Przetarłam oczy, podparłam się na
łokciach i spojrzałam na Billa, który smacznie spał na łóżku obok. W głowie
jeszcze dźwięczały mi jego słowa z wieczora. Miałam nadzieję, że to nie był
tylko piękny sen, który zbyt szybko się skończył. Był jeszcze pijany, ale
powinien już być świadomy tego co mówił i to pamiętać. A przynajmniej ja nie
zapomnę. Może nie było to tak upragnione wyznanie miłości, ale to co mi
powiedział było równie słodkie. Bo czy kiedy chłopak chce codziennie wstawać
obok jednej dziewczyny, to nie znaczy, że ją kocha? A przynajmniej, że go
pociąga. Zresztą gdyby to co czuje nie było poważne, to czy byłby zazdrosny do
tego stopnia o Neyzdta, żeby zabraniał spotykać mi się z innymi facetami,
oprócz Georga, Gustava i Toma? A dodatkowo by się tak upił? Zdecydowanie nie.
Podniosłam
się z łóżka, zabrałam telefon komórkowy i udałam się do łazienki, żeby
zadzwonić do wujka. Nie zważając na to, że jest dopiero kilka minut po siódmej
wystukałam numer i czekałam na połączenie.
-
Słucham?
- usłyszałam zaspany głos.
-
Wujek? - spytałam. - To ja Mary Ann. Przepraszam, że cię
obudziłam...
-
Nic
się nie stało.
Kiedy z nim rozmawiałam do głowy wpadł
mi pewien szalony pomysł. Szybko obgadałam z Marcinem szczegóły. Na szczęście
bez większego namawiania się zgodził. Modliłam się w duchu, żeby tylko Bill nie
miał kaca, bo wtedy nici z mojego planu. Albo wezmę ze sobą Nikolę, choć to nie
będzie już to samo... Pożegnałam się z nim i z uśmiechem na ustach weszłam do
pokoju, w którym spał Czarny. Odsunęłam kołdrę i wgramoliłam się do jego łóżka.
Przytuliłam się do torsu Billa i czekałam aż się obudzi modląc się w duchu,
żeby nie bolała go głowa. Jak tylko ułożyłam się wygodnie poczułam, że chłopak
kładzie swoją dłoń na mojej talii i całuje moje włosy.
-
Obudziłam
cię?
-
Nie.
-
I jak się czujesz? - spytałam obracając się tak, że teraz
leżałam na brzuchu oparta łokciami o jego klatkę piersiową i patrzyłam mu w
piękne, czekoladowe oczy.
-
Świetnie! - wykrzyknął z szerokim uśmiechem.
-
Naprawdę nic cię nie boli? - chciałam się upewnić.
-
Naprawdę. A chciałabyś, żebym teraz leżał umierający?
-
Pewnie, że nie. Ale skoro czujesz się tak świetnie to
super - zerwałam się z łóżka. - Ubieraj się. Aha... i weź spodenki kąpielowe.
-
Po co? - zapytał przyciągając mnie do siebie za
nadgarstki. - Zostań ze mną jeszcze chwilę...
-
Nie - powiedziałam krzywiąc się, bo miejsca, w których
trzymał mnie wczoraj Neyzdt okropnie mnie bolały. - Wstawaj, bo nie...
-
Co ci się stało?! - wykrzyknął zmartwiony patrząc na moje
nadgarstki, które były praktycznie całe sine.
-
To przez Neyzdta. A teraz wstawaj - uśmiechnęłam się do
niego.
-
Przez
tego sprzedawcę?
-
Dokładnie tak. To ten chłopak, z którym wczoraj mnie
zobaczyłeś - powiedziałam chłodno wstając z łóżka. Nie można nazwać wspomnień o
Francuzie przyjemnymi.
-
Przepraszam - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego
zaskoczona. Za co mnie może przepraszać? Przecież sprawa z Annette jest już
załatwiona. Zresztą nie chcę tego rozpamiętywać.
-
Nie masz za co. A teraz już naprawdę się ubieraj i nie
zapomnij o kąpielówkach - puściłam mu oczko znikając w łazience.
* * *
-
Gdzie
idziemy? - dopytywał się.
-
Zobaczysz - odpowiedziała po raz kolejny mocniej
ściskając jego dłoń.
Był ciekawy tego gdzie blondynka go
prowadzi, ale jednocześnie nie obchodziło go to. Poszedłby za nią choćby i na
koniec świata byle tylko mógł być blisko niej. Wydarzenia wczorajszego wieczora
choć niemiłe, zostały włożone w szare teczki i położone na jednej z najdalej
znajdujących się półek w pamięci. Podczas drogi wyjaśnili sobie wszystko i
oboje stwierdzili zgodnie, że zachowali się jak niedojrzałe małolaty. Ale czy to
właśnie nie świadczy o tym, że się naprawdę kochają? Nie padły między nimi
żadne wyznania miłości, ale czyż nie okazują sobie tego znacznie bardziej
gestami? Bill Kaulitz wiedział, że dzień, w którym powie Mary Ann o wszystkich
swoich uczuciach niebawem nastąpi i miał nadzieję, że dziewczyna go nie
odrzuci. Był pewny, że coś do niego czuje, ale niektóre jej zachowania dalej
pozostawały dla niego niezrozumiałe i niewyjaśnione.
Doszli do ładnego starego budynku
mieszkalnego. Nie wiedział po co blondynka go tutaj ciągnie, ale w pełni jej
ufał. Weszli do środka, a potem schodkami skierowali się na trzecie piętro.
Mary Ann nacisnęła dzwonek, oznajmiając tym samym ich przybycie. Praktycznie od
razu w drzwiach pojawił się wysoki brunet mający nie więcej niż trzydzieści
dziewięć lat.
-
Honneur! - przywitała się dając nieznajomemu buziaka w
policzek. - To jest Bill, a to Marcin - przedstawiła ich sobie po polsku kiedy
znaleźli się już w środku.
-
Miło mi poznać - powiedział po niemiecku podając dłoń
mężczyźnie.
Nie wiedział kim jest owy Marcin, ale
teraz nie będzie o to pytał. Poczeka aż zostaną sami. Tylko po co Mary Ann go
tutaj przyprowadziła? W jakim celu miał poznać tego mężczyznę? A do tego te
kąpielówki... Przecież nic nie składa się w logiczną całość!
Poszli
za brunetem do kuchni i usiedli na nowoczesnych, metalowych krzesełkach.
Pomieszczenie było urządzone prosto, ale z elegancją. Wszędzie były
rozmieszczone kwiaty w wazonach, sprawiając, że mieszkanie pomimo tego, iż
zostało urządzone w chłodnych kolorach było przytulne. Od razu można było
wyczuć kobiecą dłoń. Blondynka zaczęła rozmawiać z mężczyzną po polsku, a on
siedział i się zwyczajnie w nich wpatrywał. Nie miał pojęcia o czym mówią. W
tym momencie zaczął żałować, że jedyny język, który zna to niemiecki, no i może
jeszcze angielski, ale ten ostatni nie był na najwyższym poziomie. Co jakiś
czas słyszał jak Mary Ann wymawia jego imię. Wiedział, że go obgadują, ale nie
miał na to żadnego wpływu. Tym bardziej, że dziewczyna była pochłonięta do tego
stopnia rozmową, że zdawała się go nawet nie zauważać. Kim może być owy
nieznajomy? Sądząc po tym jak ich sobie przedstawiła można by powiedzieć, że to
jej kolega, ale czy Mary Ann ma kolegów dobiegających czterdziestki? A może to
ktoś z rodziny? I po co kazała mu zabrać kąpielówki? Nie wyglądało na to, żeby
mieli iść na basen...
Mężczyzna
podniósł się z krzesełka, powiedział coś jeszcze po polsku, czego absolutnie
nie zrozumiał i wyszedł zostawiając ich samych. Mary Ann wstała i nalała do
dwóch wysokich szklanek Coca-Coli. Postawiła jedną przed nim.
-
Zjesz coś? - spytała, a on spojrzał na nią zszokowany.
Kim dla niej jest ten mężczyzna, że czuje się u niego w domu jakby była u
siebie?
-
Nie, dzięki - odparł. - Kto to jest?
-
Przecież was sobie przedstawiłam - mówiła krojąc chleb. -
Marcin jest kolegą mojego wujka, w zasadzie znam go tyle czasu, że traktuję go
już jak kogoś z rodziny, a nie znajomego.
-
To wiele wyjaśnia. A po co do niego przyszliśmy?
-
Zobaczysz.
To część niespodzianki.
-
Skoro tak mówisz... - zrobił smutną minkę, bo cierpliwość
nigdy nie należała do jego mocnych stron.
-
Tak właśnie mówię - uśmiechnęła się smarując kanapki
masłem.
Podniósł się z miejsca i do niej
podszedł. Położył dłonie na jej brzuchu i mocno do siebie przyciągnął, nie
zważając na to, że Mary Ann zabrała się za krojenie białego sera.
-
Naprawdę nie powiesz mi co tutaj robimy? - wyszeptał jej
do ucha.
Pokręciła przecząco głową nie
przerywając przygotowywania kanapek. Chciał z niej wyciągnąć po co odwiedzili
znajomego jej wujka, ale jak widać nie zamierzała puścić pary z ust. A może
spędzą tutaj dzień tylko we dwójkę? Albo zaraz wybiorą się w towarzystwie
Marcina na jakiś pobliski basen. A tego nie chciał. Ta pierwsza opcja była
zdecydowanie lepsza, ale jednocześnie mniej prawdopodobna. Fajnie byłoby
spędzić cały dzień z ukochaną, ale czy ona też pragnie spędzić z nim kilka
godzin? Jak na razie się na to nie zapowiadało. Przysunął usta do jej ucha i
zaczął delikatnie gryźć. Dziewczynie musiało sprawić to przyjemność, gdyż cicho
zamruczała, niczym kotka.
Kiedy kanapki były ułożone już na
talerzu, obróciła się w jego stronę i podała mu jedną. Wziął ją niechętnie,
gdyż znacznie lepiej było mu kiedy się do niej przytulał. A prawda jest taka,
że uwielbiał ją dotykać. Wtedy czuł jak lekki prąd przepływa przez jego ciało,
a także przyjemne ciepło wokół serca, którego nie czuł przy żadnej innej
dziewczynie.
W momencie gdy usiedli na swoich
poprzednich miejscach, w całym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka
sygnalizujący przybycie jakiegoś gościa. Mary Ann podniosła się z siedzenia i
ruszyła do holu, żeby otworzyć. A on wziął z talerzyka drugą kanapkę z białym
serem i truskawkowym dżemem. Choć była to zwykła kromka chleba smakowała
niesamowicie tak jak wszystko to, co przygotowała dla niego kiedykolwiek ukochana.
Doskonale pamiętał ich wspólną kolację. Zakończenie nie było zbyt miłe, ale był
pod wrażeniem kiedy dziewczyna, choć go wtedy nienawidziła, a przynajmniej nie
darzyła zbyt wielką sympatią ugotowała dla niego potrawkę chińską. A może czuła
już wtedy coś do niego? Przecież nie gotuje się dla wrogów, chyba, że ma się
zamiar ich otruć, a ona go nie otruła... Chyba, że miała taki zamiar, ale
zabrakło jej odwagi...
Kończył gryźć ostatni kęs drugiej
kanapki, kiedy do pomieszczenia wtargnęła Mary Ann, a za nią piękna brunetka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz