Zakręciłam
tusz do rzęs i spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie w lustrze. W oczach
iskrzyły małe ogniki radości, a na ustach czaił się delikatny uśmiech.
Nareszcie nie muszę się zamartwiać tym co czuje do mnie Czarny. Wiem, że mnie
kocha. A to najwspanialsze co mogło mnie spotkać. Martwiła mnie tylko trochę
sytuacja z Jostem. Dlaczego Bill zmienił temat kiedy zaczęłam z nim o tym
rozmawiać? A co jeżeli się naprawdę mocno ze sobą pokłócili? Nie chciałam siać
między nimi niezgody, tak samo jak nie chciałam robić Czarnemu problemów.
Jednak jak widać mimo mojej woli tak się właśnie stało.
Westchnęłam ciężko chowając tusz do
kosmetyczki i wyszłam z łazienki. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki
i opuściłam pomieszczenie. Wolnym krokiem udałam się do pokoju Nikoli. Zapukałam do drzwi.
-
To idziemy? - spytałam gdy tylko ją zobaczyłam.
-
Pewnie.
Tylko gdzie?
-
Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Muszę oddać Marcinowi
motor, a potem możemy iść gdzie chcesz.
-
A może zanim mu go oddasz pojedziemy do Wersalu?
-
Możemy. Tylko nie wiem czy tam trafię.
Droga do Deauville choć o wiele dłuższa
wydawała się być znacznie mniej skomplikowana. Szczególnie, że wujek mi
wszystko wytłumaczył. Wyciągnęłam mapę Paryża z torebki i kierując się do wind
zastanawiałam się jak można dostać się do Wersalu. Tak jak się spodziewałam
droga była znacznie bardziej kręta. Ale właściwie przecież mamy z Nikolą cały
dzień dla siebie zanim wrócą członkowie Tokio Hotel, więc możemy błąkać się po
Paryżu i okolicach aż do wieczora.
* * *
Zsiadłam
z Kawasakiego, ściągnęłam kask i odetchnęłam z ulgą. Po ponad godzinnej podróży
i kilkakrotnym pomyleniu drogi nareszcie dotarłyśmy do Wersalu. Jeszcze chyba
nigdy nie pokonałam w tak długim okresie czasu dwudziestoczterokilometrowego
odcinka drogi na motorze. Jednak patrząc na wielką rezydencję, a raczej pałac
Ludwika XIV i jego następców wiem, że było warto.
-
Tyłek mnie boli - poskarżyła się Nikola masując
wspomnianą część ciała.
-
Przeżyjesz - uśmiechnęłam się do niej. - Chciałabym mieć
taki skromny domek...
-
No nie wiem... Wygląd zewnętrzny to jeszcze nie wszystko.
A co z
wnętrzem?
-
Też prawda. Ale i tak myślę, że będzie mi odpowiadało.
Żartując ruszyłyśmy wzdłuż pomalowanego
na czarno ogrodzenia, które gdzieniegdzie miało złote zdobienia. Przeszłyśmy
przez okazałą bramę, na szczycie której witało przybywających żelazne słońce z
koroną na głowie, mające symbolizować Ludwika XIV. Podobnie jak Nikola byłam
pod ogromnym wrażeniem tej budowli. Była niesamowicie wielka i piękna. Nic
dziwnego, że wielu władcom nie udało się wybudować bardziej okazałego pałacu.
Choć wielu próbowało, czego następstwem są inne piękne pałace w Europie.
-
I pomyśleć, że Ludwik XIV przebudował Wersal tylko
dlatego, że nie był zadowolony ze swoich pozostałych rezydencji... -
powiedziałam rozglądając się ciekawie wokół.
-
Nie tylko dlatego. Pozostaje jeszcze kwestia tego, że
czuł się tu znacznie bezpieczniej niż w Luwrze.
-
Niby tak - przytaknęłam. - A polowania też odegrały
pewną, dość ważną rolę.
-
Jak na to patrzę, to nie potrafię wyobrazić sobie, że to
- zatoczyła wielkie koło rękami. - było kiedyś skromnym domkiem myśliwskim...
-
Oj
ja też nie...
Weszłyśmy do środka i mijając
ochroniarzy podążyłyśmy w głąb budynku za innymi turystami. Wnętrze było typowo
barokowe. Wszędzie panował niesamowity przepych ukazujący hojność króla, a
także bogactwo państwa. Każdy centymetr kwadratowy sufitu był pokryty obrazami
o fikuśnych kształtach otoczonymi w dodatku złotymi ramami. Przedstawiały one
na ogół historię Francji, która była niezwykle barwna.
-
Mogłabym tutaj zamieszkać - wyznała Nikola kiedy
przechodziłyśmy do kolejnej komnaty.
-
Ja też... - rozmarzyłam się. - Służba przynosiłaby mi
wszystko czego bym tylko zapragnęła, urządzałabym wytworne bale... Tylko
przydałoby się centralne ogrzewanie, sala kinowa, basen i może jeszcze sala
komputerowa.
Nikola pokręciła głową.
-
To zepsułoby cały urok tego miejsca.
-
To tylko dwa marne pokoje... i centralne ogrzewanie...
-
A potem doszłyby kolejne - roześmiała się. - Dołączymy
się do jakiejś grupy?
-
A chce ci się słuchać przewodników?
-
Może dowiem się czegoś ciekawego - wzruszyła ramionami.
Podeszłyśmy do grupki ludzi, którzy
byli stłoczeni wokół wysokiego, szczupłego mężczyzny z siwymi pokręconymi
włosami. Odetchnęłam z ulgą gdy okazało się, że natrafiłyśmy na polską
wycieczkę. Właściwie nie miałabym też niczego przeciwko niemieckiej,
austryjackiej i angielskiej, a może nawet i rosyjskiej. Gorzej gdybyśmy trafiły na
Włochów, Holendrów, Węgrów, Czechów...
-
Znajdujemy się teraz w Sali Zwierciadlanej. Została ona
wybudowana w latach 1678-1684, mierzy siedemdziesiąt dwa metry długości,
dziesięć szerokości i trzynaście wysokości. Naprzeciw luster znajduje się
siedemnaście okien, które wychodzą na słynne ogrody wersalskie, których architektem
był André Le Notre. Ludwik XIV stał tutaj godzinami tak jak teraz państwo,
zwrócony plecami do okien i obserwował w zwierciadłach to co dzieje się na
zewnątrz. A
teraz proszę spojrzeć na żyrandole...
-
Chodź dalej - usłyszałam głos Nikoli tuż obok swojego
ucha. Potaknęłam i udałam się za nią. - Nie chce mi się słuchać o żyrandolach.
* * *
Nie
sądził, że przyjdzie aż tak dużo dziewczyn na spotkanie z nimi. Myślał, że
pojawi się ich zaledwie kilka, bo przecież nie byli jeszcze znani we Francji.
Dopiero rozpoczynali swoją promocję tutaj. Ale z drugiej strony w Polsce ich
piosenki znajdowały się na pierwszych miejscach list przebojów, a oni
odwiedzili ten kraj zaledwie raz i to w dodatku nieoficjalnie. Chciałby, żeby
David zorganizował im wielką trasę koncertową po tymże kraju, bo wtedy mógłby
odwiedzać Mary Ann. Nie chciał myśleć nad tym co będzie jak wyjadą z Francji,
ale w jego głowie powoli pojawiała się ta myśl. Ona będzie w Polsce, a on
będzie dawał koncerty w Niemczech. Czy ich miłość przetrwa? Czy Mary Ann będzie
odpowiadał jego tryb życia? Czy zrozumie, to, że wielokrotnie nie będzie miał
nawet czasu, żeby do niej zadzwonić? Nie mówiąc już nawet o spotkaniu. A co
najważniejsze czy on sobie z tym poradzi? W grę nie wchodziło nawet zakochanie
się w innej dziewczynie, bo oddał już całe swoje serce Mary Ann, ale czy nie
będzie tęsknił za nią zbyt mocno? Czy wystarczy jej to co może jej ofiarować? A
jeżeli to będzie zbyt mało?
Teraz kiedy rozdawał autografy fankom
stwierdził, że nie mógłby z tego tak po prostu zrezygnować. Choć miał ich
wielokrotnie dość, to mimo wszystko kochał je i był im naprawdę wdzięczny za
to, że są. Wystarczy, że usłyszał proste „merci” albo „danke” czy choćby „Je
t’aime” lub „Ich liebe dich”, a jego usta momentalnie układały się w szeroki
uśmiech tak jakby dostał upragnioną zabawkę. Przy nich wszystkie jego problemy,
choć na chwilę spadały na drugi plan, bo teraz te dziewczyny, które czekały
przez kilka godzin, żeby ich tylko zobaczyć znalazły się na pierwszym miejscu.
Sam nie byłby skłonny do stania kilka godzin w upale, albo na mrozie, żeby
zobaczyć przez moment swojego idola. Dlatego podziwiał je za taką wytrwałość.
-
Patrzcie! - wykrzyknął Georg z szerokim uśmiechem. -
Annette tam stoi!
Spojrzał w kierunku, który wskazał
basista, a uśmiech momentalnie znikł z jego twarzy. Czy ta dziewczyna go
prześladuje? Pomijając historię z tym, że przez cały wieczór z nim flirtowała,
a raczej narzucała się, to pozostał jeszcze żal o to, że kiedy nie udało jej
się z nim rzuciła się w ramiona Georga. A przecież ma chłopaka! Sam go nawet
przez przypadek poznał.
-
Chłopaki
idziemy - zakomenderował Saki.
-
Jeszcze chwilkę - odpowiedział. - One tutaj tyle stały...
-
Innym razem Bill, teraz musimy iść.
Saki złapał go za ramię i pociągnął w
stronę czarnego busa, przy którym czekał już David. Spojrzał na niego gniewnie
i wsiadł do samochodu. Wbił wzrok w szybę tak jakby nagle szare, betonowe płyty
chodnikowe niezwykle go zainteresowały. Jednak on zdawał się ich nie widzieć.
Odkąd pamiętał Jost był dla niego
bardziej jak przyjaciel i ojciec w jednym niż menager. Może właśnie dlatego tak
przejął się jego słowami? Gdyby powiedział to ktoś inny, choćby Roth, to nawet
nie zwróciłby na to uwagi. Po prostu puściłby jego słowa koło uszu, a sam
zrobiłby tak jakby chciał. Bynajmniej nie dlatego, że nie szanował producenta,
bo szanował, a ponadto był mu wdzięczny, za to, że uczynił z nich gwiazdy, ale
do Josta czuł pewnego rodzaju respekt. Wiedział, że może sobie na wiele
pozwolić, ale wiedział też kiedy nic nie zdziała. I teraz była taka sytuacja.
Sam nie wiedział już na kogo ma się wściekać. Na siebie czy też na Davida. W
końcu to przez niego będzie musiał wybrać między muzyką, a Mary Ann, ale z
drugiej strony denerwował się na siebie, że nie potrafi określić co jest dla
niego ważniejsze. Ukochana dziewczyna, która sprawiała, że jego serce biło w
zastraszającym tempie, a usta domagały się coraz to nowych pocałunków, czy też
muzyka, która go uszczęśliwiała. Zauważył, że w swoich myślach praktycznie
zawsze wymieniał na początku Mary. Czy to znaczy, że kocha ją bardziej?
-
Gdzie
Georg? - spytał menager.
-
Pewnie rozdaje jeszcze autografy - Tom wzruszył ramionami
jakby nieobecność basisty była najnormalniejszą rzeczą na świecie.
-
Z wami zawsze są jakieś problemy... - westchnął patrząc
wymownie na Billa.
-
Daj spokój - wtrącił Gustav. - Przecież zaraz
przyjdzie... - w tym momencie basista stanął obok Davida. - O! Już jest.
Menager pokręcił głową i odsunął się,
żeby Georg mógł wejść do busa. Chłopak zajął miejsce obok perkusisty i odkręcił
cola-colę akurat w momencie kiedy Hans odpalił silnik, a samochód zaczął się
toczyć po ulicach Paryża. Georg nie spodziewając się tego wylał na siebie
trochę napoju, czemu towarzyszył śmiech Toma i Gustava.
-
Bardzo śmieszne - odburknął próbując zetrzeć dłonią plamę
ze swojej koszulki. - Co mu jest? - spojrzał na Billa.
-
Nic mi nie jest - odpowiedział nie odrywając głowy od
szyby. - Po prostu się zamyśliłem.
-
Zobaczysz, będzie dobrze - brat położył na jego ramieniu
dłoń, tak jakby to miało mu w jakiś sposób pomóc.
-
O czym mówicie? - spytał Gustav.
-
O niczym. Bill pokłócił się rano trochę z mamą - skłamał.
-
Aha. David, jedziemy już do hotelu? - teraz Georg zwrócił
się do menagera.
-
Nie. Zaraz macie wywiad dla francuskiego Bravo, a potem
krótką sesję dla nich.
-
A nie możemy wstąpić do hotelu?
-
Po co? - odwrócił głowę, żeby na niego spojrzeć. -
Czekaj. Dam
Ci moją koszulkę.
David odpiął pas bezpieczeństwa i
zaczął ściągać swój t-shirt. Georg poszedł w jego ślady. Jost był dla nich
naprawdę dobry i wyrozumiały. Dlaczego w takim razie praktycznie zabronił
spotykać mu się z Mary Ann? Przecież to totalnie nielogiczne! Musiało się pod
tym kryć coś więcej niż to, że fanki będą miały im za złe, to, że spotykają się
z dziewczynami, które kochają. Tak jak każdy mają prawo do kochania i bycia
kochanym. Równie dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że co niektóre fanki
naprawdę mocno przeżyją wiadomość o tym, że się zakochał. To zniszczy ich
marzenia o tym, że wypatrzy jedną z nich na ulicy, albo pod sceną i się w niej
zadurzy. Równie dobrze wiedział, że nawet gdyby codziennie chodził na randkę z
jedną fanką, to nie starczyłoby mu życia, żeby umówić się ze wszystkimi.
Basista założył na siebie czysty
podkoszulek i się szeroko uśmiechnął.
-
Dzięki.
-
Spoko. Tylko nie wylej na siebie niczego, bo Sakiego
koszulka będzie na Ciebie za wielka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz