Spakowałam do swojej walizki ostatnią
parę spodni i ze smutną miną zasunęłam zamek. Nie chciałam wyjeżdżać z Paryża!
Ani teraz ani nigdy, bo to oznaczało rozstanie z Billem. A ja nie chciałam się
z nim żegnać!
Mówią, że pożegnania są najgorsze ale to nie prawda.
Rozłąka i tęsknota za ukochanym jest znacznie silniejsza. Kiedy człowiek
wpatruje się w jego twarz na zdjęciu i wspomina wszystkie piękne chwile,
zapominając o tych złych czuje się okropnie. Tak jakby całe życie straciło
nagle sens. Skąd to wiem? Bo tak właśnie było kiedy wyjechałam z Berlina, gdzie
zostawiłam Billa po ślubie babci. Choć wtedy nie byliśmy razem, nie wiedziałam,
że czuje do mnie jakiekolwiek głębsze uczucia; kochałam go i marzyłam o tym,
żeby on również obdarzył mnie miłością. A gdy tak się stało muszę powiedzieć mu
żegnaj. Może nie na zawsze, ale te kilka tygodni wydawało mi się w tym momencie
wiecznością.
Usiadłam
na łóżku i wpatrzyłam się tępym wzrokiem w podłogę. Jeszcze nigdy tak bardzo
nie chciałam zostać w jakimś miejscu jak w tym oto pokoju hotelowym. Choć
spędziłam tu nieco ponad siedem dni wydarzyło się tak wiele... Zarówno dobrego
jak i złego.
Kierowana
nagłym impulsem podniosłam się z miejsca i wybiegłam z pomieszczenia. Ze
zniecierpliwieniem nacisnęłam guzik przywołujący windę. Kiedy pojawiła się po
zaledwie kilku sekundach natychmiast do niej wsiadłam i zjechałam na parter, a
stamtąd udałam się biegiem na schodki La Grande Arche. Usiadłam na nich i
wpatrzyłam się przed siebie. Prosto w piękny, zabytkowy łuk triumfalny, który
majaczył w oddali. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jednak nikt tego
nie zauważył. Przechodnie zajęci byli swoimi sprawami. Gdzieś się spieszyli,
tak jakby uczestniczyli w jednym z wyścigów samochodowych. Żaden z nich nie
zatrzymał się nawet na moment, żeby podziwiać piękno placu La Défense.
Uśmiechnęłam się do siebie
przypominając sobie noc sprzed zaledwie kilku dni, kiedy to Bill w samych
bokserkach krążył tutaj w kółko. Gdyby nie to z pewnością byłabym już od dawna
w domu i wypłakiwała sobie oczy. A wtedy poważnie myślałam o powrocie do
Polski. Teraz jednak ani trochę nie żałuję, że zostałam. Przeciwnie. Nie chcę wyjeżdżać.
Cóż za zrządzenie losu...
-
Hej - usłyszałam cichy głos przyjaciółki.
Nikola rozsiadła się wygodnie na
schodkach obok mnie i spojrzała przed siebie. Trwałyśmy w milczeniu, zatopione
w swoich ponurych myślach. Powinnam zadzwonić do rodziców, że dzisiaj wracam,
ale chciałam odwlec jak najdłużej ten moment. Może to dziwne, ale wydawało mi
się, że jeżeli poinformuję ich o tym, to stanie się to nieuniknione. Zupełnie
jakby już nie było... Jednak nie wiedzieć czemu w sercu tlił mi się malutki
promyczek nadziei, że może zostaniemy tutaj jeszcze przez kilka dni...
-
Zrób coś... - jęknęłam. - Nie chcę wracać...
-
Też nie chcę, ale cóż zrobić? - uśmiechnęła się leciutko.
-
Nie sądziłam, że w ciągu tygodnia może się zmienić i
wydarzyć tak wiele. A
potem nagle zniknąć. Ot tak sobie - pstryknęłam palcami.
-
Nie zniknie. To tylko kilka tygodni.
-
Może i tak, ale mnie się wydaje, że to wieczność. Jak
pomyślę sobie, że jutro nie obudzę się już koło Billa, to chce mi się wyć z
rozpaczy.
Przyjaciółka nic nie odpowiedziała, tylko objęła mnie
ramieniem. Po policzkach poleciały mi świeże łzy. Dlaczego tak szybko musi się
kończyć moje szczęście? Owszem kocham Billa, a on mnie, ale czy za te kilka
tygodni będzie tak samo? Czy nie wrócą między nas kłótnie?
* * *
Tom
Kaulitz siedział w fotelu i wpatrywał się w poskręcaną pościel. To na tym łóżku
kochał się z Nikolą pierwszy raz. Wiedział, że zapamięta tę chwilę na zawsze.
Bo choć zgrywał zimnego macho wcale taki nie był. A przynajmniej nie do końca.
Nie potrafił się przed nikim otworzyć poza Billem. Do momentu aż spotkał
brunetkę... A raczej uświadomił sobie fakt, że się w niej prawdziwie zakochał.
Wcześniej to uczucie było mu całkowicie obce. Nawet jego domniemana miłość do
Claudii okazała się przy tym co czuje do Nikoli marnym zauroczeniem. Niewartym
nawet wspominania o nim.
Zaczynał
się bać coraz bardziej. Sam nie wiedział co aż tak go przeraża. To, że miłość
jest dla niego zupełnie obcym, a zarazem nowym uczuciem, całkowitego
zniewolenia przez dziewczynę czy odpowiedzialności. Bo kiedy wypowiada się
ukochanej słowa: „kocham cię” staje się równocześnie za nie odpowiedzialnym.
Trzeba poświęcić się wówczas całkowicie tej osobie i pielęgnować uczucie tak
jak warzywa w ogródku. A jego to przytłaczało. Szczególnie, że jedyną rzeczą
płci żeńskiej, którą kochał do tej pory była gitara. I muzyka.
Z tych
ponurych rozmyślań wyrwał go odgłos pukania. Z westchnięciem podniósł się z
fotela i podszedł do drzwi. Otworzył je na oścież wpuszczając do środka Billa.
Młodszy Kaulitz zajął miejsce na łóżku i z determinacją zwrócił się do brata:
-
Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale nie pozwolę, żeby
Mary wróciła dzisiaj do Polski! Jeżeli będę musiał, to wedrę się na pas
startowy i stanę przed kołami samolotu!
-
Nie przesadzasz? - Tom podniósł jedną brew wpatrując się
w niego czujnie.
-
Nie! Ja bez niej nie wytrzymam!
-
Dałeś sobie bez niej radę przez siedemnaście lat, to dasz
i teraz - odparł choć wcale tak nie uważał. Szczególnie, że sam nie bardzo
wyobrażał sobie swoje rozstanie z Nikolą. Jednak on jest w o tyle lepszej
sytuacji, że brunetka mieszka w Niemczech.
-
Przestań zgrywać luzaka! Ja mówię poważnie! Stanę przed
tymi cholernymi kołami samolotu! Albo zamknę się z nią w pokoju i nie wyjdę!
-
Uspokój się - powiedział spokojnie. - Krzykiem nic nie
zdziałasz. Zastanówmy się lepiej jak tu zostać jeszcze trochę - wiedząc, że
bliźniak wyskoczy zaraz z masą pomysłów dodał: - Tylko bez niczego
drastycznego.
Czarny na moment zamilkł. Wystawił
koniuszek języka i wpatrzył się w sufit intensywnie nad czymś myśląc, po czym z
triumfem wykrzyknął:
-
Już wiem! Złamię sobie nogę!
Dreadowłosy przekręcił oczami, a kiedy
bliźniak zaczął zastanawiać się na głos jak tego dokonać schował twarz w
dłoniach. Nie mógł tego słuchać! Okaleczenie się nie było jego zdaniem
najlepszym pomysłem. Wiedział, że jest jakiś inny sposób. Znacznie prostszy i o
wiele mniej drastyczny. Nie wiedział tylko jaki, a ekscytujący monolog brata
uniemożliwiał mu skupienie się nad przewertowaniem wszystkich pomysłów
napływających mu do głowy.
-
Zamknij się albo wyjdź stąd! - wykrzyknął.
-
Ok., już idę. Poszukam jakiejś deski żebyś złamał mi
nogę.
Tom spojrzał na brata jak na
nienormalnego i pokręcił głową.
-
Idź lepiej zabunkrować się na razie w pokoju.
-
Ale jak mają zapasowe karty? - spytał z troską. - Lepiej
poszukam tej deski. To pewniejsze, że zostaniemy tu jeszcze kilka dni jak
złamiesz mi nogę.
-
My tak, ale skąd wiesz czy dziewczyny nie wrócą do domów?
-
Myślisz, że Mary zostawiłaby mnie tutaj ze złamaną nogą?
- Czarny wyglądał na naprawdę przerażonego. - To może... - przyłożył palec do
ust zastanawiając się nad innym wyjściem. - Stanę na środku ulicy i poczekam aż
mnie auto potrąci? Takiego potłuczonego chyba mnie nie zostawi... Bo noga to
faktycznie może być za mało, a jak mnie tak auto potrąci...
-
Zamknij się!! - przerwał mu. - Mary nie będzie potrzebny
twój trup! Chyba, że tak bardzo chcesz tutaj zostać na zawsze... Jednak nie
wiem czy cmentarz to taka dobra miejscówka... Wiesz ile tam jest robaków i
pająków?
-
Nie chcę się przecież zabijać! Ale jak auto mnie potrąci
i wyląduje na jakiś czas w szpitalu, to wtedy Mary będzie przy mnie czuwała -
na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek - i opiekowała się mną.
-
Powiedz mi lepiej czego się naćpałeś.
-
Herbaty z cytryną - wzruszył ramionami. - Pomożesz mi
poszukać jakiegoś fajnego auta, które mogłoby mnie potrącić?
-
Nie!! - stracił cierpliwość. - Lepiej się zamknij, bo
usiłuję coś wymyślić!!
-
Ale Tom! Wyjeżdżamy za dwie godziny!! Nie mamy czasu do
stracenia na twoje myślenie!!
-
Lepiej stracić czas na moim myśleniu niż na twoich
głupich pomysłach! Siadaj
i się wreszcie zamknij!
Czarny posłusznie usiadł na miejscu,
ułożył kolana tak, że się stykały ze sobą i położył na nich dłonie pokazując,
że posłuchał brata. Jednak ciągle myślał nad jakimś nowym sposobem aby
zatrzymać przez jeszcze kilka dni Mary Ann przy sobie. Wiedział, że spotkają
się ze sobą za kilka tygodni jak dziewczyna przyjedzie do Niemiec na wakacje,
ale dla niego to było zbyt długo. A ponadto nie chciał się z nią rozstawać
nawet na jeden dzień!
-
Masz już jakiś pomysł? - spytał brata po upływie zaledwie
dwóch minut. Tom pokręcił przecząco głową. - To może pójdę na wieżę Eiffla i
zagrożę, że się z niej rzucę?
-
Miałeś
się zamknąć!
-
Dobra, dobra... już jestem cicho... - zrobił naburmuszoną
minę. - A może powinienem...
-
Zamknij
się!! Myślę!!
-
Nie
domyśliłbym się...
Tom przekręcił oczami. Dlaczego
bliźniak zawsze musi tyle gadać? Jakby nie mógł się na moment zamknąć i dać mu
w spokoju pomyśleć.
-
Już?
Wymyśliłeś coś?
-
Bill!
Minęło piętnaście sekund!
-
To myśl szybciej albo pomóż mi poszukać jakiejś deski
albo samochodu.
Zignorował jego wypowiedź próbując
znaleźć jakiś dobry sposób na to, aby zostali we Francji jeszcze przez kilka
dni. A wiedział, że to będzie trudne do wykonania, gdyż zaraz po powrocie mieli
kręcić teledysk do „Der letze tag”. Mimo tego jego myśli krążyły wokół Davida,
a dokładniej czegoś co by go przekonało do zostania tutaj.
Już prawie wiedział co może powiedzieć
Jostowi kiedy w pomieszczeniu rozległ się odgłos pukania. Przewrócił oczami.
Czemu wszyscy muszą mu przerywać?! Spojrzał znacząco na Czarnego, żeby podniósł
się i otworzył drzwi. Ten
jednak siedział spokojnie.
-
Otworzysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz