środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 165



Przysłuchiwał się rozmowie Mary Ann i Nikoli, ale jak na złość nic z niej nie rozumiał. Tylko pojedyncze słówka, które nie chciały ułożyć się w jedną, logiczną całość. Nie chciał wydzierać się na blondynkę, ale zaczęło irytować go jej zachowanie. Chciał wiedzieć o co jej chodzi, żeby mógł się ewentualnie wytłumaczyć. Wcześniejsze nieporozumienia, które ciągnęły się jeszcze do tej pory aż za boleśnie go doświadczyły. Ale nauczył się dzięki temu, że najlepiej od razu wyjaśniać wszystkie niesnaski. I tak właśnie chciał zrobić tym razem, czemu tylko Mary Ann mu nie pozwoliła?
            Nagle dziewczyna podniosła się z podłogi i wyminęła go w drzwiach. Spojrzał na Nikolę, która kiwnęła głową, żeby za nią poszedł. Uśmiechnął się do niej w podzięce i udał się za blondynką.
-          Przepraszam – szepnął podchodząc do niej. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Bał się, że zaraz go odepchnie, ale ona tylko mocniej wtuliła się w jego ramiona.
-          To ja przepraszam. Nikola ma rację – uśmiechnęła się do niego promiennie.
-          Ale ja i tak chcę wiedzieć o co chodziło – upierał się.
-          Zwyczajnie lubię patrzeć jak się denerwujesz. – Spojrzała na niego niewinnie i pocałowała delikatnie w usta. – Jestem głodna...
-          Wymijająca odpowiedź plus zmiana tematu? A co jeżeli nie ustąpię?
-          Wtedy będę musiała przekonać cię inaczej – dotknęła pieszczotliwie nosem jego nosa. – Tylko, że ja naprawdę jestem głodna...
-          No dobrze... – westchnął prowadząc ją do kuchni. – Powiedz tylko czemu nie chcesz powiedzieć mi o co ci chodzi.
-          Mówił ci już ktoś, że jesteś okropnie upierdliwy? – potaknął. Wielu ludzi mu o tym wspominało, ale nie przejmował się tym. Czasami traktował to nawet bardziej jako zaletę niż wadę. – Chodziło mi o to, że niepotrzebnie wpuściłam cię do łóżka. Zadowolony?
Słysząc te słowa posmutniał. Myślał, że Mary Ann nie przeszkadza to, że śpią razem. Przecież był grzeczny! Trzymał ręce przy sobie! Choć miał wielokrotnie ochotę na coś więcej, ale kochał ją i nie zrobiłby nic wbrew jej woli! Dla niej mógłby spać nawet na twardej podłodze bez żadnej pościeli!
-          Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś wcześniej?
-          Bo dzisiaj mnie tak naszło – uśmiechnęła się do niego, a widząc jego smutek, dodała niepewnie: - Bill kocham cię, tylko... boję się, że to wszystko dzieje się za szybko.
-          Z czym chcesz kanapki? – spytał podchodząc do lodówki i przeglądając jej zawartość.
-          Wszystko jedno. Teraz to ty zmieniasz temat – stwierdziła, a on przyznał jej w duchu rację.
-          Bo nie wiem co mam powiedzieć. – Wyciągnął bułki z szuflady i zaczął przekrawać je na pół.
Mary Ann podeszła do niego i objęła w pasie opierając głowę o jego nagie plecy. Nie przerwał nawet na moment przyszykowywania śniadania. Miał do blondynki żal, że o niczym mu nie wspomniała wcześniej, a teraz gdyby z niej nie wyciągnął tej informacji pewnie zostawiłaby ją dla siebie.
-          W takim razie chyba ja powinnam coś powiedzieć – westchnęła całując jego nagą skórę, a on poczuł jak przechodzi go miły dreszcz. – Uwielbiam zasypiać w twoich ramionach i budzić się rano wiedząc, że jesteś przy mnie. Tylko spójrz na to inaczej. Jaka dziewczyna śpi w łóżku ze swoim chłopakiem po tygodniu chodzenia ze sobą?
-          Taka, która bardzo kocha swojego chłopaka – odwrócił się do niej przodem i pocałował w czubek nosa.
Poczuł dumę kiedy nazwała go swoim chłopakiem, bo chciał należeć tylko do niej i pragnął aby ona należała tylko do niego.
-          Albo taka, która sypia z kim popadnie...
-          Nawet tak nie myśl! – wykrzyknął, a zaraz dodał z lękiem: – Bo tak nie jest, prawda?
-          Nie. Jak do tej pory jesteś jedynym chłopakiem, któremu pozwoliłam na tak wiele i... pewnie pozwolę na więcej... – drugą część zdania wypowiedziała tak cicho, że ledwo usłyszał, zaś na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
-          Mówiłem już, że cię kocham? – uśmiechnął się chytrze skradając jej całusa. – Dzisiaj będę spał albo u rodziców, albo na podłodze, dobrze?
Mary Ann potrząsnęła przecząco głową zarzucając mu ręce na szyję. W tym momencie zupełnie jej nie rozumiał. Skoro nie chciała spać z nim w jednym łóżku, to czemu nie zgadzała się na jego propozycję? Spojrzał na nią pytająco.
-          Nie wygonię cię przecież z twojego łóżka – pogłaskała go czule po policzku. – Zresztą nawet tego nie chcę...
* * *
            Rozsiadłam się wygodnie na długiej, drewnianej ławie w poczekalni jednej z magdeburskich klinik lekarskich. Oprócz nas czekało jeszcze kilka kobiet w różnym wieku na wizytę u doktor Zauritz.
-          Chcesz jakieś czasopismo? – spytałam Nikolę po dziesięciu minutach oczekiwania. A zapowiadało się na to, że spędzimy tu znacznie więcej czasu.
Przyjaciółka skinęła głową, a ja podniosłam się z miejsca i podeszłam do stojaka z różnymi gazetami. Chwilę przyglądałam się okładkom, po czym wyciągnęłam kilka na chybił trafił.
-          Trzymaj – podałam Nikoli jakiś magazyn wędkarski.
-          Nie było czegoś innego? – Spytała przyglądając się uważnie zdjęciu rybaka trzymającego w ręku wędkę.
-          Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Zobacz, ja mam magazyn ogrodniczy – pomachałam jej czasopismem przed nosem.
Otworzyłam i zaczęłam wertować pismo. Niektóre ogrody były naprawdę piękne, ale sposoby sadzenia marchewki albo pielenia grządek nie bardzo mnie interesowały. Spojrzałam na Nikolę, która z zainteresowaniem czytała jakiś artykuł w magazynie wędkarskim.
-          Jak się już przeprowadzisz do Hamburga, pożyczę od babci wędkę i pójdziemy łowić ryby – puściłam jej oczko. Widziałam, że posmutniała na myśl o przeprowadzce, ale zaraz się rozchmurzyła.
-          Chociaż tyle, że tata pozwolił mi wybrać miasto...
-          Ale spytał się tak po prostu: „Nikola gdzie teraz chcesz zamieszkać”?
Przyjaciółka pokręciła przecząco głową.
-          Miałam do wyboru Berlin, Hamburg, Dortmund i Frankfurt, bo tam firma, w której pracuje ma swoje filie.
-          Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zdecydowałaś się na Hamburg - uśmiechnęłam się wesoło.
Może to egoistyczne z mojej strony, ale naprawdę cieszyłam się z jej przeprowadzki. Teraz kiedy moja babcia przeniosła się do Svena, nie widywałabym się z Nikolą tak często jakbym chciała, o ile w ogóle miałybyśmy okazję się spotkać. W końcu z Magdeburga do Hamburga jest dość daleko. Nie wspominając nawet o Zielonej Górze.
-          Gdyby nie było go na liście ojca, pewnie zamknęłabym się w pokoju i nie wyszła stamtąd do czasu, aż zmieniłby zdanie. Nie chcę się wyprowadzać - westchnęła ciężko.
-          Może nie będzie tak źle?
-          Tu nie chodzi o to czy będzie dobrze, czy źle. Nie chcę po prostu zostawiać tego wszystkiego - zatoczyła dłońmi okrąg, tak jakby chciała objąć nimi cały Magdeburg. - Ja nie chcę rozpoczynać nowego życia w Hamburgu, z dala od ludzi, których znam od urodzenia. Nie potrzebne mi to.
-          Najwyraźniej twojemu tacie tak. Też byś pewnie nie chciała mieszkać w mieście, które kojarzyłoby ci się z osobą, którą kochałaś, a ona cię zdradziła.
-          Masz rację. Zabrałabym wszystko i wyniosła się jak najdalej nie bacząc na nic - powiedziała z sarkazmem.
-          Nie o to mi chodziło. Wiem, że ucieczka od problemów nie jest rozwiązaniem, ale rozumiem też twojego tatę.
Westchnęła ciężko, odkładając na bok magazyn wędkarski. Przejrzała plik czasopism, które przyniosłam, aż wyłowiła z nich jakieś przeznaczone dla gospodyń domowych.
-          Będzie dobrze. Musi być - powiedziała z mocą. - Zobaczmy co tutaj piszą...
Nie ciągnęłam dalej tego tematu. Zamiast tego spojrzałam przez ramię przyjaciółce, czytając co ciekawsze artykuły o gwiazdach. Kiedy zobaczyłam dość spore zdjęcie Billa pomalowanego niczym Kleopatra zaczęłam wesoło chichotać, czym zwróciłam na siebie uwagę pozostałych kobiet oczekujących na wizytę u doktor Zauritz.
-          Jejku... Żałuję, że go nie widziałam tak pomalowanego... – wydukałam ocierając łzy, które zaczęły mi się gromadzić pod powiekami.
-          A mnie się wydaje, że to lepiej – Nikola zaczęła się śmiać. – Przynajmniej nie pogniewał się na ciebie, że się z niego nabijasz.
-          Rzeczywiście – przyznałam jej rację przelatując wzrokiem po artykule. – Słuchaj tego: „Tokio Hotel to młodzieżowy zespół punk-rockowy, który zaistniał w 2005 roku hitem „Durch den Monsun”. Od tego czasu sława czterech chłopców z Magdeburga rośnie z każdym dniem. Nastolatki kompletnie oszalały na punkcie Billa Kaulitza (16), Toma Kaulitza (16), Gustava Shäfera (17) oraz Georga Listinga (19). Nie tylko kopiują ich styl ubierania, ale także naśladują zachowanie swoich idoli. A czy nastolatki zachwalające niezdrową żywność, seks, imprezy do późnych wieczornych godzin, na których alkohol leje się strumieniami to dobre przykłady do naśladowania dla naszych pociech?”.
-          Dzieło Szatana! – przyjaciółka zaczęła się teraz śmiać na dobre. – Muszę powiedzieć Tomowi, żeby przestał mówić o seksie, a ty – przyłożyła wskazujący palec do mojego ramienia – uświadom Billowi, że powinien wcinać same sałatki. Żadnych fast-foodów! Jest już zdecydowanie za gruby od tego niezdrowego jedzenia!
-          Koniecznie. A co z imprezami? – spytałam zmartwiona. – Bo wiesz... Bill po każdej imprezie przychodzi totalnie zalany. Powoli zaczyna mnie to denerwować, szczególnie jak klei się do sedesu, albo czasami do umywalki. Do wanny też mu się raz zdarzyło.
-          Mnie za to najbardziej przeszkadza jak Tom przyprowadza sobie do pokoju po kilka fanek, a potem urządzają dzikie orgie. To jest naprawdę stresujące...
-          Ja na twoim miejscu bałabym się, żeby nie dostał grzybicy.
Kobiety zgromadzone w przychodni zaczęły się nam przypatrywać z zaciekawieniem zmieszanym z politowaniem, ale nie przejęłyśmy się nimi ani odrobinę.
-          Masz rację. Grzybica to coś okropnego! Pamiętam jak Tom przeżywał rzeżączkę... Nie chciał wychodzić z domu, a ja musiałam mu robić okłady na stopy z rumianku.
-          Poważnie? – potaknęła. – Pewnie masz teraz uraz na psychice...
-          Nawet nie – uśmiechnęła się wesoło. – Posmarowałam się kremem do opalania z wysokim filtrem i przeszło.
-          Też muszę spróbować. Po tym ostatnim zapaleniu nadgarstka Billa, wywołanym oczywiście upojeniem alkoholowym, czuję się strasznie. Mam wrażenie, że to była moja wina...
-          Dlaczego? – podniosła jedną brew w górę, starając się pohamować śmiech.
-          Nie wyszłam mu wtedy z łazienki i nie mógł przytulić się do sedesu... A na drugi dzień zjadł cały zestaw z McDonalds’a, wyobrażasz to sobie?!
-          To musiała być niesamowita trauma...
-          Była! Czytałam mu przez całą noc na pocieszenie „Kopciuszka”, a on cicho pochlipywał! Nawet nie wiesz jak się wtedy okropnie czułam...
Z gabinetu wyszła kobieta, około trzydziestki ubrana w biały fartuch. Jej wąskie usta układały się w miły uśmiech. Zerknęła na swój notatnik i rozejrzała się po poczekalni:
-          Pani Smidt?
Nikola podniosła się z drewnianej ławy. Odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi gabinetu doktor Zauritz. Jeszcze zanim weszła do środka zerknęła na mnie nieco wystraszona.
* * *
            Księżyc znajdujący się w trzeciej kwadrze wraz z małymi, jasnymi punkcikami, wkomponowanymi w nocne niebo, oświetlał podwórko Kaulitzów. Nareszcie mieli ciszę i spokój. Rozwrzeszczane fanki ustawicznie trzymające w dłoniach aparaty fotograficzne albo telefony komórkowe z aparatami rozeszły się do własnych domów. Najwyraźniej zrezygnowały z wystawania pod ich posesją. Nawet wzywana kilkakrotnie policja nie była w stanie ich przegonić na dłużej niż dwie, trzy godziny.
            Ciepły wiosenny wiatr delikatnie rozwiewał włosy Billa. Chłopak odgarnął z twarzy kilka pasm czarnych kosmyków ze złotymi pasemkami, po czym objął ramieniem Mary Ann. Pocałował ją czule w skroń. Dziewczyna uśmiechnęła się, nie odwracając nawet na moment wzroku z rozgwieżdżonego nieba. Bill wolał jednak podziwiać delikatną twarz ukochanej, skąpaną w jasnej poświacie księżyca niż pogrążone w czerni sklepienie.
            W milczeniu bujali się na ogrodowej huśtawce, ustawionej tuż koło wyjścia na ogród. Kilka metrów od nich przy plastikowym stoliku siedział Tom z Nikolą, wesoło chichocząc.
-          Mam coś na nosie, że mi się tak przyglądasz? - Mary Ann spojrzała na niego roziskrzonym wzrokiem.
Pokręcił przecząco głową, muskając jej słodkie usta. Blondynka mruknęła cicho, po czym oparła wygodnie głowę na jego piersi. Pogłaskał czule jej gładkie włosy. Postanowił, że dzisiejszej nocy i tak będzie spał w łóżku mamy i ojczyma. Nie chciał, aby Mary Ann miała jakiekolwiek wątpliwości. Może rzeczywiście jest jeszcze za wcześnie na dzielenie łóżka? Ale przecież kochają się od tak długiego czasu... Co z tego, że wcześniej nie potrafili porozmawiać ze sobą spokojnie, choćby przez kilka minut? Teraz to już nie miało dla niego żadnego znaczenia. Najważniejsze, że wszystko potoczyło się dobrze. Jest z ukochaną dziewczyną, a to jedna z podstaw budująca prawdziwe szczęście.
-          Bill? – Usłyszał przymilny głos bliźniaka, a kiedy odwrócił głowę w jego stronę ciągnął: – Przyniesiesz coś do picia?
-          A sam nie możesz?
-          Nikola powiedziała, że mnie nie puści – uniósł ręce w geście bezradności. – Ratuj brata!
-          Jak idziesz to możesz przynieść mi telefon – Mary Ann pocałowała go czule w policzek. – Jest w mojej torebce.
-          Skoro nalegasz...
Niechętnie podniósł się z miejsca i skierował w stronę drzwi wejściowych do domu. Nalał do czterech wysmukłych szklanek cytrynową nestea i podszedł do krzesełka na którym była zawieszona torebka Mary Ann. Otworzył ją i włożył rękę do środka w poszukiwaniu komórki blondynki. Już miał zasunąć zamek, kiedy dostrzegł pudełko z tabletkami. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale wyciągnął je i przyjrzał się uważnie napisom. Poczuł jak traci grunt pod nogami, a przed oczami robi mu się ciemno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz