Simone
Trümper położyła
na plastikowym, ogrodowym stoliku szklankę wypełnioną parującą herbatą, a sama
usiadła na białym krzesełku. Odetchnęła głęboko wdychając powietrze, w którym
można było doskonale wyczuć woń świeżo skoszonej trawy. Normalnie dałaby kilka
euro Olivierowi za przystrzyżenie trawnika, ale chciała pokazać bliźniakom, że
nadal są jej synami, którzy mają obowiązki a nie gwiazdami, na które trzeba
uważać. Słowem chciała sprowadzić ich do pionu. Zawsze pragnęła aby Bill z
Tomem osiągnęli sukces, ale jednocześnie nie chciała aby się zmieniali.
Chciała, aby pozostali nadal jej dwoma słodkimi urwisami. Dopiero kiedy
rozpoczęła się ta „Tokio-mania” uświadomiła sobie, że to niemożliwe. A może
popełniła błąd pragnąc dla nich tak obsesyjnie sławy, a co za nią idzie
pieniędzy?
Pokręciła
przecząco głową podnosząc ze stolika szklankę. Upiła ostrożnie kilka łyków
gorącego napoju. Na niebie pojawiły się ciężkie, deszczowe chmury, które ciepły
wiatr przesuwał leniwie na wschód. Widząc uśmiechniętego Billa i Toma wiedziała,
że nie popełniła błędu. Obaj robili to co kochają, a pieniądze były póki co
tylko miłym dodatkiem. Wiedziała, że z czasem zacznie im na nich coraz bardziej
zależeć, ale czyż tego nie ma w sobie właśnie dorosłość? Nastolatki nie martwią
się o tak przyziemne rzeczy jak to czy wystarczy im pieniędzy na opłacenie
wszystkich rachunków, podczas gdy dorośli nie myślą praktycznie o niczym innym.
A ona nie chciała, aby jej synowie martwili się o to czy przeżyją do kolejnej
wypłaty. Zresztą chciała, aby ich życie było jak z bajki. To właśnie dlatego,
mimo ich licznych protestów już od najmłodszych lat zaciągała ich na pokazy
mody dziecięcej, castingi do seriali czy namawiała Billa do wzięcia udziału w
Star Search. Zawsze wierzyła w to, że im się uda, dlatego tak konsekwentnie
dążyła do obranego celu.
Simone
odłożyła naczynie z aromatycznym napojem na stolik i wpatrzyła się przed siebie
przypominając sobie ów dzień, kiedy to Bill z Tomem zagrali swoją pierwszą, a
zarazem ostatnią rolę w niemieckim tasiemcu. Obaj byli zawsze uparci; nieskorzy
do zrobienia tego na co nie mieli ochoty. Simone podniosła kąciki ust w lekkim
uśmiechu na wspomnienie tamtego dnia. Starszy bliźniak zamknął się w łazience,
a ona omal nie wpadła w panikę kiedy uznał, że nie wyjdzie z niej do końca
swojego życia. Próbowała go przekonać łakociami, wycieczką do wesołego
miasteczka i wieloma innymi rzeczami, aby wyszedł z łazienki i posiedział
jeszcze kilka minut na kolanach tamtej aktorki. Tom jednak oburzył się jeszcze
bardziej wykrzykując, że nie będzie siedział na kolanach tej pani, bo jej nie
lubi i jest brzydka. Jeszcze po dzień dzisiejszy przed oczyma miała wyraźną
minę kobiety, która wyglądała tak jakby miała staranować wzrokiem drzwi
łazienki, wtargnąć do niej i zabić jej syna. Kiedy zajęła się przepraszaniem
aktorki, Bill podszedł do drzwi i zaczął prosić brata, aby otworzył mu drzwi.
Argumentował swą prośbę tym, że jest mu smutno samemu i nie chce spędzić reszty
życia bez niego, więc jak się mają gdzieś zamknąć to tylko razem. Dopiero wtedy
Tom przyznał się, że nie może tego uczynić, gdyż wyrzucił klucz przez małe
okienko.
Jej dwa, kochane urwisy...
-
O czym myślisz?
Obróciła głowę w stronę, z której
dobiegał wesoły głos Gordona. Pozwoliła pocałować się w usta mężczyźnie, a
kiedy usiadł na krzesełku obok niej odezwała się cicho:
-
O moich dwóch,
małych łobuziakach.
-
Już nie są wcale
tacy mali - uśmiechnął się ciepło do żony. - Nie sądzisz, że czasami traktujesz
ich jak małych brzdąców, którzy ciągle potrzebują niańczenia?
-
Twoim zdaniem pozwalanie
na to, aby nocowały u nich dziewczyny, albo zgoda na zrobienie sobie kolczyków
w wieku czternastu lat, to jest traktowanie ich jak małe dzieci?! - wykrzyknęła
oburzona, choć wiedziała, że Gordon w pewnym sensie ma rację.
-
Nie denerwuj się -
mówił spokojnie. - Chodzi mi tylko o to, że mają już prawie siedemnaście lat. W
ich wieku dziewczyny i seks to normalna rzecz.
-
Czy ty sugerujesz,
że...?
-
Simone, Simone....
- westchnął. - Ty w ich wieku też nie byłaś święta. Myślisz, że mając takie
ładne dziewczyny niczego nie próbowali? - Kiedy kobieta milczała przez dłuższą
chwilę wpatrując się w niego jakby postradał wszystkie zmysły, ciągnął: - Nie
rób Billowi i Tomowi awantury tylko dlatego, że są blisko ze swoimi
dziewczynami. To jest ich decyzja, a wiem, że twoi synowie to inteligentni
chłopcy. Nie wpakują się tak łatwo w tarapaty.
-
Nie chcę tylko,
żeby popełnili mój błąd - widząc spojrzenie Gordona dodała szybko: - Nie!
Oczywiście, że nie żałuję! Nigdy nie żałowałam! Wiesz, że Bill z Tomem są dla
mnie najważniejsi! Chodzi mi tylko o to, że razem z Jörgiem nie byliśmy wtedy
jeszcze gotowi na macierzyństwo, choć byliśmy trochę starsi niż oni teraz -
dodała już o wiele spokojniej.
-
Są młodzi, niech
szaleją, zanim będzie za późno - mówiąc to podniósł się z miejsca. - Jadę
zawieźć Billa i Mary Ann do Eba.
-
Kolejny tatuaż...
- jęknęła. - I jak ja mam się nie złościć?
-
Z tego co wiem
Bill nie zamierza robić sobie kolejnego tatuażu - puścił jej oczko.
-
A ja wiem, że też
sobie jakiś zrobi - westchnęła ciężko. - Mam tylko nadzieję, że będzie
ładniejszy niż to przeklęte logo Tokio Hotel na karku.
* * *
Na
chwiejnych nogach wysiadłam z samochodu pana Trümpera i nie zwracając uwagi na
nawoływanie Billa skierowałam się do drzwi wejściowych jedynego, magdeburskiego
studia tatuażu. O ile jeszcze godzinę temu wcale się nie bałam, teraz czułam
jak każdy milimetr mojego ciała drży ze zdenerwowania. Bill zapewniał mnie, że
wykonywanie tatuażu nie jest aż tak bardzo bolesne, ale nie byłam w stanie mu
uwierzyć. Słyszałam zbyt wiele opinii innych ludzi o tym, że jest inaczej.
Owszem mogłam się jeszcze wycofać, ale nie chciałam tego. Wiem, że być może
kiedyś będę żałowała tego co zamierzam uczynić, ale liczyła się tylko chwila
obecna. Pragnęłam, aby Bill zobaczył jak bardzo go kocham. A jaki może być
większy dowód miłości niż wytatuowanie sobie imienia ukochanego?
Pchnęłam
szklane drzwi, na których była wywieszona plakietka z napisem: „zamknięte” i
wkroczyłam do pomieszczenia zatopionego w półmroku. Ze ścian spoglądały na mnie
wielkie, barwne chińskie smoki namalowane sprayem.
-
Cześć - usłyszałam niski, męski głos, jednak nigdzie nie
dostrzegłam jego właściciela. - Ty pewnie jesteś Mary Ann.
Jak na zawołanie przede mną wyrósł
mężczyzna około trzydziestki, ubrany w zielony t-shirt bez rękawów. Jego ręce
pokrywały liczne tatuaże, zaś twarz zdobiły cztery kolczyki. Trzy w brodzie i
jeden w łuku brwiowym. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie i uścisnęłam jego
wyciągniętą dłoń.
-
Pierwszy tatuaż? - spytał z uśmiechem, a ja tylko
kiwnęłam głową. - Rozluźnij się. Jestem Ebrulf.
-
Miło mi pana...
-
Jakiego pana? Aż taki stary nie jestem, nie młody? -
zwrócił się do Billa, a ten przytaknął. - To co tatuujemy twojej pannie?
-
Osobiście wytatuowałbym jej swoje imię, ale Mary chciała
chyba coś innego...
-
Jak zwykle romantyczny - skwitował ze śmiechem, po czym
spojrzał na mnie uważnie. - Masz wzór?
-
Tak. - Wyciągnęłam z torebki małą karteczkę, na której
było zapisane imię Billa w kanji. - Proszę.
-
Zobaczmy... - przyjrzał się dokładnie japońskim znaczkom
kiwając kilkakrotnie głową z aprobatą. - Zazdroszczę ci stary takiej
dziewczyny... Idźcie do tamtego pomieszczenia - machnął niedbale dłonią w
kierunku białych drzwi - a ja zaraz przyjdę.
Złapałam mocno Billa za rękę i na
chwiejnych nogach przeszłam do wskazanego przez niego pokoju. Tak bardzo się
bałam... A co jeżeli Czarnemu nie spodoba się tatuaż? Nie chciałam mu
powiedzieć wcześniej co zamierzam sobie wytatuować, gdyż bałam się, że będzie
próbował wyperswadować mi ten pomysł z głowy. Choć z drugiej strony przecież sam
przed chwilą powiedział, że chciałby, abym wytatuowała sobie jego imię...
Usiadłam na leżance obitej białą skórą
i zaczęłam bawić się cieniutkimi, srebrnymi bransoletkami zdobiącymi mój prawy
przegub.
-
Nie denerwuj się kochanie - Bill zajął miejsce tuż obok,
przyciągając mnie do siebie. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. - Obiecuję,
że nie będzie bolało bardzo mocno.
-
A jak będzie? - spytałam ze strachem. Naprawdę się bałam
i to nie samego bólu, ale również igły. Zważywszy na moją niechęć do tego ostrego
przedmiotu, aż ciężko uwierzyć, że poszłam z własnej woli przebić pępek, a
teraz zamierzam zrobić sobie najprawdziwszy tatuaż...
-
Wtedy będziesz mocno ściskała mnie za rękę - uśmiechnął
się lekko, całując mnie w głowę.
Byłam mu wdzięczna, że postanowił tu
przyjść ze mną, choć z początku miałam poprosić o to Nikolę. Czarny jednak
upierał się, że musi być świadkiem tego, jak to określił: „podniosłego
wydarzenia”, a ja nie miałam siły przekonywać go, że wolę przyjechać tutaj z
przyjaciółką. Zresztą i tak nie dałabym rady wybić mu tego pomysłu z głowy. I
tak, że udało mi się zachować w tajemnicy wzór tatuażu i jego znaczenie...
-
Dobrze, ale nie pogniewasz się jak ci połamię palce?
-
To może trzymaj mnie za ramię? Bo jak połamiesz mi palce,
nie będę mógł trzymać mikrofonu.
-
Wielka strata... - mruknęłam. - To byłoby takie
straszne...
Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale
na szczęście w tym momencie do pomieszczenia wszedł Ebrulf.
-
To gdzie chcesz ten tatuaż? - zapytał.
Wygięłam dolną wargę i wskazałam palcem
na wewnętrzną stronę ust. Nie miałam pomysłu na inne miejsce, w którym mama by
nie zauważyła tych kilku japońskich liter. Pozostały jeszcze piersi, ale wtedy
nie pokazałabym Billowi tych kilku znaczków. Owszem widział już raz mój nagi
biust, ale nie rozebrałabym się przed nim ponownie aby pokazać jedynie tatuaż.
-
Masz naprawdę szaloną dziewczynę - zwrócił się do Billa z
szerokim uśmiechem.
-
Tylko, że ta szalona dziewczyna nie chce powiedzieć mi
nawet co zamierza sobie wytatuować.
-
Dowiesz się jak już sobie wytatuuję - uśmiechnęłam się
tajemniczo.
Nie chciałam, aby Ebrulf zdradził
Czarnemu co oznaczają te trzy znaczki, a co do tego, że znał ich znaczenie nie
miałam najmniejszych wątpliwości.
-
No to będziesz miał chłopie niespodziankę - puścił mi
oczko zakładając na dłonie rękawiczki. - Wygnij usta - polecił, a kiedy
zrobiłam to o co poprosił wytarł wewnętrzną stronę mojej dolnej wargi
papierowym ręcznikiem i narysował coś na niej markerem.
-
Czemu miałbym mieć niespodziankę? - Bill zmarszczył brwi.
-
Sądzę, że Mary Ann za chwilę sama ci powie. - Kiedy
chciałam skinąć lekko głową, aby potaknąć Ebrulf mlasnął z niezadowoleniem. -
Nie ruszaj się, bo wyjdzie krzywo - wziął do ręki maszynkę do robienia tatuażów
i zanim dotknął mojej wargi, dodał: - To trochę zaboli.
Złapałam mocno dłoń Billa i spojrzałam
na niego wystraszona. Przymknęłam powieki kiedy mężczyzna wbił igłę w
wewnętrzną część moich ust. Faktycznie zabolało. I to wcale nie było trochę!
-
Za niedługo będzie po wszystkim - Czarny powiedział
uspokajająco, a ja ścisnęłam tylko mocniej jego dłoń czując ból kiedy Ebrulf
wbijał igłę w moją wargę.
-
Wytrzymasz jakoś te piętnaście minut - mężczyzna
uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja nie byłam wcale tego taka pewna.
Najchętniej kazałabym mu przestać, ale z drugiej strony chciałam zrobić
niespodziankę, a raczej prezent Billowi.
Czarny zatopił się w rozmowie z
Ebrulfem, z której wynikało, że mężczyzna jest znajomym jego mamy i pana
Trümpera. To właśnie on zrobił Kaulitzom wszystkie kolczyki, a Czarnemu
dodatkowo tatuaż na karku z logo Tokio Hotel. Nie słuchałam ich jednak zbyt
dokładnie skupiając się na niemiłosiernym bólu, który towarzyszył wpuszczaniu
czarnego barwnika w moje komórki. W tej chwili absolutnie nie byłam w stanie
zrozumieć ludzi, którzy byli uzależnieni od tatuaży. Jak można lubić to
nieprzyjemne uczucie, odczuwalne niemalże w całym ciele?
Kiedy Ebrulf nareszcie odłożył pistolet
odetchnęłam z ulgą. Warga mnie bolała, ale i tak czułam się znacznie bardziej
komfortowo wiedząc, że w wewnętrzną stronę moich ust nie jest już wbita igła.
Wyciągnęłam z torebki lusterko i wydęłam dolną wargę. Widniały na niej czarne
znaczki, które podałam mężczyźnie na małej karteczce, jednak były napisane
nieco odmienną czcionką. Znacznie ładniejszą niż ta, którą sama wybrałam.
-
I jak się podoba? - spytał patrząc na mnie uważnie.
-
Super! - wykrzyknęłam. - Jest cudowny! Dziękuję!
-
To może wreszcie zdradzisz mi co on oznacza? -
uśmiechnęłam się słysząc głos Czarnego.
-
Bill - odparłam cicho, a słysząc jego: „co?” przekręciłam
oczami i powtórzyłam: - Bill. Napis znaczy Bill.
-
Czyli, że...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz