środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 166



Opadł machinalnie na drewniane krzesło i wpatrzył się w pudełeczko, które trzymał w dłoniach. Poruszył kilkakrotnie ustami, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale wszystkie słowa ugrzęzły mu w krtani.
„Po co Mary Ann witaminy dla kobiet w ciąży?!” - myślał gorączkowo - „Czyżby...” Natychmiast odegnał od siebie to zdanie. Nie chciał, aby jego umysł je dokończył, bojąc się, że wtedy okaże się prawdziwe. Przecież jego dziewczyna, jego ukochana nie może spodziewać się dziecka innego! Wszystkie, ale nie ona... A jednak trzymał w dłoniach dowód na to, że być może Mary Ann już za niedługo zostanie mamą, a jakiś szczęśliwiec ojcem jej dziecka. On natomiast odejdzie ze złamanym sercem i zranioną dumą. Nie będzie miał wyjścia. O ile wybaczyłby blondynce to, że jest w ciąży, o tyle miałby do niej wielki żal, że nie poinformowała go o tym wcześniej. Przecież to nie jest nic nie znaczący drobiazg! To żywy człowiek, rozwijający się być może w jej łonie!
Oczywiście Bill nie miał pewności czy witaminy należą do Mary Ann i czy bierze je dlatego, że spodziewa się dziecka. Przecież to w gruncie rzeczy zwykłe tabletki, które może brać każdy! Nawet on!
Czarnowłosy odłożył pudełeczko na miejsce, po czym ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Iść do niej i wyjaśnić całą sprawę? A może poczekać z tym? Nie miał wątpliwości co do tego czy Mary Ann go kocha czy nie, ale bał się, że jego domysły mogą okazać się prawdziwe; bał się, że go oszukała - kłamała kiedy zapewniała, że nie pozwoliła nikomu na tak wiele, jak jemu. A przecież chodziło tutaj nie o seks, ale o zwykłe dzielenie łóżka i delikatne pieszczoty. Tylko raz widział ją bez stanika i to w dodatku przez czysty przypadek!
Na samą myśl o tym, że inny chłopak mógł ją dotykać i całować, tak jak jemu nie pozwoliła do tej pory, oblał go zimny pot. Chciał być jedyną osobą, która otrzyma całą jej duszę i ciało, zaś w zamian oferuje jej całego siebie. Czyżby był aż tak bardzo naiwny? A może to po prostu jego romantyzm, na miarę ośmiolatki, która marzy, że pewnego dnia pod jej domem zaparkuje książę w białym Lamborghini?
Przypomniał sobie jej słowa, gdy zarzucił jej, że zachowuje się jakby była w ciąży. Czyżby mówiła wtedy poważnie? Wiedział, że powinien teraz podnieść tyłek z krzesełka, pójść do ogrodu i zażądać wyjaśnień, ale się bał, że to wszystko okaże się prawdą. Póki co wolał pozostać w sferze domysłów. Wiedział, że nie są one dobre, ale może czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego na pewno? Dać sobie trochę czasu na oswojenie się z sytuacją? A może Mary Ann sama mu to wyzna? Może podobnie jak on boi się powiedzieć mu prawdę? Przecież blondynka nie może wiedzieć jaka będzie jego reakcja na taką wiadomość.
Opróżnił duszkiem swoją szklankę z mrożoną herbatą i podniósł się z krzesła. Trzymając tacę z trzema wysmukłymi szklankami wypełnionymi napojem powędrował do ogrodu. Rozdał naczynia, po czym zajął swoje poprzednie miejsce na huśtawce. Nie objął jednak Mary Ann tak jak poprzednio. Zamiast tego spojrzał podejrzliwie na jej leciutko zaokrąglony brzuch, który wyglądał tak jak zwykle. Nie zauważył nawet najmniejszej wypukłości czy znaku, świadczącego o tym, że w jej łonie rozwija się dziecko. Ale to mógł być początek ciąży, a wtedy nie ma żadnych widocznych objawów, chyba, że poranne mdłości. Nie zauważył ich u Mary Ann, ale czytał kiedyś, że różne kobiety przechodzą różnie ciążę. Podobno nie u wszystkich występują takie same oznaki.
Odsunął od siebie ponure myśli. Wolał wierzyć w to, że ukochana nie jest brzemienna, a witaminy należą do kogoś innego. Nie miał pojęcia do kogo, ale to nie było dla niego istotne. Najważniejsze, że miał jakąś alternatywę, w którą póki co mógł ślepo wierzyć. A nawet gdyby to ona je łykała, to jeszcze nie musi świadczyć o tym, że jest w ciąży. W końcu to zwykłe witaminy!
-          Co się stało? - Mary Ann spytała cicho, kiedy odsunął się, gdy położyła mu głowę na ramieniu.
-          Nic - odparł. Nie chciał mówić, że widział witaminy. Postanowił, że da jej trochę czasu na wyznanie mu prawdy, o ile oczywiście taka była.
-          Widzę przecież, że coś jest nie tak. Jeszcze się gniewasz o tą awanturę z rana?
-          Nie. Naprawdę wszystko w porządku. - Zdobył się na lekki uśmiech. - Jestem po prostu zmęczony.
* * *
            Podniosłam się z miejsca i wyciągnęłam dłoń do Billa. Kiedy ją złapał i podniósł się z huśtawki uśmiechnęłam się do niego ciepło. Odkąd wrócił z kuchni był przygaszony. Wyglądał tak jakby coś go martwiło. Tylko co to mogło być? Może zadzwonił David z jakąś złą wiadomością? Bo nie bardzo chciało mi się wierzyć w jego nagłe zmęczenie.
            Życzyłam Nikoli i Tomowi dobrej nocy, ciągnąc Czarnego do jego pokoju. Kiedy znaleźliśmy się w korytarzu z mojego telefonu zaczęła rozbrzmiewać melodyjka. Spojrzałam na wyświetlacz. Skrzywiłam się mimowolnie widząc kto dzwoni. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z Piotrkiem, jednak najwyraźniej on miał ogromną chęć porozmawiania ze mną.
            Uśmiechnęłam się przepraszająco do Billa, po czym nacisnęłam zieloną słuchaweczkę. Chciałam wyjaśnić z Piotrkiem raz na zawsze, to, że już nigdy nie będziemy razem, a najlepiej jakby dał mi spokój.
-          Słucham.
-          Mery Ann misiu, to ty?
-          A niby kto inny niedźwiadku? - Spytałam z sarkazmem. Nienawidzę kiedy Piotrek mówi do mnie „misiu”!
-          Tak bardzo się cieszę. Dzwoniłem osiemnaście razy!
-          Wiem o tym.
-          Nic się nie stało, że nie odbierałaś - zapewnił, choć nie wiem po co, bo przecież mu się nie tłumaczyłam, ani nawet nie przepraszałam.
-          Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego powodu - w moim głosie można było wyczuć lekką ironię. - Mów lepiej po co do mnie wydzwaniałeś.
-          Chciałem się z tobą spotkać, porozmawiać... - mówił smutno. - Tęsknię za tobą.
-          Piotrek, ale przecież już rozmawialiśmy na ten temat - zaczęłam delikatnie. - Tłumaczyłam ci dlaczego nie możemy być razem...
-          Bo jesteś z tym pedałem z Tokio Hotel?!
-          Zapewniam cię, że Bill nie jest pedałem - wysyczałam. Jak on śmiał nazwać w ten sposób Billa?!
-          Powiedz mi co ma takiego ten homoseksualista czego ja nie mam?! - Wykrzyczał rozpaczliwie. Przez moment miałam ochotę się rozłączyć, ale nie zrobiłam tego. Pomimo, że ta rozmowa zmierzała do nikąd.
-          Inteligencję Piotrek, inteligencję - westchnęłam. - Nie możesz zrozumieć, że nie chcę być z tobą?
-          Bo nie mam takiej kasy jak ten twój pedałek?
-          Oczywiście. Pieniądze są przecież najważniejsze - powiedziałam z ironią. - Przecież ja zawsze leciałam na kasę!
-          Nie gniewaj się misiu pysiu. Kocham cię...
-          Ale ja ciebie nie kocham. Wybacz, ale nie widzę sensu w dalszym kontynuowaniu tej rozmowy. Znajdź sobie inną dziewczynę, którą pokochasz...
-          Ale ja ciebie kocham!
-          Przykro mi...
Odsunęłam telefon od ucha i się rozłączyłam. Nie zważałam nawet na to, że jeszcze coś mówił. Ta cała rozmowa nie miała najmniejszego sensu. Zresztą tak było zawsze z Piotrkiem. Ja mu coś mówiłam, a do niego i tak to nie docierało.
Spojrzałam smutno na Czarnego. Kiedy dostrzegłam jego wyraz twarzy, aż się przeraziłam. Wyglądał tak jakby krew zaczęła mu wrzeć w żyłach. Dłonie zacisnął mocno w pięści, i spoglądał na mnie wzrokiem mówiącym, że ma ochotę mnie zabić.
-          Co się stało? - Spytałam.
-          Nic. - Zacisnął usta w wąską linię. Zdecydowanie nie wyglądał tak, jakby nic się nie stało.
-          Nie Bill - potrząsnęłam głową, składając ręce na piersi. - Widzę, że coś się stało i chcę wiedzieć co.
-          Nic się nie stało! - Burknął wsadzając dłonie do kieszeni swoich spodni. Wyglądał na naprawdę zdenerwowanego, a ja totalnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Instynktownie jednak czułam, że to ma jakiś związek ze mną.
Podeszłam do niego i pogłaskałam czule po policzku.
-          Ok., nie chcesz, nie mów mi, nie będę nalegała, ale przestań się złościć.
Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym rzekł:
-          Idę się przejść. Dobranoc.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zostawił mnie samą. Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości. To było coś związanego ze mną. Tylko co to mogło być?! Przecież nie pokłóciliśmy się! A co jeżeli wziął sobie do serca, to co powiedziałam mu rano? Nadal czułam, że jest zdecydowanie za wcześnie, na to, żebyśmy spali w jednym łóżku, ale przecież to już się stało! Zresztą mimo tych wszystkich wątpliwości, które podsuwa mi umysł, serce i ciało łakną bliskości Billa. A ja tym razem zamierzam iść za głosem serca, nie zaś rozsądku. On już mnie zgubił, a ja nie pozwolę na to kolejny raz!
            Wyszłam z domu i zaczęłam rozglądać się za ukochanym. Obeszłam całe podwórko, ale nigdzie go nie było. Podeszłam szybkim krokiem do furtki i wyszłam z posesji bliźniaków. Pobiegłam asfaltową drogą w stronę działki, na którą wczoraj zaprowadził mnie Bill.
-          Zaczekaj! – zawołałam, kiedy dostrzegłam go idącego drogą.
Głowę miał spuszczoną, zaś włosy schował pod kapturem swojej bluzy. Wyglądał nie tyle na złego, co na smutnego. Podbiegłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję, a on zaczął mnie łapczywie całować, tak jakby bał się, że zaraz gdzieś zniknę; że mnie straci. Oddawałam każdy pocałunek. Nie chciałam, żeby był zasępiony. Kocham go i pragnę, aby zawsze na jego twarzy gościł szeroki, szczery uśmiech. Żeby był szczęśliwy.
-          Jest w Loitsche jakieś studio tatuażu? – spytałam kiedy oderwał się od moich ust po kilku minutach, aby zaczerpnąć powietrza.
-          Nie, ale w Magdeburgu jest całkiem fajne. Mam tam znajomego.
-          Super! – Wykrzyknęłam szeroko się uśmiechając. – Zaprowadzisz mnie tam jutro?
-          Po co? – Podniósł w górę jedną brew.
-          Zobaczysz jutro... – odparłam tajemniczo muskając jego usta.
* * *
-          Idziesz spać, kochanie? – Nikola usłyszała szept Toma tuż koło swojego ucha, a następnie poczuła jak chłopak muska delikatnie jej narząd słuchu swoimi ustami.
-          Możemy iść.
Podniosła się z plastikowego krzesełka i trzymając za rękę Dreadowłosego skierowali się do jego pokoju. Nie powiedziała mu jeszcze dlaczego przyszła do nich w środku nocy domagając się spotkania z Mary Ann. Póki co nie chciała mówić mu o tym, że jej matka zaszła w ciążę, jej rodzice się rozwodzą, zaś ona przeprowadza się do Hamburga. Nie wspominając nic o reakcji ludzi na to, że zna Tokio Hotel. Była mu jednak wdzięczna za to, że o nic nie pytał. Za to był przy niej i starał się jakoś ją pocieszyć, choć nie znał przyczyny. Widziała jego smutek i bezsilność, ale na razie tak musiało być. Najpierw sama musi się przyzwyczaić do myśli, że jej rodzice już nie będą razem, a sama zostanie siostrą. Kiedy była młodsza chciała mieć rodzeństwo, ale teraz dostrzegła uroki bycia jedynaczką. Zresztą nigdy nie brakowało jej towarzystwa...
-          Nie smuć się już – pocałował ją w czoło.
Uśmiechnęła się mimowolnie. Jak to się stało, że tak mocno pokochała tego chłopaka, który jeszcze tydzień temu był jej przyjacielem? Ile może zmienić zwykły pocałunek...
-          Widzisz? Od razu lepiej – teraz przyłożył usta do jej nosa.
-          Zaraz będzie jeszcze lepiej... – szepnęła zmysłowo, a na jej policzkach pojawił się uroczy rumieniec.
Zamknęła drzwi od pokoju Dreadowłosego, żeby nikt im nie przeszkadzał. Zapaliła nocną lampkę, która stała na podłodze, tuż obok wielkiego materaca. Podeszła do Toma i zarzuciła mu ręce na szyję, bawiąc się jego miękkimi dreadami opadającymi swobodnie na ramiona. Z tych wszystkich dziewcząt, zakochanych po uszy w starszym Kaulitzie tylko ona miała możliwość podziwiania jego owalnej twarzy okolonej kosmykami, poskręcanymi w dready. Chłopak na co dzień ukrywał je pod wielkimi czapkami, ale kiedy był w domu, poza zasięgiem aparatów fotograficznych pozwalał im luźno spływać po plecach. Uwielbiała ten widok, bo wiedziała, że jest on przeznaczony dla niewielu ludzi. W tym dla niej.
Przez chwilę patrzyli sobie w roziskrzone oczy, które wyrażały całą miłość, która ich spotkała. Nikola uśmiechnęła się leciutko. Wyglądała niezwykle pociągająco w bladym świetle padającym z lampki nocnej. Tom dotknął ustami jej słodkich warg. Całował ją niespiesznie, tak jakby delektował się każdym muśnięciem. Powłóczystymi ruchami gładził jej aksamitne plecy wędrując w górę. Prosto do zapięcia od biustonosza. Rozchylił jej wargi swoim miękkim językiem i zaczął penetrować ich wnętrze. Westchnęła cichutko, a jej zwinne palce wemknęły się pod jego koszulkę. Zaczęły błądzić po nagiej klatce piersiowej. Odsunęła się od niego kilka centymetrów i pomogła ściągnąć mu swoją czarną bluzeczkę. Uśmiechnął się widząc biustonosz, w tym samym kolorze, zakrywający jej kształtne piersi.
Położył ją delikatnie na turkusowej, niczym czyste morze, pościeli i zaczął wodzić mokrym językiem po dekolcie ukochanej. Złapała rąbek jego koszulki i ściągnęła ją z niego. Zaczęła obsypywać jego szczupły tors pocałunkami, tak delikatnymi jak wiosenny powiew wiatru. Nigdzie im się nie spieszyło. Oboje chcieli rozkoszować się swoją bliskością jak najdłużej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz