środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 162



Blondyn spojrzał na Mary Ann ze zdziwieniem. Kojarzył ją z niektórych artykułów czy zdjęć, które ukazały się w czasopismach, albo Internecie, ale nie przypominał sobie chwili, w której się poznali. Przecież nie mieli okazji się spotkać! Słyszał jedynie dość dużo o niej z ust Billa, Toma, Georga albo Gustava, choć z ostatnią dwójką widywał się raczej rzadko.
-          Skąd się znacie? – spytał Bill tak jakby czytając mu w myślach. Andreas też chciał się dowiedzieć gdzie mieli okazję spotkać się już wcześniej.
-          Z sylwestra – uśmiechnęła się znacząco.
Poczuł jak na jego policzki wkraczają wielkie rumieńce. Nagle sobie przypomniał gdzie się poznali. A nie można nazwać tamtych okoliczności ani miłymi ani sprzyjającymi zawarciu przyjaźni. Dla niego były żenujące. Bo jak inaczej określić to co miało miejsce w parku?
-          Ale przecież nie było cię u nas na sylwestrze... – wtrącił Tom.
-          Byłam – uśmiechnęła się ciepło do Dreadowłosego. – Pewnie mnie nie zauważyłeś, bo byłam tylko przez moment z Georgiem akurat wtedy jak zaczęliście odliczanie.
-          Czyli trafiłaś na najlepszy moment! – wykrzyknął entuzjastycznie Bill. – Widziałaś jak Andreas całował się z Janem?
-          Trudno było nie zauważyć jak się całowaliście – spojrzała na blondyna – nad moją głową.
O ile to było możliwe Andreas zaczerwienił się jeszcze mocniej. Nienawidził kiedy ktokolwiek wspominał o ostatnim sylwestrze, a szczególnie o tamtym momencie. Na szczęście wszyscy sądzą, że to był jedynie przypadek, a on był pijany, więc mógł nie zauważyć, że całuje się z chłopakiem. Oczywiście często towarzyszyły mu docinki, szczególnie ze strony bliźniaków, ale zdążył się już do tego przyzwyczaić. Znacznie gorsze były jego własne myśli, które uparcie powracały do pocałunku z Georgiem i Janem. Nie mógł dłużej przed sobą ukrywać, że mu się podobały. Może nawet bardziej niż te z dziewczynami...?
-          Daliście wtedy czadu! – na twarzy Toma pojawił się szeroki uśmiech. – Ale mimo wszystko to było obrzydliwe!
-          Obrzydliwy to był ten twój pomysł! – wtrąciła Mary Ann.
-          Dlaczego? – zmarszczył lekko brwi, po czym spojrzał na Billa jakby chcąc, aby ten go poparł. – Fajnie było, nie bracie?
-          Do północy owszem – odparł wymijająco. Nie chciał mówić przy Mary Ann o tym, że awantura z nią zepsuła mu chęć na dalszą zabawę. Tak samo jak pojawienie się jej w ich domu. A od razu dostrzegł jak ukochana wchodzi z Georgiem do salonu... I zupełnie mu się to nie podobało.
-          Mówcie lepiej co tam u was – Andreas postanowił zmienić temat, gdyż obawiał się, że zaraz rozmowa znowu zejdzie na jego pocałunek z Janem. Dobrze, że Mary Ann nie wypaplała nikomu o jego pocałunku z Georgiem, bo wtedy nikt nie uwierzyłby w przypadek. A mimo wszystko to był przypadek. Inna sprawa, że mu się spodobało...
-          A co ma być? – Bill wzruszył ramionami. – To samo co ostatnio. Wywiady, sesje, wywiady, spotkania z fanami, znowu sesje – mówił znudzony. – Jedyna różnica jest taka, że tym razem byliśmy we Francji, a nie tutaj.
-          I tak wiem, że ci się to podoba – powiedział pewnie, bo znał bliźniaków przez tyle lat, aby wiedzieć, że zawsze marzyli o sławie i o tym, aby ich muzykę wysłuchało więcej niż pięć osób, będących w dodatku rodziną.
-          No dobra... Przejrzałeś mnie – roześmiał się. – Ale wiesz robienie muzyki, a ta ciągła promocja to zupełnie coś innego. Dwie skrajności...
-          Powiedzcie lepiej coś o Francuzkach. Fajne z nich laski, czy takie nie bardzo?
Bill spojrzał z czułością na Mary Ann, która teraz wyraźnie czekała na jego odpowiedź.
-          Nie wiem – wzruszył ramionami. – Dla mnie zawsze najpiękniejsze będą Polki, a już szczególnie taka jedna...
-          Nie no! – zaprotestował. – To gdzie ty miałeś oczy?! Trzeba było podziwiać!
-          Podziwiałem i dalej podziwiam... – przytulił mocniej do siebie Mary Ann, na której ustach pojawił się szeroki uśmiech. Dziewczyna pocałowała go w policzek.
-          Z tobą to się jednak nie da porozmawiać! Tom, to były tam fajne dupeczki czy nie? – zwrócił się do starszego Kaulitza.
-          Nie wiem - wzruszył obojętnie ramionami. - Nie rozglądałem się.
-          Ty?! Nie rozglądałeś się?! – wykrzyknął zdumiony. Przecież Dreadowłosy zawsze rozglądał się za najładniejszymi pannami! Bez względu na okoliczności! Pamiętał jak kiedyś uciekali przed policją, a Tom widząc ładną dziewczynę podbiegł do niej i próbował się z nią umówić. – Nie wierzę... Co się z wami stało?! Nie poznaję was! – spojrzał na nich tak, jakby miał okazję zobaczyć pierwszy raz w życiu.
-          Miłość zmienia człowieka... – wytrzeszczył oczy jeszcze mocniej, tym bardziej, że słowa te padły z ust Dreadowłosego. Nie wierzył w to co się stało z jego przyjaciółmi w ciągu tych kilku tygodni kiedy się nie widzieli...
* * *
-          Jak chcecie to sobie jeszcze siedźcie – odezwałam się akurat w momencie kiedy przerwano jakiś film, aby nadać reklamy – a ja idę już spać – podniosłam się z sofy. – Dobranoc.
-          Na mnie też już chyba pora – stwierdził Andreas. – Dobranoc Mary – podał mi dłoń na pożegnanie dodając cicho, tak, żebym tylko ja usłyszała: - Miło było cię spotkać w lepszych okolicznościach.
-          Daj spokój! – uśmiechnęłam się wesoło. – Przecież tamte nie były złe!
Nie zamierzałam przekreślać Andreasa tylko dlatego, że widziałam jak całuje się z Georgiem, a potem Janem. Właściwie zupełnie mnie to nie interesowało. Jest na tyle dorosły, aby samemu decydować o tym co robi. Jeżeli lubi całować się z chłopakami to jest tylko i wyłącznie jego sprawa.
Skierowałam się do pokoju Billa. Wyciągnęłam ze swojej walizki jakiś top i krótkie spodenki. Dochodziła już prawie pierwsza w nocy, a mnie strasznie chciało się spać. Weszłam do łazienki i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Czułam się trochę dziwnie mieszkając u bliźniaków w domu, ale zdecydowanie bardziej wolałam taki układ niż przeprowadzkę do hotelu. Wtedy spędzałabym z Billem zdecydowanie mniej czasu niż w tej chwili. A ja chciałam cieszyć się każdą minutą kiedy mogę być blisko niego, bo tych minut za kilka dni znacznie ubędzie...
Wytarłam mokre ciało w puchaty, zielony ręcznik i założyłam na siebie przyszykowaną wcześniej prowizoryczna piżamę. Jak ja wytrzymam te kilka tygodni bez Billa? A przecież czeka nas zdecydowanie więcej takich rozstań! W końcu on nie zrezygnuje z kariery, a ja nie mam możliwości, aby jeździć z nim po całej Europie. Czy w takim przypadku nasz związek ma szansę na przetrwanie? Kocham go i to się ani odrobinę nie zmieniło, ale czy ta cała nasza miłość wytrzyma odległość jaka będzie nas niejednokrotnie dzieliła?
            Z czarnymi myślami wróciłam do pokoju Billa, który już tam na mnie czekał z dwoma wielkimi kubkami parującego kakao.
-          Dziękuję – odparłam gdy wręczył mi napój. Usiadłam na łóżku i oparłam się o ścianę ściskając w dłoniach szklane naczynie.
-          Proszę – uśmiechnął się. – I jak podoba ci się Andreas?
-          Hm... – przyłożyłam wskazujący palec do ust i udałam, że się zastanawiam nad odpowiedzią. – Jest przystojny, ma fajną blond czuprynę, ładne niebieskie oczy... – wyliczałam, a widząc jak z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem rzednie mina czarnowłosego uśmiechnęłam się wesoło. – Żartowałam zazdrośniku. Andreas to miły chłopak.
-          A już myślałem, że tobie też zawrócił w głowie...
-          No coś ty! – roześmiałam się. – Jedynym osobnikiem, który zawrócił mi w głowie jest pewien wokalista niemieckiego zespołu.
-          Tak? – spytał z udawanym zainteresowaniem. – A jaki to zespół?
-          Tokio Hotel. Słyszałeś może? - przekomarzałam się.
-          Coś mi się chyba obiło o uszy...
Odłożył swój kubek z kakao na szafkę, która stała nieopodal i przysunął się do mnie. Wyciągnął z moich dłoni szklankę i pocałował mnie w usta. Delikatnie, tak jakbym była z porcelany. Włożyłam palce w jego jedwabiste, czarne kosmyki i zaczęłam się nimi bawić oddając pocałunki, które stawały się coraz bardziej namiętne. Gdy włożył swoje dłonie pod moją bluzkę i zaczął głaskać po nagim brzuchu odsunęłam się nieco. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Wysunął tylko dłonie i pociągnął mnie za rękę. Zaskoczona poszłam, a raczej pobiegłam za nim. Widząc jednak, że zbliżamy się do frontowych drzwi przystanęłam i spojrzałam na Billa jakby był wariatem, któremu brakuje wyprasowanego kaftana bezpieczeństwa.
-          Gdzie ty mnie ciągniesz? – spytałam kiedy podał mi moje japonki.
-          Na spacer – odparł spokojnie.
-          Ale jest prawie druga w nocy!
-          Idealnie! - klasnął w dłonie, po czym zawołał: - Tom wychodzimy na moment!!
-          No dobra – posłusznie założyłam klapki na stopy. – Ale może dasz mi chwilkę, żebym się przebrała? – wskazałam na swoją piżamę, na którą składał się stary top i krótkie spodenki, które więcej odkrywały niż zakrywały.
-          Po co? – spytał przyglądając mi się uważnie. – Dla mnie wyglądasz pięknie – na dowód tych słów pocałował mnie czule w usta. I jak go nie kochać?
-          Ciekawe czy w worku na kartofle też bym wyglądała dla ciebie pięknie... – mruknęłam kiedy prowadził mnie ścieżką wyłożoną szarą kostką brukową w stronę furtki.
-          Oczywiście – odparł pewnie. – Dla mnie zawsze jesteś piękna.
Pokręciłam nieufnie głową. Już widzę jego zachwyty nade mną gdyby zobaczył mnie ubraną w jutowy worek... Z pewnością nie mógłby wyjść z zachwytu! Jednak mimo tego, byłam szczęśliwa, że uważa mnie za piękną, choć było mi zdecydowanie daleko do tego miana.
-          Gdzie idziemy? – spytałam kiedy wyszliśmy na asfaltową drogę, która była teraz oświetlona słabym światłem padającym z ulicznych latarni.
-          Chcę pokazać ci Loitsche – odparł obejmując mnie w pasie. – A teraz nikt nas nie będzie zaczepiał.
-          Rzeczywiście – uśmiechnęłam się lekko. Zupełnie zapomniałam, że nie mogę wyjść z Billem z domu, bo zaraz napadnie go chmara fanek. – Jak ty wytrzymujesz te ciągłe piski?
-          Sam nie wiem – poczułam jak wzrusza ramionami. – Na początku to był najcudowniejszy dźwięk na świecie. I ta świadomość, że to ty je wywołujesz... Coś niesamowitego! A teraz... już się chyba trochę przyzwyczaiłem. Niby tak samo mnie cieszą, ale denerwuje mnie kiedy nie mogę nawet spokojnie posiedzieć we własnym domu, bo zza okna słychać wrzaski fanek.
-          Cóż... – westchnęłam. – Zawsze o tym marzyłeś wraz z chłopakami. Możecie robić muzykę dla tysięcy osób.
-          Tak... Tylko jest też druga strona. Nie mamy ani chwili spokoju, bo wszystkich interesuje nasze życie osobiste. Na ogół nie pytają w wywiadach o muzykę, ale o to czy mamy dziewczyny, jaki jest nasz ideał, co lubimy... – wyliczał. - Rozumiem to, bo sam lubię wiedzieć coś o życiu prywatnym moich idoli, ale nie przesadzajmy. Pytanie o to czy mam dziewczynę nie powinno być ważniejsze niż pytanie o naszą muzykę.
-          Nie udawaj, że nie lubisz stać na czerwonym dywanie i udzielać wywiadów, bez znaczenia na pytania – spojrzałam na niego uważnie. Widziałam na tych wszystkich filmikach, że Bill czuje się jak ryba w wodzie kiedy błyskają wokół niego flesze. Chyba, że ta cała radość była udawana...
-          Nie udaję. Zawsze lubiłem być w centrum uwagi, w przeciwieństwie do Toma. On za to jest śmielszy w kontaktach z dziewczynami...
-          No nie wiem kochanie... – odparłam sceptycznie, przypominając sobie jego czułe pocałunki na moim ciele. – Ty też nie jesteś wcale taki nieśmiały w kontaktach z dziewczynami...
-          O! Patrz! – wskazał palcem na jakiś stary domek, zmieniając temat. – Jak mieliśmy jakieś dziesięć lat z Tomem rzucaliśmy w szyby tego domu kamieniami – wybałuszyłam oczy. A zarzekał się, że był takim aniołkiem... – Fajny był brzdęk jak się rozbijały...
-          I tylko dlatego wybijaliście okna?
Skinął nieśmiało głową, kontynuując:
-          Myśleliśmy, że nikt tam nie mieszka, aż pewnego dnia wyszedł z środka jakiś starszy mężczyzna i zaczął nas gonić z siekierą... A tam – wskazał na inny budynek, tym razem nowszy i bardziej zadbany – mieszkała dziewczyna w której podkochiwałem się razem z Tomem, chociaż on się do niczego nie przyznał, ale widziałem jak patrzy na Claudię.
-          Czyli to jednak prawda, że podobają wam się te same dziewczyny?
-          Claudia podobała się akurat wszystkim chłopakom z Loitsche – podrapał się po głowie. – Była starsza i okropnie seksowna. Jednak wszystkie drzwi do niej były zamknięte, bo miała chłopaka, choć niektórzy próbowali ją poderwać...
-          A wy?
-          My tylko podziwialiśmy z daleka. Próbowałem kilka razy do niej zagadać, ale zaczęliśmy nagrywać płytę i nie było okazji – wzruszył ramionami. – Ale to nawet lepiej...
-          Dlaczego?
-          Bo spotkałem ciebie – pocałował mnie w czubek głowy. – Chodź, pokażę ci moje ulubione miejsce w Loitsche.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz