyni go szczęśliwym kiedy przebywa w
towarzystwie Mary Ann. Wystarczy, że dziewczyna wykona jeden drobny gest, żeby
sprawić, że z jego ust przez cały dzień nie zejdzie uśmiech, albo wręcz
odwrotnie, będzie smutny przez długi czas. Udzielając jej odpowiedzi nie chciał
kłamać, ani mówić prawdy. Jako, że nie mógł milczeć pozostało mu jedynie
udzielenie wymijającej odpowiedzi.
-
Czasami w wywiadach trzeba kłamać - przez chwilę bał się,
że zacznie drążyć ten temat, ale ona tylko przystawiła sobie dłoń, która w
dalszym ciągu służyła za wyimaginowany mikrofon i spytała:
-
Często zdarza ci się kłamać?
-
To wszystko zależy od sytuacji, ale sądzę, że dobrze mi
to wychodzi...
-
Bardzo dziękuję za udzielenie wywiadu - uśmiechnęła się
do niego czarująco. - I co? Nadawałabym się na dziennikarkę?
-
Jak
najbardziej.
Między nimi zapadła cisza. Stali obok
siebie oparci o balustradkę i podziwiali panoramę Paryża. Niebo przybrało już
odcień ciemnoniebieski, a po widnokręgu zaczęło wschodzić słońce. Już nie
pamiętał kiedy miał okazję obserwować tak naturalne, a zarazem piękne zjawisko.
Jeszcze zanim stał się sławny zdarzało mu się wchodzić na dach garażu i
podziwiać wschody i zachody słońca, ale
od momentu, kiedy Tokio Hotel stało się
popularne nie miał nawet chwili, żeby pooglądać przez dłuższy czas
gwiazdy i porozmyślać. Zaś kiedy wracał do hotelu był zazwyczaj tak zmęczony,
że marzył tylko o tym, żeby położyć się już spać.
Spojrzał na dziewczynę stojącą obok
niego. Trzymała ręce na piersiach, a jej ciałem wstrząsały delikatne dreszcze.
Bez słowa poszedł do pokoju po jakieś ubranie. Zabrał z krzesełka swoją czarną,
rozpinaną bluzę i nałożył na jej nagie ramiona. Powodowany impulsem stanął za
nią i tak jak wcześniej przytulił się do niej. W milczeniu podziwiali wschód
słońca. Wiedział, że teraz zaczęło się między nimi wszystko układać. Z dnia na
dzień było coraz lepiej. Owszem kłócili się, ale szybko godzili. Zresztą życie
bez kłótni byłoby nudne. Pocałował ją w obojczyk, a ona zadrżała.
-
Chodź do środka, bo się przeziębisz... - wyszeptał.
-
Za chwilę. Dziękuję, że mnie tutaj zabraliście... Nie
mogłam sobie wymarzyć chyba niczego lepszego.
-
Cieszę się, że ci się podoba... - chwilę się zawahał po
czym dodał: - Wiesz... znamy się tyle czasu, a ja nawet nie wiem czy wolisz
Coca-Colę czy Pepsi.
-
Zdecydowanie Coca-Colę - powiedziała, po czym odwróciła
się i objęła go w pasie.
-
To tak jak ja. Ale głównie chodziło mi o to, że... znamy
się już tyle miesięcy, a tak naprawdę nic o sobie nie wiemy...
A jednak mimo tego zakochał się w niej.
Zawsze myślał, że, żeby obdarzyć kogoś szczerym, prawdziwym uczuciem trzeba
najpierw dobrze poznać tego kogoś. A on o Mary Ann praktycznie nie wiedział
niczego. Tylko to co zaobserwował. Jednak jemu wystarczało to całkowicie.
Szczególnie, że wydawało mu się jakby znał ją od małego. Potrafił wyczytać z
jej oczu kiedy jest szczęśliwa, smutna, rozczarowana, zła... Wiedział w jaki
sposób reaguje na jego dotyk, znał smak jej warg, ale nie miał pojęcia czy woli
herbatę z cytryną czy bez...
“Love
doesn't ask why
[Miłość nie
pyta dlaczego]
It
speaks from the heart
[To mówi
prosto z serca]
And
never explains
[I nigdy
nie wyjaśnia]
Don't
you know that
[Czy nie
wiesz, że…]
Love
doesn't think twice?
[Miłość nie
myśli podwójnie?]
It can
come all at once
[Może
przyjść nagle]
Or
whisper from a distance…
[I szepcze
na odległość…]”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz