czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 117



Przetarłam oczy, podparłam się na łokciach i spojrzałam na Billa, który smacznie spał na łóżku obok. W głowie jeszcze dźwięczały mi jego słowa z wieczora. Miałam nadzieję, że to nie był tylko piękny sen, który zbyt szybko się skończył. Był jeszcze pijany, ale powinien już być świadomy tego co mówił i to pamiętać. A przynajmniej ja nie zapomnę. Może nie było to tak upragnione wyznanie miłości, ale to co mi powiedział było równie słodkie. Bo czy kiedy chłopak chce codziennie wstawać obok jednej dziewczyny, to nie znaczy, że ją kocha? A przynajmniej, że go pociąga. Zresztą gdyby to co czuje nie było poważne, to czy byłby zazdrosny do tego stopnia o Neyzdta, żeby zabraniał spotykać mi się z innymi facetami, oprócz Georga, Gustava i Toma? A dodatkowo by się tak upił? Zdecydowanie nie.
            Podniosłam się z łóżka, zabrałam telefon komórkowy i udałam się do łazienki, żeby zadzwonić do wujka. Nie zważając na to, że jest dopiero kilka minut po siódmej wystukałam numer i czekałam na połączenie.
-          Słucham? - usłyszałam zaspany głos.
-          Wujek? - spytałam. - To ja Mary Ann. Przepraszam, że cię obudziłam...
-          Nic się nie stało.
Kiedy z nim rozmawiałam do głowy wpadł mi pewien szalony pomysł. Szybko obgadałam z Marcinem szczegóły. Na szczęście bez większego namawiania się zgodził. Modliłam się w duchu, żeby tylko Bill nie miał kaca, bo wtedy nici z mojego planu. Albo wezmę ze sobą Nikolę, choć to nie będzie już to samo... Pożegnałam się z nim i z uśmiechem na ustach weszłam do pokoju, w którym spał Czarny. Odsunęłam kołdrę i wgramoliłam się do jego łóżka. Przytuliłam się do torsu Billa i czekałam aż się obudzi modląc się w duchu, żeby nie bolała go głowa. Jak tylko ułożyłam się wygodnie poczułam, że chłopak kładzie swoją dłoń na mojej talii i całuje moje włosy.
-          Obudziłam cię?
-          Nie.
-          I jak się czujesz? - spytałam obracając się tak, że teraz leżałam na brzuchu oparta łokciami o jego klatkę piersiową i patrzyłam mu w piękne, czekoladowe oczy.
-          Świetnie! - wykrzyknął z szerokim uśmiechem.
-          Naprawdę nic cię nie boli? - chciałam się upewnić.
-          Naprawdę. A chciałabyś, żebym teraz leżał umierający?
-          Pewnie, że nie. Ale skoro czujesz się tak świetnie to super - zerwałam się z łóżka. - Ubieraj się. Aha... i weź spodenki kąpielowe.
-          Po co? - zapytał przyciągając mnie do siebie za nadgarstki. - Zostań ze mną jeszcze chwilę...
-          Nie - powiedziałam krzywiąc się, bo miejsca, w których trzymał mnie wczoraj Neyzdt okropnie mnie bolały. - Wstawaj, bo nie...
-          Co ci się stało?! - wykrzyknął zmartwiony patrząc na moje nadgarstki, które były praktycznie całe sine.
-          To przez Neyzdta. A teraz wstawaj - uśmiechnęłam się do niego.
-          Przez tego sprzedawcę?
-          Dokładnie tak. To ten chłopak, z którym wczoraj mnie zobaczyłeś - powiedziałam chłodno wstając z łóżka. Nie można nazwać wspomnień o Francuzie przyjemnymi.
-          Przepraszam - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Za co mnie może przepraszać? Przecież sprawa z Annette jest już załatwiona. Zresztą nie chcę tego rozpamiętywać.
-          Nie masz za co. A teraz już naprawdę się ubieraj i nie zapomnij o kąpielówkach - puściłam mu oczko znikając w łazience.
* * *
-          Gdzie idziemy? - dopytywał się.
-          Zobaczysz - odpowiedziała po raz kolejny mocniej ściskając jego dłoń.
Był ciekawy tego gdzie blondynka go prowadzi, ale jednocześnie nie obchodziło go to. Poszedłby za nią choćby i na koniec świata byle tylko mógł być blisko niej. Wydarzenia wczorajszego wieczora choć niemiłe, zostały włożone w szare teczki i położone na jednej z najdalej znajdujących się półek w pamięci. Podczas drogi wyjaśnili sobie wszystko i oboje stwierdzili zgodnie, że zachowali się jak niedojrzałe małolaty. Ale czy to właśnie nie świadczy o tym, że się naprawdę kochają? Nie padły między nimi żadne wyznania miłości, ale czyż nie okazują sobie tego znacznie bardziej gestami? Bill Kaulitz wiedział, że dzień, w którym powie Mary Ann o wszystkich swoich uczuciach niebawem nastąpi i miał nadzieję, że dziewczyna go nie odrzuci. Był pewny, że coś do niego czuje, ale niektóre jej zachowania dalej pozostawały dla niego niezrozumiałe i niewyjaśnione.
Doszli do ładnego starego budynku mieszkalnego. Nie wiedział po co blondynka go tutaj ciągnie, ale w pełni jej ufał. Weszli do środka, a potem schodkami skierowali się na trzecie piętro. Mary Ann nacisnęła dzwonek, oznajmiając tym samym ich przybycie. Praktycznie od razu w drzwiach pojawił się wysoki brunet mający nie więcej niż trzydzieści dziewięć lat.
-          Honneur! - przywitała się dając nieznajomemu buziaka w policzek. - To jest Bill, a to Marcin - przedstawiła ich sobie po polsku kiedy znaleźli się już w środku.
-          Miło mi poznać - powiedział po niemiecku podając dłoń mężczyźnie.
Nie wiedział kim jest owy Marcin, ale teraz nie będzie o to pytał. Poczeka aż zostaną sami. Tylko po co Mary Ann go tutaj przyprowadziła? W jakim celu miał poznać tego mężczyznę? A do tego te kąpielówki... Przecież nic nie składa się w logiczną całość!
            Poszli za brunetem do kuchni i usiedli na nowoczesnych, metalowych krzesełkach. Pomieszczenie było urządzone prosto, ale z elegancją. Wszędzie były rozmieszczone kwiaty w wazonach, sprawiając, że mieszkanie pomimo tego, iż zostało urządzone w chłodnych kolorach było przytulne. Od razu można było wyczuć kobiecą dłoń. Blondynka zaczęła rozmawiać z mężczyzną po polsku, a on siedział i się zwyczajnie w nich wpatrywał. Nie miał pojęcia o czym mówią. W tym momencie zaczął żałować, że jedyny język, który zna to niemiecki, no i może jeszcze angielski, ale ten ostatni nie był na najwyższym poziomie. Co jakiś czas słyszał jak Mary Ann wymawia jego imię. Wiedział, że go obgadują, ale nie miał na to żadnego wpływu. Tym bardziej, że dziewczyna była pochłonięta do tego stopnia rozmową, że zdawała się go nawet nie zauważać. Kim może być owy nieznajomy? Sądząc po tym jak ich sobie przedstawiła można by powiedzieć, że to jej kolega, ale czy Mary Ann ma kolegów dobiegających czterdziestki? A może to ktoś z rodziny? I po co kazała mu zabrać kąpielówki? Nie wyglądało na to, żeby mieli iść na basen...
            Mężczyzna podniósł się z krzesełka, powiedział coś jeszcze po polsku, czego absolutnie nie zrozumiał i wyszedł zostawiając ich samych. Mary Ann wstała i nalała do dwóch wysokich szklanek Coca-Coli. Postawiła jedną przed nim.
-          Zjesz coś? - spytała, a on spojrzał na nią zszokowany. Kim dla niej jest ten mężczyzna, że czuje się u niego w domu jakby była u siebie?
-          Nie, dzięki - odparł. - Kto to jest?
-          Przecież was sobie przedstawiłam - mówiła krojąc chleb. - Marcin jest kolegą mojego wujka, w zasadzie znam go tyle czasu, że traktuję go już jak kogoś z rodziny, a nie znajomego.
-          To wiele wyjaśnia. A po co do niego przyszliśmy?
-          Zobaczysz. To część niespodzianki.
-          Skoro tak mówisz... - zrobił smutną minkę, bo cierpliwość nigdy nie należała do jego mocnych stron.
-          Tak właśnie mówię - uśmiechnęła się smarując kanapki masłem.
Podniósł się z miejsca i do niej podszedł. Położył dłonie na jej brzuchu i mocno do siebie przyciągnął, nie zważając na to, że Mary Ann zabrała się za krojenie białego sera.
-          Naprawdę nie powiesz mi co tutaj robimy? - wyszeptał jej do ucha.
Pokręciła przecząco głową nie przerywając przygotowywania kanapek. Chciał z niej wyciągnąć po co odwiedzili znajomego jej wujka, ale jak widać nie zamierzała puścić pary z ust. A może spędzą tutaj dzień tylko we dwójkę? Albo zaraz wybiorą się w towarzystwie Marcina na jakiś pobliski basen. A tego nie chciał. Ta pierwsza opcja była zdecydowanie lepsza, ale jednocześnie mniej prawdopodobna. Fajnie byłoby spędzić cały dzień z ukochaną, ale czy ona też pragnie spędzić z nim kilka godzin? Jak na razie się na to nie zapowiadało. Przysunął usta do jej ucha i zaczął delikatnie gryźć. Dziewczynie musiało sprawić to przyjemność, gdyż cicho zamruczała, niczym kotka.
Kiedy kanapki były ułożone już na talerzu, obróciła się w jego stronę i podała mu jedną. Wziął ją niechętnie, gdyż znacznie lepiej było mu kiedy się do niej przytulał. A prawda jest taka, że uwielbiał ją dotykać. Wtedy czuł jak lekki prąd przepływa przez jego ciało, a także przyjemne ciepło wokół serca, którego nie czuł przy żadnej innej dziewczynie.
W momencie gdy usiedli na swoich poprzednich miejscach, w całym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka sygnalizujący przybycie jakiegoś gościa. Mary Ann podniosła się z siedzenia i ruszyła do holu, żeby otworzyć. A on wziął z talerzyka drugą kanapkę z białym serem i truskawkowym dżemem. Choć była to zwykła kromka chleba smakowała niesamowicie tak jak wszystko to, co przygotowała dla niego kiedykolwiek ukochana. Doskonale pamiętał ich wspólną kolację. Zakończenie nie było zbyt miłe, ale był pod wrażeniem kiedy dziewczyna, choć go wtedy nienawidziła, a przynajmniej nie darzyła zbyt wielką sympatią ugotowała dla niego potrawkę chińską. A może czuła już wtedy coś do niego? Przecież nie gotuje się dla wrogów, chyba, że ma się zamiar ich otruć, a ona go nie otruła... Chyba, że miała taki zamiar, ale zabrakło jej odwagi...
Kończył gryźć ostatni kęs drugiej kanapki, kiedy do pomieszczenia wtargnęła Mary Ann, a za nią piękna brunetka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz