środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 170



            Simone Trümper           położyła na plastikowym, ogrodowym stoliku szklankę wypełnioną parującą herbatą, a sama usiadła na białym krzesełku. Odetchnęła głęboko wdychając powietrze, w którym można było doskonale wyczuć woń świeżo skoszonej trawy. Normalnie dałaby kilka euro Olivierowi za przystrzyżenie trawnika, ale chciała pokazać bliźniakom, że nadal są jej synami, którzy mają obowiązki a nie gwiazdami, na które trzeba uważać. Słowem chciała sprowadzić ich do pionu. Zawsze pragnęła aby Bill z Tomem osiągnęli sukces, ale jednocześnie nie chciała aby się zmieniali. Chciała, aby pozostali nadal jej dwoma słodkimi urwisami. Dopiero kiedy rozpoczęła się ta „Tokio-mania” uświadomiła sobie, że to niemożliwe. A może popełniła błąd pragnąc dla nich tak obsesyjnie sławy, a co za nią idzie pieniędzy?
            Pokręciła przecząco głową podnosząc ze stolika szklankę. Upiła ostrożnie kilka łyków gorącego napoju. Na niebie pojawiły się ciężkie, deszczowe chmury, które ciepły wiatr przesuwał leniwie na wschód. Widząc uśmiechniętego Billa i Toma wiedziała, że nie popełniła błędu. Obaj robili to co kochają, a pieniądze były póki co tylko miłym dodatkiem. Wiedziała, że z czasem zacznie im na nich coraz bardziej zależeć, ale czyż tego nie ma w sobie właśnie dorosłość? Nastolatki nie martwią się o tak przyziemne rzeczy jak to czy wystarczy im pieniędzy na opłacenie wszystkich rachunków, podczas gdy dorośli nie myślą praktycznie o niczym innym. A ona nie chciała, aby jej synowie martwili się o to czy przeżyją do kolejnej wypłaty. Zresztą chciała, aby ich życie było jak z bajki. To właśnie dlatego, mimo ich licznych protestów już od najmłodszych lat zaciągała ich na pokazy mody dziecięcej, castingi do seriali czy namawiała Billa do wzięcia udziału w Star Search. Zawsze wierzyła w to, że im się uda, dlatego tak konsekwentnie dążyła do obranego celu.
            Simone odłożyła naczynie z aromatycznym napojem na stolik i wpatrzyła się przed siebie przypominając sobie ów dzień, kiedy to Bill z Tomem zagrali swoją pierwszą, a zarazem ostatnią rolę w niemieckim tasiemcu. Obaj byli zawsze uparci; nieskorzy do zrobienia tego na co nie mieli ochoty. Simone podniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu na wspomnienie tamtego dnia. Starszy bliźniak zamknął się w łazience, a ona omal nie wpadła w panikę kiedy uznał, że nie wyjdzie z niej do końca swojego życia. Próbowała go przekonać łakociami, wycieczką do wesołego miasteczka i wieloma innymi rzeczami, aby wyszedł z łazienki i posiedział jeszcze kilka minut na kolanach tamtej aktorki. Tom jednak oburzył się jeszcze bardziej wykrzykując, że nie będzie siedział na kolanach tej pani, bo jej nie lubi i jest brzydka. Jeszcze po dzień dzisiejszy przed oczyma miała wyraźną minę kobiety, która wyglądała tak jakby miała staranować wzrokiem drzwi łazienki, wtargnąć do niej i zabić jej syna. Kiedy zajęła się przepraszaniem aktorki, Bill podszedł do drzwi i zaczął prosić brata, aby otworzył mu drzwi. Argumentował swą prośbę tym, że jest mu smutno samemu i nie chce spędzić reszty życia bez niego, więc jak się mają gdzieś zamknąć to tylko razem. Dopiero wtedy Tom przyznał się, że nie może tego uczynić, gdyż wyrzucił klucz przez małe okienko.
Jej dwa, kochane urwisy...
-          O czym myślisz?
Obróciła głowę w stronę, z której dobiegał wesoły głos Gordona. Pozwoliła pocałować się w usta mężczyźnie, a kiedy usiadł na krzesełku obok niej odezwała się cicho:
-          O moich dwóch, małych łobuziakach.
-          Już nie są wcale tacy mali - uśmiechnął się ciepło do żony. - Nie sądzisz, że czasami traktujesz ich jak małych brzdąców, którzy ciągle potrzebują niańczenia?
-          Twoim zdaniem pozwalanie na to, aby nocowały u nich dziewczyny, albo zgoda na zrobienie sobie kolczyków w wieku czternastu lat, to jest traktowanie ich jak małe dzieci?! - wykrzyknęła oburzona, choć wiedziała, że Gordon w pewnym sensie ma rację.
-          Nie denerwuj się - mówił spokojnie. - Chodzi mi tylko o to, że mają już prawie siedemnaście lat. W ich wieku dziewczyny i seks to normalna rzecz.
-          Czy ty sugerujesz, że...?
-          Simone, Simone.... - westchnął. - Ty w ich wieku też nie byłaś święta. Myślisz, że mając takie ładne dziewczyny niczego nie próbowali? - Kiedy kobieta milczała przez dłuższą chwilę wpatrując się w niego jakby postradał wszystkie zmysły, ciągnął: - Nie rób Billowi i Tomowi awantury tylko dlatego, że są blisko ze swoimi dziewczynami. To jest ich decyzja, a wiem, że twoi synowie to inteligentni chłopcy. Nie wpakują się tak łatwo w tarapaty.
-          Nie chcę tylko, żeby popełnili mój błąd - widząc spojrzenie Gordona dodała szybko: - Nie! Oczywiście, że nie żałuję! Nigdy nie żałowałam! Wiesz, że Bill z Tomem są dla mnie najważniejsi! Chodzi mi tylko o to, że razem z Jörgiem nie byliśmy wtedy jeszcze gotowi na macierzyństwo, choć byliśmy trochę starsi niż oni teraz - dodała już o wiele spokojniej.
-          Są młodzi, niech szaleją, zanim będzie za późno - mówiąc to podniósł się z miejsca. - Jadę zawieźć Billa i Mary Ann do Eba.
-          Kolejny tatuaż... - jęknęła. - I jak ja mam się nie złościć?
-          Z tego co wiem Bill nie zamierza robić sobie kolejnego tatuażu - puścił jej oczko.
-          A ja wiem, że też sobie jakiś zrobi - westchnęła ciężko. - Mam tylko nadzieję, że będzie ładniejszy niż to przeklęte logo Tokio Hotel na karku.
* * *
            Na chwiejnych nogach wysiadłam z samochodu pana Trümpera i nie zwracając uwagi na nawoływanie Billa skierowałam się do drzwi wejściowych jedynego, magdeburskiego studia tatuażu. O ile jeszcze godzinę temu wcale się nie bałam, teraz czułam jak każdy milimetr mojego ciała drży ze zdenerwowania. Bill zapewniał mnie, że wykonywanie tatuażu nie jest aż tak bardzo bolesne, ale nie byłam w stanie mu uwierzyć. Słyszałam zbyt wiele opinii innych ludzi o tym, że jest inaczej. Owszem mogłam się jeszcze wycofać, ale nie chciałam tego. Wiem, że być może kiedyś będę żałowała tego co zamierzam uczynić, ale liczyła się tylko chwila obecna. Pragnęłam, aby Bill zobaczył jak bardzo go kocham. A jaki może być większy dowód miłości niż wytatuowanie sobie imienia ukochanego?
            Pchnęłam szklane drzwi, na których była wywieszona plakietka z napisem: „zamknięte” i wkroczyłam do pomieszczenia zatopionego w półmroku. Ze ścian spoglądały na mnie wielkie, barwne chińskie smoki namalowane sprayem.
-          Cześć - usłyszałam niski, męski głos, jednak nigdzie nie dostrzegłam jego właściciela. - Ty pewnie jesteś Mary Ann.
Jak na zawołanie przede mną wyrósł mężczyzna około trzydziestki, ubrany w zielony t-shirt bez rękawów. Jego ręce pokrywały liczne tatuaże, zaś twarz zdobiły cztery kolczyki. Trzy w brodzie i jeden w łuku brwiowym. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń.
-          Pierwszy tatuaż? - spytał z uśmiechem, a ja tylko kiwnęłam głową. - Rozluźnij się. Jestem Ebrulf.
-          Miło mi pana...
-          Jakiego pana? Aż taki stary nie jestem, nie młody? - zwrócił się do Billa, a ten przytaknął. - To co tatuujemy twojej pannie?
-          Osobiście wytatuowałbym jej swoje imię, ale Mary chciała chyba coś innego...
-          Jak zwykle romantyczny - skwitował ze śmiechem, po czym spojrzał na mnie uważnie. - Masz wzór?
-          Tak. - Wyciągnęłam z torebki małą karteczkę, na której było zapisane imię Billa w kanji. - Proszę.
-          Zobaczmy... - przyjrzał się dokładnie japońskim znaczkom kiwając kilkakrotnie głową z aprobatą. - Zazdroszczę ci stary takiej dziewczyny... Idźcie do tamtego pomieszczenia - machnął niedbale dłonią w kierunku białych drzwi - a ja zaraz przyjdę.
Złapałam mocno Billa za rękę i na chwiejnych nogach przeszłam do wskazanego przez niego pokoju. Tak bardzo się bałam... A co jeżeli Czarnemu nie spodoba się tatuaż? Nie chciałam mu powiedzieć wcześniej co zamierzam sobie wytatuować, gdyż bałam się, że będzie próbował wyperswadować mi ten pomysł z głowy. Choć z drugiej strony przecież sam przed chwilą powiedział, że chciałby, abym wytatuowała sobie jego imię...
Usiadłam na leżance obitej białą skórą i zaczęłam bawić się cieniutkimi, srebrnymi bransoletkami zdobiącymi mój prawy przegub.
-          Nie denerwuj się kochanie - Bill zajął miejsce tuż obok, przyciągając mnie do siebie. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. - Obiecuję, że nie będzie bolało bardzo mocno.
-          A jak będzie? - spytałam ze strachem. Naprawdę się bałam i to nie samego bólu, ale również igły. Zważywszy na moją niechęć do tego ostrego przedmiotu, aż ciężko uwierzyć, że poszłam z własnej woli przebić pępek, a teraz zamierzam zrobić sobie najprawdziwszy tatuaż...
-          Wtedy będziesz mocno ściskała mnie za rękę - uśmiechnął się lekko, całując mnie w głowę.
Byłam mu wdzięczna, że postanowił tu przyjść ze mną, choć z początku miałam poprosić o to Nikolę. Czarny jednak upierał się, że musi być świadkiem tego, jak to określił: „podniosłego wydarzenia”, a ja nie miałam siły przekonywać go, że wolę przyjechać tutaj z przyjaciółką. Zresztą i tak nie dałabym rady wybić mu tego pomysłu z głowy. I tak, że udało mi się zachować w tajemnicy wzór tatuażu i jego znaczenie...
-          Dobrze, ale nie pogniewasz się jak ci połamię palce?
-          To może trzymaj mnie za ramię? Bo jak połamiesz mi palce, nie będę mógł trzymać mikrofonu.
-          Wielka strata... - mruknęłam. - To byłoby takie straszne...
Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale na szczęście w tym momencie do pomieszczenia wszedł Ebrulf.
-          To gdzie chcesz ten tatuaż? - zapytał.
Wygięłam dolną wargę i wskazałam palcem na wewnętrzną stronę ust. Nie miałam pomysłu na inne miejsce, w którym mama by nie zauważyła tych kilku japońskich liter. Pozostały jeszcze piersi, ale wtedy nie pokazałabym Billowi tych kilku znaczków. Owszem widział już raz mój nagi biust, ale nie rozebrałabym się przed nim ponownie aby pokazać jedynie tatuaż.
-          Masz naprawdę szaloną dziewczynę - zwrócił się do Billa z szerokim uśmiechem.
-          Tylko, że ta szalona dziewczyna nie chce powiedzieć mi nawet co zamierza sobie wytatuować.
-          Dowiesz się jak już sobie wytatuuję - uśmiechnęłam się tajemniczo.
Nie chciałam, aby Ebrulf zdradził Czarnemu co oznaczają te trzy znaczki, a co do tego, że znał ich znaczenie nie miałam najmniejszych wątpliwości.
-          No to będziesz miał chłopie niespodziankę - puścił mi oczko zakładając na dłonie rękawiczki. - Wygnij usta - polecił, a kiedy zrobiłam to o co poprosił wytarł wewnętrzną stronę mojej dolnej wargi papierowym ręcznikiem i narysował coś na niej markerem.
-          Czemu miałbym mieć niespodziankę? - Bill zmarszczył brwi.
-          Sądzę, że Mary Ann za chwilę sama ci powie. - Kiedy chciałam skinąć lekko głową, aby potaknąć Ebrulf mlasnął z niezadowoleniem. - Nie ruszaj się, bo wyjdzie krzywo - wziął do ręki maszynkę do robienia tatuażów i zanim dotknął mojej wargi, dodał: - To trochę zaboli.
Złapałam mocno dłoń Billa i spojrzałam na niego wystraszona. Przymknęłam powieki kiedy mężczyzna wbił igłę w wewnętrzną część moich ust. Faktycznie zabolało. I to wcale nie było trochę!
-          Za niedługo będzie po wszystkim - Czarny powiedział uspokajająco, a ja ścisnęłam tylko mocniej jego dłoń czując ból kiedy Ebrulf wbijał igłę w moją wargę.
-          Wytrzymasz jakoś te piętnaście minut - mężczyzna uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja nie byłam wcale tego taka pewna. Najchętniej kazałabym mu przestać, ale z drugiej strony chciałam zrobić niespodziankę, a raczej prezent Billowi.
Czarny zatopił się w rozmowie z Ebrulfem, z której wynikało, że mężczyzna jest znajomym jego mamy i pana Trümpera. To właśnie on zrobił Kaulitzom wszystkie kolczyki, a Czarnemu dodatkowo tatuaż na karku z logo Tokio Hotel. Nie słuchałam ich jednak zbyt dokładnie skupiając się na niemiłosiernym bólu, który towarzyszył wpuszczaniu czarnego barwnika w moje komórki. W tej chwili absolutnie nie byłam w stanie zrozumieć ludzi, którzy byli uzależnieni od tatuaży. Jak można lubić to nieprzyjemne uczucie, odczuwalne niemalże w całym ciele?
Kiedy Ebrulf nareszcie odłożył pistolet odetchnęłam z ulgą. Warga mnie bolała, ale i tak czułam się znacznie bardziej komfortowo wiedząc, że w wewnętrzną stronę moich ust nie jest już wbita igła. Wyciągnęłam z torebki lusterko i wydęłam dolną wargę. Widniały na niej czarne znaczki, które podałam mężczyźnie na małej karteczce, jednak były napisane nieco odmienną czcionką. Znacznie ładniejszą niż ta, którą sama wybrałam.
-          I jak się podoba? - spytał patrząc na mnie uważnie.
-          Super! - wykrzyknęłam. - Jest cudowny! Dziękuję!
-          To może wreszcie zdradzisz mi co on oznacza? - uśmiechnęłam się słysząc głos Czarnego.
-          Bill - odparłam cicho, a słysząc jego: „co?” przekręciłam oczami i powtórzyłam: - Bill. Napis znaczy Bill.
-          Czyli, że...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz