Przysłuchiwał się rozmowie Mary Ann i
Nikoli, ale jak na złość nic z niej nie rozumiał. Tylko pojedyncze słówka,
które nie chciały ułożyć się w jedną, logiczną całość. Nie chciał wydzierać się
na blondynkę, ale zaczęło irytować go jej zachowanie. Chciał wiedzieć o co jej
chodzi, żeby mógł się ewentualnie wytłumaczyć. Wcześniejsze nieporozumienia,
które ciągnęły się jeszcze do tej pory aż za boleśnie go doświadczyły. Ale
nauczył się dzięki temu, że najlepiej od razu wyjaśniać wszystkie niesnaski. I
tak właśnie chciał zrobić tym razem, czemu tylko Mary Ann mu nie pozwoliła?
Nagle
dziewczyna podniosła się z podłogi i wyminęła go w drzwiach. Spojrzał na
Nikolę, która kiwnęła głową, żeby za nią poszedł. Uśmiechnął się do niej w
podzięce i udał się za blondynką.
-
Przepraszam – szepnął podchodząc do niej. Objął ją w
talii i przyciągnął do siebie. Bał się, że zaraz go odepchnie, ale ona tylko
mocniej wtuliła się w jego ramiona.
-
To ja przepraszam. Nikola ma rację – uśmiechnęła się do
niego promiennie.
-
Ale ja i tak chcę wiedzieć o co chodziło – upierał się.
-
Zwyczajnie lubię patrzeć jak się denerwujesz. – Spojrzała
na niego niewinnie i pocałowała delikatnie w usta. – Jestem głodna...
-
Wymijająca odpowiedź plus zmiana tematu? A co jeżeli nie
ustąpię?
-
Wtedy będę musiała przekonać cię inaczej – dotknęła
pieszczotliwie nosem jego nosa. – Tylko, że ja naprawdę jestem głodna...
-
No dobrze... – westchnął prowadząc ją do kuchni. –
Powiedz tylko czemu nie chcesz powiedzieć mi o co ci chodzi.
-
Mówił ci już ktoś, że jesteś okropnie upierdliwy? –
potaknął. Wielu ludzi mu o tym wspominało, ale nie przejmował się tym. Czasami
traktował to nawet bardziej jako zaletę niż wadę. – Chodziło mi o to, że
niepotrzebnie wpuściłam cię do łóżka. Zadowolony?
Słysząc te słowa posmutniał. Myślał, że
Mary Ann nie przeszkadza to, że śpią razem. Przecież był grzeczny! Trzymał ręce
przy sobie! Choć miał wielokrotnie ochotę na coś więcej, ale kochał ją i nie
zrobiłby nic wbrew jej woli! Dla niej mógłby spać nawet na twardej podłodze bez
żadnej pościeli!
-
Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś wcześniej?
-
Bo dzisiaj mnie tak naszło – uśmiechnęła się do niego, a
widząc jego smutek, dodała niepewnie: - Bill kocham cię, tylko... boję się, że
to wszystko dzieje się za szybko.
-
Z czym chcesz kanapki? – spytał podchodząc do lodówki i
przeglądając jej zawartość.
-
Wszystko jedno. Teraz to ty zmieniasz temat –
stwierdziła, a on przyznał jej w duchu rację.
-
Bo nie wiem co mam powiedzieć. – Wyciągnął bułki z
szuflady i zaczął przekrawać je na pół.
Mary Ann podeszła do niego i objęła w
pasie opierając głowę o jego nagie plecy. Nie przerwał nawet na moment
przyszykowywania śniadania. Miał do blondynki żal, że o niczym mu nie
wspomniała wcześniej, a teraz gdyby z niej nie wyciągnął tej informacji pewnie
zostawiłaby ją dla siebie.
-
W takim razie chyba ja powinnam coś powiedzieć –
westchnęła całując jego nagą skórę, a on poczuł jak przechodzi go miły dreszcz.
– Uwielbiam zasypiać w twoich ramionach i budzić się rano wiedząc, że jesteś
przy mnie. Tylko spójrz na to inaczej. Jaka dziewczyna śpi w łóżku ze swoim chłopakiem
po tygodniu chodzenia ze sobą?
-
Taka, która bardzo kocha swojego chłopaka – odwrócił się
do niej przodem i pocałował w czubek nosa.
Poczuł dumę kiedy nazwała go swoim
chłopakiem, bo chciał należeć tylko do niej i pragnął aby ona należała tylko do
niego.
-
Albo taka, która sypia z kim popadnie...
-
Nawet tak nie myśl! – wykrzyknął, a zaraz dodał z lękiem:
– Bo tak nie jest, prawda?
-
Nie. Jak do tej pory jesteś jedynym chłopakiem, któremu
pozwoliłam na tak wiele i... pewnie pozwolę na więcej... – drugą część zdania
wypowiedziała tak cicho, że ledwo usłyszał, zaś na jej policzkach pojawiły się
urocze rumieńce.
-
Mówiłem już, że cię kocham? – uśmiechnął się chytrze
skradając jej całusa. – Dzisiaj będę spał albo u rodziców, albo na podłodze,
dobrze?
Mary Ann potrząsnęła przecząco głową
zarzucając mu ręce na szyję. W tym momencie zupełnie jej nie rozumiał. Skoro
nie chciała spać z nim w jednym łóżku, to czemu nie zgadzała się na jego
propozycję? Spojrzał na nią pytająco.
-
Nie wygonię cię przecież z twojego łóżka – pogłaskała go
czule po policzku. – Zresztą nawet tego nie chcę...
* * *
Rozsiadłam
się wygodnie na długiej, drewnianej ławie w poczekalni jednej z magdeburskich
klinik lekarskich. Oprócz nas czekało jeszcze kilka kobiet w różnym wieku na
wizytę u doktor Zauritz.
-
Chcesz jakieś czasopismo? – spytałam Nikolę po dziesięciu
minutach oczekiwania. A zapowiadało się na to, że spędzimy tu znacznie więcej
czasu.
Przyjaciółka skinęła głową, a ja
podniosłam się z miejsca i podeszłam do stojaka z różnymi gazetami. Chwilę
przyglądałam się okładkom, po czym wyciągnęłam kilka na chybił trafił.
-
Trzymaj – podałam Nikoli jakiś magazyn wędkarski.
-
Nie było czegoś innego? – Spytała przyglądając się
uważnie zdjęciu rybaka trzymającego w ręku wędkę.
-
Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Zobacz, ja mam
magazyn ogrodniczy – pomachałam jej czasopismem przed nosem.
Otworzyłam i zaczęłam wertować pismo.
Niektóre ogrody były naprawdę piękne, ale sposoby sadzenia marchewki albo
pielenia grządek nie bardzo mnie interesowały. Spojrzałam na Nikolę, która z
zainteresowaniem czytała jakiś artykuł w magazynie wędkarskim.
-
Jak się już przeprowadzisz do Hamburga, pożyczę od babci
wędkę i pójdziemy łowić ryby – puściłam jej oczko. Widziałam, że posmutniała na
myśl o przeprowadzce, ale zaraz się rozchmurzyła.
-
Chociaż tyle, że tata pozwolił mi wybrać miasto...
-
Ale spytał się tak po prostu: „Nikola gdzie teraz chcesz
zamieszkać”?
Przyjaciółka pokręciła przecząco głową.
-
Miałam do wyboru Berlin, Hamburg, Dortmund i Frankfurt,
bo tam firma, w której pracuje ma swoje filie.
-
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zdecydowałaś się na
Hamburg - uśmiechnęłam się wesoło.
Może to egoistyczne z mojej strony, ale
naprawdę cieszyłam się z jej przeprowadzki. Teraz kiedy moja babcia przeniosła
się do Svena, nie widywałabym się z Nikolą tak często jakbym chciała, o ile w
ogóle miałybyśmy okazję się spotkać. W końcu z Magdeburga do Hamburga jest dość
daleko. Nie wspominając nawet o Zielonej Górze.
-
Gdyby nie było go na liście ojca, pewnie zamknęłabym się
w pokoju i nie wyszła stamtąd do czasu, aż zmieniłby zdanie. Nie chcę się
wyprowadzać - westchnęła ciężko.
-
Może nie będzie tak źle?
-
Tu nie chodzi o to czy będzie dobrze, czy źle. Nie chcę
po prostu zostawiać tego wszystkiego - zatoczyła dłońmi okrąg, tak jakby
chciała objąć nimi cały Magdeburg. - Ja nie chcę rozpoczynać nowego życia w
Hamburgu, z dala od ludzi, których znam od urodzenia. Nie potrzebne mi to.
-
Najwyraźniej twojemu tacie tak. Też byś pewnie nie
chciała mieszkać w mieście, które kojarzyłoby ci się z osobą, którą kochałaś, a
ona cię zdradziła.
-
Masz rację. Zabrałabym wszystko i wyniosła się jak
najdalej nie bacząc na nic - powiedziała z sarkazmem.
-
Nie o to mi chodziło. Wiem, że ucieczka od problemów nie
jest rozwiązaniem, ale rozumiem też twojego tatę.
Westchnęła ciężko, odkładając na bok
magazyn wędkarski. Przejrzała plik czasopism, które przyniosłam, aż wyłowiła z
nich jakieś przeznaczone dla gospodyń domowych.
-
Będzie dobrze. Musi być - powiedziała z mocą. - Zobaczmy
co tutaj piszą...
Nie ciągnęłam dalej tego tematu.
Zamiast tego spojrzałam przez ramię przyjaciółce, czytając co ciekawsze
artykuły o gwiazdach. Kiedy zobaczyłam dość spore zdjęcie Billa pomalowanego
niczym Kleopatra zaczęłam wesoło chichotać, czym zwróciłam na siebie uwagę
pozostałych kobiet oczekujących na wizytę u doktor Zauritz.
-
Jejku... Żałuję, że go nie widziałam tak pomalowanego...
– wydukałam ocierając łzy, które zaczęły mi się gromadzić pod powiekami.
-
A mnie się wydaje, że to lepiej – Nikola zaczęła się
śmiać. – Przynajmniej nie pogniewał się na ciebie, że się z niego nabijasz.
-
Rzeczywiście – przyznałam jej rację przelatując wzrokiem
po artykule. – Słuchaj tego: „Tokio Hotel to młodzieżowy zespół
punk-rockowy, który zaistniał w 2005 roku hitem „Durch den Monsun”. Od tego
czasu sława czterech chłopców z Magdeburga rośnie z każdym dniem. Nastolatki
kompletnie oszalały na punkcie Billa Kaulitza (16), Toma Kaulitza (16), Gustava
Shäfera (17) oraz Georga Listinga (19). Nie tylko kopiują ich styl ubierania,
ale także naśladują zachowanie swoich idoli. A czy nastolatki zachwalające
niezdrową żywność, seks, imprezy do późnych wieczornych godzin, na których
alkohol leje się strumieniami to dobre przykłady do naśladowania dla naszych
pociech?”.
-
Dzieło Szatana! – przyjaciółka zaczęła się teraz śmiać na
dobre. – Muszę powiedzieć Tomowi, żeby przestał mówić o seksie, a ty –
przyłożyła wskazujący palec do mojego ramienia – uświadom Billowi, że powinien
wcinać same sałatki. Żadnych fast-foodów! Jest już zdecydowanie za gruby od
tego niezdrowego jedzenia!
-
Koniecznie. A co z imprezami? – spytałam zmartwiona. – Bo
wiesz... Bill po każdej imprezie przychodzi totalnie zalany. Powoli zaczyna
mnie to denerwować, szczególnie jak klei się do sedesu, albo czasami do
umywalki. Do wanny też mu się raz zdarzyło.
-
Mnie za to najbardziej przeszkadza jak Tom przyprowadza
sobie do pokoju po kilka fanek, a potem urządzają dzikie orgie. To jest
naprawdę stresujące...
-
Ja na twoim miejscu bałabym się, żeby nie dostał
grzybicy.
Kobiety zgromadzone w przychodni
zaczęły się nam przypatrywać z zaciekawieniem zmieszanym z politowaniem, ale
nie przejęłyśmy się nimi ani odrobinę.
-
Masz rację. Grzybica to coś okropnego! Pamiętam jak Tom
przeżywał rzeżączkę... Nie chciał wychodzić z domu, a ja musiałam mu robić
okłady na stopy z rumianku.
-
Poważnie? – potaknęła. – Pewnie masz teraz uraz na
psychice...
-
Nawet nie – uśmiechnęła się wesoło. – Posmarowałam się
kremem do opalania z wysokim filtrem i przeszło.
-
Też muszę spróbować. Po tym ostatnim zapaleniu nadgarstka
Billa, wywołanym oczywiście upojeniem alkoholowym, czuję się strasznie. Mam
wrażenie, że to była moja wina...
-
Dlaczego? – podniosła jedną brew w górę, starając się
pohamować śmiech.
-
Nie wyszłam mu wtedy z łazienki i nie mógł przytulić się
do sedesu... A na drugi dzień zjadł cały zestaw z McDonalds’a, wyobrażasz to
sobie?!
-
To musiała być niesamowita trauma...
-
Była! Czytałam mu przez całą noc na pocieszenie „Kopciuszka”,
a on cicho pochlipywał! Nawet nie wiesz jak się wtedy okropnie czułam...
Z gabinetu wyszła kobieta, około
trzydziestki ubrana w biały fartuch. Jej wąskie usta układały się w miły
uśmiech. Zerknęła na swój notatnik i rozejrzała się po poczekalni:
-
Pani Smidt?
Nikola podniosła się z drewnianej ławy.
Odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi gabinetu doktor Zauritz. Jeszcze zanim
weszła do środka zerknęła na mnie nieco wystraszona.
* * *
Księżyc
znajdujący się w trzeciej kwadrze wraz z małymi, jasnymi punkcikami,
wkomponowanymi w nocne niebo, oświetlał podwórko Kaulitzów. Nareszcie mieli
ciszę i spokój. Rozwrzeszczane fanki ustawicznie trzymające w dłoniach aparaty
fotograficzne albo telefony komórkowe z aparatami rozeszły się do własnych
domów. Najwyraźniej zrezygnowały z wystawania pod ich posesją. Nawet wzywana
kilkakrotnie policja nie była w stanie ich przegonić na dłużej niż dwie, trzy
godziny.
Ciepły
wiosenny wiatr delikatnie rozwiewał włosy Billa. Chłopak odgarnął z twarzy
kilka pasm czarnych kosmyków ze złotymi pasemkami, po czym objął ramieniem Mary
Ann. Pocałował ją czule w skroń. Dziewczyna uśmiechnęła się, nie odwracając
nawet na moment wzroku z rozgwieżdżonego nieba. Bill wolał jednak podziwiać
delikatną twarz ukochanej, skąpaną w jasnej poświacie księżyca niż pogrążone w
czerni sklepienie.
W
milczeniu bujali się na ogrodowej huśtawce, ustawionej tuż koło wyjścia na
ogród. Kilka metrów od nich przy plastikowym stoliku siedział Tom z Nikolą,
wesoło chichocząc.
-
Mam coś na nosie, że mi się tak przyglądasz? - Mary Ann
spojrzała na niego roziskrzonym wzrokiem.
Pokręcił przecząco głową, muskając jej
słodkie usta. Blondynka mruknęła cicho, po czym oparła wygodnie głowę na jego
piersi. Pogłaskał czule jej gładkie włosy. Postanowił, że dzisiejszej nocy i
tak będzie spał w łóżku mamy i ojczyma. Nie chciał, aby Mary Ann miała
jakiekolwiek wątpliwości. Może rzeczywiście jest jeszcze za wcześnie na
dzielenie łóżka? Ale przecież kochają się od tak długiego czasu... Co z tego,
że wcześniej nie potrafili porozmawiać ze sobą spokojnie, choćby przez kilka
minut? Teraz to już nie miało dla niego żadnego znaczenia. Najważniejsze, że
wszystko potoczyło się dobrze. Jest z ukochaną dziewczyną, a to jedna z podstaw
budująca prawdziwe szczęście.
-
Bill? – Usłyszał przymilny głos bliźniaka, a kiedy
odwrócił głowę w jego stronę ciągnął: – Przyniesiesz coś do picia?
-
A sam nie możesz?
-
Nikola powiedziała, że mnie nie puści – uniósł ręce w
geście bezradności. – Ratuj brata!
-
Jak idziesz to możesz przynieść mi telefon – Mary Ann
pocałowała go czule w policzek. – Jest w mojej torebce.
-
Skoro nalegasz...
Niechętnie podniósł się z miejsca i
skierował w stronę drzwi wejściowych do domu. Nalał do czterech wysmukłych
szklanek cytrynową nestea i podszedł do krzesełka na którym była zawieszona
torebka Mary Ann. Otworzył ją i włożył rękę do środka w poszukiwaniu komórki
blondynki. Już miał zasunąć zamek, kiedy dostrzegł pudełko z tabletkami.
Wiedział, że nie powinien tego robić, ale wyciągnął je i przyjrzał się uważnie
napisom. Poczuł jak traci grunt pod nogami, a przed oczami robi mu się ciemno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz